»rozdział siedemnasty«

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mei pojechała około 10. Do tego czasu nadal nie dostałem żadnej wiadomości od Tane i serio zaczynałem się martwić.  Przecież to do niego ani trochę nie podobne. Starałem się jakoś zająć myśli sprzątając tony papierków z podłogi mojego pokoju, a potem nawet odkurzając i układając części do poszczególnych pojemników, ale nawet to nie pomagało. Powiedziałbym inaczej. To nawet pogorszyło moje obawy w momencie kiedy znalazłem rzecz, której stanowczo nie powinno tu być. Na mojej podłodze w kącie leżał złożony szalik Tane. Szalik z którym to od początku roku szkolnego nie rozstawał się nawet na chwilę. Wtedy mój niepokój osiągał szczyt.

Dzwoniłem do niego paredziesiąt razy, ale za każdym razem włączyła się poczta głosowa. Nawet przypuszczając, że w drodze padł mu telefon, to jednak zdążyłby już dojść do domu i podłączyć go do ładowarki, a co za tym idzie zdążył by odczytać już moją wiadomość. Ewentualnie chyba z setkę innych, które mu wysłałem albo chociaż odebrałby choć jeden telefon. Wieczorem przypominając sobie, że mam w kontaktach Haru napisałem do niego. I po najdłuższej minucie mojego życia dowiedziałem się, że Tane ma się już lepiej i jutro na 90% będzie w szkole, a po chwili dostałem wiadomość z pytaniem odnośnie szalika, więc grzecznie odpisałem, że jest u mnie. Tane podobno ześwirował kiedy idąc już do domu zobaczył, że go nie ma i potem przez pół dnia jeździł pytając na każdej stacji w biurze rzeczy znalezionych czy szalik się tam nie znajduje Zastanawia mnie tylko czemu od razu nie napisał do mnie...

No ale fakt faktem mamy piątek. I pomimo, że bliżej już do lata niż do wiosny to dzisiejszego dnia było wyjątkowo zimno. Z tego też powodu i ja wyciągnąłem swój szalik, który długością ledwo w jednej trzeciej dorównywał temu żółtemu, który właśnie niosłem dla mojego przyjaciela. Z ciekawości rozłożyłem rano materiał i go zamierzyłem. Trzy metry pięćdziesiąt centymetrów szalika. Kto wydziergał takie coś? Kto?!

Wysiadłem z pociągu i powoli zacząłem się kierować w stronę szkoły ściągając w rękach żółte zawiniątko. Co jakiś czas rozglądałem się w różne strony czy aby na pewno nigdzie nie widać Tane. Zwykle spotykaliśmy się już na dworcu, a dziś wyjątkowo go tam nie było. A do szkoły musiał przyjść, bo na prawdę wątpię czy byłby w stanie wytrzymać całe trzy dni bez swojego szalika. I kiedy już wchodziłem na teren UA zobaczyłem blondyna zaraz pod główną bramą, więc ruszyłem w jego stronę. Miał na sobie biały golf zasłaniający szyję, a raczej blizne znajdującą się na niej i czarne spodnie. Doadtkowo do jego czoła przylegał zimny plaster. Więc skoro miał temperaturę... to czemu do jasnej anielki czekał na mnie na mrozie zamiast wejść do środka!? Ruszyłem w jego stronę i dopiero kiedy byłem jakieś dwa metry od niego zobaczył mnie, choć cały ten czas w teorii patrzył w moją stronę. Dopiero kiedy zobaczył szalik w moich rękach, w jego oczach pojawiły się jakieś iskierki mówiące, że żyje. Podałem mu go, a on w jakieś pięć sekund zakręcił szalik wokół szyi i zagrzebał w niego połowe twarzy tak, że widać już tylko jego oczy.

- Jak przyjemnieee... - Uśmiechnąłem się tylko na tą reakcje. Wyglądał jakby jeden szalik potrafił zbić całą gorączkę. I stał tak przez chwilę, a kiedy otworzył oczy nawet na mnie nie patrząc spojrzał na szkołę i ruszył w jej stronę. Noż kurna! Pobiegłem do niego i szedłem równo z nim, jednak on nadal na mnie nie patrzył. Ja rozumiem że może na tym nocowaniu trochę powkurzaliśmy ale to było dla śmianka. To nie powód by się obrażać! A może to przez chorobę? W sumie nadal nie wygląda najlepiej. I nadal nie próbuje nawiązać rozmowy. Czyli moja kolej.

- Wszysto w porządku? Wyglądasz jakbyś nie czuł się najlepiej... -  Nadal nic... Ale ja tak łatwo się nie poddam. Czas włączyć sekretną technike dźwięku: sto pytań na sekundę! - Czemu czekałeś na podwórku? Nie cieplej było by w szkole? A pro po ciepła to nie cieplej by było założyć koszulkę i bluzę? Albo bluzę na golf? Albo ciepłą bluzę? Albo ciepła bluzę na golf? Spoko jesteś chory to czemu o tym nie pomyślałeś? Czyżby ci nie było zimno? Masz plaster więc to w sumie możlwie.... Ale i tak mie powinieneś stać na mrozie. Słuchasz mnie w ogóle? Muszę o ciebie dbać bo chyba sam nie umiesz. Ale spokojnie zajmę się tym. A więc pierwsze podstawowe pytanie. Masz temperaturę?

- Arh... Pare stopni w tą czy we w tą nie robi różnicy. - Stanąłem jak wryty. On na serio jest na mnie zły! Co ja mu zrobiłem!? To raczej bie wina mojej sekretnej techniki dźwięku. W sensie wiedziałem, że jest jakoś wyjątkowo cichy i raczej nie ma ochoty ze mną gadać, ale jednak nie spodziewałem się, że będzie na mnie zły. I to nie zły w taki sposób jakbym walnął go kabelkiem po gołej skórze tylko bardziej jakbym ukradł mu całą reklamówkę żarcia, wyjadł wszytko, nasrał tam, a potem odniósł bym to po jego drzwi. A na takie wkurzenie na pewno jeszcze sobie nie zapracowałem. Nie u niego.

Nagle blondyn przestał się oddalać i staną w miejscu. Widziałem, że wziął parę głębszych oddechów i dopiero po tym odwrócił się do mnie.

- Przepraszam... tak jestem chory i tak mam temperaturę, a kiedy jestem chory to nie da się znieść mnie i moich humorków. Gdyby nie szalik nawet bym tu nie przychodził. Nie chcę was obrazić ani powiedzieć czegoś złego, ani nic z tych rzeczy... - Niby mówił do mnie, ale nadal patrzył tylko na moje stopy. A mógłbym przysiąc, że jeszcze przed chwilą jego twarz nie była aż tak czerwona. Coś mi tu szczerze śmierdziało. Może i był chory, ale nie patrzenie na rozmówcę ani trochę nie było w stylu osoby, która która bez względu na okoliczności zawsze zwracała uwagę na kontakt wzrokowy. Nie chcąc widzieć tego obrazu, po prostu do niego podszedłem i razem ruszyliśmy do szatni.

- A propos szalika. Skądś ty wziął takiego giganta!? To ma ponad trzy metry! - Musiałem zapełnić tą nieznośną ciszę. Blondyn na moją reakcje tylko się uśmiechnął.

- Babcia mi go wydziergała. Co prawda kiedy dowiedziała się, że mama jest w ciąży chciała wydziergać kocyk. - Weszliśmy do szatni i zaczęliśmy zmieniać buty. - W sensie wiesz, taki jak się daje małym dzieciom do wózka, ale mama stwierdziła, że może lepszy byłby szalik. Babcia jednak jak to na babcie przystało, nie miała zamiaru słychać swojej córki, więc i tak wydziergała kocyk. - Wyszliśmy z szatni i ruszyliśmy w stronę naszej klasy. -  Problem, że skończyła akurat w dzień kiedy ja się urodziłem, a mama no... odeszła... - Cholercia... czemu ja zawsze muszę poruszyć takie tematy, a potem patrzeć jak z jego oczu znikają wszystkie emocje. Jednak gorsze jest to, że po tym nawet nie występuje smutek. Jego spojrzenie jest po prostu puste. Nie mówiące nic o tym co dzieję się w jego wnętrzu... Chłopak szybko zamrugał oczami by pojawiły się w nich jakiekolwiek iskierki i dalej kończył mówić. - Wtedy babcia stwierdziła, że jest to zły omen i po powrocie do domu od razu wyrzuciła go do pieca. A szkoda... podobno był piękny... No, a kiedy doszła już do siebie po utracie córki, stwierdziła, że spełni życzenie mamy i wydzierga mi szalik. "Ogromny szalik, który mógłby mnie chronić jak ręce matki bronią swoje dziecko przed złem." Zawsze tak o nim mówiła. - Stanęliśmy przed drzwiami klasy, które po chwili milczenia otworzyłem. - Mam nawet zdjęcia jak jako mały bobas bylem cały okręcany w ten szalik przez tate i Haru. A starczyło go jeszcze na pseudo koc. Muszę ci je kiedyś pokazać-

- Ooo... moje dwa ulubione wieprzki razem. Jak słodko. - Odwracam momentalnie wzrok w kierunku Pana Rozpierdziele Cały Klimat I Kij Wam W Dupe potocznie zwanego Majimą siedzącego na biurku z założonymi nogami. Nienawidzę go. - Co was tu sprowadza?

- Syf, kiła i mogiła panujące w tym pokoju.

- Czyli rozumiem, że zgłaszacie się na ochotników jako sprzątający? Spokojnie zapiszę sobie. Ale najpierw dwie sprawy. Jeden: gdzie twój mundurek Ryżku? - O proszę. Tak jeszcze Tane nie nazywał.

- Ee... ten no... nie czuję się za dobrze, więc przyszedłem tak by mi po prostu było ciepło?

- Jestem po dwunocnej imprezie i też nie czuję się najlepiej, a jednak się ubrałem jak należy ubrać się do szkoły tak więc skucha młody. - Ja po prostu widziałem ten błysk mordu w oczach Tane. Ten błysk który jeszcze parę minut temu był wymierzony w moją stronę i ten który oznaczał że ten osobnik o blond włosach właśnie zastanawia się jak po tobie pojechać.

- Skucha to powiedziała pański ojciec jak pana zobaczył na porodówce. - Pan Majima najwyraźniej nie ograną co się tu stało. Zresztą ja na początku też. Ta cisza została przerwana moim śmiechem który jak się okazało był jednym dźwiękiem w całym pomieszczeniu. - I co? Przytkało?

Majima nadal nie mógł się odezwać. Zresztą ja tak samo i jedyne co mogłem robić to walić sobie w udo niczym foka. Nieszczęście chciało, że akurat wtedy przyszła Mei. I choć starała się wyciągać co tu się stało od kogokolwiek z nas to jakoś niespecjalnie jej szło. Kwestia moja i mojego wychowawcy była jasna natomiast Tane stwierdził, że on jest chory i chcę spać. Więc jakby nigdy nic położył się pod ścianą dupskiem do nas i próbował sobie spać.

-Ty... smarkczu ty... Ty śmierdzibąku! Ze mnie to się możesz wyśmiewać, ale majego tatke to szanuj bydlaku-prosiaku! - Głos pana Majimy zaczął się łamać co brzmiało przekomicznie. Chyba najbardziej wymowną odpowiedzią jaką mógł dostać Majima był mniej lub bardziej dosadny pierd od strony Tane.

- Mój szacunek jest jak ten gaz- łatwo się ulatnia. - Tym razem Mei chyba już wyczuła że zaczęła się klasyczna wymiana zdań z naszym nauczycielem i też zaczęła się śmiać jak głupia, a Majima nadal wyklinał Tane na wszytkie możliwe sposoby. Kiedy już się podnieśliśmy mogliśmy zauważyć naszego wychowawce patrzącego z zirytowaniem na śpiącego blondyna.

- On serio jest chory czy tylko ściemnia żeby sobie po mnie pożartować? - Posłusznie odpowiedamy, że na jakieś osiemdziesiąt procent jego choroba nie jest fałszem. - To po kiego grzyba on tu w ogóle przychodził? Aż tak bardzo zależy mu na zrujnowaniu mojego życia? - Nie wiedząc co zrobić po prostu wzruszyliśmy ramionami.

Na to nasz wychowawca tylko westchnął i ruszył do jakieś szafki. I jakie było nasze zdziwienie kiedy z tej szafki wyleciała poducha i koc. Nauczyciel wziął oba przedmioty i ruszył w stronę Tane.

- Niespodziewałam się, że którekolwiek z nas doświadczy takiego zaszczytu. A tym bardziej Tane. - Tu akurat muszę się zgodzić. Takich obrotów spraw nikt by się nie spodziewał.

- Tch- Morda! Też jestem człowiekiem i też nie lubię spać na twardym. To wszytko, ok? - Niby kiwamy głowami, ale nie ma w tym za grosz przekonania.

- Too... ten... po co tu w ogóle przychodziliśmy?

- Ee... - Majima próbował coś sobie intensywnie przypomnieć wpychając poduszkę pod głowę Tane i rzucając na niego koc. W końcu wstał i bez jakiegokolwiek wyrazu na twarzy odwrócił się w naszą stronę. - Nie wiem...

- Jak to nie wiesz!? - Na prawdę co jak co, ale Mei już chyba dawno zapominała, że Majima jest naszym nauczycielem i z największą łatwością mógłby nas wywalić z tej szkoły. Ewentualnie wsadzić nas do więzienia. Jak to się mówi poznaj człowieka, a protokół się znajdzie. A on zna już nas bardzo dobrze... to chyba trochę przerażające.

- No nie wiem! Niedawno wiedziałem, ale ten cymbał totalnie mi to wybił z głowy! - To jak szybko nasz wychowawca potrafi przybrać defensywną postawę względem swoich uczniów jest trochę niepokojące... czyżby przechodził przez jakieś trudne klasy? Inaczej. Trudniejsze niż ta nasza?

- W takim razie co mamy robić?

- Pluć i łapać nie wiecie co! Albo jak wam się nudzi to zobaczyć czy na stołówce was nie ma! Jeszcze durne pytania zadają... Macie tu czekać aż sobie nie przypomnę co chciałem wam powiedzieć. - Cholercia... i co ja tu mogę robić sam na sam z Mei... Fakt wczoraj posiedzieliśmy trochę sami, ale na dobrą sprawę prawe cały czas lamiliśmy na Switchu w jakieś Mario czy inne takie gierki. Dziś może być już trochę gorzej...

Mężczyzna informując, że od napływu emocji rozwiązują mu się jelcia stwierdził, że musi przejść się do łazienki. A my zostaliśmy sami. Z Mei. Czyli oto nadchodzi czas którego nienawidzę najbardziej w świcie.

- Masz szczęście, że przygotowałam się na ułomność mózgową naszego wychowawcy. - Dziewczyna podeszła do swojego plecaka i zaraz wyciągnęła swojego Swicha w edycji z pikachu. To ma wygrawerowane pikachu na tyle! I żółte kontrolery!

- Wszędzie go nosisz? - O ile przywiezienie go do mnie byłem w stanie zrozumieć o tyle noszenie go do szkoły jest już nieco dziwne.

- Noszę go wtedy gdy wiem, że możemy spędzać czas we dwójkę. - He? - Będąc sam na sam tylko czekasz aż będziesz mógł uciec albo kręcisz się przy Tane. Prawie nigdy sami nie gadaliśmy. A wolę chyba jednak z Tobą pomulić w jakieś Mario aniżeli siedzieć w totalnej ciszy. - Jej twarz była totanie poważna choć albo mi się zdaje albo widziałem w jej oczach nieco smutku.

- T-to nie prawda! - Starałem się znaleźć moment kiedy to sam zainicjowałem z nią samemu rozmowę i kiedy ta była na prawdę swobodna. I nie przypomniałem sobie ani jednej takiej sytuacji.

- Nie oszukuj się. Widzę jak jest i nie jestem ślepa. - Dziewczyna jakby na chwilę przygryzła wargę, jednak zaraz potem rozluźniła się i zaczęła włączać konsolę.

- Arh nie rozumiesz... Po prostu-

- Wszytko w porządku! Pytacie dlaczego!? Bo oto przybyłem! - Na charakterystyczne zdanie od razu odwróciłem się w stronę z której spodziewałem się dojrzeć All Mighta. Ale ku mojemu rozczarowaniu był to nikt inny niż Majima postanawiający... nawet nie wiem co siedzi temu człowiekowi w głowie i chyba wolę aby tak zostało.

Odwracam się z powrotem w stronę Mei chcąc kontynuować rozmowę, ale ona kręci przecząco głową i podaje mi żółtego pada od konsoli. Biorę więc go, choć nadal nie mogę przestać myśleć o rozmowie którą odbyliśmy przed chwilą. Co to wszytko miało znaczyć?

~~~

- I jak wie pan już po co nas tu przyciągnął? - Jakieś dwie godzinki później Mei wypowiada te zdanie próbując dogodnić mój samochodzik i go rozwalić, ale na razie skutecznie udaje mi się tego uniknąć. No cóż, zawsze byłem dobry w uciekaniu. Lata praktyk i te sprawy. 

- Ee... powiedziałbym, że nie bardzo... - Na chwilę przerwał by dolutować jakieś kabelki. - Ale możecie tu jeszcze trochę posiedzieć, bo jakby Nezu chciał przyjść na kontrolę, a was by nie było to mogłoby być słabo. - Kiwamy tylko głowami i wracamy to jakże emocjonującej gry. Jestem już prawie przy mecie kiedy to nagle Mei wpycha mnie w drzewo i sama ląduje na pierwszym miejscu. A było tak blisko...

- Jeszcze wiele lat treningu przed Tobą lamusie. - W moje żebra zostają wpychane palce dziewczyny z prędkością stu czekolad na mój apetyt. Nie mogąc na to pozwolić w akcie nagłej odwagi sam wyprowadzam kontratak, który po chwili przekształcił się z tykania w gonitwę po całym powieszczeniu. A to nawet nie tak, że ja ją goniłem, bo role co chwila się zmieniały, ale faktem jest to, że jednak robimy przy tym dość dużo hałasu.

- Wiecie co? Najbardziej to mnie zastanawia jakim cudem ten ciołek da radę spać przy tych waszych dźwiękach godowych. - Jak na zawołanie przez chwilę roztargnienia padam zaczepiając się o coś nogami i nim jeszcze zdążyłem wstać moje ciałko zostaje przygniecione sadełkiem Mei. Nie chcę nikogo obrazić ale... Szczerze myślałem że jest lżejsza.

- Arh... powinnaś mierzyć się z kimś swojej wagi... Nie wiem... z domem?

- O ty chamie! - Już wtedy wiedziałem że zaraz raczej umrę więc przysłoniłem tylko głowę. Nie spodziewając się jednak ataku w stopy kiedy tylko coś ich dotknęło, a raczej ruszyło się przy nich, od razu pisnąłem i niczym dżdżownica ryjąc twarzą w wykładzinę przesunąłem się jakieś pół merta dalej prawie zwalając przy tym Mei z moich pleców. I wśród krzyków dziewczyny dałem rady dosłyszeć jeszcze jeden głos.

- Wstałem... - Opieram się na czole, podnoszę tyłek niezważając na krzyk Mei i pomiędzy nogami mogę zobaczyć Tane przecierającego oczka z poczochranymi włosami. Słodko...

- O. Czyli jednak udało wam się go obudzić. - Jeszcze nie do końca rozbudzony Tane patrzy w naszą stronę i zdaje mi się, że widząc Mei siedzącą na moich plecach i klepiącą mnie bez ustanku po głowie, chyba jednak się rozbudził. Szczególnie kiedy zorientował się w jak pięknej pozycji się znajduje. Nasze spojrzenja na chwilę się spotkały i próbowałem się uśmiechnąć ale kiedy tylko blondyn to zobaczył natychmiast odwrócił wzrok.

- Czyżbym obudził się w niewłaściwym momencie?

- Niewłaściwym wymiarze młody człowieku... niewłaściwym wymierze... - Wszyscy zgodnie zignorowaliśmy te słowa naszego nauczyciela, a szczególnie Mei, która zaraz potem zaczęła własny potok słów.

- Niee... spokojnie... jako iż ty jesteś chory to przyzwoitość wymaga bym Cię nie biła. A że nie mogę Cię bić to ktoś musiał zostąpić te chwalebne miejsce. Więc padło na Deku. - No po prostu milusio. - Mniejsza. Co ci się śniło? - He? Zarówno ja jak i Tane patrzymy na Mei pytającym wzrokiem nie wiedząc czemu wyskoczyła z takim czymś. - Coś tam mruczałeś i zrzucałeś z siebie koc tak ze trzy razy. Normalni ludzie tak nie śpią.

- Jakieś durnoty. Już nawet nie pamiętam. - Jego odpowiedź była za szybka tak samo uciekający od wszystkich wzrok.

- A ja tam myślę, że to wina Deku. - Nani!? Czemu niby moja!? - Ostatnio jak u niego nocowaliśmy też śniły mi się jakieś chore sny. Moim zdaniem on jest jakiś nawiedzony. - Taak... posiadam klątwe by wszyscy ci, którzy śpią w pobliżu mieli chore sny. Dokładnie tak jest. Właśnie się ujawniło moje quirk, dziękujmy jedzonku, chwalmy Mei. Hip hip hurra. Na szczęście mam na to niezbity dowód.

- To jak wytłumaczysz to, że w ten sam dzień ja też miałem dziwne sny?

- To nic nie-

- Jakie? - Tane wrywa się przerywając jakąś wypowiedź Mei. Po raz pierwszy spojrzał mi dziś w twarz i w jakimś stopniu mi tego brakowało. Tych czekoladowych oczu przepełnionych różnym emocjami i tego jak układała się całą jego mimika. Dziś wyjątkowo można było z niego czytać jak z otwartej księgi. Zależało mu na odpowiedzi. Choć to dziwne, ale na prawdę go to interesowało bardziej niż mniej szczerze.

- Ee... ten... - Nie pamiętam pierwszej części. Nie pamiętam też ostatniej. Pamiętam tylko środek, czyli chyba tą najdziwniejszą część. Taak tylko teraz jak o tym opowiedzieć żeby nie wyjść na debila... - Więc... no spałem sobie... i nagle przyszedł jakiś ziomek... i położył się obok i zaczął tam sobie spać. - No nie udało się. Mei zaczęła się chichrać jak nienormalna. Zresztą Pan Majima też zaczyna mówić że mam jakieś dziwne zapędy. Ale to nie moja wina! To tylko jakiś sen!

Reakcja Tane różniła się natomiast od wszystkich innych do tego stopnia, że skupiłem się tylko na niej przepuszczając koło uszu kolejne błyskotliwe uwagi na mój temat. Przez pierwszą chwilę jakby kalkulował całą moją wypowiedź, która przecież składała się z jakiegoś jednego zdania. Jednego dość nieskładnego zdania trzeba dodać. Zaraz potem uśmiechą się patrząc w podłogę i powiedział krótkie i równie ciche "głupek". Ale... jakoś dziwnie to brzmiało. Jakby chciał tym przekonać sam siebie. Po chwili zaczął się cicho śmiać. Ten człowiek chyba już zawsza będzie mnie zaskakiwać swoim zachowaniem...

SAAAY YO!
Ostatni rozdział miał być ostatnim z takich rozdziałów o niczym, ale stwierdziłam, że chcę tamten jakoś wykończyć, soo...
Nwm wyszło takie coś. Nie wiem czy mi się podoba, nie wiem czy było to potrzebne, ale dodam, bo w sumie i tak nie mam czegoś innego do zaproponowania.
W ogóle ostatnio czytałam pierwsze rozdziały.... i one mi się bardziej pdobały niż obecne, więc taki trochę mały problemik mam w głowie XD. No ale cóż... To już muszę jakoś sama coś z tym zrobić. A na razie żegnam i do usłyszenia
Shine~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro