Rozdział 9

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następnego dnia rano jak zwykle leżałem w łóżku, gdy drzwi otworzyły się i stanął w nich Jacek. 
- Chodź. - Powiedział tylko.
- Gdzie? 
- Na śniadanie. - Odparł zimno. Zacząłem się zastanawiać, co mu się stało. 
- Nie jestem głody. - Powiedziałem, odwróciłem się do niego plecami i zamknąłem oczy. 
- Chodź. Teraz! - Krzyknął po czym złapał mnie za ramię i zaciągnął na dół. 

Posadził mnie na krześle i podał talerz. 

Gdy już zjedliśmy mężczyzna wziął mnie na ręce jak gdyby nigdy nic i wniósł mnie do jakiegoś pokoju. Postawił mnie na ziemi i zamknął drzwi na klucz, który schował do kieszeni spodni. 
- Rozbierz się i stań obok kanapy. - Powiedział, a mnie przeszły ciarki. 
- C-co...? - Wyjąkałem przerażony.
- To, co słyszałeś. JUŻ! - Wrzasnął, a ja niechętnie ściągnąłem z siebie ubranie. 

Stanąłem w wyznaczonym miejscu i poczułem, jak mężczyzna wiąże mi ręce i przywiązuje do liny przyczepionej do sufitu. 
- A teraz, mały, dostaniesz karę. - Powiedział zadowolony, po czym dodał. - Za wszystko...

Wisiałem na linie i płakałem z bólu. Nie czułem nóg, bo Jacek uznał, że najlepszą karą będzie okładanie mnie po nich. 
Gdy już mnie odwiązał runąłem na ziemię i nie miałem sił, żeby się podnieść. Bił mnie tylko po nogach, ale bolało wszystko. 
- No, mam nadzieję, że to ci da do myślenia. - Powiedział, po czym przeszedł nade mną i wyszedł z pomieszczenia. Zawyłem z bólu i skuliłem się, na co moje nagie nogi dały o sobie znać i zawyłem jeszcze głośniej. Nie wiem, ile czasu minęło, ale zasnąłem. 

Obudziłem się gdy Jacek brał mnie na ręce i wynosił z pokoju.
- J-ja już n-nie chcę... - Wyszlochałem, na co on popatrzył mi w oczy.
- Czego nie chcesz, mały? - Zapytał jak gdyby nigdy nic. 
- N-nie bij m-mnie już... - Powiedziałem cicho. Ten tylko przytulił mnie do siebie i położył na kanapie. Wrzasnąłem, gdy moje obolałe nogi dotknęły powierzchni mebla. Powoli przewróciłem się na brzuch sycząc cicho. 
- Bardzo cię boli? - Usłyszałem pytanie, które sprawiło, że cały się zagotowałem.
- A jak myślisz? 
- Nie pyskuj, mały, bo zaraz tam wrócimy. - Odparł, a ja przełknąłem gulę, którą poczułem w gardle. - Co masz powiedzieć, słoneczko? - Zapytał z uśmiechem. 
- P-przepraszam... - Powiedziałem cicho. To nie ja powinienem przepraszać, do cholery! 
- Ładnie, a jak miałeś się do mnie zwracać, malutki? - Naszła mnie myśl, że on wprost kocha wymyślać mi nowe przezwiska. 
- N-nie powiem t-tego... 
- Dlaczego, mały? 
- N-nie jesteś moim o-ojcem... Poza tym bijesz mnie...
- Kochanie, ale gdybyś był grzeczny, to bym cię nie bił. I masz mówić mi tatusiu, zrozumiano? - Zapytał z uśmiechem. 
- Nie chcę... To dziwne... - Powiedziałem zawstydzony. 
- Ojej, mały. To nie jest dziwne, tylko urocze. Tak jak ty, słońce. - Uznał i cmoknął mnie w czubek głowy. Zaczerwieniłem się wściekle, na co on tylko się zaśmiał. - Nie wstydź się, słodziaku. Jesteś kochany. Masz może ochotę na jakiś film? - Zapytał i usiadł obok mnie. Pokiwałem twierdząco głową. 
- Zaczekaj tutaj na chwilę, dobrze, mały? - Powiedział i pogłaskał mnie po włosach, po czym wyszedł z pomieszczenia.

Wrócił po chwili z jakąś tubką w dłoni. Podszedł do mnie i otworzył coś. Cały się spiąłem.
- C-co ch-chcesz z-zrobić? - Zapytałem niepewnie.
- Jak miałeś do mnie mówić?
- C-co chcesz mi zrobić... T-tatusiu... - Zacisnąłem mocno powieki czując jak się czerwienię. Nienawidzę tego słowa!
- Ślicznie, kotku. A co do twojego pytania, chcę cię posmarować, żeby mniej bolało i rany szybciej się zagoiły. - Powiedział łagodnie i dodał. - Nie bój się. 
- P-proszę nie dotykaj m-mnie... 
- Ćśśś, nie bój się. Będzie mniej bolało.
- N-no d-dobrze... - Nagle przypomniałem sobie pewną rzecz. - ...Tatusiu... 
- Bardzo ładnie, słoneczko. - Powiedział i usiadł obok mnie. Po chwili poczułem jak coś zimnego dotyka mojej skóry i pisnąłem.
- Cichutko, nic się nie dzieje. - Wymruczał uspokajająco i wrócił do przerwanej czynności. 
- Mhm... - Pokiwałem niepewnie głową. 

- Grzeczny chłopczyk. - Powiedział, gdy już skończył, a ja odetchnąłem z ulgą, że w końcu zabrał ręce z mojego ciała. Zamiast tego podniósł mnie i posadził sobie na kolanach. Przykrył nas kocem i puścił film. Przytulił mnie do siebie. 
- T-tatusiu, mógłbyś mnie puścić? - Zapytałem cicho. Zawsze warto próbować, prawda?
- Coś się stało, maluszku? - Zatrzymał film i spojrzał na mnie. 
- N-nie lubię się przytulać. 
- Każdy lubi i potrzebuje, mały. - Powiedział i pocałował mnie w usta.
- Ja n-nie...  
- Kochanie, co się stało? - Zapytał zmartwiony.
- N-nic... Naprawdę nic. Mogę iść? - Popatrzyłem na niego.
- Mieliśmy oglądać... - Wzdychnął. 
- Straciłem ochotę. - Odparłem. 
- Chodź tutaj do mnie. - Rozkazał, a mnie przeszły ciarki. 
- T-t-tatusiu, proszę... N-nie... - Wyjąkałem, na co mężczyzna tylko mocno mnie złapał i do siebie przytulił, a po chwili zaczął kołysać.
- Ćśśś... Już dobrze. Nic ci nie zrobię, tak? - Zapytał. 
- T-tak... - Ach, jak bardzo chciałbym w to wierzyć. 
- No, to już cichutko, myszko. - Pocałował mnie w usta.  
- M-mogę już iść do siebie, t-tatusiu? - Wspominałem już, że nienawidzę tego słowa?
- Nie, kochanie. Mieliśmy oglądać. - Powiedział i wziął mnie na kolana, na co ja syknąłem. - Przepraszam. - Powiedział i skierował wzrok na ekran. Cały film zastanawiałem się jak mam stąd uciec. I czy w ogóle uda mi się jeszcze uciec. Raz już się udało... Drugi raz... Pewnie się nie nabierze...

- Jak ci się podobało, mały? - Zapytał, gdy film już się skończył. 
- W miarę. - Odpowiedziałem. Nie mogę mu przecież powiedzieć, że za cholerę nie wiem, o co w nim chodziło, bo byłem zbyt zajęty planowaniem jak go zabić raz, a dobrze. Tym razem na zawsze. 
- To co, teraz cię wykąpię, potem mleczko i do łóżka. - Uśmiechnął się i cmoknął mnie w czubek głowy.
- C-czy jest szansa, że coś ugram, jeśli powiem, że nie chcę, ż-żebyś mnie kąpał? - Wstałem i zapytałem głosem przepełnionym nadzieją. Może tym razem się w końcu uda... 
- Nie, aniołku. - Uznał z uśmiechem, na co zaczerwieniłem się wściekle. 
- Ojeju, nie wstydź się, kotek. Jesteś słodki, wiesz? - Zapytał, a ja zawstydzony wbiłem wzrok w ziemię. On tylko się zaśmiał i pogłaskał mnie po włosach. Podniósł mnie i zaniósł do łazienki.

Siedziałem w wannie, a on delikatnie mył mi plecy. 
- T-tatusiu? - Nienawidzę tego słowa, mówiłem to już?
- Tak, kochanie? - Zapytał. 
- Dlaczego ja? - Zmarszczył brwi i spojrzał na mnie.
- Nie rozumiem, mały. - Powiedział. 
- Dlaczego wziąłeś akurat mnie? - Wytłumaczyłem.
- Ach. No cóż... Spodobałeś mi się. Jesteś śliczny. A do tego pomyślałem, że się ucieszysz, jeśli ktoś się tobą zajmie.  
- Jak widać myślenie nie jest twoją mocną stroną. - Powiedziałem pod nosem. 
- Mówiłeś coś, mały? - Zapytał.
- Nie... Tatusiu... 
- Kocham, jak jesteś taki grzeczny, wiesz, mały? - Zapytał, ale nic mu nie odpowiedziałem. Zresztą, co miałbym powiedzieć? 

Mężczyzna wyciągnął mnie z wanny, wytarł i przebrał w piżamę. Przez cały ten proces zastanawiałem się, czy powiedzieć mu, żeby kupił sobie jakieś lalki i nimi się bawił. W końcu uznałem, że lepiej mu tego nie mówić, bo nadal czuję poprzednią karę. 
Podniósł mnie i wszedł ze mną na rękach do sypialni, po czym położył się ze mną w łóżku. Nagle poczułem, jak coś zimnego dotyka mojego nadgarstka. Szarpnąłem ręką, ale poczułem opór. Kajdanki... On zwariował? Spojrzałem na mężczyznę, a on na mnie.
- Stało się coś? - Zapytał. 
- T-tatusiu, co to jest? I po co mi to? - Odparłem wskazując na metalowy przedmiot. 
- To są kajdanki, Aruś. A są po to, żebyś mi mały nie uciekł jak ostatnio. - Powiedział i przytulił mnie do siebie, a po chwili już spał. Starałem się zasnąć, ale to nic nie dało. Poddałem się około pierwszej w nocy i po prostu leżałem od czasu do czasu przewracając się. 

Przez całą noc nie zmrużyłem oka. Jacek obudził się o 6:30 i pierwsze co zrobił, to pocałował mnie w usta.
- Jak się stało, mały?
- W porządku tatusiu... - Odparłem. 
- Śniło ci się coś złego? - Zapytał nagle.
- N-nie. Dlaczego tak myślisz?
- Bo przez całą noc się wierciłeś, mały. - Powiedział, a ja cały się spiąłem. Nie chcę, żeby dowiedział się, że nie mogę zasnąć. - Na pewno nic ci się nie śniło? 
- Na pewno, tatusiu... - Mam już naprawdę dosyć tego słowa. 
- Jakby co, to możesz do mnie przyjść, tak? - Zapytał i pogłaskał mnie po głowie.
- Tak, tatusiu... 
- Dobra, to chodźmy na śniadanie... - Westchnął.
- Tatusiu, muszę jeść? - Zapytałem cicho. - Nie jestem głodny...
- Tak, słoneczko, musisz. 
- Ehh... No dobrze, tatusiu... 
- Mój aniołek. - Powiedział. - Na co masz ochotę? 
- Nie wiem... 
- Coś poradzimy, mały. - Wziął mnie na ręce i zaniósł do kuchni.

Po chwili podał mi talerz.
- Dziękuję, t-tatusiu... - Boże, gdyby kazał mówić do siebie "tato", byłoby o wiele lepiej.
- Nie ma za co, Aruś. Smacznego. -Cmoknął mnie w głowę, na co ja zmarszczyłem nos.

Gdy już w końcu zjedliśmy, mężczyzna włożył naczynia do zmywarki i usiadł obok mnie.
- Kochanie, muszę na chwilę wyjść, dobrze? Nie martw się, mały. Kuba obiecał, że się tobą zajmie. - Powiedział, na co cały się spiąłem.
- T-tatusiu, n-naprawdę nie t-trzeba... Poradzę sobie sam...
- Żadnych "ale", słoneczko. Wujek Kuba ładnie się tobą zajmie, kochanie.
- N-no dobrze... Tatusiu...

Właśnie stałem obok mężczyzn, którzy rozmawiali o... O czymś... Byłem za bardzo zdenerwowany, żeby ich słuchać.
Gdy tylko drzwi zamknęły się za Jackiem, Kuba złapał mnie i przełożył przez kolano.

Zaczął mnie bić, a po dziesięciu uderzeniach już płakałem.
- Przeprosisz wujka?
- P... Prze-praszam... - Wyszlochałem i poczułem jak Kuba mnie do siebie przytula.
- Brawo, malutki. - Mimo łez skrzywiłem się na to określenie, ale nic nie powiedziałem.
- Dobrze, posmaruję cię i pójdziesz się przespać, okej?
- T-tak...

- Mam nadzieję, że tym razem będziesz grzeczny. - Powiedział kładąc się obok mnie. 
- N-naprawdę musisz ze mną s-spać? - Zapytałem cicho.
- Nie muszę, ale chcę. Poza tym, wolę spać z tobą, niż gdybym miał cię zostawić samego i znowu obudzić się z nożem w szyi. - Uznał i pogłaskał mnie po głowie.
- O-ostatnim r-razem też spałeś z-ze mną... - Powiedziałem do siebie, ale on i tak to usłyszał.
- Wiem, gdzie cię dam, maluszku. - Powiedział zadowolony. Podniósł mnie i położył w dużej kołysce. Zaczął nią ruszać, a ja odruchowo zacząłem się zastanawiać jak stąd uciec. Nawet nie pamiętam, kiedy zasnąłem.

Obudziło mnie ciepło drugiego ciała. Spróbowałem przewrócić się na drugi bok co skończyło się wypadnięciem z rąk Kuby i strasznie bolesnym spotkaniem z podłogą. Mimowolnie krzyknąłem cicho z bólu, gdy moje plecy zderzyły się z twardą powierzchnią.
- Przepraszam, Aruś. Bardzo cię boli? - Kuba wziął mnie na ręce i położył na kanapie, co poskutkowało wykrzywieniem twarzy w grymasie bólu. - Już, mały. Ćśśś...
- B-boli...
- Już cichutko. Zaraz wrócę. - Uznał i poszedł w stronę kuchni.
Chciałem wstać, ale nie mogłem. Zacząłem cicho płakać. Po chwili wrócił Kuba i natychmiast zapytał co się stało.
- N-Nie mogę w-wstać... - Zawyłem i znów się rozpłakałem.
- Spokojnie, mały. To nic poważnego... Przejdzie ci. - Mówił, mimo że głos mu trochę drżał.
- A-ale nie mogę w-wstać! - Zapłakałem.
- Już cichutko... - Usiadł obok mnie i włożył koniec butelki do ust.

Gdy już wszystko wypiłem pogłaskał mnie po głowie i położył spać. 

Obudziłem się rano i odruchowo wstałem i przeciągnąłem się. Dopiero po chwili zorientowałem się, że mogę wstać i poczułem, jak oczy mi się szklą. Matko, co za ulga! Już się bałem, że zostanę kaleką! Krzyknąłem cicho, gdy jakieś obce ręce owinęły się wokół mnie. 
- Spokojnie, mały, to tylko ja. - Powiedział Jacek przytulając mnie i całując w usta. - Jak plecki? - Powiedział i pogłaskał mnie po głowie. 
- Już dobrze, t-tatusiu... - Wymamrotałem i spuściłem głowę wbijając wzrok w ziemię.
- Co się stało, mały? Coś nie tak? - Zapytał i kucnął na mojej wysokości. Złapał mnie delikatnie za podbródek i uniósł moją twarz. - O co chodzi, hm? 
- O nic t-tatusiu... - Dlaczego cały czas zacinam się na tym jednym słowie?
- Aron, widzę, że coś jest nie tak. Co się dzieje? 
- N-nic, t-tatusiu... Naprawdę nic... 
- Jakby coś był nie tak, to możesz ze mną porozmawiać, tak? - Zapytał, a ja pokiwałem głową. - Jesteś głodny, maluszku? - Spojrzał na mnie, a ja na niego. 
- Nie... - Padła krótka odpowiedź. 
- Na pewno chcesz jeść. Chodź, kochanie. - Powiedział i wyciągnął ręce. 
- Ale naprawdę nie jestem głodny, t-tatusiu... 
- Nie ma żadnego "ale", szkrabie. - Uznał i wziął mnie na ręce.

Posadził mnie przy stole, a następnie położył talerz na stole i wziął mnie na kolana. 
- Otwórz buzię, koteczku. - Poprosił z uśmiechem, a gdy niechętnie wykonałem polecenie włożył mi jedzenie do ust. 

Gdy byłem już nakarmiony Jacek pocałował mnie w czoło i podniósł i zaniósł do salonu, w którym posadził mnie na kanapie. Włączył jakąś bajkę i wyszedł z pomieszczenia. Nie wiem dlaczego, ale zamiast spróbować uciec położyłem się i po chwili znów spałem. 
- Kochanie, wstajemy. Był czas na spanie. - Usłyszałem rozbawiony głoś mojego "tatusia" i niechętnie otworzyłem oczy.
- Tatusiu... - Ziewnąłem. - Mogę jeszcze chwilę pospać? Proszę. 
- A co robiłeś w nocy, maluszku? - Usiadł obok i wziął mnie na kolana.
- Spałem... - Wymruczałem i mimowolnie wtuliłem się w niego. 
- Dobrze się czujesz, słonko? - Zapytał nagle. - Nie boli cię gardło? - Przyłożył mi rękę do czoła. Po chwili zmarszczył brwi. - Jesteś rozpalony...
- Tatusiu, to nic. Prześpię się i mi przejdzie... - Powiedziałem.  
- Nie, kochanie. Zaczekaj na mnie na minutkę, dobrze? - Zapytał, na co jedynie pokiwałem głową. Mężczyzna wyszedł, a ja po chwili znów zapadłem w sen.

Obudził mnie delikatny dotyk na twarzy.
- Obudź się, kociaku. Lekarz cię zbada, przepisze leki i będziesz mógł spać, dobrze?
- J-jaki lekarz? - Wymruczałem sennie i wtedy zdałem sobie sprawę, że jesteśmy obok jakiejś przychodni. 
- Chodź, kochanie. - Powiedział i wyciągnął do mnie ręce. 

Siedzieliśmy w poczekalni czekając na swoją kolej. Jacek siedział na krześle i trzymał mnie na kolanach. Miałem okropne dreszcze i cały wręcz dygotałem z zimna, a on tulił mnie do siebie. 
Gdy w końcu nadeszła nasza kolej weszliśmy do gabinetu.
- Przywitaj się ładnie, maluszku. 
- D-dzień d-dobry. - Wyjąkałem.
- Zimno ci? - Powiedziała lekarka mierząc mi temperaturę. 
- T-tak... 

Po jakichś piętnastu minutach skończyła mnie badać. Trochę poważniejsze przeziębienie. Mam leżeć w łóżku, dużo pić, odpoczywać i chodzić ciepło ubrany. 
- Słyszałeś panią doktor, prawda, kochanie? - Powiedział Jacek podając mi reklamówkę z lekami z apteki. 
- T-tak, t-t-tatusiu.
- Spokojnie, myszko. Zaraz jak tylko wrócimy do domu przebiorę cię w onesie i zrobię ciepłego mleczka, dobrze?
- T-t-tak. - Wyjąkałem i zamknąłem oczy. Było tak strasznie, okropnie zimno. 
- Już, koteczku. - Powiedział, pocałował mnie w czoło i włączył ogrzewanie. Przestałem się trząść dopiero po około dziesięciu minutach. Byłem tak zmęczony dreszczami, że zasnąłem zanim dojechaliśmy do domu. 

Parę dni później spałem sobie w łóżku, a po chwili obróciłem się na drugi bok i poczułem lizanie na twarzy. Jęknąłem i otworzyłem oczy. Właśnie wpatrywałem się w lodowato błękitne tęczówki. Znałem te oczy... 

- Podoba ci się, kochanie? Okazało się, że króliczek jest na coś chory i trzeba było go uśpić. Na pocieszenie wziąłem ci tą kotkę i jej brata. - Powiedział i położył na mnie drugiego kota. Tym razem był to drobny, czarny kocurek z zielonymi oczami. 
- Są śliczne. - Powiedziałem i pogłaskałem je, na co kociaki zamruczały. 
- Wymyśl im jakieś ładne imiona, a ja zaraz wrócę, okej? - Pokiwałem głową i zacząłem głaskać kotki. 

Jacek wrócił trzymając w rękach reklamówkę. 
- Tu masz dla nich wszystkie potrzebne rzeczy. Daj im wody i nasyp im karmy. Możesz się z nimi na chwilkę pobawić, a ja pójdę zrobić śniadanie, dobrze?
- Tak, tatusiu. - Wow, tym razem się nie zaciąłem! Boże, co się stało?  
- Jak cię zawołam, to masz przyjść. 
- Tak. 
- Grzeczny chłopiec. - Uznał i wyszedł. Tak swoją drogą, to tego określenia też nienawidzę. Wziąłem na kolana kotkę z błękitnymi oczami. Była taka śliczna. I przypominała mi Tygrysicę. 
- Może nazwę cię... Tiger? - Powiedziałem pierwsze, co przyszło mi do głowy. Usłyszałem ciche mruczenie i zaśmiałem się. Następnie wziąłem na kolana jej brata. - A ty będziesz... Holly? - Znów mruczenie. "Dziękuję, za tego Tygrysa. Ale dlaczego Ostrokrzew?" usłyszałem w głowie. - Nie ma za co, Tygrysico. I nie wiem, po prostu mi się podoba. - Poczułem jak łóżko, na którym siedzę mocno się ugina i przytuliłem do siebie ogromne ciało biało-srebrnego kota. - Jesteś taka miękka... Zostań moją poduszką... - Wymruczałem i poczułem lizanie po włosach. Nasypałem kotkom karmy i nalałem wody do miski. Moja patronka co jakiś czas pomrukiwała zadowolona, gdy ja zajmowałem się kociakami.
- Aron! Chodź, śniadanie gotowe! - Usłyszeliśmy krzyk Jacka, na co tygrysica od razu rozpłynęła się w powietrzu. 
- Idę! - Odkrzyknąłem i podniosłem kotki. 

- Masz już jakieś imiona, mały? - Zapytał, gdy tylko mnie zobaczył.
- Tak, tatusiu...
- Może mi się pochwalisz, co? - Zaproponował z uśmiechem.
- Nie będziesz s-się śmiał? - Wspaniale, jąkanie wraca. 
- No co ty, mały! Mów. - Ponaglił mnie i postawił na stole talerz z kanapkami.
- ...Kotka to Tiger, a kocurek Holly. - Powiedziałem i trochę spuściłem głowę. 
- Ślicznie, kochanie. - Zaczął, a ja popatrzyłem na niego zdziwiony. - Ale nie wydaje ci się, że powinno być na odwrót? Ten czarny kotek to kocurek, a ta druga to kotka. - A jednak to powiedział. 
- Wiem o tym. I specjalnie je tak nazwałem.
- A dlaczego, mały? 
- Bo Tiger kojarzy mi się z bardzo ważną dla mnie postacią, która jest płci żeńskiej, a Holly znaczy "ostrokrzew" ale wydaje mi się, że polskie tłumaczenie jest odrobinę za długie. 
- Aha... - Powiedział zmieszany, a potem zamilkł, no co miałem ochotę się zaśmiać. Mimo to zapanowałem nad sobą. - Dobrze, to chodź jeść. - Odstawiłem kotki na podłogę i usiadłem z nim przy stole. 

Po jedzeniu mężczyzna podniósł mnie i poszedł do salonu. Usiadł i posadził sobie na kolanach, po czym włączył telewizor. Leciała jakaś bajka, ale nic mnie nie obchodziła. Wziąłem Tiger na ręce i posadziłem na swoich kolanach głaszcząc. Po chwili kotka leżała i mruczała głośno. Nagle usłyszałem, jak mężczyzna się śmieje. Spojrzałem na niego, a on na mnie. Przez chwilę nasze spojrzenia się skrzyżowały, a potem Jacek pocałował mnie w usta. 
- Kocham cię, wiesz? - Zapytał. Co miałem mu odpowiedzieć? Kiwnąłem krótko głową i wróciłem do Tiger, która lizała mnie po rękach.  - Aron... - Powiedział, a ja spojrzałem na niego. - Co do mnie czujesz? - Czy on naprawdę MUSIAŁ o to zapytać?! Mógł zadać każde, absolutnie KAŻDE pytanie, ale nie! Wolał zadać takie, gdzie muszę odpowiedzieć! 
- Sam już nie wiem. Z jednej strony dalej strasznie cię nienawidzę, ale z drugiej bardzo mnie denerwujesz. Więc nie wiem, czy nienawiść, czy irytację. - Odparłem wzruszając ramionami. W sumie to mogę powiedzieć, że odpowiedziałem całkiem szczerze.         
- M-myślałem, że już to zrozumiałeś... - Powiedział smutno.
- Co miałem zrozumieć? 
- Że robię to dla twojego dobra. 
- Chyba dla swojego! - Odepchnąłem go, zeskoczyłem z jego kolan i pobiegłem do siebie. 

Zamknąłem się w pokoju i rzuciłem na łóżko. Jak ja go nienawidzę!  

***

Cześć :D

To się porobiło, co nie?

Jacek kocha Arona, a ten go nienawidzi. No cóż, życie!
W każdym razie, mamy 9 rozdział <3 Następny będzie... hmmm... CIEKAWY (przynajmniej mam taką nadzieję xd).
Ale to za tydzień.

Do przeczytania, 
- HareHeart. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro