Dwie strony piekła

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Adrien pov:

- Spędzisz ze mną wieczór? - Vivian podeszła do mnie i usiadła na moich kolanach. Skończyłem właśnie pisać maila dla swojej menadżerki i westchnąłem, gdy dziewczyna znowu starała się przykuć moją uwagę.

- Mam plany - powiedziałem i delikatnie odepchnąłem od siebie dziewczynę, wstając.

- Ostatnio nie poświęcasz mi w ogóle czasu - jęknęła, stając mi na drodze - nie pamiętasz jak było nam kiedyś dobrze?

Nie było. Potrzebowałem wtedy jedynie zaspokojenia, bo przerażała mnie pustka, którą czułem. Teraz wiem, że nie było to dobrą dezycją, aby mieć jakikolwiek układ z Vivian.
A potem jeszcze podpisałem te cholerną umowę o współpracy z jej ojcem.

- To był tylko seks, Viv - mruknąłem - nic z tego nie będzie.

Wyminąłem ją i ruszyłem w stronę swojego pokoju, gdzie miałem zamiar przygotować się do spotkania z Mari. I tak, wiedziałem, że napewno nie napisała do mnie tej wiadomości specjalnie. Ale miałem zamiar wykorzystać sytuację.

- Co ci się we mnie już nie podoba? - pisnęła dziewczyna, łapiąc za moje ramię - nie podniecam cię?

Owszem, Vivian była piękna, ale nie widziałem w niej niczego więcej o czy warto byłoby cokolwiek powiedzieć. I zmęczyła mnie swoją osobowością dogłębnie. Modliłem się, aby do końca tego roku dała mi spokój, a potem zniknęła z mojego życia na zawsze. Ja dostanę pieniądze, jej tatuś będzie miał kampanie z moją osobą i wszyscy będą szczęśliwi.

Czułem jednak, że dziewczyna namiesza i to jeszcze wiele razy.

- Czego nie rozumiesz w moich poprzednich słowach? - westchnąłem, odwracając się w jej stronę - nic mnie już z tobą nie łączy.

- Już wiem, o co chodzi - warknęła nagle - to ta dziewczyna z kina. Widziałam jak na nią patrzysz. Masz natychmiast zerwać z nią współpracę, tak nie można!

- Napewno? - syknąłem, podnosząc brew - w naszej umówię nie ma takiego zakazu, czyż nie?

- Tata się o wszystkim dowie! - tupnęła nogą jak małe dziecko.

- I co zrobi? Nie łamie reguł.

Dziewczyna nie odezwała się, więc uznałem, że rozmowa jest już skończona. Odchodząc w kierunku sypialni usłyszałem jednak jak jeszcze coś mówi.

- Ja znajdę powód, żadna dziwka mi nie przeszkodzi.

Nie skomentowałem jej słów, jedynie wszedłem do pokoju i skierowałem się do szafy.

Wyciągnąłem jakieś czarne jeansy i zwykłą białą bluzę Calvina Kleina. Zamknąłem się w łazience i puściłem moją ulubioną playlistę.

Mój spokój nie potrwał jednak za długo, dlatego, że dostałem prośbę o połączenie się.

Telefon był z Francji , dlatego zamarłem na chwilę.

Taylor.

Z zawahaniem odebrałem telefon, przygotowując w głowie plan rozmowy. Musiałem być naprawdę skupiony, żeby nie palnąć żadnej głupoty i nie wzbudzić jej podejrzeń.

Czułem całym sercem, że Taylor zrobi wszystko aby poznać tożsamości bohaterow. 
Narazie myślała jedynie, że jestem w Wielkiej Brytanii, aby kontynuować karierę, a nie aby chronić biedronkę. Sytuację przechylało na moją korzyść, to, że Taylor znała Vivian i wiedziała, że współpracujemy.

- Hej braciszku - jej spokojny, mocny głos rozbrzmiał w słuchawce - jak tam w Wielkiej Brytanii?

- Praca, praca i jeszcze raz praca - westchnąłem ciężko, ciesząc się w duchu z mojej gry aktorskiej.

- A jak tam Viv? - dopytywała dziewczyna - podoba jej się?

- Tak - odparłem, chcąc powiedzieć jej jak najmniej. Jednocześnie starałem się brzmieć naturalnie - zaraz wychodzę, pogadamy innym razem.

- Nie wiedziałam - mruknęła - spotykasz się z kimś?

- Nie - spanikowałam - znaczy tak, stara znajoma.

- Znajoma, mówisz - zaśmiała się, ale ja potrafiłem wyczuć kiedy robi to szczerze. Teraz nie brzmiało to luźno ani przyjaźnie. W jej głosie zdecydowanie dało się wyczuć podejrzliwość - znam ją?

- To koleżanka z pracy - wyjaśniłem, kolejny raz kłamiąc - modelka.

- Uu, w takim razie miłego spotkania. Bądź grzeczny.

- Zawsze jestem - prychnąłem - a ty postaraj się ogarniać tam wszystko do mojego przyjazdu.

- A właśnie - mruknęła - kiedy wracasz?

- Myślę, że dopiero po nowym roku.

- To jeszcze kilka miesięcy - odparła - mam pomysł!

O nie.

- Może przyjadę do ciebie na tydzień? Za jakiś czas? Będę miała wtedy wolne w pracy.

Nie nie nie.

Bardzo zły pomysł.

Ale, co mogłem powiedzieć?

- Dobry pomysł - udawałem zadowolonego w głosie - Vivian się ucieszy.

- No to ustalone, teraz tylko ogarnę kiedy mam urlop.

- Cudownie - powiedziałem i po krótkim pożegnaniu z dziewczyną, rozłączyłem się.
No to pięknie.

Jednocześnie dostałem powiadomienie od mojej menadżerki z przypomnieniem o sesji zdjęciowej z Vivian.

Westchnąłem i odłożyłem telefon na blat.

Wykonałem wszystkie czynności i opuściłem łazienkę. Na wielkim hotelowym łóżku leżał laptop a przed nim Plagg, który znowu jadł jakieś serowe chrupki.

- Matko, ile ty żresz- westchnąłem - zrobiłbyś wreszcie coś pożytecznego.

- Co naprzykład? - prychnął Plagg - nadrabiam serial.

- Mógłbyś chociaż posprzątać - odparłem.

- Masz ból dupy, bo Mari nie chce się na ciebie rzucić - mruknął, udając smutek - biedny Adrienek.

- Przestań - warknąłem - mam gorszy problem.

- Zamknęli produkcje sera i nie możesz mnie nakarmić? Nic nie jest gorsze od tego koszmaru.

Pokręciłem z rozbawieniem po jego słowach.

- Taylor chce przyjechać do Wilekiej Brytanii.

- O kurwa, jest gorzej - Plagg podleciał do mnie i zatrzymał się na wysokość mojej twarzy - czyli jednak są trudniejsze sprawy w życiu.

- No, co ty nie powiesz - prychnąłem - to chociaż pomyśl, co możemy zrobić. Matko, co ja gadam. Ty nie myślisz.

- Masz racje, lepiej sprzątam - mruknął Plagg a ja spojrzałem wymownie na łóżko, które było uwalone okruchami - znaczy, jak mi się chcę to potrafię.

- Domyślam się - westchnąłem - jutro może trochę poćwiczymy wreszcie?

Ponownie zacząłem trenować jako Czarny Kot, bo wiedziałem, że obecnie jestem bardzo słaby. I to nie jest tak, że wszystkie nabyte umiejętności zostają na zawsze. Owszem, potem jest łatwiej się ich ponownie nauczyć, ale wszystko to wymaga dużo pracy.

- Masz sesje z Vivian - odparł - najwyżej wieczorem.

- Niech będzie - podszedłem do fotele i chwyciłem swoją jeansową kurtkę, gdzie zawsze miałem portfel i najpotrzebniejsze rzeczy.

- Wychodzisz? To dlatego tak ładnie pachniesz.

Spojrzałem na niego dziwacznie, a Plagg pokazał mi język.

- I mówisz mi to ty - prychnalem - wiecznie śmierdzisz serem pleśniowym.

- Nie śmierdzę - żachnął się Plagg - jeśli już to wydzielam kwiecistą woń.

- Proszę, wylecz się do mojego powrotu - mruknąłem, chociaż wiedziałem, że to jest nie możliwe.

- Tikki zawsze mi to powtarzała - zaśmiał się - ciekawe, co u niej.

Uśmiechnąłem się pod nosem. Właśnie, ciekawe co u Biedronki.

- Tęsknisz za nią?

- A ty byś tęsknił za demonem? - westchnął - to jest duża konkurencją dla samego diabła.

Ze śmiechem opuściłem apartament i skierowałem się w stronę mojego samochodu.
To będzie ciężki wieczór.

........

TAYLOR

- Idiota - prychnęłam, gdy mój brat rozłączył się - myśli, że ja się nie dowiem, co knuje.

- Przesadzasz - Nooroo, czyli kwami mojego ojca, wleciało do kuchni - jest za słaby, żeby stanowić zagrożenie.

- Może tak - wzruszyłam ramionami - ale jednocześnie coś mi tutaj nie pasuje.

Od najmłodszych lat, Adrien był oazą dobra. Aniołem swoje mamy, w którym nie było nawet grama nienawiści. Nawet mnie zaakceptował, traktował jak siostrę. Owszem, nie było między nami żadnej wielkiej relacji, ale jakoś się znosiliśmy.

Ale wiedziałam, że po odkryciu tajemnicy mojego ojca, to wszystko się zmieniło.

I czułam, że teraz właśnie Adrien stanowił dla mnie największe zagrożenie.

Miałam jeden, jasny cel w życiu. Dorwać Biedronkę i zabić ją na oczach całego świata.

Tak jak ona zrobiła to z moją mamą.

Niby prosta sprawa, tylko, że ta suka ukrywała się od 5 lat i za cholerę nie wiedziałam gdzie jest.

Nikt nie wiedział.

I co z tego, że miałam aż dwa mirakula, jak nawet do niczego mi się nie przydają? A ojciec pewnie jest na mnie wściekły, bo sprawy stają w miejscu. A przysięgłam, że dokończę jego misje i nie zawiodę.

Potrzebowałam wspólnika, jakiegoś tropu i więcej czekolady. O tak, czekolada by się przydała. Pozostawało mi jedynie czekać na potknięcie superbohaterów. Ale żeby wyciągnąć ich z kryjówek, musiałam zastawić na nich pułapkę. Sprowokować ich.

Miałam jednak czas. Musiałam być gotowa na wszystko, więc nie chciałam działać pochopnie.

- Nooro - mruknęłam - musimy znaleźć tego starca od mirakuli.

- Nie widziałem go od kilkudziesięciu lat. I nawet jakbym chciał, to nie mogę zdradzić jego położenia.

- Trudno - westchnęłam - poradzimy sobie w inny sposób.

......

Marinette pov:

Po wczorajszym wieczorze czułam się okropnie.

Zrozumiałam, że wszystko zaczyna runąć już teraz.

A początek końca dopadł właśnie moje serce.

Przez tyle lat nauczyłam się, że samotność nie jest wcale taka zła. Daje ci przestrzeń, wolną drogę, jednocześnie ułatwia nic nie czucie.

Nie czujesz żadnych emocji, bo nie masz do kogo ich czuć.

Kiedy w twoim życiu pojawia się jednak osoba, która małymi krokami, zaczyna coś dla ciebie znaczyć, zaczynasz żałować.

Żałować każdej sekundy bez tej osoby. I twój mur, który możesz budować latami, nagle staje się cienki i ulotny jak zwykła bańka mydlana.
Każdy może ją przebić, napatrzeć się na jej piękno, a potem zostawić ciebie, bez żadnej obrony.

Tak jak on. Wtedy na lotnisku. Tylko, że to ja popełniłam błąd i sama zburzyłam swój mur. Odsłoniłam przed nim swoje uczucia, skrywane przez kilka lat i spotkałam się z czymś gorszym niż pogarda.

Stanęłam twarzą w twarz z obojętnością.

A to jest najgorsze, co można poczuć.

Tak jakby żadna chwila nic nie znaczyła dla drugiej osoby, każde wspomnienie było zbędne.

Zbędne jak cała ty.

Dlatego czułam się przerażona. Nie odczuwałam złości ani nienawiści jedynie strach, że nie będę tym razem wystarczająco silna.

Bo czułam pustkę, po jego odejściu. I nie oszukujmy się - brakowało mi Adriena Agresta i to cholernie. Nie wyobrażałam sobie przeszłości bez niego. Tęskniłam. A najgorsze było to, że bałam się, że nikogo nie pokocham tak jak jego. Każdej nocy na nowo umierałam z bólu, żalu, tęsknoty i upokorzenia. A potem przyszła ona. Pustka, która ukoiła wszystkie bóle. I z początku byłam przerażona, nie wiedziałam, co się dzieje. Potem przyszło zrozumienie i wszystko stało się łatwiejsze.
I obiecałam sobie, ze mimo zniszczenia, które on zasiał w moim wnętrzu, odbuduje się. Będę silniejsza, piękniejsza i lepsza. Zrozumiałam, że tylko spokój i czas może mnie uratować. I zaczęłam w to wszystkie wierzyć, ufać sobie.
Było dobrze, do czasu, gdy nie stanęłam z tym twarzą w twarz. I czułam, że dzieli mnie cienka nic od granicy wytrzymałości.

Westchnęłam i podniosłam się z kanapy. Nie miałam zamiaru zmarnować piątku na użalanie się nad sobą.

- Widzę, że coś cię dręczy - Tikki wleciała do salonu - chcesz lody? Znaczy i tak ci ich nie podam, bo są za ciężkie.

- Nie dzięki - zaśmiałam się cicho - chyba zadzwonię po Luke i może gdzieś wyskoczymy.

- Wiesz, że uciekanie do alkoholu nie jest rozwiązaniem - westchnęła-  będziesz się jutro gorzej czuła.

- Może pomogłoby, gdybym wiedziała, co się dzieje - prychnęłam, przypominając jej, że nadal nie wiem, dlaczego nagle wszystko zaczyna sie kręcić wokół mojej przeszłości - i gdybyś nie miała przede mną tyle tajemnic.

- Powinnaś zadzwonić do niego - odparła po chwili ciszy, ignorując moje wcześniejsze słowa - potrzebujecie siebie.

- Jest ostatnią osobą, której potrzebuje - mruknęłam.

- Boisz się go, wiem o tym - Tikki podleciała do mnie i zawisła w powietrzu, na wysokości mojej twarzy - ale jesteś dorosła i nie możesz wiecznie od tego uciekać.

- Mogę - odparłam - i będę. Nie mam zamiaru znowu wchodzić w to samo. Kampania, jakieś wywiady i do widzenia Agreste.

- Nie cieszyłabym się tak na twoim miejscu. Posłuchaj mnie chociaż raz i zadzwoń do niego.

- Nie - mruknęłam i skierowałam się do drzwi.
Wzięłam po drodze kurtkę, torebkę i telefon - to jest ostatnia rzecz, którą zrobię w swoim życiu.

Opuściłam mieszkanie i skierowałam się w stronę wyjścia z osiedla. Dochodziła 19, dlatego trochę zajęło mi zanim złapałam jakąś taksówkę. Szczególnie w piątkę wieczór. W samochodzie napisałam do Luki, że zaraz będę w klubie naprzeciwko jego mieszkania, więc oczekuję, żeby też tam był. Zapłaciłam rachunek i wyszłam z pojazdu. Rozejrzałam się po dosyć jasnej ulicy, na której było pełno ludzi. Większość już nie panowała nad sobą, bo krzyczeli, tańczyli i śpiewali na cały głos. Po drugiej stronę chodnika, zauważyłam Luke, więc pomachałam do niego.

Chłopak również mnie zauważył i chwilę później stał już obok mnie z wielkim uśmiechem na twarzy.

- Wyglądasz jak gówno - mruknął na powitanie.

- Dzięki - prychnęłam - miłe powitanie.

- A pocieszy cię, jak powiem, że wyglądasz jak słodkie gówno?

Walnęłam się w czoło i spojrzałam na chłopaka z politowaniem.

- A uderzył cię ktoś kiedyś? - zaśmiałam się.

- A chciałem być miły - burknął chłopak i złapał mnie za rękę - proponuje, żebyśmy napadli na alkoholowy i jakiś spożywczak, a potem wbili do mnie.

- Chyba nie nadaje się na wyjście do klubu - odparłam - nie wiem, co ja myślałam.

- No zdecydowanie nie - chłopak usunął się ode mnie nieznacznie i spojrzał krytycznie na moją wielką bluzę i jeansy z dziurami - ale będziesz miała niedługo okazje się wyszaleć.

- Jaką niby?

- Powiem ci w mieszkaniu - odparł - a teraz chodź, bo mi dupa zamarzła.

Zaśmiałam się i ruszyłam posłusznie za chłopakiem. Byliśmy na ulicy, która znana jest z nocnego życia, dlatego z łatwością znaleźliśmy jakiś sklep z alkoholem. Luka kupił wielką butelkę Jack'a Daniels'a i paczkę Malboro. W całodobowym sklepie na rogu, kupiliśmy pudełko lodów, czekoladowych oczywiście.

Zamarznięci, ale szczęśliwi weszliśmy do mieszkania chłopaka. Luka zamknął za nami drzwi a ja ruszyłam do kuchni. Położyłam zakupy na stole i wyjęłam dwie szklanki i łyżki.

- To, co miałeś mi powiedzieć? - zaczęłam, biorąc pierwsza porcje lodów do buzi.

Jednocześnie starałam się odkręcić butelkę, co zapewnie wyglądało komicznie.

- Że dokładnie za tydzień w piątek jest ważny dla mnie pokaz a potem afterparty - odparł, pierwszy biorąc łyka napoju prosto z butelki - no co? - mruknął, gdy skarciłam go wzrokiem - nie chciało mi się myć szklanek.

- W sumie, mam to gdzieś - zaśmiałam się i zabrałam mu butelkę - kontynuuj.

- Można zabrać osobę towarzyszscą i chciałbym, abyś nią była.

- O której to jest godzinie? Wiesz, że w piątek pracuję i mam dodatkowo zdjęcia do kampanii - myśl o kolejnych spędzonych z Adrienem chwilach napawała mnie strachem.

- Dopiero wieczorem - odparł i chyba zauważył, że widocznie posmutniałam - ale skończymy o mnie. Co sprowadza cię do mentora zbłąkanych duszyczek?

- W zasadzie, to nie wiem - wzruszyłam ramionami - nie mogę zwyczajnie chcieć spędzić z tobą czasu?

- Nie wyglądasz dzisiaj na duszę towarzystwa - mruknął - zapraszam do gabinetu psychiatry.

Jego ,,gabinet'' to był duży salon, z wielkim, wbudowanym w ścianę telewizorem. Zrzuciłam się na kanapę a Luka usiadł naprzeciwko mnie. Wyprostowałam się, kładąc nogi na chłopaku, który zmordował mnie wzrokiem, ale nie skomentował. Pociągnęłam kilka dużych łyków i odetchnęłam. Schłodzony alkohol przyjemnie zwilżył mój przełyk, dlatego od razu poczułam się lepiej.

- Wiesz, jak mi tego brakowało - powiedziałam nagle, po kolejnym łyku napoju.

- Czego? - odparł zdziwiony Luka, podnosząc głowę z oparcia.

- Przyjaciela - wzruszyłam ramionami - ej, skąd masz piwo? - pisnęłam i gwałtownie
podniosłam się, widząc jak chłopak szybko chowa puszkę za sobą.

- Piwo? - mruknął, udając zdziwionego - chyba za dużo wypiłaś.

- Wiesz, co - opadłam z powrotem na kanapę - cofam moje słowa.

- Ja i tak słyszałem - odparł ze śmiechem - i też się cieszę, że cię spotkałem.

- Słodko - westchnęłam, czuja jak butelka, którą trzymam robi się coraz lżejsza. Wypiłam już większą cześć, a w głowie dopiero zaczynało mi szumiec. Wzięłam kilka ostatnich łyków alkoholu i podałam butelkę z resztką alkoholu Luk'owi.

- Coś cię dręczy - Luka spojrzał na mnie z troską w oczach - dawaj, wygadaj się.

- On - westchnęłam - jak zawsze.

- Masz na myśli naszego Adriena? Jakieś nowe ciekawe opowieści?

- Wczoraj dużo rozmawialiśmy - w skrócie opowiedziałam mu całe wydarzenia wczorajszej nocy - i czuje się dziwnie.

- Dziwnie dobrze?

- Nie chce znowu wpaść w to samo, ale wszystkie moje postanowienia w jego obecności, znikają - mruknęłam - i boję się, że znowu zacznie coś dla mnie znaczyć.

- Albo już znaczy - odparł - serce nie sługa.

- To, co mam robić? Najchętniej cofnęłaby czas i nic mu nie powiedziała. Przynajmniej nie czułabym tego rozczarowania.

- Ale resztę życia zadręczałabyś się i wytykała sobie, że stchórzyłas. Myślę, że powinnaś spróbować. Człowiek uczy się na błędach.

- Czyli co? Mam przystać na jego propozycje i naprawić nasze relacje - prychnęłam - nie wiem jak to ma w ogóle wyglądać.

- Ja mówię tylko, że czasami warto spróbować.

- Już spróbowałam - parsknęłam.

- I żałujesz? Tak szczerze.

Czy żałowałam?
Pół na pół.

- Może masz racje - wypiłam całą zawartość butelki i odstawiłam ją gdzieś na ziemie. Potem oparłam się o oparcie kanapy i przymknęłam oczy.

- Zawsze mam racje.

Nie odpowiedziałam mu. Byłam zbyt zmęczona a oczy same mi się zamykały. Zanim zdążyłam pomyśleć nad kolejnymi słowami, zasnęłam.

..........

Odpoczywajcie i łapcie siły.
Jest to okres, w którym szczególnie musimy dbać o siebie i myśleć o innych ludziach. Nie narażajmy się na niebezpieczeństwo.

Do następnego 💖
Przepraszam za błędy i czekam na komentarze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro