Nie widzę tutaj powodu do śmiechu...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

2 dni przed pokazem nareszcie dostałam telefon od jakiejś organizatorki, która oznajmiła mi, że za godzinę mam być w centrum na próbach.

Wszystko byłoby super, gdyby nie powiedziała mi tego rano, gdy spokojnie szłam do pracy a złapanie taksówki o tej godzinie było praktycznie niemożliwe. Dzwoniłam oczywiście do Sabriny, ale ona dostała telefon wcześniej i była już prawie na miejscu. Kiedy po raz trzeci starałam się złapać jakiś transport, a kierowca zignorował mnie i zatrąbił, stwierdziłam, że to nie ma nawet najmniejszego sensu.

Westchnęłam i będąc na skraju załamania nerwowego wybrałam numer Nathaniela. Miałam nadzieję, że chłopak będzie jechał właśnie do pracy i może mnie podrzuci.

- Jeśli jesteś w okolicy parku przy mojej pracy, błagam cię zatrzymaj się - krzyknęłam do telefonu, gdy tylko usłyszałam, że odebrał.

- Ale co się dzieje?

- Gdzie jesteś? - warknęłam do telefonu, będąc już na skraju mojego spokoju. Po, co zadaje mi jakieś idiotyczne pytania teraz, gdy ja ich najmniej potrzebuje.

- Blisko ulicy Wilsona, jadę na kawę.

- Zatrzymaj się, już tam idę - uradowana ruszyłam w stronę wspomnianej ulicy. Była ona dosłownie dwie przecznice dalej, więc wszechświat zlitował się nade mną tym razem. Na nogach nadal miałam niewygodne szpilki, ale byłam zbyt zaaferowana całą tą sytuacją, żeby pomyśleć o ich przebraniu. Poza tym zostawiłam vansy w firmie, pod którą zdążyłam jedynie podejść zanim dostałam informacje o próbach do pokazu. Skręciłam w pierwszą ulicę i znalazłam się na jednym z bardziej zatłoczonych placy. Stanęłam w miejscu i starałam się ogarnąć gdzie jest ulica Wilsona. Z dalek zauważyłam jednak nadjeżdżający samochód mojego przyjaciela. Ruszyłam w tamtym kierunku prawie, że biegiem. Znaczy chciałam, żeby to był bieg, ale przypominam, że miałam na nogach narzędzie zbrodni.
Z rozpędu wsiadłam do pojazdu i jak najszybciej zapięłam pasy.

- Nawet nie pytaj - wysapałam, starając się wyciągnąć telefon z torebki, która jak zwykle odmawiała mi posłuszeństwa - to za długa historia.

- Okej - chłopak wreszcie oderwał ode mnie wzrok i skupił się na drodze - widzę, że nie jesteś w nastroju.

- Nie jestem - warknęłam - te hieny, które organizują cholerną gale chyba są chore psychicznie. Poinformowały mnie o próbach dosłownie 15 minut wcześniej. I tak jestem bardzo spóźniona.

- Rozumiem, że jedziemy do hali mody na Greenstreet? - zapytał chłopak.

- Dokładnie. Greenstreet 12a - odparłam i weszłam w wiadomości w moim telefonie. Przejrzałam kilka maili oraz reklam i napisałam do Sabriny, że zaraz będę.
Zbliżaliśmy się już na szczęście do celu i teraz już dobrze znałam drogę. Chłopak skręcił na parking, gdzie zatrzymał się. Spojrzałam na niego zdziwiona.

- Nie musisz jechać dalej? - zapytałam, skanując go wzrokiem. Wyglądał dzisiaj jakoś inaczej.

- Idę na kawę - zaśmiał się - nie będę się wracał.

- Dziękuje ci bardzo - westchnęłam, naciskając już na klamkę od drzwi - nie wiem jak ci się odwdzięczę.

- A ja wiem. Zapraszam cię dzisiaj na kolację i nie chcę słyszeć odmowy.

- Ale mieliśmy iść teraz do kina - jęknęłam - jest sobota czyli idealny dzień.

- Wiesz, że nie przepadam za takimi miejscami - po jego słowach prychnęłam, bo po raz kolejny będziemy musieli robić coś, co on lubi - nie daj się prosić. Do kina możesz iść z każdym a ja zabiorę cię do Sorentino. Uwielbiasz tą restauracje.

Nienawidzę jej.

A do kina będę musiała iść pewnie kolejny raz sama.

No cóż. Dorosłość.

- Niech będzie - po tych słowach wysiadłam z samochodu - do zobaczenia.

Nie dałam mu czasu na odpowiedź. W tym momencie musiałam oczyścić umysł i jak najszybciej skupić się na pracy. A Nathaniel po raz kolejny skutecznie wyprowadził mnie z równowagi. I chyba kolejny raz odpuszczę, bo co miałabym zrobić? Mimo wszystko sobotni wieczór wolę spędzić w towarzystwie ludzi niż samemu przed telewizorem. Przynajmniej trochę odpocznę po pracy, bo niestety przed takimi ważnymi wydarzeniami muszę zająć się firmą nawet w sobotni poranek.

Dosłownie wbiegłam przez wielkie drzwi do hali pełnej ludzi. Przecisnęłam się przez grupę rozchichotanych dziewczyn, które wyglądały dokładnie tak samo, czyli nie były to modelki, które ja wybrałam. No cóż, niektórzy projektanci lubią jednorodność.

Sabrina napisała mi w wiadomość, że o 9:30 nasz dom ma próbę na wybiegu i razem z organizatorką będzie czekać w sali numer 2. Czas leciał nieubłaganie, jednak miałam poważny problem, bo za cholerę nie wiedziałam, gdzie szukać tej sali. Sabrina rzeczywiście podała mi szczegółowe informacje.

Rozejrzałam  się po pomieszczeniu pełnym modeli i po raz kolejny starałam się dodzwonić do Sabriny. Nie odebrała po raz trzeci a ja bardziej wściekła i zdenerwowana nie mogłam już być dzisiejszego dnia.

Z głośnym prychnięciem włożyłam telefon do torebki i gwałtownie ruszyłam przed siebie. Nie była to jednak za dobra decyzja, bo zderzyłam  się z czyjąś twarda klatką piersiową. Jakby tego było mało, straciłam równowagę i upadłam na ziemie. Szybko podniosłam głowę, żeby zobaczyć sprawcę mojego upadku i zamarłam.

Przede mną stał nieziemsko przystojny chłopak, który patrzył na mnie z wyraźnym strachem w oczach. Podał mi rękę, którą złapałam i zdążyłam się jeszcze mu przypatrzeć. Jasno niebieskie włosy luźno opadały na jego twarz, którą wyróżniały zaostrzone kości policzkowe. Był zdecydowanie wyższy ode mnie i bardzo dobrze zbudowany. A gdy zobaczyłam, że ma piegi, to uwierzcie mi, przepadałam.

Czemu ja go nie mam w swoim pokazie?

- Przepraszam - mruknął, kiedy pomógł mi wstać - śpieszę się i ciebie nie zauważyłem.

- Nic mi nie jest - uśmiechnęłam się do niego promiennie i postanowiłam wykorzystać sytuacje - wiesz może gdzie jest sala numer 2?

Liczyłam na to, że chłopak będzie coś wiedział, bo to moja ostatnia szansa na to, że trafię na próbę na czas.

- Miałem tam kiedyś casting. Mogę cię zaprowadzić.

- Boże, ratujesz mi życie - westchnęłam z ulgą.

- Wystarczy Luka - zaśmiał się chłopak - poza tym przed chwilą prawie cię staranowałem.

- Od takiego upadku jeszcze nikt nie umarł - prychnęłam.

- Jesteś taka malutka, że nie wiem, co myśleć. Co jeśli masz jakiś wstrząs? Mam wzywać lekarzy?

- I tak mi już dzisiaj nie pomogą - westchnęłam - chyba, że wywiozą mnie z kraju

- Spóźniona?

- Nawet nie wiesz jak bardzo. Daleko jeszcze?  - zapytałam, gdy minęliśmy kolejny korytarz a ja już straciłam orientacje.

- Weszłaś wejściem, które jest dosłownie z drugiej strony budynku. Nie wnikam dlaczego.

Fantastycznie, tylko skąd ja miałam to wiedzieć?

- Jestem tutaj pierwszy raz - odparła z zażenowaniem - a orientacje w terenie mam zerową. Facet z geografii chciał mnie oblać, kiedy pomyliłam Afrykę z Ameryką południową.

- Ja tam miałem 5 i nauczycielka wyraźnie mnie podrywała.

- To lepiej niż gdyby ciebie nienawidziła - powiedziałam.

- Niby lepiej, ale był jeden duży problem. Miała jakieś 120 lat i wyglądała jakby właśnie wyszła z grobu.

Wybuchłam śmiechem razem z chłopakiem.
Z daleka zauważyłam jakiś korytarz i napisy na drzwiach. Napewno, gdzieś tutaj znajduje się Sabrina.

- Muszę uciekać - powiedziałam szybko, gdy doszliśmy do pierwszego pokoju - zaraz mam próby.

- Też jesteś modelką? - zapytał chłopak, wyraźnie zdziwiony.

- Projektantką - odparłam - Marinette.

- Dasz mi swój numer? - wypalił nagle chłopak i od razu na jego twarzy pojawiły się delikatne rumieńce - znaczy jeśli chcesz i nie będzie to problemem...

- Daj telefon - zaśmiałam się - ale spotkanie mogę zaoferować dopiero po gali. Do tego czasu muszę się skupić.

- Na szczęście to tylko kilka dni - chłopak wyglądał na wielce uradowanego - odezwę się napewno.

Kilka sekund później znalazłam się pod salą numer 2  byłam już w trochę lepszym humorze.
I dosłownie w momencie, kiedy nacisnęłam na klamkę, drzwi otworzyły się, prawie miażdżąc mi twarz.

- Gdzieś ty tyle była?! - Sabrina uważnie zeskanowała mnie wzrokiem - nie zdążyłaś na przymiarki, ale przynajmniej będziesz na wybiegu. Trzeba im pokazać jak pokonać catwalk i nadal nie myślałyśmy nad finałem.

- Prowadź - powiedziałam i w tym momencie odrzuciłam wszystkie zaprzątając mnie myśli - a finałem się nie martw. Wczoraj zarwałam noc i wszystko jest gotowe.

Musiałam się teraz całkowicie skupić na pracy, bo nie miałyśmy całego dnia na planowanie. Zapewne udostępnią nam wybieg na dwie godziny i to maksymalnie.

Zeszłam po małych schodach, kierując się w stronę sali. W niektórych miejscach była już ona ozdobiona, jednak główną atrakcją był wielki wybieg. Narazie, podobnie jak reszta rzeczy, pokryty był jedynie czarnym materiałem, ale wiedziałam, że to się zmieni. Stanęłam na początku wybiegu a Sabrina zaczęła wołać na scenę modelki. Kolejność ustaliliśmy już wczoraj, dlatego jako pierwsza na scenie pojawiła się ruda modelka. Poruszała się gracją i nie miałam żadnych przeciwskazań, co do jej chodu. Wręcz przeciwnie, byłam w stu procentach zadowolona.

- Musisz dojść do samego końca, a potem wejść na ten próg i zaprezentować kreacje. Uważaj, żeby się nie potknąć - poinstruowałam dziewczynę, kiedy zbliżyła się do końca drogi. Potwierdziła moje słowa jedynie skinięciem głowy i ruszyła dalej.

I przez kolejne dwie godziny powtarzałam każdej modelce jak ma iść i gdzie. Na szczęście ustawienie finału poszło nam naprawdę sprawnie i przestałam żałować mojej zarwanej nocy. Przynajmniej wszystko miałam gotowe i dzięki temu skończyłyśmy wszytko kilka minut po dwunastej. Miałam całe popołudnie dla siebie, modelkom kazałam odpoczywać a Sabrina oznajmiła mi, że wybiera się na lunch z jakimś przystojniakiem.

A wieczorem czekała mnie znowu idealna kolacja. Może los zafunduje mi jeszcze coś ciekawego?

....

- Nareszcie w domu - głośno westchnęłam, opadając na kanapę w moim salonie. Jednocześnie zrzuciłam torebkę, gdzieś na dywan i zdjęłam z nóg niewygodne szpilki - jak dobrze.

- Szybko wróciłaś - głos Tikki rozbrzmiał w pomieszczeniu, przez co wzdrygnęłam się. Zdążyłam się odzwyczaić od stworzonka, żyjącego w moim mieszkaniu.

Wczorajszy dzień nie zakończył się wcale tak źle jak sądziłam. Chyba do trzeciej nad ranem rozmawiałyśmy z Tikki, na przemian płacząc i śmiejąc się. Czułam się niesamowicie szczęśliwa, widząc ją, ale teraz zaczęłam na nowo odczuwać niepokój. Jeśli Tikki wraca do mojego życia, ja nawet nie wiem kto ją tutaj podrzucił a kwami nie chcę mi pisnąć ani słowa, nie mogłabym być spokojna.
W głębi serca czułam, że jej powrót nie zwiastuje niczego dobrego. Poza tym, jaki człowiek byłby w stanie wejść po gładkiej ścianie na drugie piętro, aby otworzyć to cholerne okno?

Oj, ja dobrze znałam taką osobę.

I jeśli moja przeszłość zaczęła we mnie znowu uderzać, to nie może w niej zabraknąć Czarnego Kota.

- Nie wyglądasz na wyspaną - parsknęła Tikki, patrząc na moją twarz. Owszem, spałam jakieś 3 godziny. O 4 nad ranem, gdy wypłakałam już wszystkie smutki, wyjęłam lody i zaczęłam tworzyć finał do pokazu.

Dlaczego, gdy w moim życiu wszystko zaczyna się układać, koszmary znowu mnie doganiają? Nie chciałam już nigdy mieć nic wspólnego z Biedronką i Paryżem. Zamknęłam ten rozdział w swojej historii. A przynajmniej tak sądziłam, bo właśnie siedzę na kanapie i rozmawiam ze swoim kwami.

Komedia, nie?

- Tikki, wiesz, że nie mogłam zasnąć po naszej rozmowie - odparłam - i tak musimy ją jeszcze skończyć.

- Nie powiem ci, dlaczego tutaj jestem i czemu - powiedziała szybko - przynajmniej nie teraz.

- Dlaczego? - mruknęłam rozdrażniona. Nie znosiłam czegoś nie wiedzieć, a teraz czułam się okropnie zagubiona - chyba należą mi się jakieś wyjaśnienia.

- Mari, nie jesteś głupia - westchnęło stworzono - myślę, że w najbliższym czasie zrozumiesz, co się dzieje.

- Chce wiedzieć teraz - jęknęłam jak obrażone dziecko.

- Nic się nie zmieniłaś - zaśmiała się Tikki - jedynie nosisz szpilki. Stałaś się masochistką?

Wybuchłam głośnym śmiechem po jej słowach.

- Jeszcze nie jest ze mną tak źle. Tikki, mogę zadać ci jedno pytanie?

- Jeśli nie zapytasz czemu tutaj jestem i o to, jak kopulują się kwami, to tak - odparła ze spokojem, a ja prawie udusiła się ze śmiechu po jej słowach. Co się stało z tym słodziutkim stworzonkiem?

- Jestem tobą przerażona - sapnęłam - co ci zrobili w Paryżu?

- Przebywałam prawie 4 lata w pudełku, gdzie tym samym powietrzem oddychał Plagg. Tyle mi wystarczy, żeby zwariować.

- A gdzie one teraz jest? - miałam nadzieje, że Tikki złapie się na moją małą pułapkę i przez wypadek zdradzi położenie Czarnego Kota.

- Nie powiem ci, gdzie jest Czarny Kot - wzruszyła ramionami, a ja jęknęłam z frustracji
- sam do ciebie wróci. On wszystko wie.

- A dlaczego ja nie mogę?

- To jest twoje pytanie?

- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie - fuknęłam - chciałam spytać o coś innego.

- Czekam - spojrzałam w niebieskie oczy mojego kwami - nie chcę się tutaj zestarzeć.

- Czy wiesz cokolwiek, co się dzieje u Alyi? - szybko wydusiłam się sobie to zdanie. I od razu tego pożałowałam. Cisza to byłam moja jedyna odpowiedź.

- Ostatni raz widziałam ją, gdy rozmawialiście u ciebie w pokoju - westchnęła cicho Tikki, patrząc na mnie uważnie.

- Um, okej.

Poczułam, że zaczynają mnie piec oczy, więc chciałam jak najszybciej zakończyć temat. Tamtego dnia widziałam ją ostatni raz a potem wyjechałam. I nawet teraz, po tak długim czasie, czułam się okropnie z myślą, że najprawdopodobniej nigdy jej już nie spotkam.
Chciałabym chociaż wiedzieć czy u niej wszystko w porządku.

- Tęsknisz za nią? - głos Tikki przerwał ciszę w salonie.

Nie odpowiedziałam jej. Jedynie patrzyłam na zdjęcie wiszące na ścianę. Kwami też tam spojrzało a potem podleciało do mnie.

Czy tęskniłam? Dobre pytanie.

Myślę, że już dawno przestałam tęsknić.

Znaczy, rozłąka sprawiła, że powoli zapominałam jak to było. Jej miejsce zastąpił ból. Czułam się jak po stracie kogoś ważnego, a nie mogłam tęsknić, wiedząc, że jej już nigdy nie zobaczę. Nasze drogi rozeszły się, każda zajęła się swoim życiem i musiałyśmy pójść  naprzód. Niestety osobno. Alya była i będzie dla mnie przyjaciółką i najlepszym wspomnieniem.

Niech tak zostanie.

- Oglądamy coś?

- Mam dzisiaj kolacje z Nathanielem - westchnęłam.

- Jaki Nathaniel?! - Tikki pisnęła tak głośno, że aż podskoczyłam na kanapie.

- Masz mutacje? Chyba zerwało mi bębenki - zaśmiałam się.

- Nie zmieniaj tematu, Mari - fuknęła - i nie, nie mam mutacji.

- Nathaniel to mój przyjaciel - odparłam rozbawiona - chociaż jest dosyć specyficzny.

- Chcesz powiedzieć, że do ciebie nie pasuje?

- Coś w tym stylu. Bardzo go lubię, ale ostatnio zaczął zachowywać się bardzo dziwnie. Na studiach nie zwracałam na to tak uwagi.

- Pewnie się zakochał - stwierdziła - gdzie idziecie?

Starałam się udawać, że słowa Tikki nie zaniepokoiły mnie. Nathaniel mógłby się we mnie zakochać?

- Jedziemy do jakiejś drogiej restauracji - powiedziałam- od razu mówię, że to nie mój pomysł, znowu. Ja chcę na jakieś kręgle lub do kina.

- Widzę, że się bardzo postarał...

- To jest standard - przerwałam jej - w kinie byliśmy raz i nie podobało mu się. On preferuje teatry.

- Czyli znowu robicie to, co on chcę? Nie poznaje cię, Mari. Postaw wreszcie na swoim.

- Nie chcę się kłócić - westchnęłam - jest jedyną osobą, z którą mam tutaj taki bliski kontak.

- Trochę dziwne - Tikki nie wydawała się przekonana moją odpowiedzią - no ale to idealna okazje do przejrzenia twojej szafy. Zapraszam!

Kwami wyleciało z salonu do sąsiedniego pokoju a ja ruszyłam za nim ze śmiechem.
Brakowało mi Tikki.

...........

Ponad godzinę i trzy kłótnie później byłam gotowa. Tikki uparła się, że mam ubrać czerwoną spódniczkę, podkolanówki i czarny golf (media). Na szczęście biżuterię pozwoliła mi wybrać sama. Szliśmy do eleganckiej restauracji, więc musiałam wyglądać znośnie, jednocześnie nie chciałam się bardzo stroić.
I właśnie takim o to sposobem, trafiłam pod mieniący się pięknymi światłami lokal i czekałam aż Nat wysiądzie z samochodu. Zimne powietrze owiało moją twarz a ja zadrżałam. Czemu w Londynie jest wiecznie nieprzyjemnie? A jesień to już szczyt koszmarów. Nawet nie wiesz czego się spodziewać.

- Gotowa? - Nathaniel złapał mnie nagle za rękę i spojrzał z wyczekiwaniem.

- Jasne - odparłam i delikatnie się do niego uśmiechnęłam.

Nathaniel odebrał rezerwacje i kelner zaprowadził nas do stolika. Znajdywał się on w bardziej ustronnym miejscu przy wielkim akwarium. Z jednej strony ucieszyłam się, jednak potem tego pożałowałam.

Kiedy zajęliśmy miejsca a kelner przyjął nasze zamówienie, postanowiłam przerwać ciszę.

- Więc - zaczęłam - jak minął ci dzień?

Genialnie Mari

- Spokojnie, w przeciwieństwie do twojego - Nat uśmiechnął się do mnie - wszystko do pokazu gotowe?

- Na szczęście tak. Teraz tylko czekam na poniedziałek i liczę na sukces.

- Nie stresuj się, napewno będzie dobrze.

Nasza rozmowa nie była dosyć ciekawa, ale między nami nie było przynajmniej ciszy. Natomiast, kiedy kelner przyniósł nasze dania, myślałam, że wybuchnę z radości. Jadłam dzisiaj jedynie śniadanie i na widok makaronu, byłam najszczęśliwsza.

- Boże, jakie to dobre - westchnęłam, przełykając kolejny kęs.

- Rzeczywiście smaczne - nie wiem, dlaczego, ale miałam wrażenie, że chłopak jest jakiś spięty.

- Coś się dzieje? Jesteś dzisiaj mało rozmowny.

- Nie, po prostu jestem trochę spięty. Wiesz, dużo pracy i zadań.

Kłamał. Widziałam, że kłamie.

- Ja chyba na chwile wyjdę do łazienki - wstałam od stołu - zaraz wracam.

Między nami nigdy nie było tak napiętej atmosfery jak dzisiaj. Miałam wrażenie, że chłopak coś ukrywa, a jednocześnie gdzieś w podświadomości krążyły mi słowa Tikki.
W łazience jedynie przemyłam ręce zimną wodą i dosyć długo je suszyła, chyba czekając na jakiś cud. Westchnęłam, gdy nic się nie wydarzyło. W sumie nie wiem czego oczekiwałam?

Że z lustra wyskoczy jakiś przystojny wilkołak i może mnie porwie?

Kusząca propozycja w mojej obecnej sytuacji.

Niestety musiałam opuścić łazienkę, bo jeszcze Nat wezwałby karetkę czy ochronę. Powolnym krokiem ruszyłam w stronę stolika, ale usłyszałam jak ktoś wola moje imię.

Um, wilkołak?

- Marinette! - odwróciłam się i ujrzałam przede mną roześmianą twarz Luki. Okej, to też jest bardzo dobra opcja. Cuda się jednak zdarzają.

- Luka! - uśmiechnęłam się promiennie i podeszłam do niego. Obok chłopaka stała dziewczyna, która wyglądała na takie dobre 17 lat  - przyszliście na kolacje?

- Właśnie wychodzimy - odparł chłopak - to moja siostra, Juleka.

- Miło mi ciebie poznać - posłałam delikatny uśmiech do dziewczyny a potem przeniosłam wzrok z powrotem na chłopaka.

- A ty co tutaj robisz?

- Jestem z przyjacielem - westchnęłam - i troszeczkę się nudzimy.

- My właśnie przenosimy się z Juleką do piwnego baru niedaleko. Może chcecie dołączyć?

- Nie wiem czy Nat będzie chciał - zawahałam się - muszę z nim...

- A ty masz ochotę? - przerwał mi a ja pokiwałam głową po jego słowach - to musi się zgodzić. Takim pięknych kobietom się nie odmawia.

- Idę z nim pogadać w takim razie - zaśmiałam się a włosami starałam zakryć piekące policzki.
Odwróciłam się i ruszyłam w stronę stolika. Zamiast usiąść na miejscu, stanęłam obok chłopaka, który spojrzał na mnie z wyczekiwaniem.

- Sytuacja wyglada tak, że zmieniamy lokal - powiedziałam szybko - i zanim zaprzeczysz, muszę tylko coś powiedzieć. Spotkałam przed chwilą znajomego i zaprosił nas do pubu. Będzie super.

- A co z kolacją... - zaczął Nat, ale przerwałam mu.

- Byliśmy na kolacji, pyszne jedzonko i super knajpa, ale teraz ja wybieram atrakcje. Idziemy!

- Nie knajpa tylko restauracja.

- No proszę- zrobiłam oczka niewiniątka i kiedy zobaczyłam, że chłopak westchnął, krzyknęłam - jest, wychodzimy! Kelner!

- Ja zapłacę.

- Nie będę się kłócić - zaśmiałam się i nagle odzyskałam dobry humor.

Może los się do mnie jeszcze dzisiaj uśmiechnie.

..........

A gdzie jest Adrien Agreste?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro