TO jest koniec...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czulam, ze zblizam sie do konca... Do samego pomoza krolestwa.

Stoje w zlotym korytarzu. A tam, jest... Sans.

Wzdrygnelam sie na mysl, ze kiedys tutaj byla bardzo krwawa walka.

Sans stoi, i czeka. Na wszelki wypadek zapisalam.

- Sans, ja... Ja tym razem nie bede! Nigdy nawet nie spojrze na przycisk ata-

- Spokojnie... Nie o to chodzi... Po prostu... Uwazaj na siebie. Nie wiem co mnie tam czeka, a tym bardziej co ciebie czeka, ale... Prosze... Uwazaj na siebie... Julie?

- No..?

- Ja... To moze byc koniec, wiec... Dopoki nie przeszliscie przez te wrota... Ja chce ci powiedziec... Ze... Ze ja chyba cie kocham...- ostatnia czesc byla cicho, ale i tak ja uslyszalysmy.

- Sans... Ja... Ja chyba tez...

- No to, juz czas na mnie... Pa.. I... Uwazajcie na siebie.

Wtedy Sans sie przeteleportowal, a gdy juz wszystko minelo, uslyszalam Chare.

- NO A JA TO CO?!

- A ty to nic. Uspokoj sie.

- Heh, po prostu Chara ma taki CHARAkter.

- UGH! JESZCZE GORSZA OD TEGO SKELESMIECIA!!!

- Czuje sie jakbym sluchala Papyrusa. -_-

Potem przeszlysmy przez jakies wrota. Byla tam sala tronowa, pelna kwiatow. Stal tam Asgore.

- Chwila. Musze jeszcze podlac kwiatuszki (͡° ͜ʖ ͡°)(i taka melodia MTT XD)

- Em... Ale wie ze to zle brzmi? Prawda?

Potem sie obrocil. I zaczela sie walka.

- Czlowieku... Milo bylo cie poznac... Zegnaj...

Potem juz mial zniszczyc Mercy, kiedy Toriel przybyla na ratunek.

Uzyla plonienia, po czym powiedziala:

- Ah, co za straszna, zlowieszcza i BRZYDKA kreatura raniaca tak bezbronne stworzenia(?) jak ty. Nie boj sie. To ja, Toriel.

- Mama!

- Mama...

- Em... Nowa mama?

- Tori? Czy to ty?

- Nie nazywaj mnie tak, Asgore.

- ]:"<

- Oh, ciebie nie widzialam. Czy jestes przyjaciolka czlowieka? Hm... Wygladasz tak znajomo...

- Em... W sumie to jestem jej siostra, a znajoma jestem, poniewaz pomagalam Dr. W.D Gasterowi i-

Wtedy wpada Undyne

- UGH!!!! ASGORE!! CZLOWIEKU!! NIKT TU NIE BEDZIE WALCZYL, ALBO-

- Oh! Tez jestes przyjaciolka czlowieka? Milo mi. Jestem Toriel.

- Um... Witaj? Jestem... Undyne.

Potem podeszla do Asgore'a i powiedziala po cichu

- Eh... To twoja byla? Stary, zal.(i wtedy Asgore zaczal plakac jak w mediach)

Po kolei przychodzili Alphys, Papyrus i... Sans!

- Sans!

- Yep, to ja.

Potem, to dlugiej rozmowie, Alphys zapytala.

- H-Hej. Papyrus. Wiem ze to ty, ale... Skoro nie znasz tej kobiety to... Kto ci pomogl?

- Hm... Mowiedzmy ze pomogl mi MALY kwiatek. Maly zulty kwiatek.

- MALY ZOLTY KWIATEK?!

Alphys, ja, Chara i Julie krzyknelysly w tym samym czasie. Wtedy wszystkich, nawet Julie, jakas dluga, kolczasta lodyga zlapala ich w pasie i uniosla do gory. Wtedy pojawil sie Flowey.

- He he he. Mowilem, ze wroce. A teraz, kiedy mam dusze twoich przyjaciol, to moge zmienic sie w moja prawdziwa forme!(sory za skrocenie)

Przez chwile widzialam swiatlo, a potem... Na srodko sali stala koza. Ubrana jak Chara gdy zobaczylam ja pierwszy raz.

- Heh, witaj. To ja. Twoj najlepszy przyjaciel.

Potem znowu blask, i ta sama osoba, tylko ubrana jak Torielo-Asgore i o wiele wiekszy stal na pustce.

- ASRIEL DREEMURR.

No to... Walka. Uzylam Oszczedzenia, kiedy wszystko wirowalo w kolorach teczy.

Gdy atakowal, tlo mnie rozpraszalo. Nie wspominajac o mocy jego atakow.

Gdy moja dusza miala sie rozbic na miliard kawalkow, moja dusza znoeu stala sie jednoscia.

Ale odmawiasz...

Asriel ciagle atakowal. Ja ciagle zylam. Wtedy, Asriel przemienil sie w forme ostateczna.

Nie potrafilam sie ruszyc, lecz i tak uratowalam swoich przyjaciol. Wystarczylo przywrocic im pamiec.

Undyne: Udawany cios.

Alphys: Anime.

Toriel i Asgore: Powiedziec: Mama i Tata

Sans i Papyrus: Opowiedziec zart.

Julie...

Na Julie nic nie dzialalo. Probowalam wszystkiego. Mialysmy zbyt malo wspolnych wspomnien. Wtedy, cos mignelo mi przed oczami...

To bylo przed tym, jak wspielam sie na gore.

Nie wspielam sie bo nudzilam sie. Po prostu...

(Retrospekcja)

- Hej, to ta Frisk, ktora uwaza ze jej Siostra ciagle jest przy niej!

- Haha, ale dziwaczka!

- Tak, spojrzcie na jej styl! Nawet nie potrafi sie sensownie ubrac!

- Najwiekszy obciach w calum domu dziecka.

- No. Zenada.

- Haha, nadal bawi sie tym misiem ktory dostala od tej uciekinierki Julie.

...

Teraz... Mialam odpowiedz przed nosem. Wyciagnelam swojego misia. Nadal go mialam.

- Julie... Ja... Ja tylko chcialam cie odnalezc...

Wtedy poczulam cieply uscisk

- I to zrobilas, moja ksiezniczko...

Teraz walcze dalej z Asrielem. Chociaz wszystkich uratowalam, nadal czulam ze ktos potrzebuje mej pomocy...

I zaczelam krzyczec jego imie...

- ASRIEL!

Walczylam dalej, kiedy nagle wystrzelil promien, ktorego nie da sie ominac.

- PRZESTAN! DAJ. MI. WYGRAC!!!

Mialam 1 HP. Lecz zamiast ginac...

0.1 HP

0.01 HP

0.001 HP

0.0001 HP

...

...

...

To nie mialo konca. Kiedy wtedy...

- Czemu..? Czemu to robisz..?

Zawolalam ostatkami sil jego imie ostatni raz.

Wtedy nagle wygralam. Asriel otworzyl bariere, a my bylismy wolni! Lecz... Szkoda mi go. Po prostu szuka wolnosci. Jest zaklety w kwiat. Na cale swe zycie...

Kiedy wszyscy wyszli na powierzchcie, ja popylalam do Floweya.

Gdy go odnalazlam w ruinach, usiadlam kolo niego.

Potem znalazlam doniczke, i wyszlismy razem na powierzchnie...

KONIEC.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro