9.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nadszedł wieczór. Na dworze było już prawie ciemno. W drodze na uczelnię miałem nadzieję, że może jednak Dylan nie przyjdzie, i będę mógł sam zająć się tymi kwiatkami. W ogóle to gdy Minho się dowiedział, że Dylan będzie mi pomagał, to kazał bym po wszystkim złożył mu szczegółowy raport, bo nadal uważał Dylana za jakąś istotę nadludzką, i w sumie to nie się mylił.

Wziąłem z portierni kluczyk, by otworzyć wszystkie wejścia. Na uczelni było upiornie, były tu nieliczne osoby, większość świateł była już pogaszona, a wcale tak późno nie było. Widocznie tego dnia większość osób miała krótko zajęcia.
O umówionej godzinie stawiłem się przed szklarnią. Dylan już tam czekał. Przeszedł mnie dreszcz, ale postanowiłem jakoś przezwyciężyć strach.

- Jestem - powiedziałem i otworzyłem szklarnię.

Samo jej położenie było trochę straszne. Znajdowała się na minus drugim piętrze, a dokładniej to przejście do niej. Trzeba było przejść przez ciemny korytarz i tam było wejście do szklarni, która znajdowała się niżej niż cały budynek, dlatego trzeba było zejść na tak niskie piętro.

Szklarnia była piękna, duża i przejrzysta, dookoła były rośliny i wszystko co potrzebne do zajmowania się nimi. Jednak to wejście było najgorsze.

Stanęliśmy przy stoliku, na którym porozstawialiśmy rośliny i doniczki. Starałem się go traktować normalnie, ale nie było to łatwe.

- Czemu mi pomagasz? - zapytałem.

- I tak nie mam co robić. Zresztą lubię cię. A, no i miło że nie wziąłeś ze sobą dzisiaj żadnego medalika lub krzyżyka - powiedział z cwaniackim uśmieszkiem.

- Skąd...

- Czuję - powiedział zajęty przesadzaniem tych roślin. Moje serce zaczęło szybciej bić. Byliśmy tu sami, on w każdej chwili mógł mi coś zrobić. Do tego gdyby mi tu się stała jakaś krzywda, to nawet nikt by nie usłyszał. Równie dobrze mógłbym tu umrzeć i odkryłby to ktoś dopiero jutro rano.

- Jak działają na ciebie przedmioty poświęcone wodą święconą? - zapytałem nagle, to pytanie mi się tak wyrwało. Ale jak mając do czynienia z taką osobą nie podpytać jej o różne rzeczy.

- Źle. Jest mi słabo, duszno i gorąco, ale wiesz Tommy, ciekawość to rzekomo pierwszy stopień do piekła - powiedział.

- Nie chciałem być wścibski, ale...

- Daj spokój, żartowałem. Gdyby tak było, to większość ludzi by siedziała w piekle. Rozumiem twoją ciekawość - powiedział skupiając się jednocześnie na rozmowie ze mną jak i na tych kwiatach. Nie wiem, może on był jakimś ogrodnikiem w poprzednim wcieleniu.

- To jest nadal dla mnie niepojęte to kim jesteś - powiedziałem. Musiałem jakoś grzecznie z nim rozmawiać, żeby mu się jakoś nie narazić.

Chłopak się uśmiechnął, przez co nie wyglądał już tak groźnie. Ogólnie to normalnie mi się z nim pracowało, nawet trochę rozmawialiśmy.

Kilka godzin zeszło nam na przesadzaniu tych roślin. Dylan dziwnie na mnie działał, im dłużej z nim przebywałem, tym mniej się go bałem.

Wyszliśmy ze szklarni i szliśmy korytarzem słabo oświetlonym przez blade światła. Były tu wejścia do innych pomieszczeń.

Nagle chłopak delikatnie popchnął mnie na jedne z drzwi i je otworzył, przycisnął mnie do ściany w pomieszczeniu w którym były jakieś doniczki i worki z ziemią. Z niedużej lampy padało średniej jasności światło.

- Co robisz? - zapytałen drżącym głosem patrząc w jego oczy.

- Zgrzeszysz ze mną? - zapytał zmysłowym głosem całując moją szyję. Sam jego głos mnie kusił.

- Nie mogę - powiedziałem, po czym zrobiłem coś kompletnie sprzecznego z moją wypowiedzią, a mianowicie włożyłem ręce pod jego koszulkę. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale tak bardzo tego pragnąłem.

- Nie możesz, ale chcesz - wyszeptał patrząc na mnie.

- Nie wolno seksu przed ślubem. Nie wolno seksu z osobą tej samej płci. To grzech - powiedziałem po czym zarzuciłem ręce na jego kark, Dylan uniósł mnie lekko do góry i posadził na biurku, które tu stało.
Zdjął moją koszulkę, a potem swoją. Położyłem ręce na jego klatce piersiowej zachwycony jej widokiem. On był tak dobrze zbudowany.

Oddychałem bardzo szybko, poczułem się taki podniecony, że nie obchodziły mnie konsekwencje, które mnie spotkają po tym co zaraz tu zrobimy. Dylan pstryknął palcami pozbawiając mnie tym sposobem spodni. Położył rękę na moje krocze i popatrzył mi w oczy.

- Ile razy osoba tak religijna jak ty robi sobie sama dobrze w miesiącu? - zapytał.

- Nigdy, bo to grzech - powiedziałem oczarowany chłopakiem.

- Nigdy nie robiłeś sobie sam dobrze? - zapytał Dylan.

- Nie - powiedziałem.

- Oj Tommy ty niewinna duszyczko - powiedział chłopak i zaczął mnie namiętnie całować w usta i jednocześnie zdjął ze mnie bokserki i umiejscowił ręce na moim penisie. Lekko się skrzywiłem, bo poczułem się nieswojo. Ale jego dotyk był taki podniecający.

- Nie wstydź się słodziaku - szepnął.

Miałem chwilowe zawahanie co teraz zrobić. Jednak dotarło co mnie, że nie możemy tego zrobić, ja go nawet nie znam, co to w ogóle za pomysł?

- Nie mogę - powiedziałem i zeskoczyłem z mebla i się urbałem w pośpiechu.

- Czemu? Przecież widzę, że chcesz - powiedział Dylan.

- Ale nie mogę, bo to grzech - powiedziałem i wybiegłem z tego pomieszczenia.

- Thomas, czekaj! - krzyknął chłopak z końca korytarza, ale ja wyszedłem na powietrze i stanąłem przed uczelnią, bo tam przynajmniej nie byłem tak odosobniony od reszty świata. Chwilę później przyszedł Dylan.

- Czuję, że masz ochotę Thomas, przecież to nie jest taki grzech.

- Specjalnie tak mówisz, bo jesteś demonem i twoim zadaniem jest namawianie do złego. Ale mnie nie namówisz. Nie uda ci się - powiedziałem i poszedłem wkurzony przed siebie, chciałem być już w domu.

Dylan prawdopodobnie dał sobie spokój i za mną nie szedł. Czułem się bardzo źle z tym, że dałem mu się rozebrać. Nie powinienem. Dodatkowo go sprowokowałem, dobrze że mnie zgwałcił. Chociaż nie wiem, czy w tym wypadku byłby to gwałt.

Wszedłem do domu i zobaczyłem przy stole moich rodziców, którzy jedli poźną kolację.

- W sam raz zdążyłeś - powiedział tata na mój widok. Mi natomiast było głupio, że dałem się zmanipulować, Dylan dotykał mnie tam gdzie nie powinien, i naprawdę niedużo brakowało. Do tej pory ręce mi drżały.

Usiadłem do stołu i przed zjedzeniem odmówiłem modlitwę. Jutro będę musiał iść do spowiedzi. Jestem grzesznikiem.

- Jak tam w szklarni? Udało Ci się wszystko zrobić? - zapytała mama. Ona nawet nie była świadoma do czego tam prawie doszło.

- Tak. Zrobiłem wszystko - powiedziałem.

- Miło, że należysz do koła botanicznego i pomagasz. Myślę, że będzie to miało znaczenie przy pisaniu twojej pracy magisterskiej - powiedziała mama, ale ja myślami byłem gdzie indziej.

- Tak tak - powiedziałem pod nosem na odczepne.

Zjadłem kolacje i poszedłem się wykąpać. Potrzebowałem samotności. Napuściłem sobie wody, zrobiłem pachnąca pianę i się cały zanurzyłem. Siedziałem tak i myślałem o tej sytuacji, gdy nagle w łazience pojawił się Dylan. Prawie krzyknąłem, a moje serce zaczęło bić mocno, bo on się pojawił tak znikąd. Nie wszedł drzwiami czy oknem, po prostu się pojawił. Do tego byłem bez ubrań, cale szczęście, że było dużo piany, która mnie zasłaniała.

- Co ty tu...? - zapytałem.

- Posiadam takie zdolności. Wyczułem, że jesteś smutny więc pomyślałem, że może chcesz pogadać? Dręczą cię wyrzuty sumienia, że dałeś się ponieść emocjom - powiedział pewny siebie.

- Nie będę z tobą o tym gadał. Zresztą możesz dać mi spokój?

- Mogę, ale nie muszę. Widać, że na mnie lecisz i chcesz się ze mną bzykać więc...

- Przestań. Zresztą możesz stąd wyjść? Chcę się ubrać - powiedziałem rozzłoszczony.

- Okej poczekam w twoim pokoju - powiedział, pstryknął palcami i zniknął. Patrzyłem w miejsce w którym chwilę wcześniej stał. To nadal było dla mnie coś niepojętego. Do tego nie mogę go nawet wyrzucić z własnego domu, bo niby jak? Nie będę go przecież gonił z krzyżem, wolę mu się nie narażać.

Szybko wyskoczyłem z tej wanny i się zacząłem wycierać i ubierać, bałem się że Dylan nagle się za mną pojawi. Nie podoba mi się to, że on tak potrafi.
Zero prywatności.

Wyszedłem z łazienki, słyszałem że moi rodzice nadal są na dole. Udałem się do pokoju i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to brak moich świętych figurek i tych wszystkich poświęconych rzeczy.

- Coś ty zrobił? - zapytałem z wyrzutem, chłopak siedział sobie na moim łóżku jak gdyby nigdy nic.

- Są w ogródku. Z całym szacunkiem, ale nie wtrzymałbym tu - powiedział patrząc na mnie i na dłużej skupiając wzrok na moim kroczu.

- Ja cię tu nie zapraszałem, a jeszcze się rządzisz - powiedziałem z pretensją.

- Osoby wierzące i praktykujące chyba powinny akceptować każdego i siać miłosierdzie dookoła, a ty Tommy nie jesteś na daną chwilę zbyt miły. Zresztą jak to jest... Gość w dom Bóg w dom? Coś takiego chyba - wypomniał mi, a ja się trochę wkurzyłem, że poniosły mnie emocje, powinienem trzymać nerwy na wodzy.

- Dobra już... Po co tu przyszedłeś? - zapytałem siadając na krześle przy biurku, nie miałem odwagi usiąść na łóżku obok niego.

- Chcę cię uświadomić, że życie jest za krótkie by się ograniczać tak jak ty to w tej chwili robisz. Dobrze wiem, że masz ochotę się ze mną przespać i tak się składa, że ja też bym z tobą chciał. I do tego przez całe swoje dwudziesto dwu letnie życie ani razu sobie nie robiłeś dobrze, marnujesz sobie życie - podsumował. Jak można być tak bezczelnym, i mówić komuś, że marnuje sobie życie?

- Nie wiem czy wiesz, ale nie dla każdego życie kręci się wokół seksu. Mam inne priorytety i nie będę spał z kimś przypadkowym, do tego ty nawet nie jesteś człowiekiem. Nie chcę nawet wiedzieć jak się prowadziłeś za życia - powiedziałem.

- No dobra. Nie to nie. Co było zostaje między nami. Dobranoc, ale pamiętaj, że tyle ile pokutujących dusz błąka się po świecie, to naprawdę rzadko kiedy jesteś sam w pokoju. Dobranoc raz jeszcze - powiedział i zniknął.

Przeszedł mnie dreszcz, celowo chciał mnie nastraszyć. Rozejrzałem się po pokoju, jakby oczekując, że nagle coś lub kogoś zobaczę.

Wkurzony wyszedłem na podwórko i zacząłem szukać moich świętych przedmiotów. Byłem tak zły, że wyszedłem w samej koszulce i spodenkach, a na dworze było zaledwie kilka stopni na plusie. Ale emocje we mnie dosłownie wrzały.

Moje rzeczy znalazłem w garażu postawione na półkach obok jakichś starych gratów. Znalazłem jakąś siatkę, schowałem to wszystko i wyszedłem z garażu. Co za debil, kretyn, pacan, padalec i żmija, Dylan jak ja cię kur...czę nienawidzę.

Rozejrzałem się po podwórku, było już ciemno. Ciemność kłębiła się dookoła, czułem się jak w jakimś horrorze.

Bałem się Dylana, tego co mi powiedział, duchów, i czuję, że będę dziś miał niemały  problem z zaśnięciem.

Wróciłem do pokoju i porozstawiałem te wszystkie rzeczy. Poszedłem jeszcze umyć zęby, patrzyłem w lustro i wyobrażałem sobie jak pewnie bym się wystraszył gdyby ten palant Dylan się za mną pojawił. Czuję się zagrożony przez te jego nadludzkie zdolności. Do tego mnie nastraszył.

Wróciłem do pokoju, i zacząłem się modlić, po czym położyłem się do łóżka i przykryłem. Nawet bałem się otworzyć oczu, przeszło mi przez myśl żeby może nie spać tej nocy. Do tego Minho ciągle do mnie pisał z zapytaniem o Dylana. Minho, gdybyś ty wiedział...

Cały czas się bałem, no nienawidzę Dylana, dlaczego on mi powiedział to z tymi duchami.

Finalnie zasnąłem z zapaloną lampką nocną i stoperami w uszach, by nie słyszeć jakichś dziwnych niepokojących dźwięków.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro