Rozdział dziewiąty: zamknięte pokoje

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zanim zacznę pisać, mam dla Was propozycję. Namówiłam uzdolnioną plastycznie przyjaciółkę, żeby narysowała mi bohaterów "Zapachu róży". Po odpowiedniej perswazji batonem ze szkolnego automatu zgodziła się to zrobić. Tak więc (wiem, że nie powinno się w ten sposób zaczynać zdania, nie bijcie), czy chcielibyście zobaczyć narysowanych Kaia, Amanitę, Tiannicka i Alumę? A może także Monicę? Jeśli choć kilka osób wyrazi taką chęć, opublikuję obrazki (które niedługo zaistnieją jak dobrze pójdzie).
Aha, jeszcze jedno: pomyślałam też, że moglibyście zadawać pytania do bohaterów pod tymi obrazkami. Co o tym sądzicie?
To wszystko na dziś, miłego poranka/dnia/popołudnia/wieczoru/nocy.
The_Brown_Eye
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Trzeci dzień Przejścia

Było już po północy, gdy Monica wstała i zaczęła lunatykować. Spała, ale przez sen słyszała, jak coś wzywa ją do siebie. Podporządkowana tej pradawnej sile, powoli i cicho wysunęła się z dormitorium.

Szła wąskimi, bocznymi korytarzami, dokładnie tą samą drogą, którą wczoraj prowadziła ją mała Caroline. Schodziła coraz niżej i niżej, a wszystkie przyziemne sprawy klasztoru zdawały się pozostawać na powierzchni ziemi, podczas gdy ona schodziła w głąb.

W końcu dotarła do podziemnego ogrodu. W całym pomieszczeniu natychmiast rozległy się głośne i natarczywe szepty, które jednak nie obudziły Moniki. Dziewczyna szła dalej, aż wreszcie weszła do przepływającego przez ogród strumienia. Dopiero to sprawiło, że otworzyła oczy.

Gdy zobaczyła gdzie jest, mało nie zemdlała z przerażenia. Obiecała sobie nigdy tutaj nie wracać, a teraz znowu stała w tym okropnym ogrodzie i nie mogła sie ruszyć. Czuła, jak lodowata woda obmywa jej bose stopy, a umysł broni się przed próbującą się do niego wedrzeć siłą.

Umysł przegrał walkę.

Monica...

- Kim jesteś?!

Monica...

- Pokaż się!

Przecież patrzyssssssssz na mnie...

Monica umierała że strachu. Jedynym, na co patrzyła, była spora monstera, roślina o ogromnych, poszarpanych liściach, rosnąca tuż nad strumykiem.

- Nie prawda! Nie widzę cię!

Ależ widzissssssz...

Monica jeszcze raz niepewnie spojrzała na roślinę.

- Czy to... ty? - zapytała niepewnie.

Tak...

- Czego chcesz?

Ossssstrzec cię...

- Przed czym?

Nie przed czym a przed kim... On tu jedzie...

- Kto? Kto tu jedzie?

Śmierć...

- Jaka śmierć? Nic nie rozumiem...

Już go ssssspotkałaś... przypomnij ssssobie...

- Nie!

Wspomnienia zalewają ją falą. Strach, ból, straszliwy ból i ręka, pomocna dłoń. Wyciąga ją z gruzowiska, ale potem pozostawia. W jego oczach jest przeznaczenie, a przeznaczeniem jest śmierć. Śmierć nadchodzi. Jest już blisko... rude włosy splamione krwią, ogień, ogień! To płonie Stary Świat, płoną Dawne Dni, płonie Wczoraj, płonie Dzisiaj, płonie Jutro... Wszędzie krew, tyle krwi... Śmierć szybuje ponad nimi, atakuje... tyle śmierci, tyle zniszczenia, tyle trupów... Twierdze leżą w gruzach, świat jest wolny, ale wciąż się boi... wojna... śmierć... Po co to, po co to wszystko?!

- Dość! Proszę cię, przestań!

Jak ssssobie chcessssssz... Ale pamiętaj... pamiętaj... gdy on nadjedzie zacznij liczyć dni... po czternassssstu... wtedy ssssstanie się to, co zobaczyłaś... pamiętaj...

Monica pamięta, choć wolałabym zapomnieć. Raptem traci siły i mdleje, wpada do wody. Ostatnie co widzi, to swoje odbicie, proste czarne włosy nieco za ramiona, blada, wystraszona twarz i duże, ciemnozielone oczy...

*

Kai obudził się wcześnie rano, tak rano, że niebo wciąż było ciemne, a Słońce nie miało jeszcze w planach tego zmieniać. Wobec tego chłopak stwierdził, że wstawania teraz nie ma sensu: w końcu im dłużej będzie spał, tym mniej nudnego dnia mu pozostanie.

Jednak łatwo powiedzieć, a trudniej zrobić. Kai nie mógł zasnąć, w ogóle nie był już śpiący. Wiedział, że zaciskanie oczu na nic się już nie zda, wobec tego powędrował wzrokiem w dół, w kierunku Amanity.

Dziewczyna leżała tuż obok Kaia, mocno do niego przytulona, z głową na jego klatce piersiowej. Oddychała spokojnie i równomiernie, a na twarzy miała lekki uśmiech.

Ciekawe co jej się śni, pomyślał Kai. Na pewno coś przyjemnego.

Naraz poczuł, że jego powieki stają się nagle bardzo ciężkie. Przyjął więc wygodną pozycję, a potem zasnął z lekkim uśmiechem na ustach.

*

Obudzili się koło południa. Ama z lekkim zmieszaniem zauważyła, że znowu spała wtulona w Kaia, jednak gdy spostrzegła, że chłopakowi w ogóle to nie przeszkadza, odprężyła się.

Z niechęcią wstali i starannie zwinęli śpiwory. Następnie przyszła pora na płukanie zębów. Nie mogli sobie pozwolić na mycie, dlatego po prostu przepłukali je specjalnym środkiem czyszczącym, który potem wypluli.

Następnie, po odbyciu porannej toalety zabrali się za przygotowywanie śniadania. Nie było to trudne, ot, wystarczyło wyjąć z torby porcję pasków suszonego mięsa dla nich i dla Salvy, a także nasypać Ricie owsa i dolać wody.

Po tym jakże skromnym posiłku pozostawało im tylko czekać, aż główna grupa owiec przetoczy się pod ich platformą. Czas zabijali niefrasobliwą rozmową, taką o wszystkim i o niczym.

Po jakimś kwadransie pod nimi przebiegły truchtem dwie owce. A potem cztery. A potem siedem. A potem już nie liczyli.

*

- Monica? Dziecko, co ty tutaj robisz? - w drzwiach ogrodu stała Aluma i patrzyła z przerażeniem na Monicę leżącą nieruchomo w strumieniu.

Głowa Zakonu Błękitnej Lilii czym prędzej podbiegła do siedemnastolatki i sprawdziła, czy tamta oddycha. Oddychała. Aluma potrząsnęła nią, a wtedy dziewczyna powoli otworzyła swoje piękne, brązowe oczy.

- Co... co się stało? - zapytała niepewnie.

- O to samo chciałam cię zapytać. Jak się tu dostałaś, skoro ten ogród jest zamknięty na klucz, a klucz mam tylko ja?

Monica opowiedziała jej całą historię, o tym jak wczoraj zabrała ją tu Caroline i mówiła jej te dziwne rzeczy, a potem jak ona nagle się tu znalazła, a ten tajemniczy głos pokazał jej przerażającą wizję...

- Co widziałaś? - zapytała trochę zbyt szorstko Aluma.

- Widziałam przeszłość... i przyszłość... wszystko płonęło... i spłonie znowu... A ten człowiek, mężczyzna, który nas wkrótce odwiedzi... on umrze...

- Nie! - Aluma przerwała jej nagle, a w oczach stanęły jej łzy. - Jesteś pewna? Kogo masz na myśli?

- Ja... ja już kiedyś widziałam tego człowieka... Wyciągnął mnie z ruin Twierdzy, opatrzył i zostawił... a ja przyszłam tutaj...

- Jak wyglądał ten człowiek? - zapytała drżącym głosem Aluma.

- Miał brązowe włosy... ale nie widziałam jego twarzy zbyt dobrze... to przez ten jego płaszcz...

- Płaszcz?

- Przez cały czas nosił o wiele za duży płaszcz z kapturem, pod którym ukrywał swoją twarz.

- Nie... nie, nie, nie... to nie może być prawda...

- Pani? Co się stało?

- Ten człowiek, którego widziałaś... ten człowiek jest moim bratem.

*

Siedziały w komnacie Alumy. Monica opowiedziała kobiecie ze szczegółami całą misję, a ta ze wszystkich sił starała się powstrzymać płacz. W końcu ta wizja nie musiała być prawdziwa...

Nagle ktoś zapukał do drzwi.

- Proszę! - zawołała Aluma.

Do pokoju niepewnie weszła Flavia, prowadząc za rękę Caroline. Aluma posłała po nią, aby dziewczynka mogła opowiedzieć swoją wersję wydarzeń.

- Dziękuję ci, Flavio - powiedziała błękitnooka kobieta. - Możesz już iść.

Flavia ukłoniła się i wyszła.

- Witaj, Caroline- zaczęła Aluma.

- Ceść, Alumo! - sześciolatka uśmiechnęła się radośnie. - Cołem, Monica!

- Caroline... uczyłyśmy cię, jak należy się zachowywać, prawda?

- Tak, tak... Dzień dobry, pani Alumo, dzień dobry, Monico. Tak dobze?

- Perfekcyjnie - uśmiechnęła się Aluma. - Usiądź, proszę. A teraz, czy mogłabyś opowiedzieć nam co dokładnie się wczoraj wydarzyło?

- Co mas na myśli?

- Mam na myśli, żebyś opowiedziała mi, dlaczego zaprowadziłaś Monicę do Przeklętego Ogrodu? I jak właściwie udało ci się tam wejść? Przecież drzwi były zamknięte...

- Wcale, ze nie. Były otwarte. Na... ościez - Caroline uśmiechnęła się, dumna, że udało jej się użyć tak trudnego słowa.

- Dobrze, rozumiem... - odparła Aluma. - A dlaczego tam poszłaś?

- Myślę, że wiem dlaczego - oznajmiła niespodziewanie Monica.

- Dlacego? - spytała dziewczynka.

- Dlatego, że jesteś z nas najmłodsza i roślinom z Przeklętego Ogrodu najłatwiej było cię skłonić do przybycia. Ale one nie chciały ciebie, chciały mnie. Jednak ponieważ jestem starsza, musiały poczekać z ponownym przywabieniem mnie aż zasnę. We śnie wdarły się do mojego umysłu i zmusiły mnie do wykonywania swoich poleceń.

- Interesująca hipoteza, Monico. Bardzo interesująca. Teraz już wiem, co muszę zrobić.

- Co? - zapytały jednocześnie Monica i Caroline.

Aluma uśmiechnęła się lekko.

- Pójdę do Przeklętego Ogrodu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro