Zostaniesz sama, przykro mi

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Kolejny poranek to była masakra. Wstałam z potwornym bólem głowy i zapchanym nosem. Mimo, że już nie spałam, nie chciałam otwierać powiek. Potrafiłam sobie wyobrazić to oślepiające dzienne światło, które morderczo zaatakuje moje biedne oczy. Jęknęłam i przewróciłam się na drugi bok. Zapomniałam jednak, że zasnęłam na kanapie, bo spadłam prosto na coś twardego.

I kolejny głośny jęk wypełnił pomieszczenie. Szybko otworzyłam oczy i podniosłam się, przez co zakręciło mi się w głowie. Spojrzałam na Adriena, który przecierał zaspany oczy.
Zamarłam, nie mogąc uwierzyć, że tutaj spał.
Na tej twardej i niewygodnej podłodze.

- Dzień dobry - mruknął - która godzina?

- Spałeś tutaj?

- Chyba tak - westchnął - najgorsza noc życia. Jak się czujesz?

Zaśmiałam się cicho i położyłam na nim ponownie.

- Nie jest najgorzej - skłamałam.

- Dobrze, że masz przynajmniej ogrzewanie, chyba umrę na reumatyzm przez te podłogę.

- To słodkie, że się tak poświęciłeś - złapałam za jego policzek i ścisnęłam - co powiesz na śniadanko?

Poleżeliśmy jeszcze na tej podłodze, rozmawiając. Potem kazałam mu wstawać i jako pierwsza ruszyłam do kuchni.

- Pracujesz dzisiaj? - zaczęłam, wbijając ma patelkę pierwsze jajko - z boczkiem?

- A jak inaczej - prychnął w odpowiedzi na moje pytanie o jajecznicę - nie, na szczęście nie.

- W takim razie jedź do domu się wyspać - mruknęłam - i dziękuję, że wczoraj przyjechałeś. Przynajmniej dzisiaj nie umieram, aż tak.

- Jednej rzeczy, której jestem w stu procentach pewny to, to że zapewne wczoraj nie wstałabyś po żadne leki. I spędzilibyśmy noc w męczarniach.

- Dlatego mam ciebie, no nie? - zaśmiałam się i nałożyłam mu jedzenia na talerz.

- O Jezu, jak pachnie - westchnął - warto było spać na podłodze.

- Mogłeś mnie obudzić - usiadłam naprzeciwko niego, trzymając w dłoniach kubek z kawą.

- I znosić twoje marudzenie? - podniósł głowę znad talerza - chyba wolałem podłogę.

Prychnęłam pod nosem i napiłam się kawy, licząc że kofeina przywróci mnie do porządku.

- Weź jeszcze dzisiaj leki i najlepiej jakbyś zrobiła sobie jutro wolne - mruknął Adrien.

- Nie mogę, mam za dużo pracy. Jutro będą zdjęcia z sesji.

- Sabrina nie może się tym zająć? - spojrzał na mnie. Pokręciłam głową i wstałam.

- Idę się trochę ogarnąć - mruknęłam - pewnie wyglądam jak chodzący koszmar.

- Troszeczkę - odparł rozbawiony, a ja walnęłam go w tył głowy jak odchodziłam od stołu - ała, sama pytałaś!

- Masz za swoje - zaśmiałam się i zamknęłam w łazience. Oparłam się o umywalkę i spojrzałam w lustro. Westchnęłam, widząc jakąś masakrę. Przemyłam twarz zimną wodą i rozczesałam włosy. Rano czułam się źle, jednak teraz było znacznie lepiej. Chyba ten spokojny i przyjemny poranek zdecydowanie wpłynął pozytywnie na moje samopoczucie.

Ogarnęłam się i poszłam jeszcze do mojej sypialni, aby się przebrać. Wyjęłam jakieś zwykle, czarne jeansy i białą bluzę. Potem wróciłam z powrotem do kuchni, gdzie Adrien siedział już w kurtce i przeglądał coś na telefonie.

- Już idziesz? - zdziwiłam się - nie wyganiam cię tym razem.

- Muszę - westchnął - ojciec Vivian przyjeżdża tutaj na dwa dni. Za niecały miesiąc kończymy umowę.

- No cóż - Adrien wstał a ja poszłam za nim do przedpokoju.

- Naprawdę wolałbym zostać - spojrzał na mnie, zakładając buty - weź leki i pij dużo wody.

- Potrafię się sobą zająć, wyluzuj - odparłam, ale czułam to dziwne ukłucie zazdrości w sercu. I znowu musiał lecieć do tej cholernej Vivian.

Blondyn wyszedł z mieszkania a ja pożegnałam go uśmiechem. Potem zamknęłam drzwi i westchnęłam.

Marzyłam teraz jedynie o kocu i dobrej książce.
I o nim, ze mną.

.....

- Mamy dzisiaj masakrycznie dużo pracy - Sabrina wbiegła do mojego biura, z masą papierów w dłoniach, w poniedziałkowy  poranek - o matko, źle wyglądasz.

- Jesteś drugą osoba, która mi to dzisiaj mówi - westchnęłam, spoglądając na nią - a nie trzecią, jeszcze ten wredny taksówkarz.

Rano bowiem był już u mnie Luka z termometrem i nie chciał mnie wypuścić do pracy. Przekonałam go jednak i naprawdę nie czułam się najgorszej dzisiejszego dnia. Jedynie byłam trochę osłabiona i zmęczona. To tyle.

- Wybrałaś sobie zły dzień na chorowanie - przed moimi oczami znalazły się sterty dokumentów - przyszły pomysły na katalogi z naszymi projektami i zdjęciami z sesji. Musimy przejrzeć wszystkie i odesłać wybrany do drukarni.

- Wszystkie? - jęknęłam, patrząc na masę papieru przede mną - ten pierwszy mi się podoba, ładny nie sądzisz?

Sabrina zaśmiała się a ja wstałam i przysunęłam dla niej kreslo. Potem razem usiadłyśmy przy biurku i każda z nas złapała po jednym arkuszu.

- Ten jest do dupy - mruknęłam, rzucając go na ziemię obok krzesła - za dużo szarości.

- Ja bym poszła w białe strony i beżowe dodatki - Sabrina podała mi jeden z katalogów - tutaj masz jeszcze czerwony.

- Wolałabym nie - położyłam kolejny z nich na ziemi - chyba, że czarny lub granat.

- Za klasycznie! Mamy okazje zaszaleć.

- A co powiesz na to? - podałam jej katalog w którym strony były koloru kości słoniowej, nagłówki wyróżniały się bananowym odcieniem, a dodatki i naklejki były beżowe.

- Ładne - pochwaliła Sabrina - będzie pasowało do ten nowej sesji.

Westchnęłam i położyłam go na reszcie katalogów do zatwierdzenia. Dochodziła pora lunchu a my byłyśmy ledwo w połowie całej tej roboty. 

- Dzwonię do Luki - powiedziałam nagle - on dzisiaj nie pracuje, niech przywiezie nam coś do jedzenia.

- Genialny pomysł, inaczej stąd nigdy nie wyjdziemy. Niech weźmie jakieś kanapki. Może Subway?

- Dobra - wybrałam numer Luki - ja chcę z kurczakiem, a ty?

- Vege jakąś.

Usłyszałam charakterystyczne pikanie w słuchawce, więc zaczęłam szybko mówić.

- Mówiłam ci dzisiaj jak dobrze wyglądałeś? I, że bardzo się stęskniłam?

- Coś chcesz - odpowiedział mi rozbawiony - ma wam przywieźć coś do jedzenia?

- Tak! - pisnęłam - jesteś najlepszy!

- Wiem, będę zaraz w galerii, co chcecie? Bo domyślam się, że fast foody.

- Kanapki z Subway'a. Dwie.

- Z czym chce Sabrina? Bo ty napewno z kurczakiem.

- Jak dobrze mnie znasz - zaśmiałam się - ona chce vege.

- Blee - jęknął Luka, mówiąc ciszej, pewnie nie chcąc, aby dziewczyna go usłyszała - wezmę jej kurczaka, ale powiem, że to jakieś vege kotlety.

- Wiesz, że vege kanapki są tańsze? - krzyknęła Sabrina - a ty płacisz.

- Czyli jestem nie tylko dostawcą jedzenia, ale muszę jeszcze płacić. Jakiś żart.

- Ale za to jesteś najlepszy - wtrąciłam - czekamy, buziaki.

Rozłączyłam się z uśmiechem i ponownie zajęłam miejsce przy Sabrine.

- Chciałabym mieć takiego przyjaciela - mruknęła - zazdroszczę.

Uśmiechnęłam się pod nosem, bo miała rację. Było czego zazdrości i sama nie do końca wiedziałam czy zasłużyłam siebie na Lukę.

Dokładnie 20 minut później do cichego biura wbiegł jak burza Luka. Stanął na środku pomieszczenia, przybierając pozycje zwycięzcy i uśmiechnął się.

- Matko, jaki bałagan - spojrzał na podłogę pełną kartek.

- Jedzenie! - zabrałam z jego dłoni siatkę z kanapkami, ignorując jego wcześniejsze słowa.
Podałam Sabrine jej zamówienie i szybko rozpakowałam swoje. Wgryzłam się w jeszcze ciepłą bułkę i westchnęłam.

- Tego nam było trzeba, no nie? - spojrzałam na Sabrinę - dziękujemy.

- Dzięki - mruknęłam dziewczyna z pełną buzią - ale to napewno jest vege?

- Znaczy, chyba nie do końca rozumiem, co to vege - zaczął Luka niewinnie a Sabrina zamarła - ale może tak może nie. Pół na pół.

I głośny jęk wypełnił pomieszczenie, bo Luka dostał w głowę katalogiem. Jednym z najcięższych.

No cóż.

............

- Chyba przyjdzie do mnie dzisiaj znowu Taylor - mruknęłam do Tikki, leżąc na kanapie, kiedy pisałam już przez jakiś czasie ze wspomnianą dziewczyną.

- Musi? - spojrzałam na nią zdziwiona - znaczy, nie wydaje ci się jakaś podejrzana?

- To znaczy? - podniosłam się - nie oceniałabym jej po jednym spotkaniu.

- Ale to nie jest dla ciebie naprawdę dziwne, że tak szybko pojawiła się w twoim życiu? Jeszcze teraz, gdy różne rzeczy mają na nowo miejsce.

- Z Luką też się tak zaczęło - wzruszyłam ramionami - przesadzasz.

- Zobaczymy, ale uważaj na nią.

Przeanalizowałem w głowę jej słowa. Czy naprawdę musiałam się nad tym zastanawiać? Przecież Taylor wydawała się naprawdę miła i chętna do spotkania. W życiu nie
pomyślałabym, że może mieć jakieś złe zamiary.

Z drugiej strony zaświeciła mi się w głowie jakaś ostrzegawcza lampeczka. Tikki wielokrotnie miała różne przeczucia, które, najczęściej, okazywała się prawdziwe. Dlatego poczułam delikatny niepokój.

Ale nawet jeśli Taylor może jedynie grać, to przecież wrogów trzeba trzymać blisko. No nie?
Odpisałam jej, że czekam i jedyne, co miałam teraz w planach, to wzięcie prysznica. Po intensywnym dniu w pracy naprawdę tego potrzebowałam.

Godzinę później czekałam już gotowa na dziewczynę. I koło 20 wreszcie usłyszałam pukanie, więc zerwałam się, by otworzyć drzwi. Moim oczom ukazała się czarnowłosa dziewczyna z butelką wina w rękach.

Zaśmiałam się i przepuściłam ją w drzwiach.

- Jutro muszę być jak najbardziej zrelaksowana - mruknęłam - więc wino to idealny pomysł.

- Wiedziałam - Taylor postawiła butelkę w kuchni na blacie i usiadła na jednym z krzeseł - a wino i babskie pogaduszki to jeszcze lepsza opcja.

- Zamówić coś czy wystarczy nam odgrzewany makoron - zaśmiałam się.

- Makaron w każdej postaci jest dobry - wzruszyła ramionami.

- Święta racja - przełożyłam potrawę na patelkę - masz tu korkociąg.

Rzuciłam jej wspomniane urządzenie a Taylor sprawnie otworzyła butelkę. Podałam jej kieliszki, które wypełniła do połowy. Napiłam się a alkohol przyjemnie zwilżył moje gardło.

- Dobre - mruknęłam.

- Amarone - odparła - najlepsze.

I naprawdę patrząc na dziewczynę nie mogłam wyobrazić sobie, że miałaby jakąkolwiek drugą twarz.

- Ciężki dzień? - zaczęła, gdy stanęłam do niej tyłem i zaczęłam przygotowywać jedzenie.

- Masakryczny, ale to przez te kampanie.

- Z Adrienem? Wszystko o tym trąbi.

- Tak - westchnęłam - jest masa roboty.

- Nie wiedziałam, że się znacie - mruknęła nagle - znajomość jeszcze z Paryża?

I żeby nie było, naprawdę miałam jakieś przeczucie, że coś jest nie tak. Bo co ją to obchodzi?
A potem zbeształam się, że tak myślę, bo przecież dziewczyna po prostu była pewnie ciekawa.

- Chodziliśmy razem do szkoły - wyjaśniłam - i kiedyś się przyjaźniliśmy.

Przez chwilę na jej twarzy zobaczyłam emocje, której nie byłam w stanie zrozumieć. Jednak od razu uśmiechnęła się i spojrzała na mnie tymi ciemnymi oczami.

- Szczerze, to nie wyglądasz na kogoś z jego towarzystwa - mruknęła a ja spojrzałam na nią - znaczy, nie o to mi chodzi. Po prostu jesteś zbyt idealna na to wszystko.

- Znasz go? Bo mam wrażenie jakbyś wiedziała dużo na ten temat - zaśmiałam się, trochę sztywno. W tym samym momencie usłyszałam pukanie do drzwi, dlatego odłożyłam zdziwiona widelec, którym mieszałam makaron.

- Zapraszałaś kogoś jeszcze? - Taylor wydawała się zaciekawiona.

- Nie - mruknęłam - może Luka, on nigdy się nie zapowiada.

Podeszłam do drzwi, wycierając po drodze ręce w jeansy. Otworzyłam je i stanęłam w szoku, twarzą w twarz z Adrienem. Chłopak jak zwykle prezentował się nienagannie, mimo, że ubrany był w zwyczajne jeansy i białą, puchatą bluzę. Spojrzał na mnie a ja nadal stałam jak słup soli.

- Zostawiłem chyba tutaj wczoraj klucze - westchnął - inaczej musiałem je gdzieś zgubić.

- Mam gościa - mruknęłam w odpowiedzi - ale możesz wejść i poszukać.

- Luka?

- Nie - odparłam, przepuszczając go w drzwiach - Taylor, nie znasz.

Adrien zamarł i spojrzał na mnie z widzialnym zdenerwowanie. Zacisnął pięści i syknął. Posłałam mu dziwaczne spojrzenie, ale nie skomentowałam jego zachowania, jedynie wyminęłam go i poszłam do kuchni.

- Przepraszam - wyjaśniłam Taylor, która wpatrywała się we mnie z zagadkowym spojrzeniem - musi tylko znaleźć klucze.

- Spoko i wyłączyłam już makaron - odparła - jemy?

- Jasne - usiadłam obok niej i postawiłam między nami patelkę. Dolałam nam wina i jednocześnie nie mogłam przestać myśleć, co robi Adrien. Miałam też nadzieję, że wyjdzie i nie będzie nam przeszkadzać.

Taylor patrzyła na mnie i gadała jak najęta. Cieszyłam się, bo mogłam w spokoju pomyśleć, potakiwałam jedynie głową a atmosfera zrobiła się lżejsza.

- Poczekaj sekundę - wstałam szybko na równe nogi - idę zamknąć za nim drzwi.

Nie odpowiedziała mi, więc uznałam to za zgodę i wyszłam z kuchni. Zderzyłam się jednak z czyjąś klatką i podniosłam wzrok na rozwścieczoną twarz Adriena. Nie patrzył na mnie, przeszywał Taylor lodowatym spojrzeniem. Dziewczyna natomiast patrzyłaś na niego i wydawała się... rozbawiona? Założyła nogę na nogę i odchyliła się na krześle.

- Znalazłeś? - spojrzałam na niego, jednak on nie spuszczał wzroku z Taylor. Potem odsunął mnie na bok i w mgnieniu oka znalazł się przy stole. Pisnęłam, gdy złapał Taylor za ramię i zmusił, aby się podniosła.

- Co ty robisz? - pisnęłam i podeszłam do niego szybko - zostaw ją.

Adrien jednak odepchnął mnie, a ja stanęłam kilka metrów dalej w szoku. Trzymał mocno Taylor za ramię, jednak ta nie wyglądała jakby się jego bała.

Co się do cholery dzieje?

- Czyli co? Teraz udajesz turystkę i chcesz się zaprzyjaźnić - potrząsnął nią, sycząc każde słowo przez zaciśnięte zeby. Nigdy nie widziałam go tak wkurzonego i szczerze mówiąc, to byłam przerażona. Adrien w sekundę potrafił zmienić się w potwora i właśnie taka sytuacja miała miejsce. W dodatku przestałam już rozumieć kim do cholery jest Taylor i czemu blondyn tak reaguje.

- Puść mnie - warknęła Taylor, a jej ton głosu diametralnie się zmienił.

- Co ty odpierdalasz?! Masz natychmiast stąd wyjść.

- Daj mi spokój psychopato - Taylor wyrwała się z jego ucisku.

- Czyli ona nadal nic nie wie? - prychnął Adrien - jesteś popieprzona. Znikaj stąd raz na zawsze.

- O co wam chodzi do cholery! ? - krzyknęłam nagle, zwracając ich uwagę na siebie - Taylor? Wy się znacie?

Dziewczyna jedynie posłała mi wredny uśmiech a ja ponownie stanęłam szokowana.

- Więc Taylor chyba zapomniała ci powiedzieć, że jest moją pieprzoną siostrą - warknął Adrien a ja się wzdrygnęłam - właśnie tą, której nie widziałaś nigdy. Zresztą każdy myślał, że mieszka w tym swoim internacie.

- Zamknij się! - popchnęła go dziewczyna - i tak już przegrałeś.

- C - co? - spojrzałam na nich, nie do końca wierząc w to, co słyszę.

- Przegięłaś tym razem - Adrien i Taylor znowu stracili mną zainteresowanie - jutro wracasz do Paryża.

- Bo co? - prychnęła - boisz się, bo ja już wiem. Dokładnie wszystko. A ty jesteś pierdolonym idiotą.

Adrien gwałtownie zamarł, a Taylor wykorzysta jego zawahanie i nachyliła się do niego.

Potem szepnęła mu coś na ucho i odsunęła się ze zwycięskim uśmiechem. Minęła mnie, nawet na mnie nie patrząc.

- Powinnaś spytać go o wszystko - mruknęła przez ramię - i lepiej chronić swoje sekrety.

Adrien podszedł bliżej mnie, ale odsunęłam się gwałtownie. Taylor, widząc to, prychnęła. Potem posłała mi tak przerażajace spojrzenie, że zadrżałam i nie mogłam się otrząsnąć z szoku.

- Zabije cię szmato, prędzej niż byś tego chciała. Do zobaczenia skarby.

I wyszła, trzaskając drzwiami.

Przez kilka minut, dosłownie byłam w stanie usłyszeć bicie mojego serca. Przeraźliwa cisza zapanowała w pomieszczeniu. W szoku patrzyłam na drewniana powłokę drzwi i czułam jak mój oddech przyśpiesza.

W tamtej chwili czułam się jak największe gówno tego świata.

- Mari, daj mi to wytłumaczyć... - kilka słów sprawiły, że otrząsnęłam się z tego transu. I pierwsze, co zrobiłam to wzięłam gwałtowny oddech, bo czułam jakbym przez ten czas nie oddychała. Jakby ktoś zamknął mnie w pudełku, bez dostępu do powietrza.

- Miałeś czas, żeby się tłumaczyć - syknęłam - teraz mam w dupie twoje słowa. Tyle razy cię prosiłam.

- Musisz mnie posłuchać - westchnął, ale mu przerwałam.

- Wynoś się.

Spojrzał na mnie w szoku, ale ja nie podniosłam głowy.

- Mari, wiem, że jesteś zdezorientowana, ale teraz naprawdę jesteś w niebezpieczeństwie.

- Tak?! - zaśmiałam się szorstko -  dziwi cię to? Kiedy zamierzałem mi powiedzieć, że twoja siostra jest chora psychicznie? A nie, poczekaj. Ja miałam dowiedzieć się w ,,swoim czasie'' - parsknęłam - wyjdź stąd, bo nad sobą nie panuję.

Adrien posłał mi ostatnie spojrzenie i skierował się do drzwi. Słyszałam jak je otwiera, ale nie patrzyłam na niego.

- To wszystko przez ciebie - mruknęłam - ściągasz same problemy.

Nie powiedział mi nic, wyszedł.

A ja zostałam sama. Przerażona, bo wiedziałam, że teraz wszystko się zmieni. Taylor zna moją tajemnicę. Gorzej być już nie może.

Chyba.

..................

Przepraszam za błędy, do następnego i trzymajcie się💖

Czekam na komentarze.




............

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro