Rozdział 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Will chciał jak najprędzej odnaleźć Zacka. Martwił się o niego, a zarazem bolał nad wizjami. Dlaczego widział to, co widział?

W jednej z komnat toczyła się na ten temat swego czasu burzliwa dyskusja.
Młody zwiadowca czuł, że wszyscy przyszli na spotkanie, aby mu w jakiś sposób towarzyszyć w tym trudnym dla niego czasie, lecz nie wiedział, jak zamierzają to zrobić.

Halt udał, że siada wygodnie na krzesło i odpręża się. Will nie wiedział, co jego były mentor ma na myśli.

- Czy wszystko to ma jakieś realne podstawy? - pytał baron Aralda, siedząc za swoim biurkiem.

Will pokręcił głową, patrząc błagalnie na monarchę.

- Myślę, że straciłem już rachubę, ile razy musiałem to powtarzać. Zack nie jest złym chłopakiem. Naprawdę. Tylko trochę... - zawahał się. To wahanie wykorzystała jego żona.

Alyss patrzyła na młodszego zwiadowcę z pewną wyrozumiałością. Była spokojna. 

- Ograniczony. Jak dziecko - podsumowała ponuro. Rzecz jasna miała na myśli Zacka. - Willu, zastanawiający jest fakt, że on chwilami rozmawia sam ze sobą, lecz niezbyt zrozumiale, monologuje na wzniosłe tematy, woła do siebie po imieniu.

Will zwrócił się do kurierki, która stała obok. Był równie ponury, co ona.

- Nie. Rozmawia z bratem, który popełnił samobójstwem. To mu pomaga oczyścić brata z grzechów.

- Zdumiewające są te jego rozmowy.

- Nie uwierzę ci, dopóki sam nie zobaczę, że Zack jest niespełna rozumu.

Alyss demonstracyjnie spuściła głowę w dół. Wiedziała, że Zack bierze szczególny udział w życiu Willa. Pytanie tylko, jak szczególny?

- Najwidoczniej nie kroczymy ku wspólnemu celowi.

- Alyss, nie obstaje przy swoim zdaniu bez dostatecznych dowodów - starał się tłumaczyć Will, dopóki starczało mu cierpliwości. - Zack jest zupełnie normalny. I ja to wiem.

Baron nie przerywał rozmowy dwójki młodych ludzi. Raczej się jej przyglądał, i w miarę miarę możliwości starając się zrozumieć oboje. Mimo, że opór tej dwójki go przerastał.

- Dokładnie tak jak ty czy ja? - zapytała Alyss, wyczekując nagłej odpowiedzi. Czekała na moment aż Will się zawaha. Chciała wiedzieć, czy jest wierny swoim przekonaniom.

- To wygląda tak jakbyś mi kazała wybrać pomiędzy wami.

- Czego więcej można by wymagać?

Napięcie sięgało zenitu.

- Nie odpowiedziałaś mi jednoznacznie. Nikt przed tobą nie odstawiał mi takich scen. Dlaczego jeszcze bardziej komplikujesz sprawę?

Był to postęp o decydującym znaczeniu. Cała rozmowa sprowadzała się do precyzyjnego ustalenia tego, co dokładnie rozumiał baron Arald. Czy tylko zasadniczą treść, ogólny temat, z grubsza sens? Czy też całą zawartość wypowiedzi, zdanie po zdaniu, słowo po słowie.

W każdym bądź razie monarcha postanowił przerwać dyskusje, która kierowała się na niepewny grunt.

- Myślę że zbliżamy się nieuchronnie do punktu, w którym rozmowa musi ustać - powiedział baron. Krępowała go sprzeczka młodego małżeństwa.

Kiedy Will tak stał i patrzył na Aralda, Halta i Alyss, uświadomił sobie, jak silne emocje narastały w nim od chwili spotkania Zacka. Przecież jako zwiadowca potrafił trzymać je w ryzach, a teraz zaczęły napływać i Will musiał się poddać. Dlaczego?

-  A ty myślisz, że jak ja stawałem się zwiadowcą to mnie ktoś pytał o zdanie? - Największe kłamstwo.

Will wiedział, że pojawienie się Zacka było ważną częścią skomplikowanej układanki, ale wciąż daleko mu było do niesienia mu realnej pomocy. Dlatego się zamartwiał. Otuchy dodawała mu myśl, że przyjaźń Zacka była kolejnym elementem układanki przyspieszającym ułożenie całości i że perspektywa realnych korzyści terapeutycznych dla Zacka, który znalazł się w strefie cierpienia, była coraz bliższa.

- Miałem dużo czasu na przemyślenia. Podtrzymuje swoje zdanie. Nie traktuje tego jako misje. Aby to zakończyć, muszę zapomnieć, że jestem zwiadowcą. A nikt przede mną nie starał się mu pomóc. Mam poczekać aż coś się stanie?

- Aż kogoś zabije - poprawiła go Alyss. Wciąż była daleka od porozumienia.

Will wydawał się, jakby nie miał już sił. Był blady. Lecz ciągnął rozmowę i stawiał na swoim.

- W najgorszym stanie nie może zrobić nawet tyle. Ta sprawa jest bardzo delikatna. Jego zachowanie potwierdza, że jest normalny. Bez względu na to jak dobrych metod badań byśmy użyli i jak inteligentni byśmy się przy tym wydawali.

- Dopóki nie mamy do zaoferowania niepodważalnego dowodu, że Zack jest normalny, nikt nie zamierza uwierzyć że taki właśnie jest. Ani nawet, że mógłby taki być - powiedziała kurierka.

Alyss trwała przy Willu przez lata bez cienia wątpliwości, że go kocha. Że ich związek ma sens. Ale ostatnio zaczęła mieć wątpliwości co do tego, czy Will uważa że i ona zasługuje na jego miłość i troskę. Nigdy się nie poddała. I nie zamierzała się poddać. Tym bardziej teraz, kiedy musiała o tą miłość się ubiegać.

A Will? Will umilkł, niezdolny do wypowiedzenia ani jednego jednego słowa. Nie był w stanie powiedzieć nic więcej. Po prostu stał.

W końcu do rozmowy wtrącił się Halt.
Uważał, że nadszedł dobry moment. Wiedział też, że to nie będą ostatnie słowa w tej sprawie.

- Idź odpocznij. Zwyczajnie pozwól sobie odpocząć, Willu. Wróć do chaty. Później sprawdzę, czy odpoczywasz.

Will odprężył się, i poczuł że coś się w nim zmienia. Co więcej mógł jeszcze uczynić?

- Z miłą chęcią - odparł młody zwiadowca. Czuł, że głos mu się załamuje. Odwrócił się i wyszedł z gabinetu barona. Szedł przez korytarz niczym wichura. Zamknął oczy, a po twarzy spłynęły mu łzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro