ii. have you ever felt forgotten in the middle of nowhere?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

𝑪𝑰𝑺𝒁𝑨 oblepiała go z każdej strony, oplatała swoimi zimnymi mackami. Jason stukał palcami w kolano, próbując skupić się na otwartym na laptopie pliku, ale słowa latały mu przed oczami. Napisał jedno zdanie, przeczytał je, usunął i przymknął oczy. Migrena powoli powracała gdzieś głęboko w przestrzeń pomiędzy oczami.

Wyjazd do domu go wykończył. Choć czy mógł jeszcze mówić o tych jasnych przestrzeniach jako o domu? Jego dom był w Nowym Jorku, w apartamencie, którego nigdy nie chciał dostać, ale dzięki dobrym ludziom uczynił go czymś bliskim, czymś ważnym. I był moment, gdy to mieszkanie stało się również tak lodowato ciche, a potem nigdy nie było tam już głośno, ale z czasem cisza przestała być tak przytłaczająca, bo w tę ciszę wkroczyła Reyna. Żadne z nich nie mówiło dużo, ale byli tam we dwójkę, więc przestrzeń nie była pusta i serce Jasona też przestało, a cisza stała się cieplejsza, bardziej znośna. I już nie bolała go od niej głowa.

Nie rzucali się sobie z Reyną w ramiona, gdy przyjeżdżał na dworzec. Powoli wyciągał z pociągu walizkę, odnajdywał wzrok swojej dziewczyny i wracał do niej nie tylko fizycznie, ale pozwalał otoczyć się przez jej blady uśmiech, a potem umięśnione ramiona. I już było trochę lepiej.

- Wyglądasz gorzej, niż brzmiałeś przez telefon - w głosie Reyny czaił się niepokój. Jason nigdy nie chciał przyznawać się, że zazdrości jej bycia sierotą. - Aż tak źle?

Jason spuścił wzrok. Samo myślenie o słowach, jakie zostały skierowane w jego stronę podczas tego weekendu sprawiały, że chciało mu się wymiotować.

- Mają problem do ciebie - odparł słabo, czując, jak pulsujący ból głowy narasta. Zacisnął szczękę. - Ze wszystkich możliwych rzeczy...

- Jason - delikatny ton Reyny wsunął się do jego umysłu, a zaraz potem gładkie palce dotknęły jego policzka. - Spokojnie, nie denerwuj się. W ogóle nie musisz ich słuchać, wiesz o tym?

Usta mu zadrżały. Światło raziło w oczy, ból coraz bardziej się nasilał. Jego dłoń odnalazła tą Reyny i ścisnęła ją mocno. Nie mógł unieść głowy.

- Reyna, co jeśli bez nich jestem nikim? Co jeśli mogę żyć tylko dzięki ich pieniądzom?

Nie był pewien, czy powiedział to na głos. Wydawało mu się, że Reyna coś mówi, ale czuł już tylko, jak ich skóry się zlewają i że boli coraz bardziej i bardziej. Pamiętał, kiedy ostatnio było aż tak źle. To go przerażało. Nie chciał, żeby tamte czasy wróciły. Nie chciał już nigdy doświadczyć tamtej ciszy.

Coś płynęło mu po twarzy i umysł widział to jako krew, choć to były chyba tylko łzy. Ale dlaczego płakał? Nie szli już, stali, może siedzieli? A może jednak szli, nie wiedział, nic nie czuł, świat wokół kręcił się tak, jakby Jason nagle zaczął odczuwać obroty Ziemi. Kolory zlewały się w jedno, gigantyczny chaos barw i zbyt mocnych świateł, przez które musiał zamknąć oczy, ale to nie wystarczyło, bo wciąż bolało, wciąż widział te światła, przenikały nawet przez jasne powieki, teraz ciężkie jak z ołowiu. Nie wiedział, gdzie postawić kolejny krok. Spadał i nie pamiętał, jak się lata, choć niegdyś zawsze był tym, który łapał innych.

Obudził się pod cienką kołdrą na niewygodnym materacu. Zajęło mu chwilę uświadomienie sobie, że jest w szpitalu. Gdyby mógł, podniósłby się natychmiast, ale ciało wydawało się dziwnie ociężałe. Powoli obrócił głowę, by rozejrzeć się po pomieszczeniu i zauważył, że na fotelu przy oknie siedzi ktoś ubrany na czarno. Świat był rozmazany i dopiero chwilę później Jason zorientował się, że to przez brak okularów. Wymacał je na szafce obok łóżka. Dopiero, gdy wylądowały na jego nosie, mógł dojrzeć, że ową niezindentyfikowaną postacią jest Nico. Kolana miał podciągnięte pod brodę, a na nich leżał zeszyt, w którym chłopak pisał coś, zagryzając wargę.

Jason nie wiedział, co powiedzieć, by zwrócić jego uwagę, ale nim zdążył się zastanowić, Nico musiał już usłyszeć jego ruch (zawsze miała dobry słuch muzyczny), bo podniósł głowę.

— O! — wydostało się z jego ust, po czym zeszyt wraz z długopisem wylądowały na kanapie, a Nico już był przy jego łóżku i bawił się jego włosami. Uwielbiał to robić. — Jak się czujesz?

Jason zamyślił się. Głowa już go nie bolała, ale był strasznie zmęczony, a ciało zdawało się ważyć tonę. Ruszał się tak, jakby powietrze zgęstniało.

— Nie wiem — odparł zgodnie z prawdą, bo wyjątkowo ciężko szło mu ocenienie stanu swojego zdrowia. Umysł też pracował jakoś wolniej, ociężale, jakby wcale nie chciał się budzić, choć ciało było już przytomne. — Co się właściwie stało? Jak długo tu leżę?

Był skołowany, ale starał się skupić na słowach Nico, gdy ten opowiadał, jak Reyna przywiozła go z dworca do szpitala ledwo kontaktującego, krzyczącego z bólu. Lekarze orzekli ostry atak migreny, podali morfinę i jakieś leki nasenne oraz postanowili zatrzymać go na obserwację.

— Obudziłeś się w poniedziałek rano, ale potem podobno ciągle zasypiałeś albo byłeś taki półprzytomny, coś mamrotałeś...

— Boże — Jason przetarł twarz dłonią. Czuł się brudny. — Jest wtorek, tak? Która godzina?

— Środa, Jason. Piąta.

Jason zmarszczył brwi i dopiero teraz dojrzał, jak potargany jest Nico i że oczy ma bardziej podkrążone niż zwykle.

— Spałeś tu?

Nico wzruszył ramionami.

— Nie spałem, ale spędziłem noc, tak. Musiałem jakoś zmusić Reynę, żeby poszła do domu, nie chciała cię odstąpić na krok. Ma przyjść koło siódmej odwieźć mnie do szkoły, a potem...

— Nico — Jason odruchowo poruszył ręką, zaraz jednak przypomniał sobie, że Nico nie lubi kontaktu fizycznego. — Nie możesz przeze mnie zaniedbywać szkoły. A Reyna studiów. To nic takiego, ja tylko...

— Jason, masz przewlekłą migrenę, która cały czas się nasila. Zdajesz sobie sprawę z tego, co to znaczy? Może się skończyć tak, że nie będziesz mógł pracować, prowadzić samochodu, wstać z łóż...

— Przestań! — Jason chciał krzyknąć, ale zamiast tego wyszedł mu jakiś histeryczny pisk. — Przestań, nie mów tak, ja nie mogę... Jezu, ja naprawdę jestem nikim bez pieniędzy rodziców.

Nico przestał robić mu warkoczyka i odsunął się.

— Co? — jęknął. — Kurna, Jason, ty jesteś chory. To nie ma nic do twojej wartości, zwariowałeś?

Jason wzruszył ramionami.

— Nie wiem, może tak. Ale chyba się boję, po prostu się strasznie boję...

— To normalne, że się boisz. Właśnie dlatego tu jesteśmy, dlatego nie zostawiliśmy cię samego. Żebyś się, cholera, nie obudził w szpitalu bez nikogo obok siebie.

Jasonowi zachciało się płakać, ale dzielnie przełknął łzy. Nie był już dzieciakiem.

Jego wzrok powędrował na szafkę, na której stał kolorowy wazon z kwiatami. Gipsówka, jego ulubione.

— Katie tu była?

Nico spojrzał na kwiaty i uśmiechnął się lekko. Wszyscy wiedzieli, że dawanie kwiatów w prezencie to język miłości Katie. Pamiętała ulubione gatunki każdej ważnej dla niej osoby.

— Tak, przyszli razem z Travisem, ale nie mogli zostać, więc przynieśli tylko kwiatki. Żeby ci się milej obudziło, czy coś takiego. Pozdrawiają i życzą zdrowia w każdym razie.

Jason powoli odetchnął. Boże, jak dobrze, że miał przy sobie tych wszystkich ludzi. Z nimi u boku nawet rodzicami nie przejmował się tak bardzo.

A/N

hii!!!!

mam wrażenie, że ten rozdział jest bardzo odklejony, ale nie mam siły go dzisiaj poprawiać, więc jak zauważycie, że coś jest totalnie bez sensu, to możecie śmiało pisać XD

ANYWAY! jak już wiecie, bo się oczywiście musiałem pochwalić i poekscytować, UDAŁO MI SIĘ PÓJŚĆ NA DEAR EVAN HANSEN!!!! miałem plan zrobić wpis na tablicy o moich wrażeniach, ale ostatecznie uznałem, że może napiszę tutaj, skoro ten fanfik tak bardzo się wiąże z deh??

no więc podobało mi się BARDZO!!! i'm totally in love. aktorzy zrobili genialną robotę, w ogóle cała scenografia, choreografia i wszystko było wspaniałe. wersja sceniczna jest dosłownie MILION RAZY LEPSZA niż film. tłumaczenie piosenek też było świetne, czasem widziałem jakieś niedociągnięcia w rytmie, ale ogólnie była duża zgodność z oryginałem a zachowali całkiem dobre rymy i udało im się przetłumaczyć wszystkie inside joke'i, więc jestem naprawdę pod wrażeniem!! moim osobistym faworytem z postaci był connor, choć wcześniej tak go nie lubiłem (oglądałem tylko film, a w filmie prawie go nie ma, za to w wersji scenicznej pojawia się regularnie od początku do samego końca i ma naprawdę świetnie zaplanowaną rolę). choreografie były nieoczywiste i naprawdę świetne, można było wyczytać z nich masę metafor, a jak pewnie niektórzy wiedzą, jestem największym fanem metafor XD super były też ekrany wokół sceny które wyświetlały części scenografii, zwłaszcza podobało mi się pokazanie na nich tego przytłaczającego ogromu treści w internecie na początku 1 i 2 aktu. genialny pomysł!! ogólnie byłem zachwycony i jestem na pewno w największej deh fazie teraz, więc czytam fanfiki i prawdopodobnie trochę też napiszę, więc jeśli mamy tu jakichś fanów, to wyczekujcie!! (NA PEWNO będzie jakieś treebros - btw ten shipname jest TAK GENIALNY XD)

to chyba tyle co chciałem powiedzieć, stay safe i pamiętajcie, nie jesteście sami!!<3

#youwillbefound #niejestessam

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro