Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy byłam wystarczająco daleko od plaży, przestałam biec i szłam ze spuszczoną głową i kapturem na głowiem Trochę mi głupio, że tak uciekłam. Spotkałam Rap Monstera. Rap Monstera z BTS. W dodatku on sam zaczął rozmowę. A ja uciekłam.

Przecież on nie ma o niczym pojęcia. Właśnie... Nie ma. Co znaczy, że mogło by się stać coś złego. ONI mogli by zobaczyć z kim rozmawiałam i zacząć straszyć BTS. Albo mogli by posunąć się jeszcze dalej i któremuś z nich, mogliby zrobić krzywdę. Nie mogę do tego dopuścić.

Wszędzie gdzie jestem sprowadzam kłopoty. Przez tych cholernych dilerów ludzie cierpią przeze mnie. Łzy napłynęły mi do oczu.

Nie ważne jak daleko uciekłam. Zawsze cos się działo. A to spalona pizzernia, to zdewastowana kawiarnia, to otrucie prawie 50 klientów, a teraz wielka bójka. Otarłam łzy brzegiem bluzy.

Może gdybym nie nauczyła się bronić, zginęłabym wczoraj? Raczej nie. Pewnie by mnie porwali i nie chce nawet myśleć, co mogliby mi zrobić. Wzdrygnęłam się na myśl o tym. Podniosłam głowę.

Stałam przed wejściem do parku. Przekroczyłam bramę i zaczęłam spacerować wzdłuż głównej aleji. Po chwili stwierdziłam, że za dużo osób się tu kręci i skręciłam w najmniej zaludnioną alejkę, jaką wypatrzyłam. Tą drogą nie szedł nikt, a krzaki po bokach alejki dodatkowo ją maskowały.

Zdążyłam dojść mniej więcej do połowy alejki, gdy usłyszałam dźwięk uderzenia, a po chwili krzyk bólu. Podniosłam momentalnie głowę. Zaczęłam się wsłuchiwać. Następne uderzenie i następny krzyk.

Ktoś jest bity.

Wskoczyłam w krzaki po prawej stronie, skąd dochodziły głosy. Rozejrzałam się. Niedaleko mnie biło dwóch gości. A w zasadzie jeden z nich był bity. Jeden na oko masywniejszy kopał drugiego, który leżał na ziemi, starając osłaniać się przed ciosami. Dopiero po chwili dotarło do mnie kim oni są.

Ten kopiący to prawa ręka JEGO.

Prawa ręka David'a.

Jason.

A ten drugi to... Jimin! Jimin z BTS. Wszędzie rozpoznałabym te rudą czuprynę.

Czyli jednak ktoś z jego ludzi nas widział. Zagotowało się we mnie. David się doigrał. Chcę wojny, to będzie ją miał. Ale ja się tak łatwo nie dam.

Mnie może sobie szantażować, bić, grozić i tak dalej. Ale od BTS won!

Podbiegłam i nim Jason ogarnął co się święci, oberwał prawym sierpowym w twarz. Upadł na ziemie z jękiem, łapiąc się za twarz.

- Odwal się od niego! - krzyknęłam wściekła.

Jason zmrużył oczy, próbując ogarnąć kto go uderzył. Nie ogarnął. Wczoraj w barze, go nie było... Najwyraźniej nie wie jak się zmieniłam od naszego ostatniego spotkania.

- Zjeżdzaj stąd paniusiu! - podniósł się i zamachnął w moją stronę. Brawo. Najlepiej bić "nieznajomą" kobietę.

Zrobiłam szybki unik i kopnęłam go w brzuch. Odrzuciło go do pobliskiego drzewa, w które walnął z hukiem. Przeklnął siarczyście, łapiąc się za brzuch.

- Dorwę Cię. - zagroził mi i uciekł, trzymając się za brzuch.

O to ma być prawa ręka David'a? Uciekł przed kobietą! W dodatku mnie nie rozpoznał!

- Kim... Kim jesteś? - usłyszałam zachrypnięty głos za mną.

Obejrzałam się za siebie. Na ziemi półsiedział, półleżał Jimin. Jedną ręką podpierał się o ziemie, a drugą trzymał za obolały brzuch. Ubranie miał brudne od ziemi, lekko zakrwawione i podziurawione.

- Viki. Lepiej się stąd zmywajmy, zanim wróci tu z kumplami. - pomogłam mu wstać.

- Dzięki za ratunek. - uśmiechnął się lekko, a po chwili skrzywił. Rozcięta warga dała o sobie znać. - Jestem...

- Jimin. - dokończyłam za niego. - Z BTS. Słucham waszego zespołu. - uśmiechnęłam się lekko.

- Miło mi to słyszeć. - zgarnął rudą grzywkę, która wpadła mu do oczu.

Ruszyliśmy w stronę bocznego wyjścia z parku. Jimin założył kaptur, który zasłonił większość ran na twarzy. To wszystko przeze mnie. Biedny Jimin... Również założyłam kaptur, który spadł mi podczas walki.

- Gdzie się zatrzymaliście?

- W hotelu. Tu zaraz za rogiem.

Pokiwałam głową.

W ciągu tego wszystkiego, zrobiło się już dość późno. Spojrzałam na stary, już lekko sponiewierany zegarek.

22:31

Jak dobrze, że już jest ciemno. Nikt nie zwracał na nas zbytnio uwagi.

- Nie powinieneś być już w hotelu, razem z resztą zespołu o tej porze?

- Byłbym, gdyby nie ten gościu, co mnie napadł. - odparł. - A ty nie powinnaś być w domu? Nikt nie martwi się o ciebie?

Poczułam bolesne ukłucie w sercu. Nikt się nigdy o mnie nie martwił. Oprócz mamy. Ale ją zabili dawno temu...

- Nie. Mieszkam sama.

Resztę drogi spędziliśmy w ciszy. Kiedy tylko weszliśmy do holu głównego, od razu w naszą stronę zwróciły się głowy reszty zespołu.

Jimin zdjął kaptur.

- Jimin! - wykrzyknął Suga i w ułamku sekundy znalazł się przy nim. - Co Ci się stało!? Kto Ci to zrobił?! Zamorduje go! - zacinął pięści w złości.

Jimin westchnął i przytulił się do niego.

Reszta zespołu podeszła do nas. Lider, który na pewno wystraszył się stanem Jimina, mimo to prawie cały czas patrzył na mnie. Spuściłam wzrok. No super...

- Jakiś koleś mi to zrobił. - wyznał Jimin. - Nie mam pojęcia, kto to był.

A ja niestety wiem...

- A to kto? - spytał, obserwując mnie uważnie V.

Reszta zespołu też na mnie spojrzała. Ah... Jak ja nie lubię być w centrum uwagi.

- To Viki. Uratowała mnie przed tym kolesiem i odprowadziła tutaj. - wytłumaczył. - Swoją drogą trochę, głupio się czuję, bo mnie kobieta uratowała. - podrapał się po karku.

Wzruszyłam ramionami.

- Ważne, że jesteś cały. - nadal starałam się nie patrzeć na ich lidera.

- Dzięki za uratowanie mojej klusi. - powiedział Suga w moją stronę, po czym objął jedna ręką Jimina.

No tak! Przecież oni są parą! Zapomniałam.

- To ja może wrócę, już do domu... - powiedziałam niepewnie.

- Nie ma mowy! Drugi raz mi nie uciekniesz. - Namjoon wycelował we mnie palec.

- Drugi raz? - spytał Jungkook, patrząc pytająco, jak reszta zespołu - to na mnie, to na lidera.

- Spotkaliśmy się już dzisiaj na plaży. - wyjaśniłam, pomijając fakt, że uciekłam.

- W każdym razie nigdzie nie wracasz! Jest strasznie późno. Zostajesz z nami! - przytulił mnie Hoseok. On faktycznie jest towarzyski. Nie zna mnie, a już przytula.

Otworzyłam usta, żeby zaprotestować, ale Jin mnie ubiegł.

- J-hope ma rację. Jest późno i jak widać po stanie Jimina - niebezpiecznie. Zostań i ewentualnie jutro wrócisz do domu.

Słowo "ewentualnie" dawało dużo do myślenia.

Przygryzłam wargę nerwowo. Spojrzałam po twarzach BTS. Wszyscy patrzyli na mnie wyczekująco. Namjoon patrzył, raczej z zamyśleniem niż z oczekiwaniem.

David i tak już pewnie wie, że tutaj jestem. I, że BTS są dla mnie ważni. Stan Jimina to potwierdza, aż za dobrze. Pozostaje mi tylko pilnowanie ich, żeby nic im się nie stało.

- Okej, zostanę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro