Nienazwana część 4 END

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Zaatakował cię jakiś morderca?

-Ja i Ticci Toby nie za bardzo się lubimy...

-Ale dlaczego?

-Zdradziłam go...

-Haha bardzo śmieszne.

-Mówię poważnie. Kiedyś byliśmy parą, ale ja nie byłam gotowa na dzielenie kimś życia.

-Jesteś podła...

Powiedział jadowicie, jego mina ukazywała złość i zawód. Nie wiem jednak czemu tak się tym ekscytuje.

-To prawda, przez miesiąc umawiałam się z chłopakiem którego poznałam w klubie, wiedział o Tobym... Ale to mu nie przeszkadzało, niestety zostałam nakryta. Stało się tak, że rozstaliśmy się w niezgodzie.

Dlaczego ja mu o tym w ogóle mówię. Nie powinien się interesować moim życiem prywatnym, a ja już dawno miałam wyrzucić to z pamięci. Ja i on to pomyłka. Wiedziałam, że nie chce z nim być już po kilku tygodniach związku!

-Pff! I ty się jeszcze dziwisz? Miałaś jednego i zabawiałaś się z drugim! Jak ty poczułabyś się na jego miejscu!? -Przewróciłam oczami, odwracając się do niego plecami, nie chce więcej o tym mówić, skoro ma reagować w ten sposób niech spierdala- Przynajmniej spróbuj się wybronić.

-Po co? Już masz swoją opinię, moja wina i te sprawy. Idź pobaw się nożami czy coś...

Mruknęłam, podniągajac jedną nogę wyżej. Cholernie boli... Co to w ogóle ma znaczyć czy się mu dziwię? Może i nie zachowałam się dobrze, ale on tak szybko planował nasze życie. W jego głowie mieliśmy czwórkę dzieci i nazwał wszystkie. Mieliśmy też psa, białego wilczura kupionego w konkretnej hodowli, planował nam trasy spacerów. Był zdecydowany i nawet nie chciał słuchać, że ja jestem za młoda... To było chore nawet jak na moje standardy.

-Co jest z...

-Nie chciałam mieć dzieci w wieku 15 lat okej!? Nie radzę sobie dobrze w podbramkowych sytuacjach, więc od nich uciekam! Dasz mi już spokój!?

Warknęłam, coraz bardziej zirytowana jego obsesją na punkcie mojego życia. David przewrócił oczami, patrząc na mnie z politowaniem. Dlaczego on tak bardzo chcę mnie oceniać!?

-I to ma być usprawiedliwienie?

Mogłabym skrócić tego gościa jednym zdaniem, ale staram się kurwa powstrzymać, też powinien spróbować.

-No faktycznie to, że ten psychol rozplanował mi życie co do sekundy nie jest usprawiedliwienie, ale skoro on próbuje zabić mnie za każdym razem, gdy się spotkamy, bo go zdradziłam już jest okej? Puknij ty się w łeb.

-Może...

-Daj mi spokój!

Sarknęłam, posyłając mu niezadowolone spojrzenie. Niech po prostu spierdoli do swojego domu i dalej wiedzie swoje idealne życie z dla ode mnie. Niech znajdzie sobie kochającą panienkę i zawraca jej dupę! Po prostu niech da mi kurwa święty spokój!

-Chce po...

Wstałam gwałtownie, co boleśnie odczułam, ale nie mogę tego pokazać.

-Czego kurwa nie zrozumiałeś? -Spytałam, zirytowana... Nim całym- Czego kurwa!?

Chłopak położył dłoń na moim policzku, jakby chciał mnie uspokoić, ale szybko odtrąciłam jego łapsko, a to wywołało grymas smutku na jego twarzy.

-Takie rzucanie się, boli tylko ciebie. Nie rób tak.

Przewróciłam oczami, przywierając twarzą do poduszki, a chwilę później zasnęłam, jak zwykle śniło mi się czerwone pomieszczenie z walającymi się po podłodze kartkami, było w nim ciemno przez brak okien, a jedynym źródłem światła była mała lampka tuż nad moją głową... Na zaczerwienionych policzkach widoczne były zaschnięte szlaki wyznaczane przez łzy... Ten sam sen i ta sama mina, która nie wyrażała niczego poza znudzeniem, jednak ten był trochę inny od reszty, w pokoju było jakby jaśniej i cieplej, mimowolnie mały uśmiech zagościł na mojej smutnej buźce...

***

Otworzyłam leniwie oczy i pierwsze co zobaczyłam to David, śpiący na krześle przy moim łóżku.

-Mógł uciec... Więc dlaczego został?

Nie mogę znieść tego, że nie ma w nim ani śladu chęci ucieczki, to tak jakby mówił, że mogę go zabić, bo mu nie zależy. Po prostu nie potrafię tego zaakceptować! Z drugiej jednak steony... pierwszy raz od dawna, czuję, że nie jestem samotna. Miotają mną dwa uczucia. Jedno każe mi się go pozbyć, drugie kurczowo trzymać się tego chłopaka. Ta walka jest nie do zniesienia... Podniosłam się do siadu i delikatnie dźgnęłam go palcem wskazującym w policzek, chłopak przymrużył oczy i potarł policzek zewnętrzną częścią dłoni. Tym razem pstryknęłam go w czoło, jednak niebieskooki nie zareagował, chciałam cofnąć rękę, ale zacisnęła się na niej większa dłoń.

-Nie życzę sobie byś mnie dotykała. -Zamrugałam kilka razy, zanim zrozumiałam co się stało- Jasne?

Spytał, zaciskając uścisk na moje rączce.

-Co to za nagła zmiana?

Zadałam pytanie z przebiegłym uśmiechem, który sam wstąpił na moją twarz. W rzeczywistości czułam żal z tego powodu. Jestem pewna, że wcześniej był do mnie cieplej nastawiony...

-Jaka nagła? Od początku cię nie lubię.

Zmniejszyłam odległości między naszymi twarzami, a uśmiech nie schodził mi z twarzy. Skoro tak mówi, zapewne jest to prawdą. W kocu nasza gra polegała na ty, że mam go polubić. Skoro okazałam mu słabość, bierze mnie za taką. Uznał siebie za zwycięzcę i tak właśnie jest. Wygrał wszystko...

-Możesz mieć rację. Musiało zmylić mnie to, że spędziłeś tu całą noc.

-Normalni ludzi tak robią. Zwykły odruch. -Nie miałam zamiaru się sprzeczać, wolę nie słyszeć nic więcej- Jesteś głodna?

-Nie. -Odparłam od razu. Z ciekawości uchyliłam jedną powiekę, zerkając na zabite deskami okno- Robi się ciemno...

Stwierdziłam ze znudzeniem i irytacją patrząc w ten sam punkt co chłopak. 

-No i? Boisz się ciemności?

Stwierdził z kpiną, mierząc mnie rozbawionym spojrzeniem. W ten sposób chce pokazać mi jak beznadziejna jestem? Wow... Dlaczego wcześniej nie dostrzegłam tej wrogości?

-Ludzie boją się tego czego nie rozumieją... Boicie się morderców, bo nasze umysły są inne. Działamy inaczej. Strach również odczuwamy w inny sposób.

Mruknęłam. Nie wiem czego boją się mordercy, ale na pewno wiem czego nie lubię ja. Nie jestem pewna czy to strach, ale zdecydowanie za tym nie przepadam. Sen... Jedyne co mi wtedy towarzyszy to pustka. Nie mogę tego znieść.

-Co za inteligentna gadka... Aż mnie mdli.

David przewrócił oczami, wywołując mój śmiech, tą chwilę przerwał dźwięk mojego telefonu.

-Wiedziałam, że tak będzie.

Usiadłam po turecku, bacznie obserwując błękitne światełko, wydobywające się z ekranu.

-Hej...

-Nic się nie dzieje.

Rzuciłam pewnie, mimo że tak nie było, nie spuszczałam wzroku z telefonu, jakby coś miało z niego wyskoczyć i rzucić się na mnie.

-Wygląda jakby coś się jednak działo.

Wiem, że on nie da za wygraną, muszę odebrać... Wolnym krokiem podeszłam do telefonu i odebrałam z lekkim drżeniem.

-Myślałem, że nie odbierzesz...

-Czego chcesz?

-Tego czego chce od zawsze... Twojej egzekucji.

Wstrzymałam powietrze, a moje ciało przeszedł dreszcz... Irytacji.

-Jesteś zabawny...

-Boisz się? Denerwujesz? A może się cieszysz? Z resztą... Nieważne i tak umrzesz...

Chory zjeb... Całe życie spędzi na gonieniu mnie i nic nie zyska, bo to nie ja jestem osobą, której szuka.

-Jedyne co teraz odczuwam to irytacja.

Syknęłam, zerkając na zaskoczonego Davida .

-Hahaha! Tylko się nie przyzwyczajaj do tego chłoptasia.

Skamieniałam, on nie miał prawa o nim wiedzieć, myśl An, myśl... Wzięłam głębszy wdech i powoli ruszyłam w stronę okna.

-A więc o to chodzi? Myślisz, że udupisz mnie w taki sposób?

W normalnych okolicznościach zaczęła bym się rozglądać, każdy by to zrobił, ale ja nie jestem normalna i nie mogę tam się zachowywać. Dlatego zamiast sprawdzić co dzieje się na zewnątrz, oparłam na krzesło.

-Mówisz tak, ale wiesz co ci grozi, wiesz, że nie jestem głupi i dlatego się rozglądasz...

Zaśmiałam się cicho. Gra na czas.

-Nie tym razem złotko.

Rozłączyłam się, pisząc do Bena, by zatuszował moje miejsce pobytu. Dla niego nie jest to problem. Mam jednak inny... Davida. Muszę się go pozbyć. Odrzuciłam telefonu w kąt, podchodząc do łóżka, z którego zdarłam koc, którym zakryłam okno.

-Co się dzieje?

-Jak sam powiedziałeś... Gram z jedną osobą na raz, a nasza gra się nie zakończyła...

-W co mnie wpakowałaś?

-Nic ci nie będzie, dwa dni nie wystarczą, by mnie znaleźć...

Dobrze byłoby jak najszybciej zmusić go do ucieczki... Nabierze się na numer z nagłą próba zabójstwa? Zmierzyłam go sceptycznym wzrokiem. Raczej nie...

-Czyli jednak w coś się wpakowałaś.

Jestem mordercą. To oczywiste, że jestem zamieszana w wiele spraw.

-Mogę cię zapewnić, że nawet jeśli pojawi się trzeci gracz, dam sobie radę, a ty będziesz bezpieczny.

Burknął, chce tylko by był cicho i jak najszybciej się stąd ewakuował. 

-Taka kruszynka ma zapewnić mi bezpieczeństwo?

Chłopak stanął na przeciwko mnie, łapiąc mój podbródek, tak bym na niego spojrzała. Ujęłam w dłonie jego twarz, mimo że nie było to takie łatwe.

-Jestem od ciebie starsza. Trochę szacunku.

David uśmiechnął się z wyższością, mierząc mnie zadziornym wzrokiem.

-Dzisiaj są moje urodziny. Mam 17 lat i jestem od ciebie wyższy i silniejszy.

-Powinnam dać ci jakiś prezent czy co?

Spytałam, odsuwając się od niego. Co mnie to obchodzi? Niech ma sobie urodziny, imieniny, ślub czy pogrzeb. Jednakowo mam to w dupie.

-Chcesz dać mi prezent? Odpowiedz na moje pytania!

I tak nie zostało nam zbyt wiele czasu.  Powinnam po prostu odpuścić i odpowiedzieć na jego pytania.

-Niech będzie.

Z biurka ściągnęłam koszulkę, którą przeciągnęłam przez głowę.

-Dlaczego zaczęłaś mordować?

-Długa historia.

-Mów.

Ponaglił, mierząc mnie wzrokiem, westchnęłam, ale usiadłam na łóżku w wygodnej pozycji.

-Wydaje mi się, że wszystko zaczęło się w gimnazjum... Pierwsze było pytanie zadane przez moją przyjaciółkę "Dlaczego boimy się morderców i kim oni są?". Wtedy zaczęła się nad tym zastanawiać, mówiła multum teorii, ale kiedy pytałam dlaczego tak się tym interesuje zmieniała temat...

-Co to ma wspólnego z tobą?

-Ech... Dzisiejsza młodzież nikogo nie szanuje...

Pokręciłam głową, nie dowierzając w chamstwo Davida.

-Nie jesteś o tyle starsza, by się skarżyć...

-Zawsze mnie odprowadzała, mimo że jej dom był w innym kierunku, nigdy w to nie wnikałam, aż do dnia w którym zginęła... Byłam do niej przywiązana, a kiedy dowiedziałam się, że zabił ją jej ojciec nie wytrzymałam, był moją pierwszą ofiarą potem było z górki... Jej matka, przypadkowi ludzie... To chyba jest cała skrócona wersja.

-Nie... Jaka jest odpowiedź na pytanie?

-A jak myślisz?

-Mówiłaś, że boimy się tego czego nie rozumiemy... Więc nie rozumiemy morderców i coś tam jeszcze...

-Kim są mordercy? Może inaczej... Kim ja jestem?

Spytałam, wpatrując się obojętnie w sufit.

-To ja zadaje pytania.

Położyłam się na boku, by spojrzeć na niebieskookiego.

-Uuuu... Jak odważnie.

-Milcz kobieto,

-Jestem aż tak dojrzała w twoich oczach czy to może zasługa piersi?

Obniżyłam rąbek koszulki, ukazując tym samym więcej biustu, David przewrócił oczami z irytacją.

-Jeszcze przed chwilą paradowałaś w samym staniku, ta sztuczka już nie działa.

-Każda sztuczka działa no chyba, że jesteś gejem...

Chłopak zachłysnął się powietrzem z czego się śmiałam.

-Oczywiście, że nie jestem!

-Następne pytanie.

-Czy ty właśnie mnie olałaś?

-Tak.

David przewrócił oczami, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

-Kto do ciebie dzwonił?

-Znajomy z którym się nie lubimy.

-Bardziej szczegółowo.

-Były agent FBI, został zwolniony po tym jak jego rodzina zginęła w wypadku, zamordowałam kogoś parę kilometrów dalej, a on wmówił sobie, że zabiłam jego rodzinkę od tej pory popadł w manię ścigania mnie...

-Nie wyda cię?

Pora na małe kłamstwo...

-Wyda, będą tu za jakieś 3-4 dni, do tego czasu ty będziesz wolny, a ja ucieknę...

Uśmiechnęłam się, krzyżując palce za plecami.

-Jakie są moje szanse na przeżycie?

-Chcesz zepsuć mi zabawę?

-Miałaś odpowiadać na moje pytania.

-Mniejsze niż rów mariański.

Powiedziałam z chytrym uśmiechem, za co zostałam skarcona ostrym spojrzeniem Davida.

-To nie była odpowiedź.

-Jak to nie?

-Odpowiadaj dokładniej.

-Nie będę sobie gry psuła.

-Nieważne...

Burknął, patrząc w moje oczy. Bardzo intensywnie myśli na następnym pytaniem.

-Piętnaście czy szesnaście? Hmmmm...

-Co?

Spytał, zaskoczony moim wyrwanym z kontekstu pytaniem.

-Zastanawiam się kiedy po raz pierwszy uprawiałeś seks...

Odpowiedziałam, ale moje pytanie nieźle zawstydziło księciunia.

-Pierdol się...

Spojrzałam na niego jak na idiotę, obrócił się do mnie plecami, więc zapewne stara się ukryć twarz.

-Serio?

-Zamknij się... -Oparłam się o plecy chłopaka, wieszając się na jego szyi- Co ty robisz?

Spytał z chwilowym zawahaniem, poza tym całe jego ciało zadrżało.

-Przeszły cię dreszcze.

Stwierdziłam z lekkim uśmiechem.

-Nie...

-Reagujesz na mnie.

Dodałam, szepcząc prosto do jego ucha.

-Chciałabyś...

-Wcześniej w galerii nawet się podnieciłeś... Kręcę cię?

Ciągnęłam temat. Lubię to jak się zawstydza.

-Daj mi spokój...

Przejechałam opuszkiem palca po jego brzuchu, wyczuwając niezła budowę ciała. Zaśmiałam się, składając kilka mokrych pocałunków na jego karku. Słyszę jego oddech, czuję jak wali mu sercem... Podnieciłam go!

-Ach tak... Miałam dać ci spokój.

Powiedziałam, gdy wyczułam, że jest zupełnie podjarany. Puściłam go, a chwilę po tym wyszłam z pokoju, zabierając papierosy i zapalniczkę.

-Znowu palisz?

Spytał spokojnie, ale jego mina jasno mówiła, że jest skrajnie pobudzony.

-Oczywiście napaleńcu.

-Jestem facetem to chyba oczywiste, że mogę się... Ekhem! Podniecić...

Spojrzałam na niebieskookiego z lekkim uśmiechem.

-Właśnie widzę... -David poczerwieniał, wchodząc do pokoju z nieukrytą złością- Słodziaśny... -Włożyłam jednego papierosa do ust i odpaliłam go ,niemal w tym samym momencie, oparłam się o parapet, wyglądając przez okno, które od dłuższego czasu było pozbawione szyby- David.

-Czego chcesz wariatko?

-Nudzi mi się...

Jęknęłam, wypuszczając chmurę dymu, chłopak zmarszczył brwi, podchodząc do okna, przy którym stałam.

-A co ja mam z tym zrobić?

-Wyjdziemy na spacer?

Chłopak spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem.

-Żartujesz?

-Nie, dlaczego?

-Wypuścisz swoją ofiarę, mimo że mogę ci uciec?

-Raz to zrobiłam, prawda?

Niebieskooki zamilkł, patrząc na mnie oczekująco. Jakby czekał, aż powiem, że to żart.

-Więc chodźmy.

Wyszliśmy przed dom, gdzie David zaciągnął się powietrzem.

-Chodź... Coś ci pokaże.

Ruszyłam do przodu z ogromnym uśmiechem.

-Masz ładny uśmiech.

Spojrzałam na chłopaka z zaskoczeniem, co chyba go speszyło, bo odwrócił twarz w inną stronę, lekko się zarumieniłam, ale spodobał mi się ten komplement. Naparłam na jego bok, uśmiechając się słodko.

-Tylko się nie zakochaj... To niezdrowe.

-Zamknij się!

Zaśmiałam się, łapiąc chłopaka pod ramię.

-Co ty robisz?

-Oczywiści cię podrywam, a co myślałeś?

Spytałam z udawanym oburzeniem.

-Że jak zwykle ci odwala?

-Nie zaczyna się zdania od "Że".

-Jakby robiło ci to jakąś różnicę.

-Jak ty dobrze mnie znasz.

Rzuciłam, kończąc w ten sposób nasza mała wymianę zdań.

-Gdzie idziemy?

Spytał po dłuższej chwili milczenia.

-Trochę jeszcze pochodzisz, zanim się przekonasz.

Odparłam jak zwykle wymijająco.

-Zaczynam się do tego przyzwyczajać.

Burknął, kopiąc jakiś kamień.

-A ja nie.

-Co ty nie?

-Dalej ogarniam jakim cudem jesteś dziewicą.

Parsknęłam śmiechem. Robi z siebie takiego play boya, a tu taka informacja. Zabawne.

-Jak już to prawiczkiem idiotko!

-Prawiczek to facet, a tobie bliżej do dziewicy.

-Odezwał się babo-chłop.

-Kto się czubi ten się lubi.

-Wcale cię nie lubię!

-Oczywiście.

-Sugerujesz coś?

-Nie, tak se tylko myślę na głos.

-Nienawidzę cię.

-Inne wyznanieby mnie zdziwiło, ale to jest całkiem normalne.

Chłopak nagle wciągnął mnie w krzaki, zatykając moje usta ręką.

-Suka... Jak oni mogli mi to zrobić? -Spojrzałam na niego z grymasem i zaskoczeniem, mruczałam jakieś zdania, ale ręką na buzi skutecznie mnie uciszała- Możemy wracać?

David zabrał rękę z moich ust i usiadł kawałek dalej.

-A tobie co?

-Nic takiego...

-Jasne..

Wychyliłam się zza krzaków, zobaczyłam parę całujących się nastolatków.

-Dziewczyna?

To akurat niezbyt mi się podoba.

-Teraz już była... Nazywam się Carola.

-Powiedziałeś to jakby była psem.

-Mat ja... Chyba cię kocham.

Suczita się rozkręca. Jej facet znika, a ona dobiera się do innego? A ten typ mi mówił o wierności. Najpierw powinien wytresować swoją pannę.

-Co? Najpierw mnie całujesz, a teraz wyznajesz miłość!? Davida nie ma od paru dni, a ty już szukasz pocieszenia w ramionach innego!?

Och? Czyżby wierny kumpel? Rzadki widok w naszych czasach.

-Nie udawaj takiego świętoszka! Jakoś po ostatniej nocy nie narzekałeś!

Jeszcze lepiej! Przespali się ze sobą! To tak jakby postawili krzyżyk na Davidzie.

-Byłem pijany! A ty jesteś dziewczyną mojego przyjaciela! Jak tylko go znajdziemy, sama wszystko mu powiem! -Przerwał na chwilę, przecierając twarz dłonią- Wiesz co? Jeśli nie chcesz pomóc, po prostu wracaj do domu.

Niby nie fajnie, że przespał się z dziewczyną kolegi i jeszcze pili pod jego nieobecność, dodatkowo nie wezwali policji, co jest totalnie głupie, ale to co mówi jest w sumie spoko.

-Chodźmy już...

Chłopak wstał, łapiąc mnie za rękę i ciągnąc za sobą.

-Wszystko ok?

-Taaa... I tak się nam nie układało.

Przytaknęłam i już miałam zamiar odpuścić, ale poczułam jak silne jest drżenie rąk Davida, szarpnęłam go do tyłu, zmuszając go tym do obrócenia się, tak jak myślałam z trudem powstrzymywał złość i chyba łzy...

-Musiałeś bardzo ją kochać, prawda?

-O czym ty mówisz? Powiedziałem już, że i tak się nam nie układało. Po prostu się wypaliliśmy.

-Kłamiesz... Co cię rusza bardziej? Zdrada dziewczyny czy przyjaciela?

Chłopak zaśmiał się nerwowo.

-Nie wiem o czym mówisz...

Przez chwilę trzymałam go w swoich ramionach, okazując mu w ten sposób coś na wzór wsparcia, ale szybko odpuściłam, bo było to dla mnie zbyt zawstydzające. Resztę drogi przebyliśmy w ciszy, chłopak bez słowa poszedł do siebie, a ja do siebie.

***

Drzwi do mojego pokoju otworzyły się, a do pokoju wpakował się David.

-Długo myślałem i... Poddaję się.

-Co?

-To koniec, wygrałaś.

-Chcesz żebym cię zabiła?

Spytałam, licząc na to, że zaprzeczy.

-Taka była umowa...

Oddać swoje życie w ręce mordercy, bo zdradziła cię dziewczyna? Szczyt głupoty... Myślałam, że jest mądrzejszy.

-Zasmucę cię. Umowa jest nie ważna.

Burknęłam, patrząc na niego z niezadowoleniem. Nawet nie starał się ukryć moich uczuć.

-Co!?

Stanęłam na przeciwko chłopaka z przepraszającym uśmiechem.

-Wybacz mi, bo kłamałam, policja będzie tu za kilkanaście minut.

-Czyli to koniec? Nie jestem już twoją ofiarą?

W jego głosie dało się wyczuć smutek, zawód i żal. 

-To chyba dobrze... Jesteś wolny!

-Wracam do domu? Ciekawe czy za mną tęsknili?

Zaśmiał się smutno, na co spochmurniałam.

-Nawet nie zauważyli...

Miałam nadzieję, że jednak stanie się inaczej, ale mi jest to na rękę, gorzej dla niego.

-Nikt nie zgłosił zaginięcia?

Przytaknęłam z lekkim uśmiechem.

-Przykro mi z tego powodu.

Przytaknął, splatając nasze palce. Nie wiem czemu to robi, ale poddam się temu.

-Dlaczego nie uciekniesz?

-Nie mam szans...

David zacisnął ręce na moich ramionach, spojrzałam na jego zdenerwowaną twarz z zaskoczeniem. Chwilę temu delikatnie bawił się moimi palcami, a teraz łapie mnie z taką siłą, że na pewno zostawi siniaki.

-Co ty pierdolisz!? Ty nie masz szans!? Do reszty oszalałaś!?

Patrzyłam na niego z niedowierzaniem, a gdy jego słowa w końcu do mnie dotarły, nie mogłam powstrzymać śmiechu.

-Czy ty się o mnie martwisz?

-Tak, to źle?

Spyta,ł pewnie patrząc mi w oczy. Wybuchnęłam śmiechem, czym zbiłam go z tropu.

-Pierwszy raz widzę, by ofiara martwił się o mordercę... Pierwszy i chyba ostatni.

Szepnęłam, uśmiechając się niemrawo.

-Uciekniemy! Na pewno się uda! -Pociągnął mnie za rękę, z zamiarem wyjścia z pokoju. To jak stara się mnie ocalić jest głupie, ale też słodkie... Niestety to koniec- Dlaczego się zatrzymujesz!? Nie mamy czasu!

-To nie ma sensu. Chcesz żyć tak jak ja? Być poszukiwany? Mieć krew na rękach? -Chłopak parzył na nasze dłonie, przegryzając nerwowo wnętrze policzka- Jestem już zmęczona uciekaniem.

Powiedziałam tak spokojnie, że sama się zdziwiłam, jak opanowana mogę być. 

-Nie możesz umrzeć... Nie teraz!

Wstrzymałam oddech widząc łzy chłopaka, niepewnie się uśmiechnęłam, wycierając kilka z nich.

-Dlaczego płaczesz? Jestem tylko mordercą... Jednym z wielu skazańców, o których wszyscy chcą zapomnieć. Więc czemu jesteś smutny?

-Ja...

David zbliżył się do mnie z zamiarem pocałowałem, mimo że bardzo tego chciałam, zakryłam mu usta ręką.

-Jeśli to zrobisz będziesz cierpiał bardziej...

Wydukałam, a po moich policzkach spływały łzy, niektóre przecinały mój niepewnym uśmiech, a inne od razu spadały na ziemię. Niebieskooki złapał moje ręce i ucałował dłonie z uśmiechem.

-Zaryzykuję... -Nie mogłam się ruszyć, ten chłopak zdobył moje serce, przez niego ukazałam moją płaczliwą nature, zamknęłam oczy i już po chwili poczułam lekko twarde wargi chłopaka- Lubię cię. Bardzo cię lubię. Kurwa. Kocham cię.

Zaśmiałam się w jego wargi, składając na nich jeszcze jeden pocałunek.

-Przepraszam, że pokochałeś kogoś z kim więcej się nie zobaczysz.

Szepnęłam, jeżdżąc palcami po jego policzkach.

-Co teraz?

Przytuliłam się do chłopaka, opierając brodę na jego ramieniu.

-Weź pieniądze i uciekaj...

Szepnęłam ze łzami, ale to najlepsza decyzja jaką mogłam podjąć. David jeszcze mocniej mnie przytulił.

-Nie mogę cię zostawić...

Spojrzałam chłopakowi w oczy z uśmiechem.

-Posłuchaj... Spróbuję uciec, jeśli mi się uda, znajdę cię, ale jeśli nie... Zostaniesz z niczym. -Mojej słowa były dla niego bolesne, ale wiedział, że mam rację- Mi się nie przydadzą, ale ty możesz zacząć od nowa, jesteś mądry na pewno będziesz kimś. -Ostatni raz wbiłam się w jego wargi, nie takie pożegnanie chciałam mu zafundować. Chciałam, by nienawidził mnie do samego końca, wtedy łatwiej uporać się ze stratą- A teraz idź, zostało mało czasu.

Chwilę po tym jak siłą wypchnęłam chłopaka z domu, sama uciekła w przeciwnym kierunku. Zabrał cały zarobek mojego życia. Wszystko co miałam. Musi mu wystarczyć na kilka lat życia jak paczek w maśle. Ma tyle możliwości...

-Znalazłem cię.

Uśmiechnęłam się w stronę blondyna, stając przed nim.

-Dobra robota...

~~~~~~~~~~

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro