Ciezka walka...
Kolejne spotkanie pod drzewem. Kolejne cudne poetyckie zdanie. To juz nie jest to samo.
Znowu stoimy przed pokojem.
- Wiesz co to jest?
- Czyis Pokoj?-zapytalam, jak gdyby nigdy nic
- Hehe, dobrze! To twoj pokoj. Wejdz do niego i sie przespij.
Poslusznie wlazlam do lozka i zasnelam. Gdy sie obudzilam, zaczelam jesc ciasto obok lozka. Przy okazji, gadalam z glosem.
- No wiec... Jak moge cie nazywac?
- Powiedzmy ze... Julie...(Czyt. Dzuli)
Na chwile przestalam jesc ciasto.
- Julie..? Ale... To brzmi jak...
- Tak... To ja... Siostro...
W koncu! Znalazlam siostre! Jakies dwa lata temu zaginela, i w koncu ja znalazlam! Niestety jej nie widze...
- wielka szkoda, ze cie nie widze, Julie...
- Tak... Ale hej! Moze kiedys mnie zobaczys?
- tak...-skonczylam jesc ciasto. Odstawilam na blacik talerzyk, a potem wyszlam z pokoju. Stanelam przed Toriel.
- Czesc mamo
- oh! Obudzilas sie? Hm... Czy chcesz sie czegos zapytac?
- nie, nic...
- Co myslisz, bysmy przeczytali ksiazke o Slimakach?
- Dobrze!
- Slimaki tworza sluz, dzieki ktoremu sie przemieszczaja. Wiedzialas o tym?
- Nie!
- wiesz co, powiem ci moj sekret. Zawsze chcialam zostac nauczycielka.
- Oh! To cudownie! A... Czy moge wyjsc z ruin..?
- Co? Czemu?
- Bo... Sa dosc male... Tylko na chwilke!
Toriel wstala. Spodziewalam sie tego.
- Musze cos zalatwic.
Oczywiscie, to oznaczalo walke.
Gdy to w koncu zadeszlo, Toriel mnie atakowala tak, bym sie nie zranila. Ciagle uzywalam Laski. To bylo dosc ciezkie. Tym bardziej, jak na sercu ciagle masz ciezar swoich win... W koncu mi sie udalo... Pokonalam Toriel bez uzycia sily. Puscila mnie wolno. Ale co teraz?
Przytulila mnie, i powiedziala, ze jak wyjde, zebym tu nue wracala...
Gdy odchodzila odwrocila sie, i odeszla...
*****************************************************
I tak kolejny rozdzial za nami :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro