Rozdział 10

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

***Citizien Soldier - "Let It Burn"*** (powracamy z piosenkami :D)

- Aron, otwórz te drzwi! - Krzyknął mężczyzna. Dobijał się już od dobrych dziesięciu minut. Nagle usłyszałem przekręcanie klucza w zamku i przerażony zerwałem się na równe nogi. Zanim pomyślałem, moje ciało zareagowało samo i otworzyłem okno, po czym się schowałem. Zagranie może cholernie dziecinne i głupie, ale zadziałało. Gdy tylko otworzył drzwi i zobaczył otwarte na oścież okno i pusty pokój przeklął siarczyście i pobiegł na dół. Po parunastu minutach usłyszałem huk zamykanych drzwi i dopiero wtedy wyjrzałem z mojej kryjówki. Odetchnąłem z ulgą, a potem zacząłem działać. 

Zarzuciłem duży plecak na plecy i wziąłem kociaki na ręce. Zastanawiałem się, czy je wziąć... W końcu postanowiłem, że nie będę w stanie zapewnić im odpowiednich warunków do życia. Przytuliłem je mocno, a pojedyncza łza spłynęła mi po policzku.
- Kocham was, Holly i Tiger. - Powiedziałem cicho i spojrzałem im w oczy. Ostatni raz je przytuliłem i dotknąłem swoim nosem ich nosów. Odstawiłem je na ziemię i otworzyłem drzwi. Obejrzałem się na kotki, a potem zamknąłem drzwi i rzuciłem się biegiem w stronę lasu. 

Tak bardzo się cieszyłem, że znów tu jestem. Ten wiatr był tak przyjemnie świeży i chłodny. Biegłem przez parędziesiąt minut, a gdy w końcu zabrakło mi sił wczołgałem się pod jakieś krzaki i zwinąłem się w kłębek. W rzeczach Jacka znalazłem jakąś cętkowaną pelerynę. Była w kolorach jasnoszarym, czarnym i paru odcieniach zielonego. Była na mnie trochę za duża, ale to nawet lepiej. Przykryłem się wspomnianą wcześniej peleryną i zasnąłem. 

Stałem właśnie przed moim domem. Patrzyłem na trawnik, na którym jako dzieci bawiliśmy się z Julką. Na okna, z których mama wołała nas na obiad. Na starą budę, w której mieszkał nasz pies. Patrzyłem na to wszystko, a jednak nie czułem nic. No, może poza dziwnym strachem. Czułem, że to nie jest mój dom, mimo, że doskonale wiedziałem, że nim był. 

Obudziłem się i rozejrzałem. Nadal leżałem pod krzakami owinięty peleryną. Wstałem i otrzepałem się z liści i robaków, które zdążyły na mnie wejść. Wspiąłem się na drzewo i usiadłem na gałęzi. No i co teraz? To pytanie huczało mi w głowie tak bardzo, że parę razy prawie spadłem z drzewa. Wspiąłem się jeszcze wyżej i rozejrzałem. Widok był wprost nieziemski. Widziałem ogromny, naprawdę ogromny las. Następnie jakieś pola, rzekę i... Góry. Najwyższe, jakie dotąd widziałem. Ostatni raz spojrzałem w stronę, z której przyszedłem. Omiotłem wzrokiem willę Jacka i już miałem zejść z drzewa, gdy nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł. Wstałem, wziąłem głęboki wdech i skoczyłem na następną gałąź. Zaczynałem sobie przypominać, jak to robić. Szło mi coraz lepiej, gdy nagle zatrzymałem się. Pode mną widziałem królika. Ślina napłynęła mi do ust, a zmysły się wyostrzyły. Skoczyłem na niego i skręciłem mu kark. Znalazłem jakąś polankę i zrobiłem na niej ognisko. Zaczekałem, aż mięso trochę się ostudzi i rzuciłem się na nie. Było tak dobre, że miałem problem w przełykaniu, które ślina usilnie mi utrudniała. W końcu jakimś cudem się z nim uporałem i wyruszyłem w dalszą drogę. 

Szedłem i szedłem, aż w końcu zaczęło się ściemniać. Wspiąłem się na drzewo i zasnąłem na gałęzi. 

Obudził mnie wprost przerażający chłód. Rozejrzałem się i zobaczyłem jak z nieba spadają małe, białe płatki. Śnieg... Poczułem, jak oczy mi się szklą. Kiedy mnie porwano, było lato... A to znaczy, że mam już piętnaście lat... Mam urodziny pierwszego listopada... Chciało mi się płakać, mimo to nie pozwoliłem sobie nawet na odrobię łez. Nie mogę się złamać. Nie teraz! Wkrótce znów zasnąłem.

Poczułem, że spadam i błyskawicznie oprzytomniałem. Wylądowałem miękko na ziemi i rozejrzałem się, czy jestem bezpieczny. Przez chwilę jakby wydawało mi się, że czuję czyjąś obecność. Od chwili, gdy zacząłem uciekać ufam swoim instynktom więc pędem rzuciłem się do ucieczki. Nagle usłyszałem, że ktoś biegnie za mną i przyspieszyłem.

Biegłem strasznie szybko, parę razy potykając się o korzenie lub kamienie, których nie zauważyłem. Nagle poczułem, jak coś dużego powala mnie na ziemię. Odwróciłem głowę i zobaczyłem... Coś, czego absolutnie się nie spodziewałem. Na mnie siedział dość młody chłopak. Był umięśniony i wysoki, a na sobie miał drogie ubrania. 
- Hej, dlaczego tak uciekasz? - Zapytał, gdy już złapał oddech po naszym wyścigu.
- Nie twoja sprawa. - Odburknąłem i już miałem zrzucić go z siebie i iść, gdy nagle chłopak podniósł się i wyciągnął do mnie rękę. 
- Jestem Tomek. - Uśmiechnął się ukazując białe zęby. - Potrzebujesz pomocy? - Zapytał. 
- Właściwie to tak... - Zacząłem cicho. - Potrzebuję kasy. - Powiedziałem, na co chłopak zaśmiał się głośno.
- Jak każdy w naszym wieku. - Podałem mu dłoń, a Tomek pomógł mi wstać. - Co mały, rodzice obcięli ci kieszonkowe? - Zaśmiał się, a ja przywaliłem mu z pięści w twarz.
- Nigdy... - Wysyczałem. - NIGDY nie wspominaj o moich rodzicach! - Krzyknąłem, odwróciłem się na pięcie i wyruszyłem w dalszą drogę. 
- Au. - Syknął cicho. - Ej, a ty gdzie? - Zawołał za mną, gdy zorientował się, że zacząłem odchodzić.
- Donikąd... - Powiedziałem cicho nie odwracając się i dalej idąc. 
- Ej, koteczku! 
- Czego kurwa chcesz?! - Odwróciłem się na pięcie i podszedłem do niego szybkim krokiem. 
- Nie mów tak brzydko, koteczku. - Powiedział i klepnął mnie w tyłek.
- Zboczeniec. - Warknąłem. Odepchnąłem go i poszedłem w swoją stronę. Tomek podniósł się i pobiegł za mną. Zanim zorientowałem się, co się dzieje, on szybko złapał mnie i wpijając się w moje usta przyszpilił mnie do najbliższego drzewa. Próbowałem mu się wyrwać, ale od dawna nie widziałem siłowni, ani nawet nie ćwiczyłem, pomijając moje ucieczki i wspinaczki, ale to było stanowczo za mało! 
- Co ty wyprawiasz?!
- Mam dla ciebie pewną propozycję. - Zaczął z uśmiechem. - Zostaniesz moim chłopakiem i zamieszkasz ze mną w moim domu. Wiem, że... - W tamtej chwili nie wytrzymałem i przerwałem mu zszokowany.
- Zwariowałeś do reszty! Ja nawet cię nie znam! Zapomnij! - Wykrzyczałem, na co chłopak spochmurniał i przycisnął mnie do drzewa.
- W takim razie pokażę ci, jak dobrze będzie ci ze mną. - Powiedział i wsunął swoje dłonie pod moją bluzę.  
- Z-zostaw mnie... - Wyszeptałem błagalnie, gdy chłopak na chwilę się ode mnie oderwał. 
- Ćśśś, nie będzie bolało, koteczku. - Powiedział i zaczął mnie rozbierać. 

Gdy byłem już nagi chłopak też się rozebrał i zanim zdążyłem zareagować odwrócił mnie do siebie tyłem i naparł na moje plecy zmuszając mnie, żebym się pochylił.
- P-proszę, nie-e... - Wyjąkałem przerażony.
- Cichutko, nie będzie bolało. - Powiedział i zaczął mnie rozciągać. Jęknąłem cicho i oparłem czoło o drzewo.

Jęczałem coraz głośniej, choć nadal starałem się hamować. Nagle Tomek odwrócił i podniósł mnie. Posadził mnie na swoim kolanie, które oparł o pień. Znowu wpił się w moje usta i przejechał językiem po moim podniebieniu, na co jęknąłem. Gdy wreszcie się ode mnie oderwał ciężko dyszałem i byłem cały mokry z nerwów. Postawił mnie na ziemi, ale za to odwrócił mnie i przylgnął do mnie całym swoim ciałem. 
- Rozluźnij się, koteczku. - Powiedział i złączył nasze dłonie splatając palce.   
- P-proszę, n-nie. - Wyjąkałem przerażony, a moje oczy zaszkliły się. Próbowałem go jeszcze odepchnąć, ale i tak mi to nie wyszło. - N-nie r-rób mi t-tego... 
Zawyłem z bólu, gdy poczułem, jak Tomek wbił się we mnie. 
- Ćśśś, zaraz będzie miło. - Odpowiedział i zaczął się poruszać. Kłamał. Nie było miło. Przez cały stosunek nie ani na chwilę nie poczułem przyjemności. Kiedy w końcu skończył i wyszedł ze mnie upadłem na ziemię, zwinąłem się w kulkę i mimowolnie zacząłem szlochać. Naprawdę nie ma już dla mnie lepszej przyszłości, niż bycie męską dziwką? Znów zawyłem. Poczułem, jak czyjeś ręce owijają się w okół mnie, podnoszą i sadzają na kolanach chłopaka. Zaskomlałem cicho i chciałem zejść z jego nóg, ale on mnie przytrzymał. 
- Przepraszam, koteczku. - Powiedział i dotknął mojej twarzy. -  Powtórzę ci moją propozycję. Zamieszkaj ze mną. Mogę ci za to płacić. W zamian chcę, żebyś był moim chłopakiem. To jak, pasuje taki układ? - Zapytał z delikatnym uśmiechem na ustach.   
- Z-zwariowałeś?! Nie dość, że mnie zgwałciłeś, to jeszcze chcesz sobie kupić, powtarzam: KUPIĆ czyjeś życie?! Czyjeś uczucia?! Jesteś pojebany i to naprawdę porządnie! - Wydarłem się na niego, zszedłem z jego kolan, ale od razu wylądowałem na ziemi cicho piszcząc. Spróbowałem się podnieść, ale znów upadłem. 
- Co, koteczku. - Zaczął chłopak. - Nie możesz wstać? - Zapytał i podniósł mnie. 
- Zostaw. - Warknąłem i chciałem go odepchnąć, ale on mocno mnie trzymał. 
- Co ci we mnie nie pasuje, co? Każda dziewczyna chce mnie mieć. - Powiedział, po czym zaśmiał się i dodał. - A i paru chłopców się znalazło. Co z tobą nie tak, że nie widzisz okazji? Gdybyś się zgodził, miałbyś wszystko, czego tylko zapragniesz. Dom jak pałac, pokój wielkości mieszkania, lokaja, i tak dalej. Plus, miałbyś szacunek i nikt nie odważyłby ci się stawiać. - Powiedział głaszcząc mnie po twarzy. - To jak, koteczku, umowa stoi?
- Są na tym świecie rzeczy, których nie da się kupić. - Powiedziałem zimno, zarzuciłem na siebie ubrania i ignorując ból dolnych partii ciała zacząłem odchodzić.
- E-ej! O czym mówisz? Wszystko da się kupić! - Krzyknął za mną, dogonił i znów obrócił w swoją stronę. - Czego niby nie można kupić?
- Życia. - Odpowiedziałem po prostu. 
- Jak to? - Zdziwił się. 
- Po prostu. Twierdzisz, że możesz kupić wszystko. To nie prawda. Nie można kupić zdrowia, nadziei, prawdziwej przyjaźni i prawdziwej miłości. Nie możesz kupić czasu, szczęścia, smutku, radości. Pieniądze i kariera są tylko dodatkiem do człowieka. - Zacytowałem moich rodziców, uwolniłem się z jego uchwytu i odszedłem. 
- K-koteczku! Czekaj! - Znów poczułem uchwyt na ramieniu i zirytowany odwróciłem się w jego stronę. 
- Czego znowu?! - Krzyknąłem. 
- Zastanów się jeszcze nad tym. - Dał mi krótkiego całusa w usta. Wściekłem się i użyłem metody dwóch ciosów poznanej w jednej z książek. Jeśli wszystko zrobi się dobrze, wystarczą tylko dwa uderzenia, żeby powalić przeciwnika. Jeśli chodzi o pierwszy cios, powinno się go zadać lewą ręką. Wynika to stąd, że większość osób jest praworęczna, a więc przeciwnik będzie spodziewał się ataku właśnie prawej ręki. Uderzamy z całej siły, prosto w nos. Jeśli dobrze to zrobimy, przeciwnikowi zaszklą się oczy i łzy przysłonią mu widok - normalna reakcja na uderzenie w nos. Wtedy wykańczamy go silnym prawym sierpowym. Można wygrać tak prawie każdą walkę. Wymierzyłem dwa szybkie ciosy i ujrzałem, jak Tomkowi uginają się kolana, a po chwili leży nieprzytomny na ziemi. Uśmiechnąłem się do siebie. Nie wierzyłem, że to zadziała. Byłem pewny, że to po prostu takie gadanie, a jednak przydało się. Zastanawiałem się, co zrobić z moim gwałcicielem. Rozjarzałem się i uśmiechnąłem szeroko. Przeciągnąłem go trochę, usiadłem obok i czekałem aż się obudzi. 

Usłyszałem stłumiony jęk bólu i odwróciłem głowę. Tomek się budził. Z szerokim uśmiechem chwyciłem go i wrzuciłem w sam środek pobliskiego mrowiska. Nagle chłopak jakby ożył. Zerwał się na równe nogi i krzycząc pobiegł gdzieś po drodze otrzepując się z gryzących go owadów. 
- Przypomnij sobie mnie, gdy następny raz będziesz chciał kogoś zgwałcić! - Krzyknąłem za nim i usłyszałem przekleństwa skierowane pod moim adresem. Zaśmiałem się i skierowałem w dalszą drogę. 

Usiadłem pod jednym z drzew i wyciągnąłem portfel chłopaka. Przeliczyłem pieniądze i aż zaniemówiłem z wrażenia. Okrągłe osiem tysięcy. Kto normalny nosi przy sobie tyle pieniędzy?! Następnie zacząłem płakać ze śmiechu. Znalazłem kartę kredytową z przyczepioną do niej karteczką, na której pysznił się piękny PIN. Co za idiota! Naprawdę nie przewidział, że coś takiego może mu się stać? Mogą go okraść, pobić albo nawet i zamordować, a ten nie dość, że nosi przy sobie bardzo dużo pieniędzy, to jeszcze ułatwia robotę potencjalnym złodziejom. Ha! Nigdy bym nie przypuszczał, że okradnięcie kogoś jest tak łatwe. Wystarczy czekać na ofiarę, która jest tak głupia, że sama do ciebie podejdzie. Wtedy po raz pierwszy naszła mnie myśl, że może lepiej byłoby być dziewczyną. W końcu o wiele więcej mężczyzn woli pokazywać się z kobietami, żeby nie zepsuć swojego wizerunku, prawda? Chociaż z drugiej strony, nie chciałbym martwić się o to, że zajdę w ciążę. Po chwili wzruszyłem ramionami. Cóż, na ten czas mam za co żyć, więc reszta nie powinna mnie obchodzić, co nie? Przynajmniej teraz mogę powiedzieć, że wychowała mnie ulica. Wstałem, otrzepałem się i poszedłem dalej.
Szedłem sobie obok jakiejś rzeki, gdy zobaczyłem znajome auto. Wskoczyłem między krzewy i obserwowałem, jak Jacek z Kubą wysiadają z samochodu i idą w stronę rzeki. Rozejrzałem się i zobaczyłem, że tam gdzie idą jest mnóstwo wysokich krzewów. Możecie uznać mnie za skończonego debila, ale zacząłem się do nich podkradać. Właściwie to do teraz nie wiem, dlaczego to zrobiłem. Usiadłem jakieś dziesięć metrów od nich. Ja siedziałem skryty pod peleryną i roślinnością, a oni na równo przystrzyżonej trawie i na puchatym kocu. Słyszałem każde słowo z ich rozmowy.
- Strasznie za nim tęsknię... - Uznał Jacek i oparł brodę o kolana. - Czy naprawdę nie rozumiał, że robiłem to wszystko dla jego dobra? 
- Nie zadręczaj się, bracie. - Powiedział Kuba i potarł plecy drugiego. - Znajdziesz sobie kogoś innego. Tym razem kogoś, kto zrozumie, że nie jesteś aż taki zły. 
- Ale ileż można?! - Wybuchnął młodszy. - Najpierw był Bartek, potem Aleks, Paweł, Maciek i teraz Aron. Zwariuję zaraz! Ja chcę po prostu mieć się kim zająć! Staram się jak mogę, ale nikt tego nie docenia! Opiekuję się nimi, karmię ich i w ogóle, staram się poprawić im humor... Owszem, zdarza mi się ich karać, ale tylko wtedy, gdy są niegrzeczni... Dlaczego nikt tego nie rozumie? Wszyscy ode mnie uciekli... Bartek i Maciek przypłacili to życiem, gdy uciekali przez drogę i potrącił ich tir. Paweł doniósł na mnie policji i gdyby nie to, że stać mnie na najlepszego prawnika w kraju, teraz siedziałbym za kratkami. Aleks i Aron zniknęli bez śladu i nie wiem nawet, czy jeszcze żyją. Aleks miałby teraz jakieś dwadzieścia lat... Był małym dzieckiem, gdy go znalazłem i wziąłem do siebie. Byłem jeszcze niepełnoletni, ale rodzice mieli mnie gdzieś. Wyznawali zasadę, że jeśli dziecko dostaje pieniądze, to poradzi sobie samo... Do teraz ich nienawidzę. Brakuje mi miłości, którą staram się zyskać od moich chłopców. Ale żaden z nich nigdy mnie nie zrozumiał. Uważają, że jestem nienormalnym zboczeńcem...
- W końcu znajdziesz kogoś, kto cię doceni... 
- Ja chcę mieć po prostu kogoś do kochania. Co prawda, mam teraz kociaki, ale wolałbym nosić Arona na rękach, karmić, przytulać, całować i kłaść się z nim do łóżka... Czytać mu bajki przed snem, oglądać z nim telewizję zajadając się ciasteczkami... Ja nawet nie wiem, dlaczego tak bardzo się do niego przywiązałem! To jest okropne. Nikt nigdy mnie nie zaatakował, a najbardziej zależy mi na tym, co prawie mnie zabił! 

Mężczyźni gadali jeszcze jakieś pół godziny, po czym zwinęli koc i wrócili do samochodu. Gdy miałem pewność, że już nie wrócą, zawróciłem i przekradłem się na swoje poprzednie miejsce. W większości opowieści bohaterowie zaczęliby się zastanawiać, czy dobrze zrobili uciekając i potem wróciliby do swojego "właściciela"... Szkoda, że to nie opowieść. To prawda. Brutalna, niewygodna i zimna prawda. Ale wolę trzymać się prawdy, niż topić się w kłamstwie. Nigdy nie byłoby mi dobrze z kimś takim jak Jacek. Jestem wolnym duchem. Nienawidzę, gdy ktoś się mną opiekuje. Szkoda, że żeby to zrozumieć musiałem zostać oddany przez własnego ojca... Potrząsnąłem głową i ruszyłem w dalszą drogę. Moim celem były góry. Po prostu strasznie ciągnie mnie do wysokości i wydaje mi się, że skryty pośród skał będę o wiele bezpieczniejszy niż uciekając niczym sarna pomiędzy krzaki i drzewa. 

Wydaje mi się, że zaczynam dostawać jakiejś paranoi. Gdzie bym się odwrócił, absolutnie wszędzie widzę jakieś ludzkie sylwetki. Czasem jest to mężczyzna, innym razem kilku mężczyzn. Jedni są wysocy i wysportowani, inni grubi i niscy. Nie wiem dlaczego, ale podszedłem do rzeki i zamarłem. Chłopak, który odbijał się w tafli wody w ogóle nie przypominał mnie. Jego oczy stały się matowe, a ich ciemny brąz zmienił się w nieprzeniknioną czerń. Włosy, niegdyś tak jasne, że prawie białe, teraz były koloru ciemnego blondu. Przysłaniały mi oczy i tak naprawdę, to dopiero wtedy zdałem sobie z tego sprawę. Delikatnie dotknąłem powierzchni wody, przez co postać zafalowała, ale dzielnie wytrzymała próbę i powróciła do swojego pierwotnego wyglądu. Poruszyłem ręką, ale i tym razem tajemniczy chłopak wrócił do swojego "prawdziwego" wizerunku. Uświadomiłem sobie, że jestem jak to odbicie. Cokolwiek by się stało, zawsze starałem się temu zaradzić. Starałem się naprawić każdy swój błąd, choć nie zawsze mi to wychodziło. Tak bardzo się starałem, ale jak zwykle, nic mi nie wyszło. Poczułem, jak łzy spływają mi po twarzy i wpadają do wody. Przygryzłem wargę i uderzyłem pięścią w moje odbicie. Prosto w miejsce, gdzie powinno znajdować się serce. No właśnie... Powinno...
- Obyś kiedyś zdechł. - Powiedziałem cicho sam do siebie i wstałem. Dlaczego ja jeszcze nie zginąłem? Mogłem próbować... Może lepiej by było rzucić się pod pociąg, albo położyć się na torach. Ewentualnie mogę się powiesić, albo skoczyć z jakiegoś mostu. Przymknąłem oczy i pierwszy raz od dawna, świadomie pozwoliłem sobie na kilka łez. Z myślą, że lepiej byłoby, gdybym w końcu zdechł i zwolnił miejsce komuś, kto coś osiągnie w życiu udałem się nad most... 

Zaczekałem, aż się ściemni i będę sam. Stanąłem na barierce. Łzy nadal spływały mi po twarzy, gdy spojrzałem przed siebie. Widziałem zachód słońca. Starałem się zapamiętać ten widok. Dosłownie usłyszałem, jak pęka mi serce. Miałem marzenia. Miałem życie, rodzinę, szkołę, przyjaciół... Miałem to wszystko, czego nie potrafiłem docenić. Człowiek najbardziej tęskni za tym, co stracił... Jacek tęskni za mną, a ja... Ja tęsknię za swoim życiem. Jestem tak cholernie głupi! Tak bardzo, strasznie, cholernie głupi... Nigdy nie przyszło mi do głowy, że tak nagle stracę wszystko, co kiedyś miałem. Co kiedyś kochałem. Co kiedyś było moim całym życiem...  Na moje szczęście, most był pusty. Wyglądało na to, że świat też ma mnie dość i specjalnie nie chce mi przeszkadzać. Brałem głębokie wdechy, ale cały się trząsłem. Nie chciałem umierać. Bałem się śmierci i tego, co jest po niej. Ale... Nie mogłem znów dać się gwałcić i katować. Nawet nie mogę napisać rodzicom tego, jak bardzo ich kocham... Jak bardzo żałuję każdej naszej kłótni. Jak bardzo za nimi tęsknię... Ostatni raz spojrzałem na  zachodzące słońce. Podniosłem głowę i omiotłem wzrokiem rozgwieżdżone niebo. Odtworzyłem sobie całą legendę, którą opowiadała mi Tygrysica. Miałem nadzieję, że chociaż ona się pojawi... Przecież mówiła, że jest moją patronką... Przecież mówiła, że nigdy mnie nie zostawi... Przecież dawała mi nadzieję... Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki wdech. Otworzyłem je, znów spojrzałem na zachodzącą kulę światła i zrobiłem krok w przód...
Krzyknąłem cicho, gdy nie poczułem niczego pod nogami. Spojrzałem w dół. Woda. Zimna, śmiercionośna, czarna otchłań. Odwróciłem się głową w dół. Chcę mieć absolutną pewność, że zginę. Patrzyłem na ciemne niebo, upstrzone milionami malutkich białych kropeczek, potocznie zwanych gwiazdami. Przypominałem sobie każdą, nawet najmniej istotną scenę z życia. Zdałem sobie sprawę, że już nie płaczę. Pewnie dlatego, że już nie mam o co. Straciłem wszystko co mogłem... Ostatni raz patrzyłem w oczy Amelce, Julce... Mojej matce i mojemu ojcu... Zdałem sobie sprawę, że mimo wszystko, ja nadal go kocham... 
- Do widzenia... - Powiedziałem. Uśmiechnąłem się i ostatni raz spojrzałem w niebo. Jakieś pół sekundy później poczułem okropny ból w głowie i barku, a wszystko spowiła czerń...   

***

Cześć.
Wiem, że mnie nienawidzicie.

Pozostaje pytanie: Czy Aron naprawdę umarł? Choć po tym pytaniu zapewne większość zorientowała się o co chodzi, to i tak dowiecie się za tydzień ;)

Zapraszam na profil PolandBall759. Mam nadzieję, że jego twórczość Wam się spodoba. Ostatnio zaczął pisać swoją pierwszą książkę i mam nadzieję, że wesprzecie go tak jak mnie gdy zaczynałam "Zabawkę". 
Książka nazywa się "Okopy", a tutaj macie jej opis:
Książka "Okopy" ukazuje historię żołnierza o imieniu Erich Neumann podczas I Wojny Światowej. Bohater będzie walczył po dołączeniu do armii Niemiec. Erich doświadczy brutalności Wielkiej Wojny na swojej własnej skórze...
Jak sami widzicie, książka jest o tematyce wojennej, którą zresztą sama bardzo lubię i też planuję coś o tym napisać ;) 

Korzystając z okazji i okrągłego, dziesiątego rozdziału pragnę gorąco podziękować wszystkim razem i każdemu z osobna. Za to, że czytacie tę książkę, że dajecie gwiazdki i pomimo tego, że nie mam praktycznie żadnych komentarzy, to szczerze się cieszę, że jednak "Zabawka" coś osiąga.
Osoby, które wcześniej mnie obserwowały zapewne pamiętają wielki fail z "Leśnym Duchem", prawda? Pamiętam, że "LD" miał coś około 50, 60 wejść? A nasza "Zabawka" na ten moment ma 346 wejść. Jeszcze raz, dziękuję. Wszystkim. Za wszystko. 

Do przeczytania,
- HareHeart.   

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro