2.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czemu nie mogłabym być ptakiem? Odlecieć i zapomnieć o tym wszystkim. Znaleźć jakieś miejsce na ziemi, gdzie zaznałaby spokoju.  

- Marinette - Tikki podleciała i usiadła mi na ramieniu - wszystko okej? - zapytała cichutko.

- Jest okej Tikki. Zamyśliłam się. Wiesz, Adrien bardzo się zmienił - westchnęłam a Tikki podleciała przed moją twarz - już nie jest tym wspaniałym chłopakiem, w którym byłam tak zauroczona.

- Marinette, ja wiem, że to tylko powierzchowna zmiana. Kwami czują takie rzeczy.

- Chyba z nim nie rozmawiałaś - prychnęłam - jest dupkiem i tyle. A mnie zmusza do tego, abym była suką. Nie da się inaczej obronić.

- Wydaje mi się, że on ma jakiś problem. Coś go dręczy i on nie potrafi sobie z tym poradzić.

- Tak, jasne - spojrzałam w błękitne oczy kwami - on jest jednym wielkim problemem.

- Daj mu szanse - Tikki spojrzała na mnie z
troską w oczach - może to nie jest tak jak myślisz.

Nie odpowiedziałam jej.

- Tikki musimy się zbierać. Zaraz 21, czyli nasza zmiana.   

Wstałam z podłogi na tarasie i rozprostowałam zziębnięte kości. Jak na wrzesień, noce nie były już za ciepłe.

- Tikki! Kropkuj! - krzyknęłam, ale nie za głośno. Moi rodzice już pewnie spali. O 5 muszą wstać i otworzyć piekarnie, więc na wyspanie się nie mają za dużo czasu.

Po transformacji zarzuciłam moim yo -yo, które zahaczyło się o sąsiedni dach. Swój patrol zwykle zaczynałam od wieży Eiffla. Kiedy dostałam się na wielką kondygnacje, usiadłam w miejscu, z którego miałam widok na cały Paryż. Spojrzałam na gwiazdy, świecące na niebie. Dzisiejszy wieczór mimo, że chłodny był idealny do długich spacerów. Spojrzałam w dół wieży. Na zegarze wybiła 21, ale wiele ludzi kręciło się wokół placu. Na środku stała budka z lodami, do której zakochani przychodziło, aby razem zjeść deser. Teraz też kolejka była duża a ja widziałam wiele par, które posyłały sobie nieśmiałe uśmiechy i trzymały się za ręce.

- Na, co się tak patrzysz My Lady? - usłyszałam za moimi plecami. Zanim zrozumiałam treść słów, mój instynkt przejął władze. Zamachnęła się yo - yo i uziemiłam przeciwnika.

- Spokojnie moja pani - mruknął Czarny Kot próbując się wydostać - to tylko ja. Już możesz mnie wypuścić.

Wiedziałam, że to Czarny Kot, ale chciałam się z nim trochę podroczyć.

- Zrobię to, jeśli obiecasz mi, że przez dzisiejszy wieczór nie rzucisz żadnego prymitywnego komentarza - na moje słowa Czarny Kot zrobił smutną minę a ja zaśmiałam się - to jak będzie? A może wolisz posiedzieć jeszcze w mojej
pułapce - mruknęłam rozbawiona.

- Jeśli chodzi o pułapkę twojej miłości, to nie chce jej nigdy opuścić.

Znowu to samo. Zabrałam swoje yo - yo i usiadłam z powrotem na krawędzi wieży. Słyszałam jak Czarny Kot mruczy coś niezadowolony.

- Bardzo miło traktujesz przyjaciół - powiedział - uwielbiam być przez ciebie bity My Lady.

Parsknęliśmy śmiechem, bo niejednokrotnie Czarny Kot został przeze mnie zaatakowany. To nie moja wina, że on zawsze się skrada.

- Wiesz - zaczął - zastanawiałem się ostatnio czy to dobrze, że nasze tożsamości są tajemnicą. Znaczy, rozumiem, że ty tak uważasz, ale to chyba nie jest nielegalne.

- Czarny Kocie - westchnęłam - to dla naszego bezpieczeństwa. Pomyśl, co jeśli okaże się, że w prawdziwym życiu coś nas łączy. Na przykład nienawiść. Nie będziemy wtedy potrafili współpracować, ani się skupić.

- A może nie znamy się w codziennym życiu.

Nie odpowiedziałam mu. Wzruszyłam tylko ramionami.

- Czy ty też masz takie uczucie, że gdy zakładasz maskę superbohatera stajesz się kimś innym? - spytałam cicho.

Czarny Kot nie odpowiadał mi przez chwile.

- W rzeczywistości jestem zupełnie inny, ale to nie jestem prawdziwy ja. Jedynie jako superbohater czuje się wolny i prawdziwy. Na codzień zakładam maskę obojętności, bo tylko tak udaje mi się pokonać trudności.

- Ja mam podobnie. I nie wiem, czy to dobrze. Jako Biedronka mogę wszystko. Na codzień staram się przetrwać. W dzisiejszych czasach bez maski zimnej suki jest ciężko - westchnęłam.

- Nie lubię grać drania, ale muszę. Inaczej ludzie wykorzystali by to i zniszczyli mnie.

- W tym roku jestem w ostatniej klasie liceum - powiedziałam po czym spoliczkowałam się w myślach. Miałam mu do cholery nie mówić w jakim jestem wieku.

- Ja też - mruknął i spojrzał w moje oczy.

Ja również to zrobiłam

I zgubiłam się w tym zielonym lesie.

- Musze już iść - mruknęłam i wstałam. Czarny Kot również to zrobił. Podszedł do mnie i pocałował w policzek. Było to delikatne muśnięcie, jakby bał się, że mu ucieknę.

- Zaufaj mi - powiedział poważnie - ja zaufałem tobie.

Stałam jak sparaliżowana. Przecież to robiłam.

- Ufam ci - oparłam głowę o jego klatkę
piersiową - i dlatego nie możesz wiedzieć kim jestem. Jesteś moim przyjacielem i nie wiem, co bym zrobiła gdyby ci się coś stało.

Czarny Kot odsunął się ode mnie i odwrócił

- Do zobaczenia My Lady - podszedł do krawędzi i wysunął swój kij - nawet jeśli w realnym życiu się nie znamy lub nienawidzimy, to fajnie wiedzieć, że jesteś w moim wieku - mrugnął do mnie i z głupim uśmiechem zniknął za dachami budynków.

Patrzyłam za jego sylwetką, rozmazującą się w ciemnościach nocy. Był on dla mnie prawdziwym przyjacielem i naprawdę chciałam wiedzieć kim jest w prawdziwym życiu.

Ale nie mogłam

Zarzuciłam yo - yo i pociągnęłam. Pozwoliłam nocy zabrać się tak samo jak Czarny Kot.

.....

- Marinette! Wstawaj! Jest 7:15, zaraz spóźnisz się do szkoły! - krzyczała moja mama kiedy z trudem wyczołgałem się z łóżka.

- Zaraz zejdę! - odkrzyknęłam i moja rodzicielka, na szczęście, dała mi już spokój.

Za oknem świeciło słońce dlatego ubrałam na siebie zwiewną, jasnofioletową sukienkę. Włosy zebrałam w luźnego koka, gdyż nie miałam czasu wyprostować ich. Nałożyłam jeszcze korektor na moje sine worki pod oczami i wytuszowałam rzęsy. Zabrałam torbę z książkami i zbiegłam na dół. W kuchni czekała na mnie mama z rogalami do szkoły.

- Miłego dnia w szkole - powiedziała kiedy zakładałam buty.

- Lepiej życz mi, abym ten dzień przeżyła - mruknęłam, gdyż świadomość następnych godzin w znienawidzonym budynku nie napawała mnie szczęściem.

Moja mama chyba nie słyszała mojego komentarza, dlatego krzyknęłam kilka słów na pożegnanie i wyszłam z domu.

Droga do szkoły jak zwykle minęła mi na przeglądaniu portali społecznościowych.
Otworzyłam instagrama i zobaczyłam, że Alya i Adrien opublikowali nowe zdjęcie. Moja przyjaciółka wrzuciła siebie i Nino nad jakąś rzeką. Wyglądali naprawdę słodko i nawet poczułam lekką zazdrość. Nacisnęłam na post Adriena i zamarłam. Zdjęcie przedstawiało chłopaka bez koszulki a na nim siedziała jaka zajebiście ładna dziewczyna. Szybko zamknęłam zdjęcie i poczułam dziwne uczucie w sercu. Na szczęście doszłam już do szkoły i przestałam myśleć o chłopaku. Weszłam do klasy, gdzie mieliśmy mieć pierwsze zajęcia z wychowawczynią.

- Hej Alya! - krzyknęłam gdy zobaczyłam ją w klasie.

- Mari! - odkrzyknęła i zamknęłam mnie w mocnym uścisku.

- Też się cieszę, że cię widzę. Gdzie siadamy w tym roku?

- Mogłybyśmy usiąść za Nino - spojrzała na mnie błagalnie.

- A z kim on siedzi? - zapytałam.

- Um, z Adrienem - powiedziała niepewnie Alya.

- Jasne! Siadamy - chciałam sprawić dziewczynie przyjemność a poza tym Adrien nie interesuje mnie, więc nie wiedziałam problemu.

- Serio? Myślałam, że się nie zgodzisz.

- Nie zmarnuje okazji do kopania mu krzesła - Alya zaśmiała się z moich słów - a poza tym to dobre miejsce do ściągania.

Kiedy większość osób zajęła miejsca i lekcja powoli zaczynała się, do klasy wszedł Adrien i Chloe.

- Witam was! Autografy rozdam później - wrzasnęła blondynka i zajęła swoje standardowe miejsce.

- Ona się nigdy nie zmieni - powiedziałam do Alyi, która przytaknęła mi.

- Dobrze kochani! Siadajcie już! Zaczynamy lekcje! - nasza wychowawczyni weszła do klasy - mam nadzieje, że trochę wypoczęliście - uśmiechnęła się do nas.

Nie miałam nic do tej kobiety, dlatego odwzajemniła uśmiech. Poza tym miałam u niej 6 z francuskiego.

- Najpierw kilka spraw organizacyjnych. Wasza wycieczka - niespodzianka, odbędzie się za 3 tygodnie - oznajmiła, co spotkało się z pomrukami aprobaty - zasady omówimy sobie później. W tym roku, jak wiecie, czeka na was matura i proszę was abyście nie stresowali się tym jakoś bardzo. Uczcie się dużo, ale tego, co lubicie i będzie wam potrzebne. O tym też sobie kiedy pomówimy. A teraz zabieramy się do roboty - klasnęła w dłonie i odwróciła się w stronę biurka.

I teraz już poczułam, że naprawdę ten rok szkolny się zaczął. To niestety nie był głupi sen.

....

O 14:30 wyszłam ze szkoły razem z Alyą. Nasze chęci do życia zniknęły razem z przekroczeniem progów tego budynku. Jednak kiedy wyszłyśmy na zewnątrz i zaciągnęłam się świeżym powietrzem, poczułam się zacznie lepiej.

Jeszcze 3 dni i piątek. Dam radę.

- Hej dziewczyny! Słyszałyście, że mamy mieć nowego ucznia w szkole? - zapytał Nino, biegnąc w naszym kierunku.

- Lub uczennice - powiedział Adrien, który stanął za chłopakiem.

- Nie, słyszałem jak dyrek mówił, że to chłopak.
- A co ty się tak cieszysz - zapytałam go - nie mów, że jesteś gejem?

Alya spojrzała na mnie przerażona a ja wybuchłam śmiechem, gdy zobaczyłam minę Nino.

- O nie, teraz masz przechlapane. Musimy sobie poważnie porozmawiać - Alya złapała chłopaka za rękę i pociągnęła w nieznanym mi kierunku. Nino odwrócił się i z ruchu jego ust mogłam wyczytać, że mam przerąbane i się na mnie zemści.

Zaśmiałam się i ruszyłam w stronę domu. Muszę zrobić prace domową i trochę się pouczyć. Poza tym powinnam pogadać z Tikki na temat wycieczki i Władcy Ciem.

Skurczybyk siedział podejrzanie cicho.

W między czasie dostałam powiadomienie o wydarzeniu na Facebooku. Nino oznaczył mnie pod wydarzeniem o nazwie ,, z kolorami lepiej". Dotyczyło ono imprezy na obrzeżach miasta. Tematem przewodnim były kolor. Od razu zaznaczyłam, że wezmę udział w wydarzeniu. Okazało się, że nie tylko Nino i Alya idą. Na liście byli też Adrien, Chloe, Sabrina, Max, Kim, Juleka i Rose. Czyli prawie cała moja klasa. To dobrze, bo przynajmniej nie będzie sama.
Kiedy weszłam do mieszkania, rzuciłam torbę gdzieś w salonie i zabrałam się za odrabianie pracy domowej. Po jakimś czasie Tikki pojawiła się w moim pokoju z ciastkiem w  swoich malutkich łapkach.

- Chcesz trochę? - zapytała a ja pokręciłam głową.

- Tikki, musimy pogadać - odłożyłam długopis i odwróciłam się do kwami - to dotyczy Władcy Ciem.

Kiedy Tikki usłyszała jego imię, odłożyła ciastko i widocznie się spięła.

- Nikt nie był akumowany przez długi czas. Zaczyna mnie to martwić. Sama czujesz, że w Paryżu jest nerwowa atmosfera i boje się, że Władca Ciem szykuje coś okropnego - mruknęłam.

- Dawno temu było podobnie - powiedziała Tikki - niestety nie opowiem ci tej historii. Nie wolno mi. Musicie jak najszybciej porozmawiać z mistrzem Fu. Kiedy będziesz widzieć się z Czarnym Kotem?

- Nie wiem Tikki. Coraz mniej czasu spędzamy razem. Może uda mi się go spotkać na patrolu. Dzisiaj jego kolej. Napewno będzie siedział na jakimś dachu w pobliżu.

- Marinette musicie dzisiaj wybrać się do Mistrza Fu.

- Spokojnie Tikki, pójdziemy tam w nocy.

Na moje słowa kwami rozluźniła się trochę.

- A teraz opowiadaj, co tam ciekawego w szkole.

Cholera, muszę powiedzieć jej o wycieczce.

- Nudno jak zwykle - wzruszyłam ramionami - w piątek jest impreza na zakończenie wakacji.
Idziemy tam całą klasą. Jeśli chodzi o sprawy szkolne to będziemy mieli nowego ucznia - zaczęłam mówić i wiedziałam, że będę musiała powiedzieć jej o wycieczce. Szczerze to bardzo chciałam na nią jechać, ale napewno nie będę mogła - za 3 tygodnie jest organizowana wycieczka. Na 3 dni gdzieś koło Paryża. Będziemy spali w namiotach. Spokojnie Tikki, nie musisz mi nic mówić. Wiem, że nie mogę jechać.

- Jedź - powiedziała w tym samym momencie Tikki. Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.

- Tikki, przecież wiesz, że nie mogę tego zrobić. Narażę wtedy Paryż na niebezpieczeństwo.

- Myśle, że mistrz Fu znajdzie rozwiązanie.

- A ja jestem pewna, że się nie zgodzi. Nawet nie będę go pytać.

- Czarny Kot napewno będzie chciał jechać - powiedziała po czym szybko zatkało sobie buzie rączką. Chyba zdała sobie sprawę co mi oznajmiła.

- TO TY WIESZ KIM JEST CZARNY KOT?! - krzyknęłam z niedowierzanie.

- Kwami wiedzą o takich rzeczach. Spokojnie nie mogę ci powiedzieć kto to.

Poczułam jakieś dziwne uczucie. Chciałam wiedzieć kim on jest, ale nie mogłam. Niestety.
Niewiedza może uratować nam życie.

- Dobra, niech ci będzie. Następnym razem masz mi mówić o takich rzeczach - pogroziłam jej palcem - a teraz zróbmy sobie spacer do lodówki. Taka miła odskocznia.

.....

Adrien pov;

- Jestem tobą naprawdę zawiedziony synu - mruknął mój ojciec. Jego słowa nie za bardzo mnie ruszyły. Byłem przyzwyczajony do jego ciągłego niezadowolenia - dostałeś 4 z języka chińskiego. To nie jest ocena na twoim poziomie.

- Wiem ojcze - powiedziałem - poprawie to - spojrzałem w jego puste, stalowe oczy. Od śmierci mamy nie uśmiechnął się ani razu. Zawsze był gburowaty, ale teraz jego zachowanie było coraz gorsze. Nie spędzał ze mną czasu i wymagał niemożliwego.

- Możesz już iść - rzekł a ja udałem się w stronę drzwi od jego biura.

- Wybacz ojcze - mruknąłem i zatrzasnąłem drzwi.

Wbiegłem po schodach do swojego pokoju. Upadłem na łóżko i głośno wypuściłem powietrze. Czemu w tym domu jest zawsze tak cicho? To jest kurwa irytujące. Zazdroszczę wszystkim ludziom, którzy wracają do domu pełnego hałasów lub jakichkolwiek odgłosów życia.

- Plagg! - krzyknąłem - Gdzie jesteś ty mała cholero? - zapytałem bardziej sam siebie - zaraz 21! Wyłaź, trzeba zrobić patrol.

Kwami nie odzywało się. Pewnie znowu śpi w brudnych skarpetkach. Udałem się do kosza z praniem i oczywiście na samym środku leżał Plagg. Kwami trzymało w łapce kawałek sera i mamrotało coś przez sen.

- Plagg! Wstawaj!

- Idź sobie - kwami przewróciło się na bok - mam randkę z serem.

Westchnęłam i wyrwałem camemberta z rąk Plagga, który od razu wstał i zaczął mi go wyrywać.

- Nie, nie zabierzesz mi jej!

Parsknąłem śmiechem z zachowania Plagga. Zwraca się do sera w rodzaju żeńskim. Zdecydowanie jest z nim coś nie tak.

- Okej, zjadaj i lecimy.

Plagg pochłonął ser w sekundę i był gotowy na transformacje.

- Plagg! Wysuwaj pazury!

Kiedy blask obecny przy przemianie opadła a ja znów byłem Czarnym Kotem, wyskoczyłem przez okno prosto na dach sąsiedniego budynku.

To właśnie jestem prawdziwy ja, myślałem, kiedy w zawrotnym tempie pokonywałam dachy.

Wolny, dziki i szczęśliwy.

Nie muszę grać dupka w ciele bogatego modela. Jestem godnym naśladowanie superbohaterem. Szkoda, że w prawdziwym życiu nie mogę nim być. Dotarłem na mój ulubiony dach. Znajdował się on na katedrze i miałem stąd najlepszy widok. Nie rozumiem, dlaczego Biedronka woli wieże Eiffla. Tutaj jest według mnie przyjemniej.

- Wiedziałam, że cię tutaj znajdę - usłyszałem głos mojej ukochanej. Nie wystraszyłem się, bo jej głos rozpoznałby wszędzie i zawsze. Usiadła obok mnie a ja poczułem zapach perfum, które najbardziej na świecie kochałem.

Fiołki

Dzięki niej stały się one moimi ulubionymi kwiatami.

- Czarny Kocie musimy poważnie porozmawiać - spojrzałem na jej piękna twarz oświetloną blaskiem księżyca. Miałem straszną ochotę pocałować ją, ale nie mogłem tego zrobić.
Możemy być, przecież tylko przyjaciółmi - zauważyłeś pewnie, że Władca Ciem siedzi cicho i przeczuwam, że rośnie w siły.

Miałem te same myśli.

- Wiem - mruknąłem tylko, choć było tysiące rzeczy, które chciałem jej powiedzieć.

- Musimy udać się do Mistrza Fu - wstała i podała mi rękę - teraz.

Kiedy nasze dłonie zetknęły się, poczułem dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa.
Zarzuciła yo - yo i chwile później lecieliśmy nad dachami. Jej włosy były rozwiane a twarz błyszczała.

Czemu ona musi być tak cholernie piękna?
I czemu nie może być moja?

- Już widzę jego dom - powiedziała - muszę ci coś jeszcze wyznać. Za 3 tygodnie nie będę dostępna przez 3 dni. Przejąłbyś moje patrole?

Cholera, za 3 tygodnie jest ta szkolna
wycieczka.

- Mnie też nie będzie.

- Oh - to było jedyne co dziewczyna powiedziała.

- Co będziesz wtedy robiła? - zapytałem
podejrzliwie. To niemożliwe, żeby jechała na tą samą wycieczkę co ja.

- Wyjazd ze znajomymi - mruknęła.

- Ja też jadę ze znajomymi.

- Oh - i znowu to było jedyne co dziewczyna powiedziała.

- Gdzie jedziesz? - zapytałem, ale nie uzyskałem odpowiedzi, gdyż wylądowaliśmy na dachu Mistrza Fu.

- Wejdziemy kominem. Jest późno i nie powinniśmy robić zamieszania - szepnęła.
Kiwnąłem głową i spojrzałem na dziewczynę znikającą w kominie.

Jesteśmy tutaj w ważnej sprawie i jak najmniej osób powinno o tym wiedzieć.

- Ho ho - krzyknąłem kiedy wypadłem z komina i otrzepałem się z kurzu.

Dziewczyna zaśmiała się i usiadła na fotelu. Mistrz Fu siedział na kanapie i wskazał drugie siedzenie, abym na nim usiadł.

- Witaj Czarny Kocie - Biedronka już chciał zacząć mówić jednak on przerwał jej - wiem po, co tu jesteście. Też jestem zaniepokojony. Jednak dzisiejszego wieczorów nadszedł czas, abyście poznali całą ta historie - niezrozumiałem o czym on mówi, ale nie przerwałem mu - nie jesteście pierwszymi superbohaterami Paryża. 20 lat temu na tych fotelach siedzieli pierwsi Czarny Kot i Biedronka w tym mieście. Byli tak samo młodzi i zaradni jak wy. Nie było wtedy Władcy Ciem. Walczyli on z przestępczością, która wtedy w Paryżu osiągnęła wysoki stopień - westchnął i zrobił pauzę. Widać było, że to dla niego trudny temat - pewnego dnia przyszła do mnie Biedronka. Była przerażona i rozpaczliwie potrzebowała pomocy. Czarny kot był ranny a ona nie mogła sobie dać rady. Poprosiła mnie o Mirakulum a ja głupi się zgodziłem - walnął pięścią w stolik - nigdy nie powinienem był tego robić. Sam mogłem jej pomóc, byłem wtedy jeszcze sprawny. Jednak pozwoliłem jej wybrać kwami, tak jak tobie kiedyś - spojrzał na Biedronkę - wybrała broszkę ćmy. Dała ją jakiemuś skromnemu chłopakowi z klasy. Powiedział mi, że będzie dobrym bohaterem. Nie powinna mu jednak ufać. Ten chłopak zdradził nas, zabrał mirakulum a potem zabił ją i Czarnego Kota. Widać, że już wcześniej odkrył jej tożsamości i zdobył jej zaufanie. Był całkowicie gotowy na zdobycie mirakulum - mistrz schował twarz w dłoniach - tak, jak już się domyślacie, narodził się Władca Ciem. Wasze kwami były wyczerpane, ale to normalne po śmierci właścicieli. Władca Ciem zaczął działać a ja nie miałem jak bronić miasta. Kiedyś spotkałem milutką blondynkę na ulicy. Nie zastanawiając się długo dałem jej mirakulum pawia. Tak ja myślałem, przegoniła i osłabiła ona Władcę Ciem. Słuch o nim zaginął i dopiero od kilku lat znowu stara się działać. Natomiast ona chciała oddać mi mirakulum, tak jak obiecała. Dałem jej go, jednak w nagrodę za poświęcenie i odwagę. Obiecał mi, że wykorzysta je tylko w sytuacji zagrożenia. Potem już nigdy jej nie widziałem. A jak sami zapewnię zrozumieliście, nie pojawia się ona w niebezpiecznych miejscach. Nie wiem, co się z nią stało. Wiem jednak, że mirakulum jest bezpieczne - zakończył a w pokoju jeszcze długo było cicho. Nie mieliśmy pytań. Mistrz wytłumaczył wszystko szczegółowo i dobrze.

Aż za dobrze.

Tyle młodych ludzi zginęło, abym teraz ja mógł być na ich miejscu.

- Co mamy robić? - zapytałem, czując narastającą wściekłość. Władca Ciem zapłaci za to.

- Codziennie wieczorem przychodzicie tutaj. Zaczynamy treningi. Trzeba wzmocnić was i wasze kwami.

Odwróciłem się i już chciałem wyjść kiedy usłyszałem głos mistrza.

- Wiem o waszych wyjazdach. Nie musicie się martwić. Znajdę kogoś na ten czas. Zaufajcie mi.

Skinąłem głowa i wyskoczyłem przez okno.

Musiałem wszystko ułożyć sobie w spokoju i ciszy.

Pewnie jest to, że nie będzie łatwo.

A mnie zastanawia jeszcze jedno.

Czy Biedronka może chodzić ze mną do szkoły?

Muszę to sprawdzić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro