Przyjaciele ze starych lat?
Zastanawiam sie, czemu Julie i Sans sie tak dobrze znaja?
Postanowilam zapytac.
- Heh, no wiec ten... To dluga historia...
- Ale jak chcesz...
(teraz Julie i Sans opowiadaja w tym samym czasie xD)
- Bylo to jakies 7 lat temu...
- Co? Zaginelas 2 lata temu!
- Tak sie wydaje, jak sie robi Same i Resety.
No wiec tak...
-Poznalismy sie dawno temu. Kiedy jeszcze Gaster zyl. Kiedy Toriel i Asgore,(chcialam napisac Toriel i Toriel xD) dopiero sie rozwodzili. I kiedy Asriel i Chara niedawno zgineli...
Chodzilam po Snowdin. Bylo jeszcze dosc bardziej ruchliwe. Akurat przrchodzilam kolo niewielkiej chatki, gdzie z przodu bawil sie maly szkielecik a na schodach siedzial drogi. Wtedy byl wiekszy atak na ludzi. Probowalam sie zakryc plaszczem najbardziej jak sie dalo. Ale potem sie potknelam a plaszcz zlecial. Wtedy bylo dokladnie widac ze jestem czlowiekiem. Kiedy maly szkielecik mnie zobaczyl, szybko pobiegl do tego drobiego na schodach wolajac:
- Sans! Sans! Czlowiek!
- Wtedy lekko sie przerazilem. Podnioslem glowe, a moje oko od razu sie zaswiecilo. Wstalem gotowy do walki. Przeciwnik nie wydawal sie byc grozny, lecz ojciec mnie uczy, ze z ludzmi trzeba walczyc, bo inaczej oni atakuja ciebie. Wtedy nie kontrolowalem za bardzo nad swoja moca, i bylem chyba najslabszy.
- Papyrus, Idz po ojca- powiedzialem wtedy- Czlowiek moze szybko zaatakowac.
W tedy starala sie wszystkiemu zapobiec.
- Nie! Czekajcie! Nie zaatakuje was! Slowo chonoru! Jestem bezbronna!
Wtedy ludziom nie mozna bylo ufac.
- Dobiemy sie jak tata przyjdzie.
I z lekkim trudem utrzymalem ja telepatycznie. W koncu przyszedl tata.
(jaka trzcionke mu dac??????)(poki co bedzie taka)
- Dobrze Sans. Mozesz ja puscic.
Z ulga puscilem czlowieka. Gaster z latwoscia podniosl ja telepatycznie, a potem zaprowadzil do labolatorium.
- nie za bardzo to wszystko mi sie podobalo. Usadowil mnje na krzesle elektrycznym ktory wlaczal sie gdy mowilam klamstwo.
- Powiedz. Jak masz na imie?
- Julie(dla dalej nie kumatych dalej czytaj Dzuli)
- Przybywsz z powierzchni z pokojem, walka czy przypadkowo?
- Przypadkowo ale moge z pokojem.
- wtedy zazartowalem:
- Heh, a ty kim jestes, Pokojowka?
- Sans, Blagam cie. Nie teraz. Z jakiego domu pochodzisz?
- z Ogromnej rezydencji z 300 pokojami!
Papyrus wzial wielki wdech z podziwu, lecz chwile potem lekko porazil mnie prad:
- No dobra z niewielkiej hatki.
Papyrus wypuscil powietrze.
- Oh.
- No dobrze... Ostatnie pytanie przesadzi wszystko... Czy KIEDYKOLWIEK kogos zracilac? Czlowieka? Zwierze? Owada?
- No... Raz przez przypadek potknelam sie o niewielkiego pieska... Zlamal sobie noge, ale mu ja obandazowalam i zaopiekowalam sie nim poki nie znalazlam wlasciciela.
- Hm... Dobrze...
Gaster odpiol wszystkie zabezpieczenia i pozwolil mi zostac. Papyrus troche sie bal, wiec zostal mi tylko Sans. Na poczatku nie mnial do mnie zaufania. W koncu rozladowalam atmosfere:
- co do tego zartu o pokojowce to niezly dowcip...
Bylo widac ze byl zaskoczony i uradowany.
- Podobal ci sie???
- Jasne! To bylo genialne! Znasz inne zarty?
Teraz normalnie nie bylo opowiesci. Tylko suchary miedzi Julie a Sansem.
- Na czym graja szkielety?
- Na pewno nie na organach!
- Na Xylo- BONE-ie!
- Puk puk!
- Kto tam?
- Tona!
- Jaka tona?
- tona SZKIELE- TONA!
- Ok, teraz moja kolej. Puk puk!
- Kto tam?
- Merry!
- Jaka Mary?
- Merry Christmas!
- Ok dosyc! Co potem?
- zostalismy najlepszymi przyjaciolmi. Okazalo sie ze mamy wiele wspolnego. Oboje lubimy sie polenic, jesc, spac, zartowac... Ale pewnegi dnia...
- Byl to dzien wypadku Gastera. Wpadl do jadra podziemi, ale przez przypadek zawiazalam sie w sznor jego kitla. Wpadlam za nim...
- To smutne!
- Eh... Najwazniejsze ze znowu jestesmy razem :)
- LODY GOTOWE!- bylo slychac glos Papyrusa dochodzacy z kuchni.
***
Rozdzial chyba 9 a Frisk nadal siedzi w Snowdin. Ale obiecuje ze kolejny rozdzial bedzie juz w Waterfall!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro