sztuka kochania

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Listopad płakał słotą szarych kropel razem ze złamanym sercem Gilberta. Nie pokazał się on w szkole już od dawna. Nie mógł znieść widoku rudowłosej dziewczyny, co dzień przechodzącej obok okna uśmiechając się tak ładnie do Karola. Sloane prawdopodobnie nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, jakim szczęściem obdarzył go los. Ujął w dłonie właśnie cały świat, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Nie wiedząc jak bardzo był kruchy i jak trzeba się z nim obchodzić.

Gilbert nie mógł nic zrobić.  Każdego ranka wstawał, tylko po to by zobaczyć ukochaną twarz z okna swojej sypialni. Choć przez chwilę móc sojrzeć na piegowaty nosek i rumiane poliki. Za każdym razem gdy widział rude warkocze serce biło mu szybciej, jednocześnie chcą przestać bić zupełnie.

Kto by pomyślał, że niegdyś najlepszy uczeń pana Philipsa, teraz postanowił zostać mistrzem najniższej frekwencji.  Teraz powinien uczyć się szczególnie, gdyż rozpoczął się okres przygotowawczy do Queen's Academy. Jednak po prostu nie był w stanie. Złamane serca nie umieją się uczyć.

***

Tymczasem Ania Shirley- Cuthbert nie mogłam skupić się na lekcji geometrii.  Mimo, że już opanowała materiał wytłumaczony przez Gilberta, nowe zagadnienia były dla niej niemożliwe do zrozumienia.

Poza tym jak mogła skupić się na tak przyziemnej rzeczy, kiedy w głowie miała wspomnienia bardzo smutnych brązowych oczu.

- Pójdźmy  dłużą drogą, obok farmy Blythe'ów. Tak przyjemnie mi się z tobą spaceruje, czemu by nie nadłożyć drogi? - poprosiła przesadnie słodkim głosem Karola.

Czy faktycznie spacer był tak miły, czy może chciała tylko przejść obok domu Gilberta by triumfować nad jego przegraną? A może chciała go znów zobaczyć? Może chciała znów zobaczyć w nim dawnego przyjaciela, który pomógł jej z lekcjami? Może chciała zobaczyć kogoś więcej,  jedynego chłopca, który chciał z nią zatańczyć? 

Dziewczyna ujrzała go wychodzącego z domu. " Powinien częściej nosić ten szary sweter. Pasuje mu do oczu." - pomyślała mimowolnie. Niespodziewanie, poczuła coś na kształt zakłopotania lub niezdecydowania w sercu. Udała, że Blythe umknął jej uwadze zupełnie. Odwróciła się w stronę Karola uśmiechając się zbyt szeroko, by klasyfikować to do naturalnej mimiki i wybuchnęła głośnym, sztucznym śmiechem. Zaskoczyło to bardzo jej towarzysza spaceru, który w tej chwili nie mówił o niczym zabawnym. 

Ale przecież Ania była taka mądra. Może udało mu się opowiedzieć jakiś inteligenty żart, którego sam nie rozumiał, a który ją tak rozbawił. Dumny ze swojego sukcesu, pewnie objął dziewczynę w talii i przyciągną bliżej siebie.

Drzwi frontowe domu Blythe'a zatrzasnęły się, chowając smutnego bruneta w sowim bezpiecznym azylu.

Czasami w Ani to wspomnie, wzbudzało wyrzuty sumienia. Tym bardziej, że od owego dnia nie zobaczyła Gilberta w szkole ani razu. Jednak innym razem uznawała, że chłopakowi należała się taka kara za zbyt wielką śmiałość pod jabłonką.

Jej pierwszy pocałunek miał być taki romantyczny. Przy zachodzie słońca na plaży, w ogrodzie pełnym róż w srebrzystej księżycowej poświacie...

Właściwie, pocałunek nie był tak piękny jakby tego chciała, jednak słyszała o gorszych. Wszak było piękne popołudnie, a złote liście mieniły się z popołudniowym słońcu. Jabłka powolnie dojrzewały, na ukochanej jabłonce. A pod nią dwójka, prawie dzieci, nie rozumiejących własnych uczuć i nie umiejących kochać tak, jakby tego chciały. Nie mających jeszcze pojęcia, jaką ścieżkę wybrał dla nich los i czy to "złe" wspomnienie, wkrótce nie okaże się cieniem szczęśliwszych dni. Powstrzymującym ich od utonięcia w mroku.

~~~

Strasznie przepraszam za tą dłuuugą nieobecność. Obiecuję, że postaram się Wam to wynagrodzić!

Przepraszam za znęcanie się nad Gilem, ale pisałam to chwilę, po oglądaniu jego zdrady Anki z Rose i byłam mega  zła.

Wgl byłam z zuchami na Święcie Pieczonego Ziemniaka i tam jedna druhna miała taki marchewkowy długopis jak z talksów pizzavitae i wpadłam w taki zachwyt, że to był jakiś hit!

Love you all♡ do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro