»Rozdział dziesiąty«

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dla osób które czytały ten rozdział po jego pierwszej publikacji: nie. Nie zmieniło się tu nic poza zniwelowaniem powtarzających się wyrazów i trochę ogarnęłam stylistycznie? chyba tak to mogę nazwać. W końcu nie wpadłam na nic sensowniejszego i zostawiłam to jak było.

Jest czwartek, właśnie kończymy lekcje.

Od wtorku cały czas siedzimy w sali i bez ustanku skręcamy najróżniejsze maszyny. Skończyłem już moje turbo i teraz pracuje nad rękawicą pod ciśnieniem. No nazwę to, to ma piękną.

Z samego rana we wtorek czekały na mnie części, które dzień wcześniej wybrałem. Za pewne przyniósł je pan Majima za co rzecz jasna mu podziękowałem.

I wszytko byłyby też normalnie gdyby nie fakt, że od wtorku nie ma w szkole Tane. Ani go nie ma, ani nie odbiera telefonów, ani nie odpisuje na żadne wiadomości.

I ja, i Mei zaczęliśmy się już o niego nieźle martwić, więc dziś do niego jadę. Mei jakimś cudem, używając niesamowitej umiejętności płci piękniejszej- bezbłędnego stalkowania, zdobyła jego adres. Szkoda tylko, że nie będzie mogła ze mną pojechać, ale no cóż. Będę musiał radzić sobie sam. Jak się nie zgubie na prostej drodze to będzie dobrze.

Pożegnałem się z Mei i wsiadłem do pociągu, do którego zawsze wsiadał Tane. Mam dojechać aż do Crokus'a więc troszkę mi to zajmie. Jest to ostatnie miasto w jakim w ogóle zatrzymuje się ten pociąg, a jestem jakoś w połowie drogi. No to jeszcze trochę sobie poczekam.

Włączam telefon i wchodzę w wiadomości by jeszcze raz napisać do Tane. Nie wyświetlił poprzednich co jest jeszcze bardziej niepokojące. Kiedy ostatnim razem go widziałem sam stwierdził, że nie czuję się za dobrze. Może coś mu się stało? Bo nie ma to jak samemu się jeszcze bardziej straszyć. No po prostu brawo ja. Niemniej jednak czuje jakiś niepokój. Nigdy wcześniej nie zdarzało mu się przez całe dwa dni nawet nie wyświetlić wiadomości.

~~~

Jestem pod wskazanym adresem. Moim oczom ukazuje się dość wysoka bramka jak i równie wysokie, drewniane ogrodzenie. Nie ma żadnego dzwonka więc postanawiam po prostu wejść. Powoli otwieram bramkę zamykającą się jak harmonijka i moim oczom ukazuje się jednopiętrowy dom, zachowany w staro-japońskim stylu, który z każdej strony otacza starannie zadbany, tradycyjny japoński ogród. Niesamowite... Myślałem, że takich domów już się nie spotyka, a jednak... wygląda przepięknie...

Zachwycałbym się jeszcze bardziej gdyby nie głośne szczekanie. Już mam otwierać bramkę, jednak mój przeciwnik mnie uprzedza. Sporej wielkości golden retriver podchodzi do mnie powoli i jest już jakiś metr przede mną, zajadle warcząc i szczekają na zamianę. Chcę otwórzyć tą głupią bramkę jednak coś nie działa... Albo to moje ręce tak mocno się trzęsą.

- Yoshi przestań już! - Słyszę gdzieś niedaleko głos mężczyzny na który pies jakby zaczarowany przestał wystawiać do mnie swoje kły, wyprostował się i jakby nigdy nic pobiegł z powrotem do ogródka.

Zza rogu domu wyłonił się starszy mężczyzna nieco przy kości, obecnie trochę ubrudzony i trzymający sekator w prawej ręce. - Przepraszam. Yoshi na starość zrobił się dość nerwowy. Pan na lekcję gotowania? - Chwila... ale jakie lekcje gotowania? Czyżby to nie ten adres!?

- Co? N-nie. Cz-czy trafiłem w ogóle na dobry adres? Pan Yoshida? - Mężczyzna tylko przytakuje co chyba jeszcze bardziej zbija mnie z tropu. - J-jestem kolegą z klasy Tane. Od wtorku go nie było, więc zacząłem się nieco martwić i przyszedłem... - Zacząłem nieco speszony wymachiwać rękoma. Taki nerwowy odruch.

Przyjrzałem mu się tym razem dokładniej. Nieco dłuższe, siwo-brązowe włosy miał związane w niechlujny kok, na twarzy można było zobaczyć parę zmarszczek i starannie przystrzyżony zarost. Jednak tym na co najbardziej zwróciłem uwagę były jego oczy. Jasno kasztanowe z żywymi i radosnymi iskierkami. Zupełnie jak te Tane. Nagle w kącikach jego oczu zaczęły się zbierać łzy. Co ja zrobiłem!?

- Czyli ten chłopiec ma przyjaciół? - Na jego twarzy malował się prawie błogi uśmiech. Przecież z takim charakterem jaki ma Tane nie da się nie mieć przyjaciół... - Przejdź na tyły domu. Będzie tam otwarty taras i wejdziesz prosto do salonu. Tane niedługo powinien wyjść ze swojej nory. Nie jadł już od około godziny. - No tak... cały on. Kulki ryżowe wzywają. - W salonie może być też mała dziewczynka, więc jakbyś mógł się z nią chwilę pobawić. Haru i Yutaka są w pracy, i miałem się nią zaopiekować, ale ogród sam się sobą nie zajmie, a jest nieco chorowita, więc nie wezmę jej na podwórko. - Pokiwałem tylko głową i ruszyłem w wskazanym mi kierunku.

Ogród na prawdę wyglądał zjawiskowo. Byłem w takim może raz i to w okolicach jakiegoś muzem, które kiedyś zwiedzaliśmy na jakiejś wycieczce szkolnej. Nigdy nie widziałem aby ktoś miał coś takiego obok domu. Jeszcze bardziej niesamowite. Kiedy byłem na tylnej części ukazał mi się taras z otwartymi na niego drzwiami.

Zanim jeszcze wszedłem zdjąłem buty i dopiero wtedy ruszyłem w stronę wejścia. Kiedy stanąłem na przeciwko drzwi, moim oczom ukazała się mała postać, leżąca na podłodze i rysująca coś na kartkach. Na mój widok podniosła głowę. Jaka ona była słodziutka... Jej rudawo-kasztanowe włoski były związane w dwa kucyki odstające po trochu na wszystkie strony. Duże oczy koloru kasztanowego przechodzącego na dole w żółty, patrzyły na mnie z ciekawością. Przez ich kolor wydawało się, że świecą, były takie... hipnotyzujące... Malutkie, puchate policzki były wypchane jakimiś chrupkami, które właśnie jadła, ale na mój widok nieco się zestresowała i zaczęła chować chrupki za siebie.

- Kim pan jest? - Pan?! Moje serduszko zaczyna krwawić... nie jestem jeszcze aż tak stary...

- Jestem przyjacielem Tane. A ty? - Na dźwięk jego imienia jakby nagle ożyła. Jej oczy zrobiły się jeszcze większe i jeszcze bardziej wesołe niż dotychczas, a usta wykrzywione w nieznanym mi grymasie ułożyły się w szeroki, piękny uśmiech.

- Braciszka?! Ale fajniee... Jak się nazywasz?

- Midoriya Izuku. A ty bąbelku?

- Hotaru! Porysujesz ze mną wujaszku? -
Lepsze to niż per Pan... Zgadadzam się i zaraz kładę się obok dziewczynki by móc rysować razem z nią.

To znaczy... przez chwilę leżałem obok, bo potem dzieczynka weszła na moje plecy i położyła się na nich tak by mogła obserwować każdy ruch mojej ręki rysujący coraz to kolejne zachcianki.

Mam tylko jedno małe pytanie... Skąd Tane wziął takie małe słodkie stworzonko!? Bo raczej wątpię by była to jego rodzona siostra zważając na wiek mężczyzny w ogródku, ale nazwała go braciszkiem. Może jakaś kuzynka?

Nie mogąc sobie wyobrazić jak ma wyglądać kolejny krzaczek na rysunku i patrzę na równo przystrzyżony ogród. I wtedy przypomniało mi się w jakim celu tu przyjechałem. Nie czekając dłużej pytam dziewczynki gdzie jest jej braciszek i dlaczego nie przyszedł do szkoły, jednak nie dostałem odpowiedzi, a kiedy odwróciłem się by zobaczyć dlaczego tak się stało zobaczyłem, że ten mały bąbelek zasnął. Jakim cudem małe dzieci tak szybko zasynają!? Też tak chce... Dobra ja chcę po prostu znowu nauczyć się spać.

Zdjąłem Hotaru najostrożniej jak potrafiłem z moich pleców, ułożyłem ją na podłodze, a sam usiadłem i zacząłem rozglądać się po salonie. Tak samo jak z zewnątrz panował tu tradycyjny japoński styl. Jakiś dziwny głos z tyłku głowy mówił mi żebym niczego nie dotykał, bo zaraz coś popsuje. Ten jeden raz się z nim zgodzę. Przydałyby się jakieś poduszki dla Hotaru. Nie było tu za dużo jakichkolwiek mebli ale, i tak było tu przytulnie. Po chwili zobaczyłem jakieś poduszki więc podszedłem, wziąłem dwie i położyłam je pod głowę dla dziewczynki. Oglądając pokój dalej w oczy rzucił mi się ołtarzyk. Podszedłem do niego jak najciszej tylko umiałem. Stało na nim zdjęcie jakieś kobiety. Miała miodowe włosy zupełnie jak Tane, zresztą wyglądała niemal identycznie jak on. Niemal identyczne rysy twarzy, ten sam uśmiech. Jedynie kolor oczu się różni. Jej były niebieskie, choć powiedzieć niebieskie to jak nie powiedzieć nic. W ich kolorze można by się zatopić. Były piękne... Obok stał flakonik z świeżymi kwiatami. Jej zdjęcie stało na ołtarzyku czyli ona... Po plecach przeszedł mi dreszcz i postanowiłem się odsunąć. Jakoś tak odruchowo.

Kiedy siedziałem już z powrotem obok Hotaru bawiąc się jej policzkami, usłyszałem nagle otwierające się drzwi. Oderwałem palec od polików dziewczynki by nie wyjść na molestera-pedofila. Nagle do kuchni połączonej z salonem wbiegł jakiś mężczyzna. Dokładnie ten sam, który jakiś czas temu wparował na lekcje i zrobił dla Tane awanturę. He he... boję się go.

- Ty jesteś przyjacielem Tane?! - Odruchowo bojąc się o własne życie pokiwałem głową. Jego ton głosu był straszny.

Zresztą sam jego wygląd również. Włosy miał kurtko ostrzyżone, rysy twarzy były bardzo ostre, a oczy wąskie z ściągniętymi w dół brwiami. Jednak po mojej odpowiedzi mężczyzna wypuścił głośno powietrze i złapał się za głowę. Na jego twarz wstąpił uśmiech i wyglądał mniej strasznie. Ale tylko trochę mniej.

- Czyli ten jełop jednak znalazł sobie znajomych. - Dlaczego cała jego rodzina reaguje dokładnie tak samo? Miał aż takie trudności z nawiązywaniem kontaktu czy co innego? Ale... Przecież on jest za dużym głupkiem by mieć problemy z takimi rzeczami! - A propos gdzie on się w ogóle podziewa? - Wzruszyłem ramionami nie wiedząc jak inaczej odpowiedzieć. - Pewnie siedzi u siebie. TANE GAŁGANIE! - Co to takie głośne?! Przecież to brzmi prawie jak Present Mic. Odwróciłem się w stronę Hotaru, która zaczęła się już budzić.

- Kiego czorta?! - Gdzieś z głębi domu usłyszałem głos mojego przyjaciela. Czyli on nie spał!? A ja tu od parunastu minut chodziłem na palcach by nie narobić hałasu...

- CHOĆ NO TU SZYBKO! I NAWET MI SIĘ NIE WAŻ ODMAWIAĆ! - Kurna... A ja głupi myślałem, że bez quirk nie da się być tak głośnym jak Present Mic...

Za mną usiadła jeszcze nieco zaspana Hotaru i zaczęła przecierać oczka. Nawet ich nie otwierając wypaliła szybkie "cześć tatku". Czej... czyli to jest jego córka? Nie jest ani trochę do niego podobna! Czyli musiała się wdać w matkę... Mężczyzna zaczą zmierzać w moim kierunku, więc odruchowo wstałem.

- Yoshida Haru. Starszy brat Tane. - Potem i ja się przedstawiłem i uścisnąłem jego ręke. Uścisk to on ma niezły. Następnie ruszył w stronę kuchni i zaproponował mi jedzonko. Ja miałbym odmówić? Zameldowałem swoją gotowość do pracy, jednak on się uparł, że jest to tajemny przepis i nie może nikomu tego zdradzić. Więc siedziałem i bawiłem się z Hotaru, aż w końcu ona przerwała radosnym okrzykiem.

- Braciszek jest goły! - I zaczęła się niewyobrażalnie śmiać. Odwróciłem się. Czemu to zrobiłem!?

- Nie goły tylko pół goły mondraloo... Izuku? - Ee... nie, nie był goły. Miał na sobie bokserki. I szalik. Ku mojemu zdziwieniu był zbudowany o wiele lepiej niż bym się tego spodziewał...

Równie szybko jak zwróciłem się w jego stronę, tak szybko się odwróciłem. Nie mamy niczego takiego jak wf, więc nie przebieramy się przy sobie. Dlatego też widok na wpół gołego Tane jest nieco... krępujący? Czuję jak moje policzki robią się ciepłe. To nie dobrze. Bardzo nie dobrze.

- Haru... mogłeś uprzedzić, że mamy gości. Ubrałbym się chociaż... - W jego głosie wyczuwałem niemal namacalną złość i irytację za razem. Kurde... tak wkurzonego Tane to jeszcze nie widziałem. Choć bardziej pasowałoby stwierdzenie nie słyszałem.

- No to proszę. MAMY GOŚCIA! MASZ SIĘ UBRAĆ! Lepiej? Może to Cię nauczy, żeby nie chodzić po domu na golasa. Jeszcze Hotaru będzie miała przez twoje ciałko koszmary. - I jeden i drugi jest tak samo nieobliczalny...

Tane zaklną pod nosem i natychmiast został skarcony, że ma się tak nie wyrażać przy Hotaru. Kurda... przecież to jest Katsu tyle że rozdzielony na dwie osoby... Ja się zaczynam bać bardziej niż zwykle... Nawet nie wiedziałam, że to możliwe. Z rozmyślań wyrwał mnie Tane.

- Choć Izuku. Jak będziesz go za długo słuchać to ogłuchniesz. - Niezbyt wiedząc jak się zachować wstałem i poszedłem za nim. Chciałem pójść.

- Braciszku... nie zabieraj wujaszka tylko dla siebie! Ja też go kosiam. - Czy ten mały bąbelek powiedział, że mnie kosia? Aw... Spodziewałem się ze strony Tane albo jego brata wybuchu śmiechu lub innej podobnej reakcji. Doczekałem się czegoś zupełnie innego. Tane tylko zacisną na chwilę pięści, by chwilę potem je rozluźnić natomiast jego brat wciągnął powietrze i szybko dodał jakby chciał zmienić temat:

- Hotaru kochanie, choć zrobimy obiad. - Chyba nie przekonało to dziewczynki.- Zrobimy z ryżu mega kupe.

- Mega... Kupe...- Jej oczy zaczęły się błyszczeć.

Dziewczynka pobiegła w stronę kuchni natomiast ja, poszedłem za Tane. Szliśmy przez w miarę długi korytarz. Atmosfera była dość napięta. Nie dobrze?

Teraz dopiero zacząłem się zastanawiać o co w ogóle chciałem go zapytać. Czemu go nie było w szkole? Czemu nie dawał znaku życia? Dobra jednak jest parę rzeczy o które chciałbym zapytać. Chłopak zatrzymał się przed parą rozsuwanych drzwi i wszedł do środka. Ja zrobiłem to samo co on i- O cholipka... Jak tu jest czysto.

Przy przeciwnej ścianie stało łóżko i biurko. Na biurku jak i w reszcie pokoju panował idealny porządek. Wokół reszty ścian były poustawiane regały z różnego rodzaju kablami i częściami. Na podłodze nie leżało nic. Wszytko jakby lśniło od czystości. Ja nie miałem pojęcia, że tak się da... Jedyne co nie pasowało do całokształtu to łóżko. Mocno wymiętolone i rozwalone. Za to poduszki były... wilgotne. Spojrzałem na twarz Tane i dopiero zauważyłem jeden mały szczegół. Jego oczy były nieco opuchnięte, ale w sposób bardziej taki, jakby płakał już jakiś czas temu. Tak mniej więcej z rana. Natomiast pod oczami znajdowały się fioletowe smugi od niedospania. Czyli siedział parę dni w domu i nie spał!? Kim on jest i co zrobił z moim Tane?

Ruszył w kierunku jedynego z regałów, który jak się okazało był szafą, i wyją z niej jakiś sweter i pierwsze lepsze spodnie. Jakby nigdy nic zaczął się ubierać. Odwróciłem wzrok udając, że na coś zacięcie patrzę. Taak... patrzyłem na pustą ścianę. Cały ja...

- A więc po co tu przyszedłeś? I skąd znasz mój adres? - Krępującą ciszę przerwał mój przyjaciel. Jak miło.

- Em... Nie było cię w szkole i pomyślałem, że mogło ci się coś stać. Wiesz nie odbierałeś telefonu o wyświetlaniu wiadomości nie wspominając. A co do adresu... He he... nie zapominaj, że Mei to dziewczyna. Ona dowie się wszystkiego co chce wiedzieć... - Tane tylko jakby zaśmiał się pod nosem.

- Serio? Pewnie telefon mi się rozładował wybacz, że was zmartwiłem. Jednak widzisz jestem cały i zdrowy. Nic mi nie jest, nie musisz się o mnie martwić.

Spojrzałem w jego stronę. W jego zachowaniu definitywnie coś mi nie pasowało. Jego uśmiech był wymuszony, oczy zmęczone i zapłakane.

- Co się dzieje? - Myślałem, że nie powiem tego na głos. Całe życie pod górkę. Jak już zacząłem to przydałoby się kontynuować.

- W jakim sensie? - Powiedział nadal bez uczuć siadając na obrotowe krzesło tak, że był przodem do mnie z nogami rozłożonymi między oparciem. Jego głos był lodowaty i nie wyrażał żadnych emocji. Ale jego oczy mówiły wszytko. Mówiły że nie spał ostatnimi dniami, że dużo płakał i że nawet teraz najchętniej kontynuował by tą czynność. A jednak jakby nigdy nic chciał mnie odpędzić od problemu jak muchę. 

- Widzę przecież, że coś jest nie tak...

- Wszystko jest w porządku. - Jego lodowaty ton wyprowadza mnie z równowagi przez co moje następne słowa są nieco głośniejsze niż zamierzałem żeby były.

- Nie rób ze mnie większego idioty niż jestem. Nawet nie próbuj mi wciskać kitu, że wszytko jest w porządku, tylko powiedz po prostu co cię trapi. Widzę, że coś jest nie tak i tego tak nie zostawię... Pomogę ci, a przynajmniej się postaram. - Na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie, jakby myślał, że udało mu się mnie nabrać na to, że wszystko jest w porządku.

Oparł głowę o ręce położone przez cały czas na oparciu od krzesła i zaczną się nad czymś wyraźnie zastanawiać. Wydawał się smutny co na prawdę nie pasowało do jego wiecznie uśmiechniętej twarzy. Intensywnie nad czymś myślał, a ja nie wiedziałem o czym. Bardzo wkurzająca sprawa. Nagle spuścił głowę i włożył ją w ręce przez co już nie widziałem jego twarzy. Miedzy nami panowała ta nieprzyjemna cisza.

- Dlaczego chcesz to wiedzieć? - Przez brak jakichkolwiek dźwięków w pokoju jego głos wydawał się normalny. Tak na prawdę był cichy. Nawet bardzo cichy, jednak czułem w nim coś, w stylu obojętności, która od początku naszego spotkania próbowała zdobić jego twarz. Co takiego ukrywa, że kierują nim takie emocje? A raczej ich brak.

- Jestem twoim przyjacielem i nie pozwolę abyś chodził tak zmartwiony, i nic z tym nie robił. - Jego ciało jakby nagle się spięło, ale tylko na chwilę. Potem jakby nagle wypuścił całe powietrze zebrane w płucach.

- Przyjacielem, he? - Było to powiedziane tak cicho, że chyba miałem tego nie usłyszeć. Dobra powiedzmy, że tego nie usłyszałem, więc poczekam na rozwój wydarzeń. - Nie odpuścisz co?

- Dorze wiesz, że nie. - Ani przez chwilę o tym nie pomysłem.

- DZIECIARNIA CHOĆTA NA OBIAD PUKI CIEPŁY! NIE BĘDĘ POWTARZAŁ PIĘĆ RAZY! - Rozładowanie napięcia level hard. Tane tylko wstał z krzesła i podszedł do szafy, wyjął z niej pierwszą lepszą bluzę, i rzucił ją w moją stronę.

- Nie będziemy o tym gadać w domu. Po obiedzie wyjdziemy na dwór i lepiej żebyś się nie przeziębił. Historia jest cholernie długa, więc trochę tam posiedzimy. Poza tym nie będziesz mi siedzieć w moim domu w mundurku. Czekam przed drzwiami. - Wyszedł i zamkną drzwi. Tyle dobrego, że nie kazał mi się przebierać przed sobą. Wtedy chyba bym prędzej spalił się ze wstydu niż to zrobił.

Spojrzałem na bluzę. Zwykła jasno-szara bez jakichkolwiek nadruków. Lepsze to niż czarny. Spojrzałem na rozmiar. L-ka. Ja noszę M-ki. Przecież on jest może pięć czy sześć centymetry wyższy... No dobra. On jest o wiele lepiej zbudowany i szerszy w ramionach. Kuźwa. Będę w niej wyglądać jak worek ziemniaków. Super. Zmieniłem szybko górną część ubioru i tak jak się spodziewałem, wyglądam jak wór ziemniaków, chociaż mogło być gorzej. Przynajmniej była cieplusia. I ładnie pachniała.

Wyszedłem na korytarz i przy drzwiach faktycznie czekał Tane. Znowu wydawał się nieco nieobecny. Przynajmniej do mojego przybycia.  Ruszyliśmy i po chwili byliśmy już w salonie.

- Wujaszek! - Hotaru krzyknęła do mnie i zaczęła biec w moją stronę, więc ja ukucnąłem i z boku to musiało wyglądać co najmniej jak w tych wszystkich romansidałch. Wychodzę na pedofila.

Kiedy dziewczynka podbiegła wystarczająco blisko złapałem ją pod ramiona i podniosłem prawie pod sufit. Oj ile godzin opanowywałem tą umiejętność jakieś dwa lata temu. Bo to wcale nie tak, że na początku wszystkie dzieci albo wypadały mi z rąk, albo się przewracałem pod ich ciężarem, ewentualnie uderzały głową w sufit. To nie moja wina ok? To te dzieci były jakieś nieforemne. Ważne, że tym razem wyszło. I co lepsze chyba wyszło nad wyraz dobrze, bo Hotaru zaczęła się głośno śmiać. Po chwili odstawiam dziewczynę na ziemi.

- Wujaszku siadaj!! Dam ci specjalną porcję, zrobioną specjalnie dla Ciebie! - Usiadłem do stołu jeszcze bardziej ochoczo niż zazwyczaj. Specjalnie dla mnie? Może będzie większa? A może będzie zawierać więcej mięska, a może-

Moje marzenia o mięsku zostały rozwiane kiedy przede mną pojawił się talerz z daniem. Była na niej sterta ryżu i trochę dodatków, a ja nie bardzo wiedziałem w czym polega specjalność. Widziałem za to, że na twarz Tane cisną się uśmiech.

- Specjalnie dla Ciebie wujaszku! Mega MEGA kupa! - Nie tego się spodziewałem.

Poczekałem, aż wszyscy usiądą i zabraliśmy się do jedzenia. Może sam fakt, że jadłem mega kupe był dość dziwny, jednak ten ryż. Był. Genialny. W życiu chyba nie jadłem tak pysznego ryżu! On był po prostu idealny. W sumie tak samo jak całość. Warzywna i mięsko były idealnie ugotowane i sosik podkreślał całokształt. Po prostu pyszne.

I o ile ja ledwo powstrzymałem się od wepchnięcia od razu całości do buzi przez smak, o tyle widziałem, że Tane chyba nie miał ochoty jeść. A on i brak ochoty na jedzenie to dziwne połączenie. Czyli za pewne już przejmował się tą rozmową. Będzie aż tak źle? N-nie... Nie może być tak źle. Prawda?

Po skończonym posiłku zgodnie z założeniem wyszliśmy na dwór. Co prawda Hotaru się upierała, że chce iść z nami, jednak jakoś udało nam się ją przekonać, żeby została w domu. Szliśmy już tak od paru minut i żaden z nas nie wiedział jak zacząć. Ciszę jak zwykłe przerwał Tane.

- Więc... co chcesz widzieć?

- Wszytko. To dlaczego się tak zachowujesz, dlaczego nie było cię w szkole i co jest powodem takiego zachowania.

- To będzie długa opowieść, zdajesz sobie z tego sprawę? - Mruknąłem tylko potwierdzająco. Mój przyjaciel wziął głęboki oddech i jeszcze przez chwilę milczał. Jakby zastanawiając się od czego by tu zacząć. Westchnął głośno i chowając twarz w szalik zaczął opowieść.

- A więc... Zacznijmy od może początku. Kiedy byłem jeszcze mały moja mama... odeszła. - Czyli miałam rację... - Bardzo przeżyła śmierć jej brata... miała wtedy szesnaście lat, on siedemnaście. Przez to przez resztę życia miała problemy ze zdrowiem. Przez urodzenie drugiego syna jej stan jeszcze bardziej się pogorszył. Co miesiąc musiała jeździć do szpitala, prawie nie wychodziła z domu. Miałem wtedy może dwa lata i z jednej strony żałuje, a z drugiej... chyba jednak się cieszę, że nic nie pamiętam. - Tane jakby posmutniał. Nie dziwię się mu. Ma opowiadać jakiemuś randomowi historie życia i już na wstępie zaczyna się takim czymś. Nagle potrząsną głową. - Mój tata i Haru zajęli się mną bardzo dobrze. Miałem zajebiste dzieciństwo. Jednak poza nimi był ktoś jeszcze... Zauważyłeś może, że Haru i Hotaru nie spą ani trochę do siebie podobni? - Kiwnąłem głową. - Otóż Hotaru jest tak jakby adoptowana. - Nani!? - Haru nie może mieć dzieci. No przynajmniej nie z swoim partnerem. Krótko mówiąc jest gejem. - He!? Na wyraz mojej twarzy Tane uśmiechną się lekko. Za dużo informacji jak na jeden raz. - Poznał Yutake kiedy miałem cztery lata i była to też po części moja zasługa! Od ponad dziesięciu lat są razem. Dwa lata temu siosta Yutaki i jej mąż zginęli w akcji bohaterskiej. Z rodzicami ani Yutaka, ani ona nie mieli kontaktu, więc jasne było, że to on zaopiekuje się ich córką i tak po paru małych przekrętach i kombinatorstwie Hotaru pojawiła się u nas. Rok potem ja przeszedłem istne piekło... - Po raz kolejny nastała chwila ciszy. To będzie mocne. - Może inaczej. Jeszcze za przedszkola zaprzyjaźniłem się z jednym chłopakiem. Potem byliśmy razem w podstawówce i w chūgakkō*. Zawsze byliśmy razem, pomagaliśmy sobie pomimo wszytko. Razem przeżywaliśmy smutki i radości, i pełno przygód. Krótko mówiąc, była to prawdziwa przyjaźń. A przynajmniej tak myślałem... Wracając. We wszystkich szkołach gdzie byłem jakoś związek mojego brata nie był "rozdmuchiwany". W podstawówce byliśmy za mali by to dokładnie rozumieć, potem zaś miałem bardzo tolerancyjne klasy, więc nie miałem jakichś problemów. Jednak w drugiej klasie stwierdziliśmy z moim "przyjacielem", że chcielibyśmy iść na wsparcie do U.A. Od zawsze było to moim marzeniem, a mogło się to spełnić i to jeszcze z moim przyjacielem. Czego chcieć więcej? Postanowiliśmy więc, że zmienimy szkołę na taką, która ma jakieś zajęcia praktyczne czy coś w tym stylu, żeby lepiej się przygotować. O dziwo udało nam się przekonać i rodziców, i mojego brata, i zmieniliśmy szkołę. Znajdowała się w tym samym mieście, co prawda trochę dalej, ale jakby się ktoś uparł to można dojść i na piechotę. Szkoła ta była ukierunkowana pod wsparcie i były tam zajęcia praktyczne. W sumie dla mnie prawie w ogóle nie użyteczne. Wszytko z tych zajęć sam przerabiałem może jakieś dwa lata wcześniej. No, ale chodziliśmy tam i na początku było w miarę okej. Nie znaliśmy nikogo, więc gadaliśmy głównie ze sobą, gdy nagle mój "przyjaciel" stwierdził, że moje towarzystwo mu już nie wystarcza. Zaczął się zadawać z jakimiś kolesiami z naszej klasy, a ja postanowiłem, że nie będę sam stać na przerwach jak ten czubek i też sobie pogadam z innymi. Tak też zrobiłem. Zakolegowałem się niemal z wszystkimi i parę dziewczyn powiedziało mi, żeby mój kumpel lepiej nie trzymał z tamtymi chłopakami. Podobno handlowali ziołem i ogólnie dość nie miłe typki. Rzecz jasna ostrzegłem go, jednak on nie chciał słuchać. Stwierdził, że pewnie jestem zazdrosny albo coś podobnego i nie chcę żeby on był szczęśliwy, że nie będę mu życia układał. No pokłóciliśmy się nieco mocno... no dobra, bardziej niż mocno. Nie odzywaliśmy się do siebie w ogóle. Ale co gorsza on postawił, że to nie wystarczy i trzeba by mi jeszcze dokopać, więc z jego nowymi przyjaciółmi zaczęli gadać głównie na mój temat, i jak już się możesz, domyśleć jedną z pierwszym rzeczach o których powiedział dla tamtej chołoty, był mój brat i jego orientacja, bo to przecież najlepszy temat do drwin. Jak się okazało w odróżnieniu do poprzedniej szkoły tu, inna orientacja była czymś z czego się śmiano, szydzono i było to niezrozumiałe. Zaczęli mi uprzykrzać życie, wyzywali mnie, w końcu zaczęli wrzeszczeć, że skoro mój brat jest innej orientacji to pewnie ze mną jest tak samo... no ogólnie powiedzmy sobie nie byli to zbyt mądrzy ludzie. Ja miałem na to wyjebągo i nic sobie z tego nie robiłem. W sumie tak jak osoby z którymi kolegowałem się bardziej. W sumie mogłoby tak dla mnie zostać. Niech się śmieją, mnie to nie rusza puki mam z kim spędzać czas i puki jest przy mnie choć parę osób. I mój "przyjaciel" to chyba zauważył. Postanowił mi zrujnować życie jeszcze bardziej. - Tane na chwilę przerwał zbierając się do kolejnej części opowieści. Już słuchając tego było mi cholernie przykro, a strach się bać co będzie potem. - Któregoś dnia dostałem od niego wiadomość, żebyśmy się spotkali za szkołą, bo podobno chcę ze mną pogadać. Nie jestem jakiś zbytnio mściwy, więc się zgodziłem. Po lekcjach poszedłem za szkołę i tam na mnie czekał. Sam. Pomyślałem że chyba faktycznie chcę się pogodzić. Podszedłem do niego i przeprosił mnie. Zaczną mówić, że żałuje tego co zrobił i jeszcze wiele innych pięknych słówek. Wierzyłem mu w końcu był moim przyjacielem. Zaczęliśmy normalnie gadać nigdzie się nie ruszając. Tak mi się zdawało. Chwilę potem oparłem się o ścianę od której na początku byłem oddalony o parę metrów. Wtedy też on zaczną zachować się co najmniej dziwnie. W pewnym momencie zaczną się... zbliżać? Za bardzo? I jakby to dziwnie teraz nie zabrzmiało, a wiem, że będzie to brzmiało bardzo dziwnie, zaczął mnie... całować? Ja byłem co najmniej zaskoczony, więc ciało nie chciało się ruszyć. Ale to tylko na chwilę. Nie minęło 5 sekund, a już go odepchnąłem i zacząłem na niego wrzeszczeć, że co on wyrabia i w ogóle... On nie odpowiedział nic tylko głupio się na mnie patrzył, więc uciekłem. Myślałem, że spalę się wstydu. I w sumie słusznie. Tego samego dnia w wieczór ktoś mnie oznaczył w jakimś poście. I nie zgadniesz co, a raczej kto tam był. Cała ta szopka była ukartowana tylko po to, żeby zrobić to gówniane zdjęcie. Rzecz jasna nie mogli tego wstawić w formie rzeczywistej tylko przeszło to staranną obróbkę, żeby wyszło, że to ja zainicjowałem pocałunek. Byłem cholernie wściekły. Chciałem rozszarpać tych gnojów, którzy to zorganizowali. Kiedy następnego dnia przyszedłem do szkoły wszyscy patrzyli na mnie, jak na jakiegoś dziwaka. Jak tylko przechodziłem obok, słyszałem za plecami szepty jakichś randomów. Jednak największy ból przeżyłem kiedy w klasie ze wszystkich osób z którymi gadałem podeszła się ze mną przywitać tylko Minori. Kiedy się do kogoś dosiadałem ci stwierdzali, że muszą gdzieś pilnie pójść. Jacy dumni byli z siebie ten gnój i jego paczka, że wkopali mnie w takie gówno. Skończyło się na tym, że pierwszego dnia nie wytrzymałem nawet godziny i już na drugiej przerwie wybiegłem ze szkoły. Czułem się jak ostatni śmieć, który zrobił coś złego i teraz nikt go nie toleruje, a prawda była taka, że ja niemal nic nie zrobiłem. I to był kuźwa błąd. - Tane już prawie krzyczał, a w jego głosie dało się wyczuć namacalną złość. Po chwili jednak umilkł na moment by nieco się uspokoić. - Załamałem się. Mocno. Bardzo mocno. Pobiegłem do domu i od razu rzuciłem się do mojego pokoju. Nie mogłem zrobić z tym nic, a jednak nie chciałem też tak tego zostawić. Nie za bardzo pamiętam o czym wtedy myślałem, ale za pewne nie było to nic przyjemnego. Byłem totalnie bezsilny. Przez resztę dnia nie robiłem nic tylko leżałem w łóżku. Miałem o tyle luzu, że akurat reszta rodzinki wybrała się na wczasy, na około miesiąc do ciotki, więc nikt nie zmuszał mnie do wyjaśnienia czym się martwię lub co jest ze mną nie tak. Nie spałem w ogóle, jadłem sporadycznie, zaniedbałem szkołę zaś moim ulubionym zajęciem stało się siedzenie w pokoju zupełnie samemu i gapienie się w ścianę. Pustą, białą ścianę. Mimo tego codziennie chodziłem do szkoły. Znosiłem te wszystkie oczy skierowane w moją stronę, wszystkie szepty i żarty z mojej osoby. Jedyną osobą z jaką rozmawiałem była Minori, która zawsze sama zaczynała rozmowę. Może i to robiła, jednak ja nie potrafiłem się na tamten czas ani uśmiechać, ani zachowywać normalnie. Głupi byłem... - Mówiąc o dziewczynie w jego oczach widziałem masę smutku i poczucia winy. Co się wydarzyło między nimi? - Można powiedzieć, że jeszcze trochę, a wpadłbym w niezłą depreche, jednak nigdy bym nie pomyślał, że "gwoździem do trumny" będzie nie kto inny jak mój braciszek. Kiedy wrócili od ciotki, Haru był schlany w trzy dupy. Ja byłem załamany, a on mi zaczną wyjeżdżać, że brudno tu i że śmierdzi. Zacząłem się z nim kłócić i obrażać, że to on tu jest pijakiem i w sumie wiele innych. Yutaka próbował nas powstrzymać tak samo jak tata, jednak coś im chyba nie wyszło. Oboje nie w pełni świadomi swoich słów zaczęliśmy się dość mocno wyzywać i wtedy on powiedział...- Ciałem Tane wstrząsną dreszcz i staną na chwilę zanurzając na chwilę większą część swojej twarzy w miodowym szaliku-

~Nie masz prawa głosu w tym domu! To z twojej winy umarła mama! Gdybyś się nie pojawił ona by cały czas żyła! Ale nie, bo musiałeś się nam wpierdolić w nasze spokojne, szczęśliwie życie! Zabiłeś ją! Rozumiesz?! To ty ją zabiłeś! To przez Ciebie umarła!~

...że to z mojej winy mama umarła. Te słowa cały czas krążą mi po głowie. - Ruszył dalej i trochę wyjął twarz z szalika. - Byłem w rozsypce, a wtedy jeszcze usłyszałem to. Od razu przypominało mi się, że podobno słowa pijanego to myśli trzeźwego. Stałem tam przez chwilę nie robiąc nic. Mój brat chyba uświadomił sobie co powiedział, bo jakby natychmiastowo wytrzeźwiał. Zaczął tłumaczyć, że to nie tak, że to nie prawda i on tak nie myśli. Ja jednak pobiegłem do pokoju. Nie chciałem słuchać nikogo, a jego w szczególności. Zatrzasnąłem za sobą drzwi, żeby nikt nie mógł wejść. Wyleciały ze mnie wszystkie siły i opadłem na środku pokoju. Wmawiałem sobie, że to nie prawda, ale i tak myślałem co innego. Nie panowałem nad sobą, a co dopiero nad moim darem. Zaczął szaleć na tyle, że wszystkie meble latały po pokoju. Powstał tam istny huragan. A w środku całej burzy siedziałem ja nie wiedząc co teraz ze sobą zrobić. To co działo się wokół mnie, idealnie opisywało to, co właśnie działo się w mojej głowie. W pewnym momencie jedno "pasmo wiatru" niekontrolowanie uderzyło w moją stronę. Uderzyło w szyję rozcinając prawie całą prawą stronę. - W tym momencie Tane odwiną szalik, a moim oczom ukazała się blizna przechodząca przez niemal całą szyję. Była ogromna... Nadal nie była całkiem wygojona, choć z opisów Tane miną już prawie rok. - Potem chyba straciłem przytomność, bo nie pamiętam już nic. Obudziłem się dopiero w szpitalu. Sam lekarz stwierdził, że udało mi się cudem przeżyć. Parę milimetrów i przebiłoby tętnice. No ewentualnie gdyby ratownicy przyjechali parę minut później wykrwawiłbym się tam. Potem jeszcze zdiagnozowali niedobór snu, niedożywienie i parę innych tego typu syfów przez co musiałem zostać w szpitalu dłużej niż bym został normalnie. No wpływ na to miał jeszcze stan zaliczający się już w pewnym stopniu pod depresje. Ogólnie nie miło. Z całej tej przygody wyszedł jeden plus. Klasie powiedzieli, że miałem wypadek. Wykorzystałem to prawie mądrze i wmówiłem im, że nie pamiętam nic z przed wypadku. Dzięki temu temat mojej orientacji ucichł na stałe i nikt nie raczył go odnawiać. Co najzabawniejsze powiedziałem dla tamtego gnoja, że nawet nie wiem kim jest. Jego mina była piękna. Potem jak próbował mi cokolwiek przypomnieć, a ja udawałem, że go nie znam... To było piękne. Dlaczego ostatnio nie przechodziłem do szkoły? Ten stan załamania i w ogóle lubi wracać nawet kiedy w teorii wyleczyłeś się już z tego. Więc czasami po prostu nie dałbym rady przyjść. Nie chcę zamartwiać was czymś na co nie mieliście wpływu. Tak więc kiedy czuję się źle po prostu nie przychodzę do szkoły. To chyba wszytko.

Zapanowała cisza. On jest w moim wieku, przeszedł prawdziwe piekło, a pomimo to nadal zachował swoje człowieczeństwo i na co dzień zachowuję się jakby nic takiego nigdy nie miało miejsca, śmiejąc się i prowokując różne wypadki.... to wręcz nie realne...

- Heh... to w sumie nieco zabawne. Jesteś pierwszą osobą dla której opowiedziałem to wszytko.

- A twój brat? - Przecież musiał o tym widzieć. Takich rzeczy wręcz nie da się zataić!

- On wie tylko o tym co sam mi powiedział. Nigdy mu nie mówiłem o tej sytuacji ze szkoły i wolałbym aby tak zostało.

To było co najmniej dziwne uczucie. Kumpel zwierzający ci się z historii swojego życia i to ty jesteś pierwszą osobą dla której to wszytko powiedział. To jest... dziwne. Spojrzałem na niego. Twarz jakby mu pojaśniała. Zniknęły z niej wszystkie dotychczasowe emocje. Cały ten smutek i wszystkie te troski odeszły na bok, a jeszcze przed chwilą załamany i smutny Tane, obecnie znowu był sobą. Może nie miał na twarzy wielkiego banana, ale unosiła się wokół niego ta sama aura co zawsze.

- W-widzisz? Czasem jednak dobrze jest sie komuś wygadać... - Nie miałem pojęcia co innego mógłbym powiedzieć.

- Jesteśmy na miejscu. - Tane po raz kolejny wyrwał mnie z rozmyśleń. Gdzie on mnie znowu zaprowadził? Rozejrzałem się i jak się okazało stałem przed dworcem. - Ostatni pociąg odjeżdża ci za 10 minut. Radzę się pośpieszyć. - Faktycznie! Pożegnałem się z nim szybko. Nie zostało mi dużo czasu, szczególnie, że jeszcze muszę kupić bilety i znaleźć perom. Arh... obym zdążył...

----------
*chūgakkō -"szkoła średnia niższego stopnia" trwa trzy lata i jest takim jakby odpowiednikiem naszego gimnazjum
----------

Witom!
A w ramach "specialu" mam dla was rozdział w którym lepiej możecie poznać kochanego przez wszystkich (w szczególności przeze mnie) Tane, który jak się okazuję nie jest tak beztroską postacią jaką mógł się wydawać!
Nie bijcie za to jak go skrzywdziłam... Albo wiecie co w sumie możecie bić. Pozwalam.
Notka po czasie: miałam zmienić ten rozdział... back story Tane itp... Ale w końcu mi się odechciało i zostało tak jak było z drobnymi zmianami kosmetycznymi których niemal nie widać. Brawo ja XD
Szczerze ten rozdział miał się pojawić jakieś pół roku temu... cóż wyszło jak wyszło.
Mam nadzieję, że choć trochę się podobało!
Shine~



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro