38.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Masz nigdy w życiu nie przestawać wierzyć, rozumiesz?

- Przestanę, jeśli mnie zostawisz.

.....

Włączcie sobie jakąś depresyjną muzyczkę i czytajcie.

Przepraszam za błędy.
......

Wszystko było idealnie przygotowane.

Od samego świtu zajmowaliśmy wyznaczone pozycje, ale ten dzień zapowiadał się zupełnie zwyczajnie. Nigdzie nie było widać złoczyńców, nie słyszałam przerażonych krzyków, a cały Paryż był pogrążony w dziwnej ciszy.

Ciszy przed burzą.

Trzeba przyznać, że wszystko było dobrze zaplanowane. Część ludzi, w tym głównie matki i dzieci, zostały przetransportowane w bezpieczniejsze miejsca, a my mieliśmy ze sobą stały kontakt w postaci nadajników, które załatwił Fu. Na wielkim, kościelnym zegarze wybiła 9 rano, jednak ja nadal nie widziałam nic podejrzanego.

- Czy on sobie jaja robi? - usłyszałam stłumiony głos Nino w urządzeniu, przypiętym do mojego boku. Mój strój nie wyglądał dzisiaj tak zwyczajnie. Oprócz yo - yo wyposażyłam się także w kilka noży, które przypięłam do łydek - zaraz tutaj zamarznę.

Usłyszałam ciche parsknięcie Czarnego Kota, który najwyraźniej też usłyszał wiadomość.

- To ty robisz siebie chyba żarty - warknęła Alya - jak możesz o tym teraz myśleć?

- On ma racje - Queen Be z cichym piknięcie urządzenia włączyła się do rozmowy - to jest bezsensu.

- Myśle, że jemu właśnie o to chodzi - westchnęłam - abyśmy zwątpili i zaczęli zadawać pytania.

- Musimy czekać i będziemy to robić - dodał Czarny Kot - lepiej powiedzcie, czy wy też widzicie te okropne chmury?

Jak na zawołanie spojrzałam w niebo i zobaczyłam coś naprawdę przerażającego i niepokojącego. Wielkie, prawie czarne chmury sunęły w naszą stronę, a pioruny widoczne były nawet stąd.

- Myślicie, że to iluzja? - usłyszałam Alyę, ale nic jej nie opowiedziałam. Nawet mnie przyłączał ten widok, więc w duchu modliłam się, aby żaden z mieszkańców nie zaczął panikować.

Chaos to jest ostatnia rzecz, której potrzebujemy, a Władca Ciem będzie robił wszystko, żeby doprowadzić ludzi do strachu.
Naszą jedyną szansą na wygraną były pozytywne emocje i porządek, czyli dwie rzeczy, które najtrudniej utrzymać w momencie zagrożenia.

- Nadchodzą z zachodu. Nino bądź czujny - wydałam polecenie, a Nino głośno jęknął - Volpina lubi atakować z zaskoczenia, więc uważaj na nią. Jest bardzo szybka.

- Jak zwykle mam najgorzej - westchnął - dobrze, że to chociaż iluzja.

- Miejmy nadzieje, że iluzja - wtrącił Czarny Kot, przerywając mu - Ruda Kito powinnaś zamienić się pozycjami z Pancernikiem.

- Dlaczego? - spojrzałam na niego zaskoczona. Złapał ze mną kontakt wzrokowy, ale dalej mówił do urządzenia.

- Jeśli Volpina tworzy złe iluzje, Ruda Kita zastąpi je dobrymi. Nie jestem pewny czy te chmury zniknęłyby za zwykłym uderzeniem.

- Masz racje - odparłam po chwili namysłu - zamieńcie się, a potem Ruda Kita niech stworzy jakieś słoneczko czy tęcze. Najpierw jednak spróbuj to rozwalić, bo po użyciu swoich mocy będziesz musiała się ukryć i przemienić.

- Nie ma sprawy - dziewczyna wyłączyła urządzenie, co było wiadome dzięki piknięciu.

- Jakie ja mam szczęście! - krzyknął Nino - nie zazdroszczę ci zadania.

Kolejne piknięcie sygnalizujące, że chłopak także zajął się wykonywanie polecenia.

- Queen, jesteś tam? - zapytałam - widzisz coś niepokojącego?

- Jedyną straszna rzeczą jest obecnie ta cisza.

Kiwnęłam głową, przyznając jej racje. Wolałabym, żeby wokół nas panował hałas niż ta dzwoniąca w uszach cisza. Pustka, która panowała na placu i w całym mieście też nie napawała mnie optymizmem. Czułam się jak w zamkniętej izolatce i jedynie ledwo słyszalne odgłosy burzy przypominały mi o tym, co ma się niedługo stać.

- Wiesz, nigdy nie sądziłem, że doczekamy tego momentu - mruknął Czarny Kot podchodząc do mnie - a teraz stoimy tutaj i nie za bardzo wiem jak mam się z tym czuć.

- Mam to samo - westchnęłam - to wszystko wydaje mi się tak nierealne.

Nie odpowiedział mi.

I dobrze, bo każde z nas musiało się teraz skupić, a nie rozmyślać o życiu. Chmury całkowicie przysłoniły słońce i były już coraz bliżej. Zerwała się mocniejszy wiatr, a drzewa zaczęły się niebezpiecznie kołysać.

- Błagam, zróbcie wszytko, żeby ludzie się nie bali - powiedziałam szybko do słuchawki - Władca tylko na to czeka.

Jednak potem było jeszcze gorzej i nawet mnie przeszedł zimny dreszcz. Wszystkie te iluzje wyglądałaby tak prawdziwie, że w pewnych momentach sama wątpiłam w ich sztuczność. Poza tym małe iluzje znikały za dotknięciem ich, a ja kompletnie nie wiedziałam jak pozbyć się tak dużych chmur. Nie sądziłam, aby zwykłe uderzenia sprawiły, że znikną.

Nagle za naszymi plecami usłyszałam tak potężny huk, że ziemia pod moimi nogami zadrżała. Podskoczyłam w miejscu, ale nie wydałam żadnego dźwięku.

- Mamy problem - usłyszałam głos z urządzenia, więc szybko podniosłam je do góry, aby lepiej słyszeć.

- Co się do cholery dzieje?

- Samo zobaczcie - odparła Alya. Czarny Kot jak na zawołanie objął mnie w pasie, a potem przy pomocy kici kija, uniósł wysoko nad ziemie.

- O kurwa - sapnął po chwili. Ja także byłam zaskoczona widokiem, który zobaczyłam.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że ludzie wybiegali z schronień, zaczynając panikować.
Budynki od strony Sekwany zawalały się jak pionki, jeden po drugim. Mieszkańcu wychodzili z domów, bojąc się, że to właśnie ich będzie następny. Tym sposobem Władcy Ciem udało się zgromadzić na ulicach sporą grupę ludzi, który w większości byli młodymi mężczyznami. Odetchnęłam, nie widząc żadnego dziecka.

- Uspokojcie ich - warknęłam do słuchawki, a sama zarzuciłam yo - yo i zeszłam na ziemie - Spokojnie! - krzyknęłam, a raczej wydarłam się, jednak tylko nieliczne osoby na mnie spojrzały.

- Biedronko, ratuj nas! - wrzeszczeli niektórzy z nich. Cholera, oni się boją. Błagam nie.

- Patrzcie! - musiałam działać szybko, żeby mieć sytuacje pod kontrolą. Wzięłam porządny zamach swoim yo - yo i uderzyłam w jedną górę gruzu, po zawalonym budynku. Ta po kilku chwilach zniknęła, a na jej miejscu nadal stał ten sam budynek. Ludzie, widząc to, stanęli w szoku i na szczęście przestali biegać jak opętani.

- To tylko głupie iluzje! - krzyczeli do siebie ożywionymi głosami, w których było słychać ulgę.

- Biedronko, są pierwsi zaakumowani na wschodzie.

- Ilu? - warknęłam, będąc wściekła - macie robić wszystko, żeby im uświadomić, że to cholerne iluzje!

- Pojedyncze osoby, ale... - nie dokończył, bo zdążyłam zobaczyć o czym mówił.

Na końcu ulicy pojawił się człowiek, który wyglądał jednak zupełnie inaczej. Nie miał twarzy, a jego skóra była czarna. Przypominał jedynie zarys postaci z jakiegoś komiksu. Zwrócił swoją głowę w moim kierunku, a potem z niewyobrażalną siłą uderzył w drzewo znajdujące się niedaleko.

- Nie! - zamarłam, widząc jak wielki konar przewraca się i zanim zdążyłam zareagować, przygniótł do ziemi jakąś kobietę.

Czarny Kot od razu rzucił się na pomoc dziewczynie, jednak to i tak nie miało większego sensu. Nie przeżyłaby takiego uderzenia. Miałam wrażenie, że cały Paryż zamarł. Potem na nowo wypełniły go przerażonone krzyki ludzi zmieszane w jeden głuchy hałas.

Rzuciłam się na czarną kreaturę. Z wściekłością posłałam w jego stronę nóż, który zwinnie odbił. Potem z zawrotną szybkością zniknął za budynkiem i już miałam za nim ruszyć, gdyby nie Czarny Kot.

- Nie możesz stąd iść.

Warknęłam, ale wiedziałam, że ma racje.

- Queen? - krzyknęłam do urządzenia - uważajcie na czarne postacie! Są bardzo szybkie i silne. Ile takich widzisz?

- 5... nie teraz już 8! - sapnęła zdyszana - o nie!

- Co się stało?

- Mamy przejebane - wydyszała, a potem w słuchawce było słychać huk - a masz kreaturo!

- To wiemy, do rzeczy Queen - warknął wkurzony Czarny Kot.

- Oni dotykają ludzi i w ten sposób jest ich coraz więcej. Przekazują sobie akume!

- Wszytkim, czy tylko tym, którzy się boją? - intensywnie myślałam i czułam narastający we mnie lęk.

- Nie wiem, matko - jęknęła - narazie chyba wszyscy się boją.

- Zrób coś żeby przestali - dodałam i teraz starałam się do skontaktować z Alyą.

- Jak mamy ich pokonać? - spytał Czarny Kot, kiedy nieudolnie próbowałam połączyć się z Nino czy Alyą.

- Macie być wszyscy kurwa spokojni i szczęśliwi, tak?! - gwałtownie odsunęłam słuchawkę od ucha, gdy usłyszałam krzyk Alyi - ja mam wszystko pod kontrolą.

- Właśnie słyszę - mruknęłam z delikatnym uśmiechem.

- Były tutaj takie czarne stwory, ale sobie poszły - dodała szybko - u mnie nie ma paniki, nie wiem jak to jest możliwe. Trochę na nich pokrzyczałam i siedzą cicho.

- Bardzo dobrze, staraj się utrzymać porządek.

- A co z Pancernikiem?

- Mają problem, bo te kreatury dotykiem zarażają innych. Nie wiem jak ich zatrzymać.

- Jak narazie to ja się zajmę burzą. Może trochę słońca obudzi w nich nadzieje.

Intensywnie myślałam, jak pokonać te istoty.

- Myślę, że musisz użyć Szczęśliwego Trafu - wtrącił Czarny Kot - trzeba pomóc
Pancernikowi, nie możemy tylko tak stać.

- Masz racje - spojrzałam na niego - ale może uda nam się wymyślić coś innego.

- Nie mamy czasu - warknął, okej zdziwiło mnie to. Zawsze trzymał emocje na wodzy, ale najwyraźniej dzisiaj go ponosi.

- Woda! - wrask w słuchawce przerwał naszą rozmowę - nie znoszą wody!

- Władca Ciem to ma pomysły - westchnęłam, w duchu czując ulgę, że nareszcie znaleźli sposób.

- Cała czarna maź z nich spływa i znowu są normalnymi ludźmi!

- Ruda jesteś niesamowita - zaśmiał się Czarny Kot - nie wiem jak na to wpadłaś.

-Naplułam na jedego z nich - prychnęła, a mnie zatkało. Co ona tam wyprawia? - i uciekł z głośnym sykiem.

Zauważyłam jakiś ruch na dachu obok. Myślałam, że przewidziałam się, ale chwile później Czarny Kot warknął, więc najwyraźniej też to zobaczył.

Rudy ogon mignął mi przed oczyma, dlatego wiedziałam, że gdzieś tutaj czai się Volpina.

- Zostań tutaj i uważaj - powiedziałam do blondyna i zanim zdążył zareagować, uciekłam mu.

Przeskoczyłam nad ulicą stając na dachu, gdzie przed chwilą ją widziałam.

- Wyłaź - warknęłam i zacisnęłam dłoń na swoim yo - yo. Dobrze, że to zrobiłam, bo w mgnieniu oka w moim kierunku poleciały dwa wielkie noże. Z łatwością je odbiła i teraz byłam już nieźle zdenerwowana. Skupiłam się wtedy maksymalnie na Voplinie, która siedziała za jednym z głupich kominów i rzucała we mnie pociskami. Nie zauważyłam przez to pewnej rzeczy, która mogła nam uratować życie. Przesiąknęła mnie złość, w urządzeniu usłyszałam głos, ale wyłączyłam je. Odbijając pociski i różnie zabójcze przedmioty, zbliżałam się do mojego celu. Kiedy ostatni z promieni światła został przeze mnie rozwalony, schowałam się po drugiej stronie komina i odetchnęłam.

- Gdzie on jest? - sapnęłam.

Cisza.

Mój umysł pracował na najwyższych obrotach. Spięłam całe ciało, przygotowując się do ataku. Odliczyłam w głowie do trzech, wychyliłam się z ukrycia i przeskoczyłam przez komin.

Jednak widok, który zastałam był najgorszym w moim życiu.

Ludzie mają racje mówiąc, że pod wpływem emocji robi się głupstwa.

Ja właśnie jedno zrobiłam, ale nie zdawałam siebie jeszcze sprawy jak duże. 

Stanęłam twarzą w twarz z Volpiną. Lisica wybuchła przerażającym śmiechem i pomachała mi.

- Głupia - splunęła, a potem zniknęła w akompaniamencie swojego śmiechu.

Zimny dreszcz przeszedł wzdłuż mojego kręgosłupa.

Zdałam siebie sprawę z moje porażki. Dałam się złapać w głupią pułapkę Volpiny, a ta pewnie robi sobie teraz, co chce.
Usłyszałam głośny krzyk rozpaczy, więc gwałtownie się odwróciłam. Nigdzie nie widziałam Czarnego Kota i bałam się, że coś się stało.

Ulica, na której przed chwilą było pełno ludzi, opustoszała. Włączyłam urządzenie, ale nikt się nie zgłosił.

Przełknęłam ślinę i rozejrzałam się.

Cisza.

Przeskoczyłam kilka budynków, starając się znaleźć chociaż jedną żywą duszę. Powoli czułam, że strach mnie pochłania. Miałam wrażenie, że śnie, a to wszystko to tylko głupi koszmar.

- Teraz nie macie już nadzieji!

Co kurwa?

Rzuciłam się w kierunku hałasu. Dobiegłam do placu pod wieżą i widok, który zastałam zmroził mi krew w żyłach. Poczułam jak moje serce przyspiesza, a łzy same zbierają się w oczach. Na szczycie wieży stał mężczyzna. Dobrze wiedziałam kto to. Jednak to nie była najgorsza rzecz. Pod nim, na wielkiej powierzchni, stali ludzie. Płakali, krzyczeli, a niektórzy z nich leżeli na kolanach. Ten potwór przemawiał do nich, a ja nie wiedziałam, co zrobić.

Wszystko przepadło.

Przez moją nieuwagę.

Starałam się bronić ludzi przed negatywnymi emocjami, a ja im uległam i zawaliłam.

Obok niego stanęła Volpina. Z triumfalnym uśmiechem przyglądała się zgromadzonym.

- Ta suka już nikogo nie uratuje! Nie ma jej, rozumiecie?!

Kolejna fala głośnych szlochów i okrzyków strachu przeszyła Paryż.

Zacisnęłam pieści i już miałam rzucić się w ich kierunku, gdyby nie czyjaś ręka, która objęła mnie w pasie. Szarpnęłam się, jednak wiedziałam, że należy do Czarnego Kota. Stanęłam więc i bez ruchu wpatrywałam się w rozwój wydarzeń.

Władca Ciem stanął na krawędzi kondygnacji. W myślach pomyślałam o tym jak wspaniałym uczuciem byłoby zepchnięcie go, ale niestety nie było to możliwe. Od naszego pierwszego spotkania nie wiele się zmienił. Jedynie jego kostium, który dotychczas był fioletowy, miał teraz ciemnobrązową barwę.

Nie umie dobierać kolorów, to napewno.

Rozłożył ręce na boki, jakby był conajmniej królem świata i obrócił się. Potem powiedział coś do Volpina, a ja stąd słyszałam jej piskliwy śmiech.

- Znajdźcie Biedronkę i Czarnego Kota! - wrzasnął, a za jego plecami pojawiła się wielka, ruszając się plama.

- O nie - sapnęłam, zakrywając usta dlonią.

Moje najgorsze koszmary właśnie się spełniały. Akumy zleciały na ziemie trzepocząc skrzydłami i zaczęły atakować ludzi. Kiedy spotykały się z ciałem ofiary, wchłaniały się w jej skórę i znikały pod powierzchnią.
Co gorsza widziałam, że niektórzy z nich przyjmują różne formy, co oznaczało dla nas większy problem.

- Nie! - spojrzałam w prawo i zauważyłam kobietę, która rękami odpychała akume. Trafiła ćmę, więc stworzenie odfrunęło na bezpieczną odległość. Zaakumanizowani ludzie, widząc to ruszyli w stronę kobiety, przytrzymując ją tak, aby motyl w spokoju mógł podleciec.

- O nie - warknęłam i złapałam za swoje yo - yo - tak nie będzie.

Wzięłam porządny zamach, ale chwile później moje yo - yo leżało na ziemi, a moja ręka była trzymana w mocnym uścisku.

- Nawet nie próbuj - warknął Czarny Kot - to nic nie da. Musimy uciekać.

- Gówno prawda - warknęłam, ale widząc jego wzrok, zamilkłam. Ostatni raz spojrzałam na plac i westchnęłam - prowadź.

Blondyn chwycił moją dłoń i wzniósł nas nad ziemie. Potem czułam już tylko wiatr we włosach, kiedy chłopak z szybkością drapieżnika ciągnął nas w stronę kryjówki.

Spieprzyłam

I to w takim momencie.

Poczułam jak moje oczy zaczynają mnie piec, więc szybko je otarłam. To noe był moment na okazywano słabości. Dotarliśmy na obrzeża miasta. Stanęłam na własnych nogach na przeciw Czarnego Kota i spuściłam głowę.
Samotna łza spadła z niesłyszalnym pluskiem na betonowy dach kamienicy. Miałam nadzieje, że mojego szlochu też nie było słychać.

- Chodź tu - westchnął Czarny Kot, przyciągając mnie do swoje klatki - nie ma czasu na płakanie.

- Spieprzyłam - jęknęłam w jego kostium - jestem tak strasznie głupia.

- Chcesz popełnić kolejny błąd załamując się? - chłopak odsunął mnie od siebie, podnosząc mój podbródek do góry - czy weźmiesz się w garść i wymyślimy kolejny plan?

- Masz racje - otarłam ostatnią łze i wzięłam głęboki oddech, aby się uspokoić - gdzie są inni?

- Schowali się - odparł - kiedy walczyłaś z iluzją, Władca Ciem zaatakował, a Ruda musiał się przemienić. Są razem i czekają na nasze decyzje.

- Nie wiem czy są jeszcze jakieś szanse, ale... - zawahałam się - myśle, że musimy się przemienić i zregenerować nasze kwami. Mimo tego, że nie używaliśmy naszych mocy.

- Niech będzie - westchnął - stań za kominem. Nie będę cię widział.

Mogłam się przemienić tutaj.

Ale po co?

Wtedy to zepsułabym już wszystko.

Posłusznie wykonałam polecenie i przemieniłam się za ceglastym kominem. Tikki opadłam obok mnie, więc podałam jej ciastka. Jadła w ciszy, dlatego mogliśmy z Czarny Kotem rozmawiać.

- Mam sygnał - powiedział po chwili, w której było słychać tylko pikanie urządzenia.

- Biedronka?! Stary?! Jesteście tam? - stłumiony i niewyraźny głos wybrzmiał w słuchawce. Odetchnęłam z ulgi i poczułam kolejne łzy w oczach. Jak dobrze, że nic im nie jest. Czarny Kot rozmawiał o czym z Nino, a ja starałam się wymyślić w głowie jakiś plan. Wpadłam na jeden z nich i w tamtym momencie wydał mi się idealny.

No właśnie

Wtedy brzmiał wręcz perfekcyjnie, a ja nie miałam czasu na zastanawianie się, więc zaczęłam działać.

- Mamy ze sobą April! - kolejny wrzask Nino sprawił, że wróciłam do rzeczywistość. Powróciłam do postaci Biedronki i podeszłam do Kota.

- Jak to? - zapytał zdziwiony blondyn. Ja również nie sądziłam, że kobieta się pojawi.

- Ma plan, ale narazie musimy odwrócić uwagę Władcy. Mówiła, że umie wytworzyć ulewę, a nasze potworki, przecież nie lubią wody.

- W takim razie musimy zająć się pozostałymi zaakumanizowanymi. Nie wszyscy są czarnymi stworami.

- Queen mówi, że to są ci sami złoczyńcy, których kiedyś pokonaliście. Damy radę, a April skasuje resztę.

- O ile jej się uda - westchnęłam - ile czasu potrzebuje?

- Teraz ukryła się i w stara się przygotować. Powiedziała, że tak duża zmiana pogody jest wyczerpująca i długotrwała. Myśle, że koło godziny musimy wytrzymać.

- I zająć się resztą towarzystwa - dodał Czarny Kot - nie ma na, co czekać. Trzeba pozbyć się wszystkich zaakumanizowanych, który nie są tym czarnym stworami.

- Za 15 minut przy wieży. Powodzenia.

Czarny Kot ruszył do krawędzi dachu, ale złapałam go za ramię. Odwrócił się wyraźnie zdziwiony i spojrzał na mnie z pytaniem w oczach.

- Jeśli tam tak po prostu wrócimy, zginiemy. Nie mogę na to pozwolić, zważywszy, że to wszytko moja wina... - wzięłam głęboki oddech i szybko dodałam - wiem, że pewnie nie chcesz tego teraz słuchać, ale...

- Wiesz, że trzeba tam jak najszybciej iść i stanąć z tym twarzą w twarz.

- Potrzebujemy drugiej szansy - odparłam szybko - jakiejś nowej karty, musimy zacząć wszystko od początku.

- Super pomysł, jeśli masz tutaj dobrą wróżkę to jesteśmy uratowani - mruknął sarkastycznie blondyn.

- Nie mamy wróżki - mruknęłam - ale mamy inne mirakula.

Druga i nasza ostatnia szansa.

.............

Pewne rzeczy muszą się wydarzyć nawet, gdy będziemy robić wszystko, żeby powstrzymać los. Podejmujesz rozpaczliwe decyzje, które i tak doprowadzą cię do nieuniknionego końca.
Pierwszą osobą, która przyszła mi do głowy był Luka. Poznanie chłopaki było dla mnie drugą szansą. Odwrócił on moje życie do góry nogami i dzięki niemu czułam, że żyje. Od razu pomyślałam o nim, bo on jako jedyny potrafił każdemu wybaczyć i dać kolejną szanse. 

- Myślisz, że to się uda? - zapytał mnie Czarny Kot po raz kolejny.

Spojrzałam na Luke, który stał obok nas. Błękit stroju idealnie współgrał z jego włosami i miałam wrażenie, że ten kostium jest dla niego stworzony.

- Musi - odwróciłam się w stronę Luki i spojrzałam na niego. Miałam okropną ochotę przytulić go, ale nie znał mojej tożsamości, więc byłoby to zapewne niezręczne. Dlatego wzrokiem starałam się przekazać wszystkie uczucie i dać mu siłę. Wystawiamy go na naprawdę trudną próbę, jednak nie wyobrażałam sobie innej osoby w jego roli.

- Dasz radę, tak? - spytałam go, ale chłopak nie wyglądał na bardzo zestresowanego. Napewno kostium dodał mu trochę odwagi, lecz taki był już Luka. Zawsze nie bał się w momentach idealnych do strachu. A pająki w jego pokoju musiałam zabijać ja. To był idealny materiał na superbohatera.

- Luz, mówcie, co mam robić - zaśmiał się, a jego dobry humor od razu mi się udzielił. Po raz kolejny moje serce ścisnęło się na myśl, że narażam kogoś tak wspaniałego na niebezpieczeństwo.

Ale przecież da radę.

No nie?

Bez zbędnego gadania ruszyliśmy do naszego celu. Alya przekazała mi, że są już na miejscu, ale narazie się ukrywają. Władca Ciem także zniknął, a Volpine widzieli na wieży. Na początku musieliśmy pokonać zaakumanizowanych złoczyńców. Czarnym stworzeniami zajmie się April, a my musimy do tego czasu jedynie nie dać się zabić.

Łatwe zadanie.
Nie dać się zabić na wojnie.

Niby walczyliśmy już kiedyś z tymi złoczyńcami, ale nigdy z wszystkimi naraz. Każdy z nich sprawiał nam jakieś trudności, ale przynajmniej znaliśmy ich słabe punkty.
Ostatni raz przeleciałam wzrokiem po Paryżu. Dobiegaliśmy właśnie do centrum miasta, więc było słychać coraz więcej hałasów. Spojrzałam na Czarnego Kota. Nadal nie powiedziałam mu o moich uczuciach. Miałam nadzieje, że będę miała jeszcze okazje. Luka biegł za nim dotrzymując mu tempa. Traciłam oddech na myśl o tym, co zaraz się wydarzy. Zawsze miałam wszystko pod kontrolą, to ja wyglądałam karty na stół, a tym razem nasze zwycięstwo zależy w dużym stopniu od chłopaka.

- Myśle, że musimy się rozdzielić i zaatakować Vopline z różnych stron wieży. Nie widzę Władcy Ciem, ale lepiej uważajmy.

- Ja biorę stronę placu. Powiadomię innych, żeby zajęli się zaakumanizowanymi - pokiwał głową Czarny Kot i zniknął za budynkiem

- Uważaj na czarnych - poinformowałam Luke - są bardzo szybcy. Trzymaj się blisko mnie i nie daj zaskoczyć.

W oddali zauważyłam gwałtowne ruchy, więc domyśliłam się, że któryś z superbohaterów zaakatakował. Nie myśląc wiele, przyśpieszyłam. Wskoczyłam na pierwszą kondygnacje i zaczęłam się wspinać wyżej. Słyszałam za sobą oddech chłopaka, więc wiedziałam, że za mną podąża.

- Uważaj! - krzyknęłam, gdy zauważyłam atakującą nas postać. Jedną ręką złapałam się zimnej rury, a w drugą chwyciłam yo - yo. Złoczyńca potrafił latać, ale kompletnie nie mogłam go sobie przypomnieć. Przez chwile spanikowałam, ale zobaczyłam wisiorek na jego szyi, więc odetchnęłam z ulgą. Pamiętałam, że właśnie tam była akuma. Wzięłam zamach, odpychając jedną z jego strzał.

Skąd on wziął strzały?!

Musiałam działać, bo drewniane groty śmigały niebezpiecznie blisko nas. Gwałtownym ruchem wyjęłam z przyczepionej do łydki pochwy - nóż i rzuciłam nim w jego kołczan, tym samym przebijając wszystkie strzały.

- Zapłacisz za to?! - wrzasnął złoczyńca, ale było już za późno. Wykorzystując moment jego nieuwagi, trzasnęłam swoim yo - yo w wisiorek, z którego wyleciała akuma. Tak jak zawsze złapałam motyla, a potem ruszyłam na pomoc osobie. Mężczyzna zaczął spadać w momencie, kiedy jego skrzydła zniknęły. Luka złapał go za dłoń w ostatniej chwili. Potem wciągnął go na jedna z kondygnacji i kazał tam zostać.

Ruszyliśmy dalej, słysząc odgłosy walki wyżej. Na placu także widziałam poruszające się sylwetki Alyi i Queen. Walczyły ze złoczyńcami jednocześnie odpychając ataki stworów.
Wyglądało to jakby miały wszystko pod kontrolą, więc postanowiłam dołączyć do Czarnego Kota. Złapałam się ostatniej metalowej rury i nareszcie podciągnęłam się na najwyższą kondygnacje wieży. Nino i blondyn walczyli z Volpiną, jednak dziewczyna ze spokojem odpierała ich ataki. Stanęłam w cieniu tak, aby mnie nie zauważyła. Pokazałam Luce znak ręką, żeby był przygotowany. On także się schował i z boku obserwowaliśmy rozwój wydarzeń.

- Władca Ciem jest za placem.

Usłyszałam to zdanie w swojej głowie, więc lekko się wzdrygnęłam. Dopiero po chwili ogarnęłam, że to Czarny Kot przesłał mi wiadomość.

Dasz sobie radę?

Zaraz do was dołączę, tylko zabije już te głupią lisice. Rzuca się jak nienormalna.

Prychnęłam pod nosem, co nie uszło uwadze innych. O ja pierdole, znowu.

- Biedronka dołącza do gry, jak miło - wysapała  Volpina odskakując na  bezpieczną odległość - i ma nowego kolegę.

- Idź załatwić resztę złoczyńców z Queen i Rudą. Muszą zostać tylko ci czarni.

Luka dyskretnie wycofał się i chwile później widziałam go po drugiej stronie placu.

- Kim był ten przystojniak? - westchnęła teatralnie dziewczyna - nie będzie się z nami bawił?

- Zamknij te cholerną buzie - warknął Czarny Kot.

- I daj się kurwa zabić - dodał Nino z wyraźnym zmęczeniem w głosie.

- Dlaczego to robisz? - podeszłam bliżej niej mocno trzymając yo - yo w dłoni - wszystko, co ci obiecał to napewno brednie.

- Nic nie wiesz - wrzasnęła - to ja tutaj stawiam warunki, rozumiesz?!

- Pożyjemy zobaczymy - celowo doprowadzała dziewczynę do takiego stanu, aby odwrócić jej uwagę. Nino najwyraźniej zauważył moje zamiary, bo powoli zaczął przesuwać się w stronę Volpiny.

- Przestań znowu wtrącać się w nie swoje życie - warknęła, ale nagle przyjęła pewniejszą postawę. Starałam się nie pokazywać jak bardzo mnie to zaniepokoiło.

Czarny Kocie wycofaj się i biegnij pomóc reszcie. Musimy być wszyscy razem, aby zaatakować Władcę.

Jedynie błysk w oku blondyna utwierdził mnie w przekonaniu, że mnie słyszał. Narazie nie zrobił jednak żadnego ruchu. Stał w zbyt widocznym miejscu, dlatego musiałam sprawić, żeby Volpina się odwróciła.

Gwałtownie skoczyłam w jej stronę, przez co dziewczyna, będąc w szoku, odskoczyła na bok. Widziałam czarny ogon znikający za jedną z rur, więc odetchnęłam.

- Tak chcesz się bawić?! Proszę bardzo!

- Pancerniku idź na plac - krzyknęłam, widząc jego nie zdecydowaną minę - dam radę.

- Oh jaka ty odważna - pisnęła lisica i rzuciła się w stronę Nina - nigdzie nie idziesz.

Myślałam, że zdąży go złapać, jednak Nino użył swojej mocy i stworzył wokół siebie tarcze.
Dziewczyna odbiła się od niej z cichym jękiem i upadła na podłogę kilka metrów dalej.

Pokazałam mu palca w górę, a chłopak wycofał się. Teraz będzie musiał się ukryć i przemienić, miałam nadzieje, że o tym pamięta.

- Znowu ty, Marinette - wyszeptała Volpina wstając - czego ty jeszcze chcesz?!

- Co ja ci niby zrobiłam? - ponowiłam swoje pytanie, zbliżając się do niej. Zaczęłam kręcić swoim yo - yo, tak aby wytworzyć tarcze. Wolałam być przygotowana na atak, zważywszy na to, że lisica była nieprzewidywalna.

- Masz wszystko, a mimo to swoją dobrocią i innymi gównami potrafisz zabrać człowiekowi cały świat.

- Uspokój się i te swoją wyobraźnie, dziewczyno - prychnęłam - jedyną obłąkaną osobą jesteś teraz ty.

Volpina ryknęła i rzuciłam się na mnie. Zasłoniłam rękami twarz i odepchnęłam ją od siebie.

Słyszałam bicie swojego serca i każdy wzięty oddech. Lisica wymierzyła cios w mój bok, więc na chwile straciłam panowanie nad ciałem i zachwiałam się. Potem jednak zaczęłam atakować ją i zmuszać do wycofywania się.
Drobnymi krokami dziewczyna zbliżała się coraz bliżej krawędzi. Wrzasnęła i gwałtownie, z niewyobrażalną lekkością, podskoczyła do góry, łapiąc się metalowej rury. Wzięła zamach nogami, a ja w ostatniej chwili odskoczyłam. Obróciłam się i zanim dziewczyna zdążyła zeskoczyć, kopnęłam ją z kolana w brzuch, przez, co spadła na ziemie. Obwinęłam moje yo - yo wokół jej ciała i pociągnęłam je, tak, że Volpina była całkowicie unieruchomiona. O dziwo nie wyrywała mi się, tylko spuściła głowę i wypatrywała się w podłogę. Podeszłam do niej i wyrwałam jej flet, przy akompaniamencie głośnego krzyku. Nadepnęłam na niego, łamią jej zabaweczkę.

Akuma nie wyleciała, a wrzask Lily przeobraził się w głośny śmiech. Stanęłam jak wryta, strając się zrozumieć, co tu się stało.

- Naprawdę myślałaś, że będę miała akumę w tym samym miejscu? Głupia.

- Gdzie ona jest? - ze wściekłością złapałam za jej włosy i podniosłam twarz do góry - gadaj!

- Nie tym przejmowałabym się na twoim miejscu - znowu jej wredny rechot przeszył powietrze - obawiam się, że twój Kotek właśnie traci życie.

Zamarłam, słysząc jej słowa. Chyba nie zdałam sobie jeszcze sprawy z tego, co powiedziała, bo byłam w nie małym szoku. Nie mogła jednak dać się zaskoczyć, więc jak najszybciej przeskanowałam dziewczynę wzrokiem. Ten sam pomarańczowy kostium, czarne botki i lisi ogon, jednak nie pamiętałam czerwonej wstążki na jej włosach. Zerwałam ją bez żadnej delikatności, przez co dziewczyna syknęła. Rozerwałam materiał, a akuma wyleciała z niego trzepocząc skrzydłami. Po standardowych procedurach, rzuciłam wstążkę na bok i zdjęłam yo - yo z leżącej na ziemi dziewczyny. Nie ruszyła się, więc chyba zemdlała. Najważniejsze, że udało mi się pokonać jej okropną postać. Bez kostiumu była bezbronna i nieszkodliwa.

Miałam teraz tylko nadzieję, że jej słowa to kłamstwa.

Jeśli tknęła Czarnego Kota wrócę i ją zabije.

Obiecuje.

......

Czarny Kot pov:

Wylądowałem na dachu, a wokół mnie panował okropna cisza. Pomogłem innym zapanować nad sytuacją, ale mimo poleceń Biedronki, abyśmy trzymali się razem, musiałam zobaczyć gdzie ten tchórz jest. Widziałem go podczas walki z Volpiną na tym o to dachu. Teraz jednak nie było tutaj nikogo. Zauważyłem jakiś ruch po drugiej stronie budynku. Przyjąłem pozycje obronną i wysunąłem moje pazury. Jednak, gdy zobaczyłem widok przede mną wszystkie negatywne emocje zniknęły, zastąpione szokiem. Krawędzi dachu złapała się czarna dłoń. Wystraszyłem się, że to zaakumanizowani, ale chyba wolałbym ich niż widok, który zastałem. Biedronka ledwo wczołgała się na powierzchnie. Przewróciła się na bok z wyraźną trudnością i z takiej pozycji spojrzała na mnie. Jej piękne niebieskie oczy wyrażały niesamowity ból, a moje serce zacisnęło się.

- Tylko nie to - szepnąłem i rzuciłem się w stronę dziewczyny. Przebiegłem w jak najszybszym tempie dystans, który nas dzielił. Nie mogłem pozwolić, żeby ona umarła. Nawet stąd mogłem zobaczyć jej liczne rany, ale ta w klatce piersiowej wyglądała na najgorszą.
Poczułem jak moje oczy pieką mnie, na myśl o tym, że mogę ją stracić. Nie w taki sposób i nie po tym wszystkim. Upadłem przed nią na kolana i sam nie wiedziałem czy mogę jej dotknąć - błagam cię, nie waż się mnie zostawić.

Chciałem złapać jej drobne ciało, ale dosłownie rozpłynęło mi się w dłoniach. Zamieniła się w proch, który sekundę później także zniknął.

Pułapka.

Gwałtownie odwróciłem się, ale było już za późno. Zdążyłem jedynie osłonić ręką twarz od oślepiającego promienia, lecącego w moją stronę. Potem nie czułem już nic oprócz okropnego, piekącego bólu w okolicach brzucha.

Przez chwile nie wiedziałem, gdzie się znajduje, straciłem chyba kontakt z rzeczywistością. Niestety nie zemdlałem, bo czułem każdy nawet najmniejszy ucisk bólu. Z głośnym stęknięciem przewrócił się na bok.

Pułapka.

To była cholerna pułapka.

- NIE! - okropny wrzaski przedarł się do mojego umysłu. Miałem wrażenie, że śnie, ale znałem ten głos. Uchyliłem powieki i zobaczyłem Biedronkę, która dosłownie rzuciła się na Władcę Ciem. Nie widziałem Volpiny, więc zapewne dziewczyna pokonała ją.

Chciałem się uśmiechnąć, ale czułem jak moje mięśnie odmawiają mi posłuszeństwa. Powoli jednak wracała moja świadomość, zacząłem znowu słyszeć odgłosy walki i mogłem całkowicie otworzyć oczy.

My Lady dzielnie stawiała opór Władcy, a z daleka widziałem już innych, który pędzili jej na pomoc. Miałem nadzieje, że razem uda się im pokonać Władcę, ale każdy wiedział, że nie mają szans. Byliśmy wyczerpani, a mężczyzna w pełni sił. 

M-musimy to zrobić.

Wysłałem te myśl do dziewczyny i miałem nadzieje, że ją usłyszy. Zabranie mocy temu potworowi to jedyne wyjście.

Trzymaj się, błagam - usłyszałem - zrobię wszystko by ciebie ratować. Przykro mi jedynie z powodu jego kwami. To stworzonko niczemu nie zawiniło.

Zamknąłem oczy, bo poczułem ból w całej czaszce. Słyszałem odgłosy walki i uderzenia kolejnych nóg o podłogę. Pewnie reszta zjawiła się, żeby nam pomóc. Dokładnie w tym momencie wszyscy stanęliśmy przeciwko naszemu przeznaczeniu. Twarzą w twarz z potworem. Jak na zawołanie zawiał mocniejszy wiatr, przynoszący ulgę dla naszych spoconych i wyczerpanych ciał. Chwile później poczułem pierwsze kropelki deszczu na twarzy. Zimna woda nawilżyła moje spierzchnięte usta i schłodziła obolałe mięśnie. Od razu poczułem się lepiej, dlatego zdecydowałem zobaczyć, co mi jest. Podniosłem się i oparłem na łokciu. Od mojego obojczyka do miednicy ciągnęła się okropnie długa i czerwona rana, a kostium w tym miejscu był rozdarty. Moja gładka skóra teraz wyglądała jak spalony popcorn.

Przepraszam za porównanie.

- Ała! - usłyszałem głośny syk Biedronki, a potem stało się coś naprawdę dziwnego. Dziewczyna upadła na ziemie, a moje serce zatrzymało się.

Biedronka była ranna.

- Nie sądziłem, że to będzie takie proste - zaśmiał się Władca Ciem.

- Pożałujesz tego - Luka wysunął się zza Queen i złapał za swoją bransoletkę - myślę, że potrzebujemy drugiej szansy.

Przesunął palcem po swoim nadgarstku i w tym momencie wydarzyły się dwie rzeczy.

Władca Ciem wrzasnął i rzucił fioletowym promieniem w chłopaka. Zanim znowu znalazłem się na ziemi, czując okropny ból i słysząc krzyk Biedronki, ostry promień trafił prosto w klatkę chłopaka.

Cofnął czas.

Uratował nas.

Mimo miliardów igieł wbijających się w moje ciało, wstałem. Wszyscy superbohaterowie leżeli, Władca Ciem górował nad nimi z uśmiechem satysfakcji, a obok jego nóg leżało ciało Luki. Biedronka jednak nie była już ranna, co oznaczało, że chłopakowi się udało.

Mężczyzna podniósł rękę niebieskowłosego, a ta opadła bezwładnie na ziemie.

- Chyba nie żyje - parsknął - jaka szkoda, nie wykorzystacie tej szansy.

- Zostaw go potworze - warknąła Biedronka, próbując wstać. Mężczyzna podszedł jednak do niej i popchnął z powrotem na ziemie.
Dziewczyna był zdecydowanie wyczerpana, bo nie podniosła się. Jedynie załkała żałośnie.

- Nareszcie - Władca Ciem najwyraźniej wiedział, że już wygrał - to już was koniec, umrzecie teraz w cierpieniach.

Musisz być silna.

Biedronka podniosła delikatnie głowę i spojrzała na mnie załzawionymi oczami. Zawsze cierpiała po czyjejś śmierci, a teraz straciła przyjaciela.

On nie żyje - jek jęk wdarł się do mojej głowy jak strzała.

Nie pozwól, żeby to poszła na marne. Zrobimy to tak jak na treningach.

Mimo wielkiego bólu, zdecydowałem, że muszę wstać. Biedronka była na skraju wyczerpania, więc chciałem dać jej siłę. Na chwiejących się nogach, wstałem z ziemi, a mój kręgosłup zadrżał. Pancernik i Ruda widząc to też zaczęli się podnosić. Jedynie Queen leżała nieprzytomna na ziemi.

- Widzę, że jesteście gotowi na drugą rundę - parsknął Władca, widząc nasze starania - jak tam sobie chcecie...

Nie dokończył, bo dwójka osłabionych superbohaterów, po krótkim spojrzeniu w swoje oczy, rzuciła się na niego. Zajęli jego uwagę, abyśmy my mogli działać. Biedronka podniosła się z ziemi i ruszyła w moją stronę, mocno kuśtykając. Ja także czułem rozrywający ból w całej klatce piersiowej, ale jej niebieskie oczy, wpatrzone w moją osobę, utrzymywały mnie przy życiu.

Podczas każdej bitwy jest taki moment, w którym czas zdaje się zwalniać. Odgłosy walki i wrzaski cichną, zdają się dobiegać do uszu stłumione, jakby przez ścianę wody. Wzrok wyostrza się, widzi się wtedy rzeczy, które zazwyczaj umykają spojrzeniu. Każde uderzenie serca jest słyszalne, tak samo ja przyśpieszony oddech. Przestajesz czuć deszcz spływający ci po twarzy i mieszający z kropelkami potu.

Miałem wrażenie, że w momencie dotknięcia naszych dłoni znalazłem się w bańce mydlanej, która tłumiła wszystko wokół. Krucha bańka mogąca zaraz pęknąć, a wraz z nią cały spokój.

Kotaklizm

Szczęśliwy traf.

Dwa rozpaczliwe szepty, zranionych dusz.

Jedna szansa.

Ostatnia.

Moje mięśnie jakby przejęły nademną władze i same ustawiły się tak, aby trafić w przeciwnika. Przestałem myśleć o bólu, dziewczyna także. Przepływała przez nas energia tak ciepła i silna, że nie czułem nic poza nią. W trzech dużych krokach znaleźliśmy się przy Władcy. Podczas następnego ułamka sekundy zdążyłem ostatni raz spojrzeć na maskę tego potwora, po której teraz spływała woda i krew. Przez moment w jego oczach pojawił się strach, ale było już za późno. Świetlista kula trafiła prosto w miejsce, gdzie powinno bić serce.

Ale ten potwór nie miał serca.

Biedronka upadła na kolana, a ja nie do końca pamiętam, co się potem wydarzyło.

Władcą wstrząsnęły drgawki, jego kostium pochłaniało światło, powoli ukazującego prawdziwie oblicze.

Oblicze mojego ojca.

Nie wiem czy w następnych sekundach gorszy był ból mojego ciała czy serca.

Mogłem się tego spodziewać, ale to był nie mały szok. Przeżyłem tego dnia zwyczajnie za dużo, więc poczułem ciepłe łzy na moich policzkach. Nie wiem ja długo wpatrywałem się w jego osobę. Jednak minęło wystarczająco czasu, abym zdążyć się przemienić. Ciche pikanie uświadomiło mnie w tym, że mój kostium zniknął. Na twarzy mojego ojca pojawił się szok i przerażenie. Natomiast w moim sercu rodził się gniew i powoli traciłem nad sobą panowanie.

- Synu - szepnął.

- Zamknij się! - wrzasnąłem i podszedłem do niego - jak mogłeś?!

Nie odezwał się. I dobrze. Czułem, że jestem blisko rozwalenia czegoś, a najchętniej jego twarzy. Spojrzałem na cały mój autorytet, który teraz wyglądał jak wrak człowieka. Prychnąłem, bo tego było już za dużo. Najważniejszy dla mnie człowiek przed chwilą próbował mnie zabić i od kilku lat terroryzuje Paryż. Fantastycznie.

Odwróciłem się od niego i usłyszałem ciche westchnienie ulgi. On czuje ulgę?!

Nie myśląc wiele, dałem się ponieść emocją. Zamachnąłem się, a moja pieść spotkała się z jego twarzą. Poczułem pieczenie, a on upadł na ziemie.

Rozejrzałem się. Ruda wpatrywała się w Mari w szoku tak samo jak Pancernik. Dziewczyna natomiast siedziała na mokrej ziemi i tępo wpatrywała się w przestrzeń. Jej oczy był puste i czerwone od łez i deszczu. Mokre włosy opadły na bladą i ubrudzoną twarz. Gdzieniegdzie miała zaschnięte ślady krwi, ale było jej napewno mniej w porównaniu do mnie. Jednak to widok jej ból sprawił, że czułam się jeszcze gorzej. Najszybszym tempem na jaki pozwalał mi mój stan, podszedłem do niej. W oddali słyszałem już syren pogotowia i straży. Kątem oka widziałem jak Pancernik pomaga wstać Queen, a Ruda nadal stała w szoku. Władca Ciem leżał nieprzytomny na ziemi.

- Mari - jej ciałem wstrasnął szloch, więc padłem przed nią na kolana.

- O-on nie żyje - jęknęła, ciężko oddychając.

Westchnąłem i cicho syknąłem, gdy usiadłem na ziemi, a rana zapiekła mnie. Mari podniosła głowę, ale nie wydawała się zaskoczona moim widokiem. W końcu byłem sobą, nie Czarny Kotem. Powinna być przynajmniej zdziwiona. Jednak to nie była najważniejsza rzecz w tamtym momencie. Czułem jakby ktoś palił moje ciało i wnętrzności, jednak w sercu rosła iskierka szczęścia, widząc Mari żywą.

Złapałem jej drobne, poranione ciało w swoje ręce i przytuliłem ją do swojej klatki.

- Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham - wyszeptałem w jej włosy - kocham cię ponad wszystko Mari.

- Wiedziałeś? -  mruknęła w moją klatkę.
Cisza była dla niej wystarczającą odpowiedzią. Nie miałem siły się teraz inaczej tłumaczyć.

Odsunąłem się od niej i podniosłem jej twarz do góry, łapiąc za podbródek. Kolejny raz zapatrzyłem sie w jej piękne oczy, a potem przysunąłem swoje usta do jej. Pocałowałem ją z całą siłą jaką jeszcze w sobie miałem.

Niektóre rzeczy trzeba zrobić, nawet jeśli to zły pomysł.

Odsunąłem się od niej, bo poczułem jak zaczyna szumić mi w głowie. Opadłem na betonową podłogę dachu i odetchnąłem. Przed oczami miałem teraz tylko ciemność, a w sercu czułem spokój. Nareszcie koniec tego wszystkiego. Jednak każde zwycięstwa czy porażki są początkiem czegoś nowego. Nawet jeśli miałbym teraz umrzeć, byłbym wdzięczny. Nie potrzebowałem nic więcej niż jej obecności.
I nie wyobrażałem sobie dalszego życia bez Mari, żadnego nowego początku bez niej.

- Kocham cię Adrien - usłyszałem i wtedy zupełnie odpłynąłem.

Niesamowita Biedronka.





KONIEC

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro