Rozdział 35

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Facet podszedł do chłopaka, złapał go za gardło, podniósł i rzucił o podłogę. Gdy chciałem mu pomóc, Ernest odpychał mnie i ignorował moje krzyki i błagania.
- Zostaw go! - Wrzasnąłem i stanąłem przed Hunterem. Ernest podniósł mnie i rzucił o ścianę.
- Nie wtrącaj się! Ta suka zasługuje na śmierć! - Krzyknął lecz potem zamilkł na chwilę z miną wyrażającą głębokie zastanowienie.

Stał tak parę minut, gdy w końcu uśmiechnął się szeroko.
- Już wiem, co zrobię. - Powiedział zadowolony. - Chodź. - Wyciągnął do mnie rękę. Ostatni raz obejrzałem się na chłopaka, po czym powoli ruszyłem za moim panem.

Przeszliśmy przez cały obóz i weszliśmy na arenę. Co było najdziwniejsze była pokryta śniegiem...
- C-co się tu stało? - Spytałem rozglądając się w około. Całe otoczenie wyglądało tak samo, poza tym dziwnym śniegiem i zimnem, niepodobnym do lata.
- Wiesz, gdy cię znalazłem byłeś nieprzytomny naprawdę długo i... Tak dotarliśmy do Rosji. Witaj w nowym obozie. - Powiedział, a ja poczułem, że robi mi się słabo.

Chwilę staliśmy w ciszy, a ja trawiłem informacje. W końcu mężczyźnie znudziło się czekanie.
- Chodź tutaj. - Powiedział wskazując mi wąskie schodki. Gdy wszedłem na piętro moim oczom ukazała się duża sala z przeszklonym oknem wychodzącym na arenę. Zaraz przy szybie stała duża, czarna kanapa. - Usiądź. - Rozkazał, a sam zajął miejsce obok. Po chwili rozległ się gong i dwójka młodych chłopaków rzuciła się na siebie. Kątem oka zauważyłem, że Ernest uśmiecha się szeroko, a gdy jeden z zawodników zabił drugiego, mężczyzna zaśmiał się głośno.
- Nigdy bym nie przypuszczał, że ten patyczak może kogoś pokonać. - Powiedział wesoło, gdy ja z przerażeniem patrzyłem na scenę pode mną. Zdałem sobie sprawę, ile sam mam krwi na rękach. Ile osób i zwierząt zabiłem... - Kotek, wszystko w porządku? - Spytał, a ja tylko pokiwałem głową. Ten westchnął i wziął mnie na kolana.
- C-co robisz? - Zapytałem przestraszony.
- Popatrz... Oni walczą na śmierć i życie, muszą walczyć, żeby mieć coś do jedzenia. Walczą o każdy oddech. A ty po prostu oddychasz. Możesz mieć cały świat, wystarczy, że będziesz posłuszny. A ty wolisz walczyć, jak oni... Dlaczego? - Powiedział przeczesując mi włosy. Nie wiedziałem co odpowiedzieć, więc po prostu zignorowałem pytanie i odwróciłem głowę w stronę szyby, za którą działa się już kolejna walka. - Możesz mi odpowiedzieć?
- Nie wiem. Mówisz, że to są niewolnicy i uważasz, że nie należy im się szacunek... - Zacząłem schodząc z jego kolan ale on znowu mnie na nie wciągnął i mocno złapał, żebym znowu nie uciekł. Spojrzałem mu więc hardo w oczy. - Ja mam większy szacunek do więźniów, niż do ciebie... Nie rozumiem, jak można lubić znęcać się nad innymi... Nie rozumiem...
- No dobrze... Wybaczam ci. - Mruknął cicho. - Chodź, chcę ci jeszcze coś pokazać. - Posłusznie podniosłem się i ruszyłem za nim.

Weszliśmy na plac i od razu zobaczyłem tam mnóstwo strażników. Zastanawiałem się, co się dzieje, gdy Ernest złapał mnie za rękę i chrząknął znacząco, a wszyscy strażnicy momentalnie zrobili nam przejście. Mężczyzna pociągnął mnie za sobą, a gdy weszliśmy do okręgu poczułem, że nogi uginają się pode mną i robi mi się ciemno przed oczami... W samym środku placu klęczał Luke. Mimo tego, że miał spuszczoną głowę mogłem zauważyć jego poobijaną i zakrwawioną twarz. Na sobie miał tylko spodnie, zresztą jak większość więźniów, więc doskonale mogłem zobaczyć te wszystkie rany od bata, pasa i kija. Poczułem, że serce mi krwawi, a coś zimnego nagle dotknęło mnie w ramię. Odwróciłem się w stronę Ernesta, który trzymał coś w dłoni. Mężczyzna włożył mi w dłoń pistolet...
- Zastrzel go. - Rozkazał bez życia, a ja po raz kolejny poczułem, że tracę grunt pod nogami. Wszyscy strażnicy wlepiali we mnie surowe spojrzenia, a Luke nadal klęczał ze spuszczoną głową. - Wiesz, jak tego używać, prawda? - Spytał Ernest, a ja kiwnąłem głową i przełknąłem ślinę. Uniosłem broń i dopiero wtedy poczułem, jaka jest ciężka... Tego nie da się poczuć na filmach...

Stałem przez chwilę z pistoletem wymierzonym w chłopaka, po czym do moich uszu dotarł stłumiony, znany głos.
- Zrób to... - Wykaszlał Hunter, a ja wbiłem w niego niedowierzające spojrzenie. Poczułem łzy w oczach i położyłem palec na spuście.
- Na co czekasz? - Mruknął rysując butem jakieś wzroki w śniegu. Słysząc głos tego potwora, tego mordercy, sadysty, psychopaty i skurwysyna bez litości, zapomniałem o wątpliwościach. Wymierzyłem, a sekundę później ciszę przeszył ogłuszający huk wystrzału.

Rzuciłem pistolet i pobiegłem do chłopaka. Był już dosłownie na wyciągnięcie ręki, gdy ktoś złapał mnie od tyłu i zaczął ciągnąć w przeciwną stronę. Hunter uniósł głowę spojrzał mi w oczy.
- Nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić. - Powiedziałem wyciągając do niego rękę. Poczułem, że dotknąłem go opuszkami palców, a następnie dziesiątki potwornych, bezlitosnych dłoni odciągnęły mnie od niego. Prowadzili mnie gdzieś, a kątem oka widziałem, jak Ernest ściska zakrwawione ramię.

Naprawdę myśleliście, że byłbym w stanie zabić własnego brata?

Strażnicy zaciągnęli mnie do jakiejś uliczki i zaczęli kopać i okładać pięściami. Na początku próbowałem im uciec ale z powrotem rzucali mnie na ziemię. Nagle któryś z nich przyniósł kije. Przypominały te używane do gry w baseball ale nie były wyszlifowane, ani pomalowane. Były za to bardzo, bardzo twarde...

Gdy w końcu znudziło im się katowanie mnie powoli zaczęli odchodzić. Nie miałem sił się ruszyć. Czułem, że z wielu miejscu na ciele płynie mi krew. Zacząłem modlić się do wszystkich znanych mi bóstw, żeby w końcu ktoś mnie stąd zabrał. Łzy wymieszane z krwią popłynęły mi po twarzy, a ja zacząłem się dusić. Nie czułem własnego ciała, a to przerażało mnie jeszcze bardziej. Miałem, nadzieję, że Hunter zdoła się uwolnić i jak zwykle mi pomoże. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że mogli mu coś zrobić... Przecież obiecałem, że nie dam go skrzywdzić...

Leżałem tak bardzo, bardzo długo. Skąd to wiem? Proste: słońce schowało się za horyzontem i zrobiło się tak strasznie zimno, że czułem jak krew przymarza do ziemi przyklejając mnie do niej. Zatrząsłem się i poczułem ból w całym ciele. Potem coś małego i zimnego spadło mi na twarz. Parę płatków wpadło mi do oczu, a wypłynęło wraz z łzami. Leżałem czekając na śmierć, gdy usłyszałem pewien spokojny, melodyjny głos. Po chwili dotarło do mnie, że to ktoś śpiewa, prawdopodobnie kołysankę... Zamknąłem oczy i wsłuchałem się w ten przyjemny głos. Czułem, że skądś go znam ale nie mogłem sobie przypomnieć skąd...

Obudziłem się czując, że coś mnie niesie. Półprzytomnie spojrzałem na dość wysoką osobę.
- Dlaczego to zrobiłeś? - Mruknął Luke przytulając moje poobijane ciało. - Powinieneś mnie zabić...
- N-nie gadaj głupot... - Wydusiłem i zamknąłem oczy. Poczułem, że chłopak delikatnie całuje mnie w czoło.
- Jesteś idiotą... - Mruknął wchodząc do celi. Położył mnie na łóżku, a ja zapłakałem cicho na niesamowity ból w całym ciele. - Cichutko... Już dobrze...
- T-tak... Dzięki. - Uśmiechnąłem się do niego, a ten westchnął i uklęknął obok. Delikatnie pogłaskał mnie po głowie.
- Prześpij się... Sen dobrze ci zrobi. - Powiedział czule i już miał wstać, gdy delikatnie złapałem go za rękę.
- P-położysz się obok? - Spytałem cicho, a ten popatrzył na mnie z lekkim uśmiechem i delikatnie położył się obok mnie kładąc rękę na mojej talii.
- Tak dobrze? - Mruknął, na co się uśmiechnąłem.
- Mhm... Dziękuję... - Powiedziałem odwracając się w jego stronę i mimo bólu przytulając się do chłopaka.
- Dobranoc. - Mruknął Hunter zanim zasnąłem.

Obudziła mnie ta okropna syrena. Byłem strasznie niewyspany i wszystko mnie bolało. Poza tym, chciało mi się jeść i pić. Wstałem powoli, co skomentowałem głośnym jękiem pełnym bólu. Hunter od razu doskoczył do mnie.
- Nie powinieneś się ruszać. - Powiedział cicho.
- Zabiją mnie jeśli się nie stawię... - Odparłem i wstałem chwiejnie. Zakręciło mi się w głowie i zapewne upadłbym, gdyby nie Luke.
- Nie możesz tam iść. Nie dadzą ci żyć. - Powiedział przestraszony. Ja tylko lekko się uśmiechnąłem i oparłem się o niego.
- Daj spokój... Przecież i tak tu zginiemy. - Przytuliłem go, a potem powoli ruszyliśmy w stronę placu.

Przez całą drogę czułem na sobie niewyobrażalne zimno i tysiące lodowatych spojrzeń. Hunter co chwila obdarzał innych morderczym wzrokiem ale to nic nie zmieniało. Przez ból szedłem dość wolno ale jakimś cudem udało nam się nie spóźnić.

Przez całą zbiórkę modliłem się, żeby się nie przewrócić. Na końcu, jak zwykle, zostałem przywołany do Ernesta. Powoli podszedłem do niego, a on zaprowadził mnie do swojego gabinetu. 

- Przebierz się w to. - Mruknął podając mi jakieś pudełko i wskazując głową łazienkę. - Poczekam tam. - Powiedział wskazując jakiś pokój za masywnymi, dębowymi drzwiami. 

Poszedłem do łazienki i zajrzałem do pudełka. W środku znalazłem kremową koszulkę, białe zakolanówki i, oczywiście, różową spódniczkę. Westchnąłem zrezygnowany i krzywiąc się z bólu przebrałem się w to coś. Poczułem okropny ból w ręce i aż jęknąłem cicho. Chwilę trzymałem się za bolące przedramię czekając, aż ból ustąpi. 

Uważając na rękę wyszedłem z łazienki i skierowałem się w stronę tajemniczych drzwi. Niepewnie stanąłem przed nimi i odwróciłem się tak, by zasłonić bolącą rękę. Wszedłem do pokoju, którym okazała się być sypialnia. Przełknąłem ślinę wiedząc co mnie czeka. Podszedłem do łóżka, na którym leżał mężczyzna i spojrzałem na niego obojętnie. Ten uśmiechnął się lekko i przesunął, żeby zrobić mi miejsce. Usiadłem na materacu upewniając się, że moja lewa ręka jest poza zasięgiem faceta. Dalej czułem krew, która uderzała mi o palce... Paskudne uczucie... 

Mężczyzna patrzył na mnie jakoś tak... Dziwnie... Inaczej... 
- Połóż się. - Mruknął cicho, a ja wykonałem polecenie kładąc się twarzą do niego kładąc chorą rękę na moim boku. Zacząłem modlić się w myślach, żeby nie dotykał mojej ręki, która paliła mnie żywym ogniem. Ten z lekkim uśmiechem delikatnie odsunął ją w tył, co skomentowałem łzami w oczach i ugryzieniem się w język. Na szczęście ten tego nie zauważył. Wciąż z tym samym lekkim uśmiechem zaczął zataczać palcami kółeczka na moim boku. 
- Przyjemnie ci? - Zamruczał cicho. Bojąc się kary pokiwałem głową. - Widzisz... - Westchnął. - Mógłbym ci tak robić codziennie, kochanie. Wystarczy, że mnie przeprosisz a zabiorę cię stąd. - Pochylił się i szybko mnie pocałował. 
- N-nie jesteś już zły? - Wyszeptałem nie chcąc psuć jego dobrego humoru. 
- Nie, słonko. Po prostu tęsknię za tobą. - Powiedział i delikatnie obrócił mnie tak, że leżałem plecami na łóżku, a on górował nade mną. - Wrócisz do domu? 

Gdy zadał to pytanie poczułem, że tracę grunt pod nogami, a moje serce przyśpiesza. Co z Hunterem? Co z Lucy? Co z dziećmi? Nie mogę... Nie chcę. 
- Nie chcę. - Mruknąłem cicho odwracając wzrok. Ten westchnął i zaczął się o mnie ocierać.
- Jesteś pewien? - Powiedział.
- T-tak. - Jęknąłem cicho. Mężczyzna wsunął ręce pod tą przeklętą spódniczkę i bezwstydnie zaczął mnie macać. - P-przestań... - Pisnąłem cicho. 
- Oj, koteczku... - Mruknął widząc nowe rany. - Coś mi obiecałeś. - Powiedział zimno i złapał mnie za rękę. Za tą cholerną lewą rękę. Wrzasnąłem z bólu i padłem na ziemię. - Co się stało? - Zapytał. Spojrzałem na moje przedramię i zauważyłem, że jest lekko sinawe. 
- R-ręka mnie b-boli... - Powiedziałem na jednym wdechu. 
- Ćśś... Spokojnie. - Mruknął kładąc mnie na dywanie. - Postaraj się rozluźnić. - Mruknął. Położyłem się na plecach i lekko rozłożyłem ręce. 
- T-trochę lepiej... Dziękuję. - Powiedziałem drącym głosem. 
- Proszę cię, kotku. Wróć do domu. Wtedy ci pomogę. 
- N-nie chcę... - Odparłem. Jego twarz posmutniała, a on sam westchnął.
- W takim razie nie mam wyboru. - Powiedział i stanął mi na rękę, a ja usłyszałem trzask pękających kości. Zacząłem wrzeszczeć i płakać przy okazji wijąc się na ziemi. - Może jeszcze raz: Jesteś moim niewolnikiem i nie masz nic do gadania. - Warknął. - Za tydzień jedziemy do mnie. A przez ten czas będziesz patrzył, jak ci twoi żałośni przyjaciele będą tracić życia... - Uklęknął obok mnie. - I przez resztę swojego marnego życia będziesz wierzył, że to wszystko przez ciebie. - Powiedział brutalnie przewracając mnie na brzuch i ściągając ze mnie dolną część stroju. 

***

Hej :D

<> Pytanie na dziś:
1. Lubicie rysować?
<> Moja odpowiedź:
1. Kocham!
Zastanawiam się też, czy zrobić osobną książkę, na którą wrzucałabym moje rysunki. (Jakby ktoś chciał pooglądać, to zapraszam na mojego instagrama: hareheart24).

Do przeczytania,
- HareHeart.  

      

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro