nadzwyczajna dolegliwość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Na przyjęcie u Diany, wprosił się pierwszy podmuch jesieni. Wilgoć tańczyła w powietrzu, wirując co chwilę z podmuchami delikatnego wietrzyku. Słońce zmęczone upalnym minionym latem mościło już sobie gniazdko między puszystymi obłoczkami. Jednak co chwilę wyglądało zza chmur, obdarowując Avonlea ostatnimi cieplejszymi promieniami.

Stół został obficie zastawiony najróżniejszymi smakołykami, sala ładnie udekorowana, na parkiecie wirowały pierwsze pary.

Ruby Gillis tańczyła z Mood'm Spurgeon'em, krzywiąc się  co chwila gdy deptał ją po stopach. Co chwilę odwracała się w stronę Gilberta Blythe, sprawdzając czy ten z zazdrością ogląda ten taniec.

Józia Pye ubrana w najnowszą popelinową sukienkę, kołysała się z Billy'm Andrewsem. Co chwilę wymieniali jakieś kpiące uwagi na temat innych gości i śmiali się z nich głośno.

Jerry Baynard na przyjęciu czuł je dosyć nieswojo.  W swojej wypłowiałej koszuli i krawacie po starszym bracie, nie wyglądał dość elegancko na przyjęcie u Diany. Ona zawsze miała takie ładne sukienki...

Chłopak nie pewnie wszedł na salę, rozejrzał się w poszukiwaniu jakiejś znajomej twarzy. Po chwili natrafił wzrokiem na dużą błękitną kokardę, przyozdabiającą długie, falowane, ciemne włosy. Dziewczyna odwróciła się i spostrzegłszy go stojącego niepewnie przy drzwiach, skierowała ku niemu swe kroki.

- Dzień dobry, Jerry - przywitała się z uśmiechem. - Bardzo mi miło, że przyszedłeś.

- Bonjour, panienko Barry. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin - i za nim zdążył to przemyśleć wyrwało mu się : - czy mogę panienkę prosić do tańca?

- Si.

Przecież nie umiał tańczyć! Kiedyś matka pokazała mu parę kroków, ale to było dawno temu. Co teraz go podkusiło? Raz kozie śmierć. Musiał zatańczyć. Poprowadził Dianę na środek sali. Delikatnie położył jedną dłoń na jej talii, a w drugą wziąć jej małą rączkę. Ciemnowłosa swobodnie poruszała się w takt muzyki, w przeciwieństwie do Jerre'go, który skupiał całą swoją uwagę, by przypadkiem nie nastąpić na jej stopę.
Mimo to, taniec był bardzo przyjemny. Wirował trzymając swoją Dianę w ramionach. Swoją piękną Dianę.

Panią przez krótki czas obserwowała bawiące się na parkiecie pary. Jej nie było dane zatańczyć.

By odwrócić myśli od gorzkiego osamotnienia przyglądała się małemu wróbelkowi skaczącemu po gałązkach młodej jabłonki. Na pewno cudownie było być nim być...Całymi dniami bawić się w konarach i śpiewać. Być cudem natury, nawet z niezbyt ładnym ubarwieniem...

- Ania - dźwięk przy jej uchu przestraszył ja trochę i wyrwał z zamyślenia.

- Dzień dobry, Gilbercie - przywitała się na tyle entuzjastyczne, na ile pozwalała jej obecność Ruby Gillis za jego plecami.

- Mógłbym zaprosić panienkę do tańca?

- A może chciałbyś zatańczyć z Ruby?

Chłopak odwrócił się i spojrzał wirującą na parkiecie Gillis.

- Ona tańczy z Moody'm - stwierdził sucho.

- Na pewno zaraz skończy i będziesz mógł ją poprosić - próbowała się wymigać rudowłosa.

- Tymczasem mogę zatańczyć z tobą - nie poddawał się brunet. - Jesteś winna mi ten taniec. Za pomoc w geometrii.

- Gilbercie - zwróciła się do niego błagalnym tonem. Czy błagała o koniec tej konwersacji, czy wręcz przeciwnie? Ostatni raz próbowała odmowy: - Ja niezbyt dobrze tańczę.

- Na pewno nie gorzej niż ja - uśmiechną się brunet i wyciągną rękę.

Ania westchnęła i dała mu poprowadzić się na środek sali. Mimo jego wcześniejszym słowom, Gilbert okazał się świetnym tancerzem. Kroki  wydawały się tak łatwe gdy towarzyszył jej w tańcu.  Czego nie można było powiedzieć o oddechu, który wykonywała z trudem i szybko,  w rytmie przyspieszonego serca.  Nagle jej cała pewność siebie i dumą zniknęły, sprawiając, że utrzymanie kontaktu wzrokowego z brunetem stało się zbyt trudne. Powieki nakryły się wstydnie rzęsami, a  poliki pokrył rumieniec. Fala gorąca uderzyła dziewczynę w klatkę piersiową.

Doktorze Blythe, czy przez pana się rozchorowałam?

~~

Hejcia, marchewunie!

Przepraszam was za tak długą nieobecność, ale miałam bardzo zabiegany tydzień, a w weekend byłam na biwaku. Spanie w namiocie jesienią okazało się niezbyt dobrym pomysłem, dlatego teraz leżę chora w łóżeczku. Co ma też swoje plusy,bo miałam czas w końcu wstawić rozdział♡!

Jak obiecywałam, macie dirry i shirbert,  i przyjęcie u Dajanki

Kocham Was,

Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro