11 - ...I po świętach

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

+18!

W drugi dzień świąt wstaliśmy wszyscy o podobnej porze. Gdy dotarłem do kuchni, Marlene już tam była i zdążyła sobie zrobić kawę. Niedługo po mnie zjawił się Harry, więc przygotowałem dla nas wszystkich śniadanie. Na spokojnie zjedliśmy, rozmawiając przy tym o dwóch poprzednich dniach i obiecując sobie, że wkrótce znów się spotkamy w takim gronie. 

Po śniadaniu mieliśmy jeszcze chwilę, aby się pozbierać i po dziesiątej byliśmy już w drodze na dworzec. Dotarliśmy tam na szczęście wystarczająco przed czasem, aby na spokojnie się pożegnać. Marlene wyściskała Harry'ego i obiecała mu, że wkrótce znów nas odwiedzi, a potem przytuliła mnie i życzyła mi powodzenia we wszystkim, o czym rozmawialiśmy. 

Rozeszliśmy się, gdy przyjechał jej pociąg i razem z Harrym wróciliśmy do samochodu. W drodze powrotnej przez chwilę Harry nic nie mówił, ale o dziwo nie zajmował się swoim telefonem. Wyglądał bardziej jakby zbierał się na to, żeby zadać mi jakieś pytanie. Czekałem więc, aż się odezwie, zastanawiając się przy okazji, co takiego mogło mu przyjść do głowy.

— Tato? — Zaczął, a ja kiwnąłem do niego głową. — A gdyby ciocia Marlene wróciła mieszkać tutaj, to ożeniłbyś się z nią?

— Co? — Prychnąłem śmiechem i zerknąłem na niego. — Skąd taki pomysł, Harry? 

— Bo ona jest bardzo ładna. I chyba się trochę lubicie, prawda? 

— Jesteśmy tylko przyjaciółmi, wierz mi, lubimy się tylko po koleżeńsku. 

— Ale to może się zmienić, pomyśl, jak byłoby wtedy fajnie... 

— Harry... Ja wiem, że brakuje ci mamy, ale ciocia Marlene nigdy w życiu nie zgodziłaby się zostać moją żoną. I właściwie ja też bym nie chciał zostać jej mężem. 

— Dlaczego?

— Bo ona wolałaby mieć żonę, a ja... Ja już raz się ożeniłem. Twoja mama była jedyną kobietą w moim życiu, nie umiałbym chyba związać się z żadną inną.  

— Och... — Kiwnął głową i zamilkł. Jechaliśmy dalej w kompletnej ciszy, przerywanej tylko muzyką z radia. Harry oczywiście nie miał pojęcia, że w głowie dopowiedziałem sobie, że jeśli już z kimś się zwiążę, to będzie to Regulus. Myślę, że byłoby to dla niego dużym zaskoczeniem i pewnie ciężko by było mu się z tym oswoić. Do tego, że Syriusz i Remus byli parą był już przyzwyczajony, bo miał z nimi styczność od dziecka. Oni jednak byli jedyną taką parą, jaką znał. Nie wiedział, że moje zainteresowania mogą obejmować młodszego brata jego ojca chrzestnego. Pewnie nawet nie przeszło mu to przez myśl. Co prawda, Syriusz nie krył się z tym, że widziałby nas razem, ale wydaje mi się, że Harry odbierał to jako żarty, droczenie się.

W odpowiednim czasie wszystko mu powiem. Gdy będzie już trochę starszy i lepiej go pozna. Poza tym, gdyby wiedział, pewnie pogłoska rozniosłaby się w szkole, a tego wolałem uniknąć. Uważałem, że gdy związek jest sprawą prywatną, to jest najlepiej. Ludzie nie muszą o nas wiedzieć, nie muszą na nas patrzeć, nie muszą oglądać naszych wspólnych zdjęć w social mediach, nie muszą o nas rozmawiać. Nie jest to ani im, ani nam do niczego potrzebne. Nawet będąc z Lily staraliśmy się pilnować naszej prywatności, choć gdy social media stały się popularniejsze, nie było to łatwe. 

Regulus na pewno by nie chciał, żebyśmy się "obnosili" z naszym związkiem przed innymi ludźmi. On zawsze przyjmował przy ludziach chłodną powłokę i robi to nadal. A gdy zostajemy sami, bywa nie do poznania. Zawsze miało to swój urok i zadziwiało mnie nawet teraz.

Gdy dotarliśmy z Harrym do domu, przypomniało mi się o tym, że Reg zarzekał się, że wieczorem się u mnie zjawi. Napisałem więc do niego wiadomość z zapytaniem, czy rzeczywiście planuje tak zrobić. On odpisał, że tak, ale nie będzie wchodzić przez okno, bo sąsiedzi go mogą zobaczyć i się zaniepokoić. Uznał więc, że napisze mi wiadomość, gdy będzie już przy drzwiach wejściowych, a ja wtedy go wpuszczę do środka. Konspiracja została potem przez nas całkiem porządnie zaplanowana. 

Harry na szczęście od godziny ósmej wieczorem był już w swoim pokoju i pochłonęła go gra na telefonie. Miałem nadzieję, że nie będzie już schodził na dół. Łazienkę miał na górze, głodny raczej nie będzie, a ode mnie raczej nie powinien już niczego chcieć. 

Usiadłem sobie na kanapie i tak siedziałem z telefonem w ręku. Wróciło nagle do mnie wspomnienie, jak Syriusz postanowił któregoś razu wkraść się do pokoju Remusa, gdy ten dostał od rodziców szlaban na wychodzenie z domu. To było też jakoś zimą i pamiętam, że poszedłem z nim, aby mu pomóc. 

*14 lat wcześniej, zima*

— Nie wiem, czy to ci się uda. — Powtarzałem już któryś raz, lecz Syriusz był nastawiony bardzo pozytywnie co do swojego planu. 

— Wyluzuj, uda się. Wejdę po tym drewnianym czymś co kwiatki na tym rosną latem, on wpuści mnie przez okno, nikt niczego nie zauważy. 

— Oby ta kratka wytrzymała twoje wspinanie. — Pokręciłem głową. Szliśmy szybkim krokiem, jakby nasze życie zależało od tej misji. Dopiero przy domu Lupinów zaczęliśmy się bardziej skradać. Przeszliśmy przez szczelinę w ogrodzeniu, o której wiedzieli tylko nieliczni, a potem po cichu zakradliśmy się na tył domu. Pokój Remusa znajdował się na piętrze, a Syriusz chciał wdrapać się po drewnianej kratce, która była przymocowana przy ścianie. Latem obrastały ją rośliny, a zimą była pusta. 

Dotarliśmy pod okno, które było naszym celem i wtedy Syriusz wysłał smsa do Remusa, aby dać mu znać, że plan wchodzi w życie. Potem zaczęła się najciekawsza część, czyli owe wspinanie się. 

— Podsadzisz mnie na tyle, na ile dasz radę, a ja dalej się złapię i powinno pójść dobrze. — Stwierdził. 

— Okej. W razie czego spadniesz w śnieg. — Wzruszyłem ramionami. Śniegu akurat było dość sporo, co jednocześnie było ułatwieniem i utrudnieniem. Stanąłem dość stabilnie w miejscu i podsadziłem go do góry. On złapał dłońmi te kratki, a potem próbował zaczepić się o nie nogami. 

— Kurwa... — Usłyszałem, więc zerknąłem w górę. 

— Co?

— Mam za szerokie buty, ja pierdole, tego nie przewidziałem... Ściągnij mnie w dół. 

Pomogłem mu wrócić na ziemię, a wtedy on ściągnął buty i odłożył je na bok. Ja popatrzyłem na niego jak na kretyna i uznałem, że miłość robi z ludzi szaleńców, a z niego to już w szczególności. 

Chwilę później znów go podsadziłem i tym razem udało mu się zaczepić na kratce. Przez chwilę całkiem dobrze mu szło, lecz nagle usłyszeliśmy trzask drewna, a potem następny. Syriusz spojrzał w dół z rozpaczą na twarzy, a potem znów usłyszeliśmy trzask i nagle razem z drewnianą kratką zleciał z tej ściany prosto w puch śniegu. Ja zdążyłem w porę się odsunąć, a Remus akurat otworzył okno i wyjrzał na zewnątrz. 

— Syriusz? Żyjesz? — Zapytał patrząc z góry na niego. Nie był jednak przerażony, a walczył z tym, żeby się nie roześmiać. Ja powoli podszedłem do tego kaskadera, który teraz leżał w śniegu, idealnie przykryty kratką, jakby był uwięziony. Wciąż tak samo się jej trzymał. 

— Ani... Słowa... — Wymamrotał. Prychnąłem śmiechem i chwyciłem za kratkę, aby go uwolnić. Położyłem ją obok na śniegu. 

— Na pewno nic ci nie jest? Nie uderzyłeś się w głowę?

— James, ja myślę, że to już za późno na takie pytania. — Stwierdził z okna Remus. — O kilka lat za późno.

Syriusz usiadł powoli i otrzepał się ze śniegu, a potem spojrzał na nas naburmuszony. 

— To ja się do ciebie jak Romeo wspinam po tym czymś, a ty sobie ze mnie żartujesz?! — Powiedział do niego uniesionym głosem. Ja w końcu pomogłem mu wstać i podałem mu jego buty, żeby nie stał w skarpetkach w śniegu. Remus uśmiechnął się i pokręcił głową.

— Nie spodziewałem się, że będziesz próbował zrobić coś takiego dla mnie, tak szczerze mówiąc. 

— Przecież ci pisałem w wiadomościach, że to zrobię. Myślałeś, że sobie żartuję?

— No, raczej. To istne szaleństwo... — Lupin pokręcił głową, uśmiech jednak ani na chwilę nie schodził z jego twarzy. 

Ja jedynie obserwowałem całą scenę, nie chciałem im psuć tej idealnej okazji, aby w końcu powiedzieli sobie te dwa słowa, które w sobie dusili od pół roku. Syriusz patrzył się na niego z taką ekspresją, jakby jednak go coś bolało, ale nie chciał się do tego przyznać. W końcu spuścił wzrok, jakby rzeczywiście uznał samego siebie za szaleńca. 

— Syriusz. — Zawołał go wtedy Remus, więc uniósł wzrok. — Kocham cię. — Wyznał. Uśmiech momentalnie zagościł na twarzy Blacka.

— Ja ciebie też kocham. — Odpowiedział. — Weź mi zrzuć jakąś linę, czy coś, chcę cię pocałować...

— Po prostu chodź do drzwi wejściowych, rodzice pojechali do mojej babci jakąś godzinę temu, wrócą pewnie późnym wieczorem.

— ... I ty mówisz mi to dopiero teraz?! — Syriusz westchnął i wściekłym krokiem ruszył w stronę drzwi wejściowych. Remus spojrzał na mnie i razem prychnęliśmy śmiechem.

— Było watro, nie zaprzeczysz.

— O tak. Było warto. — Kiwnąłem głową i pomachałem do niego, gdy już zamknął okno. 

Późnej zostawiłem ich samych sobie i wróciłem do domu, po drodze zastanawiając się, czy mi kiedykolwiek odbije do takiego stopnia, że też będę dla kogoś robić takie rzeczy.

***

Westchnąłem, uśmiechając się pod nosem, gdy wszystko przeleciało mi znów przed oczami. Syriusz po tym upadku rzeczywiście się trochę uszkodził. Miał złamane żebro i jeszcze tego samego wieczoru był w szpitalu. To, co zrobił było cholernie niebezpieczne i myśląc o tym teraz uznałem, że naprawdę miał sporo szczęścia. 

Dostałem nagle wiadomość od Regulusa, że już jest na miejscu. Podszedłem więc po drzwi i po cichu je otworzyłem. On uśmiechnął się cwaniacko i wkradł się do środka. Zgodnie z planem, nic nie mówiliśmy, gdy po cichu przemknęliśmy przez salon i korytarz, aż do mojej sypialni. Dopiero tam on ściągnął swój zimowy płaszcz i buty, a ja zablokowałem drzwi na klucz, w razie czego. 

— Chyba się udało. — Powiedział szeptem i po chwili rzucił się w moje ramiona. Ja objąłem go i przytuliłem z całej siły.

— Pewnie, że się udało. — Delikatnie pocałowałem go w policzek. — Chcesz mi pokazać, jak bardzo za mną tęskniłeś? 

— O niczym innym teraz nie myślę. — Jego twarz zrównała się z moją, a nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku. 

Dłońmi powędrował do guzików przy mojej koszuli i powoli rozpinał je, jeden za drugim, a na koniec rozpiął jeszcze ten przy moich spodniach. Uśmiechnął się lekko wtedy w pocałunku, który wciąż dzieliliśmy. Ja zrzuciłem swoją koszulę z ramion na podłogę, a potem podwinąłem do góry jego koszulkę, aby się jej pozbyć. Zaczerpnęliśmy przy okazji powietrza i wymieniliśmy spojrzenia.

On powoli poprowadził mnie w stronę łóżka, na które potem mnie popchnął. Opadłem na materac, posyłając mu uśmieszek. Wtedy chwycił za krawędź moich spodni i je zdjął, zostawiając mnie jedynie w bieliźnie, po czym sam też pozbył się swoich spodni. Momentalnie znalazł się tuż nade mną, a jego ciało przycisnęło się do mojego. Ja objąłem go ramionami, a nasze usta znów się złączyły. 

W końcu byliśmy tak blisko, jak chcieliśmy i nie musieliśmy się przed nikim chować. Poza Harrym, który był na piętrze. Nie martwiliśmy się jednak o to, że cokolwiek zobaczy, bo drzwi były zamknięte na klucz. Trzeba było jedynie pamiętać o tym, aby być cicho. 

Reg spojrzał na mnie z góry, gdy nasze usta się rozłączyły i delikatnie oparł swoje czoło o moje. Ja uśmiechnąłem się i wplątałem dłoń w jego włosy. Wpatrywałem się w jego oczy, które były piękne, niczym gwiazdy na bezchmurnym, nocnym niebie. 

— Jamie? — Zaczął, przy czym jego palce lekko pogłaskały mój policzek. — Chciałbym cię pocałować o północy w sylwestra. Zawsze chciałem to zrobić... 

— Nie mam nic przeciwko. Ale przy pozostałych?

— Właśnie chciałbym, żebyśmy byli sami, ale nie wiem, jak to zrobić... — Popatrzył na mnie z uroczą miną. Uśmiechnąłem się i rozczochrałem lekko jego włosy. 

— Coś wymyślę, obiecuję. 

On odwzajemnił uśmiech i przytulił się do mnie. Znów złączyliśmy nasze usta na moment, a potem te jego powędrowały do mojej szyi. Z początku składał na niej lekkie pocałunki, lecz z każdą chwilą coraz bardziej się rozkręcał. Ja natomiast powoli odlatywałem, o ile można to tak nazwać. Szyja była definitywnie moim słabym punktem, a on doskonale o tym wiedział. Gdy jego usta oderwały się od mojej skóry, wróciłem na ziemię i spojrzałem na niego. On posłał mi cwany uśmieszek, a potem podniósł się, aby usiąść na moich biodrach. Moje dłonie automatycznie znalazły się na jego udach w tamtej chwili. 

— Dotknij mnie, Jamie. — Poprosił, przy czym wyglądał cholernie uroczo.

— Cały czas cię dotykam, Reggie. 

— Ale wyżej... — Zerknął na moje dłonie. Posłałem mu uśmieszek i specjalnie przesunąłem swoje dłonie na jego brzuch. — Za wysoko, niżej. — Popatrzył na mnie z udawaną pretensją. Poruszyłem brwiami, przyglądając mu się i powoli zsunąłem jedną dłoń niżej, na materiał jego bielizny. Jego ekspresja momentalnie się zmieniła na zadowoloną, a gdy chwilę później moja dłoń pokonała już materiał bielizny i dobrała się do niego, jego twarz przybierała coraz to bardziej euforyczny wyraz. Uwielbiałem widzieć go w takim wydaniu, gdy przyjemność tak pięknie wymalowywała się na jego twarzy, a ciało lekko drżało z ekscytacji, aż do końca.

Ledwo dawał radę być cicho, ale tym razem wyszło mu to lepiej, niż ostatnim. Gdy już złapał oddech, a euforia powoli opuszczała jego twarz, znów pochylił się nade mną i delikatnie pocałował mnie w usta. 

— Ty nie dasz rady być cicho, gdy się do ciebie dobiorę. Gwarantuję ci to. — Wyszeptał, posyłając mi uśmieszek. 

— Sprawdź mnie. — Przygryzłem lekko usta i wpatrzyłem się w niego. On przesunął delikatnie dłońmi po mojej klacie i brzuchu, zatrzymując je przy moich biodrach, a potem taką samą trasę pokonały jego usta. Wtedy pomyślałem, że jednak on dobrze wie, co mówi. Pamiętając to, co potrafią one zrobić, przestałem być pewny tego, że żaden dźwięk nie opuści moich ust.

Zaczął delikatnie, powoli, jakby specjalnie się bawił, aby jeszcze bardziej zwiększyć szanse wyjścia na swoje. Ja już wtedy zaczynałem głośniej łapać oddech i przygryzałem wargi, gdy przyjemność coraz bardziej ogarniała moje ciało i umysł. Wraz z jego zaangażowaniem wzrastała też moja ekscytacja, i to w bardzo szybkim tempie. Jego oczy coraz to przyglądały mi się z satysfakcją, szczególnie gdy musiałem zasłonić swoje usta, aby stłumić kilka dźwięków. Gdy już ogarnęło mnie to cudowne uczucie, na moment po prostu odleciałem, przy czym mimowolnie z moich ust kilka razy uciekło jego imię.

***

Po chwilach uniesienia, musieliśmy niestety wrócić na ziemię. Nie znaczyło to co prawda, że już się zamierzaliśmy rozstać, ale trzeba było się trochę przywrócić do porządku. Zaproponowałem, żebyśmy wzięli razem szybki prysznic, więc po cichu przeszliśmy do łazienki obok mojej sypialni i trochę się odświeżyliśmy.

Potem wróciliśmy do pokoju, który w razie czego znów zamknąłem na klucz i ubraliśmy się tylko w bieliznę. Znów położyliśmy się w łóżku, lecz tym razem pod kołdrą i bez innych zamiarów, niż przytulanie, delikatne pocałunki i cicha rozmowa. 

— Chciałbym, żebyśmy tak mogli codziennie, wiesz? — Wyszeptał, wtulając się mocniej w moje ramiona. — Być tak blisko...

— A nawet bliżej, prawda? — Zerknąłem na niego z uśmieszkiem, on kiwnął głową. — Byłoby pięknie. I kiedyś na pewno tak będzie. 

— Czasem się zastanawiam, czy może nie lepiej by było się przyznać przed pozostałymi, ale potem wyobrażam sobie jak mój brat zalewa mnie pytaniami o wszystkie szczegóły i przeraża mnie to trochę. No i boję się, że za wcześnie zrobimy ten krok i potem coś pójdzie nie tak. 

— Rozumiem cię, też czasami o tym myślę. Wiadomo, byłoby wygodniej, bo przy nich nie musielibyśmy udawać, że nic się nie dzieje. Lepiej jednak poczekać do odpowiedniej chwili. 

— Po moim ostatnim związku jestem trochę wystraszony, jeśli chodzi o poważne sprawy. — Przyznał. — Ale próbuję się przyzwyczajać do myśli o tym, że pewnego dnia będziemy oficjalnie parą, będziemy razem mieszkać i w ogóle...

— Ja też tak mam i każdego dnia zastanawiam się, jak to z nami będzie w przyszłości. — Zacząłem bawić się jego włosami delikatnie. — Boję się, że znów wydarzy się coś strasznego i stracę wszystko... 

— Nic złego nas nie spotka już, James. Wycierpieliśmy swoje, teraz nastał czas na odrobinę szczęścia. — Stwierdził. — Tylko nie możemy się spieszyć, bo wtedy sporo rzeczy idzie nie tak.

— Właśnie wiem. W ogóle jedna sprawa powiedzieć o tym chłopakom, ale druga... Powiedzieć Harry'emu... Myślę, że nie będzie to proste. Wiesz, że po drodze do domu z dworca pytał się mnie, czy ożenię się z Marlene, jeśli ona się tu przeprowadzi? 

— Co? — Reg prychnął śmiechem i pokręcił głową. — Skąd mu to przyszło do głowy?

— Uznał, że jest ładna i byłoby fajnie. — Wzruszyłem ramionami. — Subtelnie mu powiedziałem, że ona wolałaby znaleźć sobie żonę, a nie męża. Myślę, że zrozumiał. 

— No cóż, przynajmniej wiemy, że się nie domyśla, że coś jest między nami. Ale prędzej czy później zacznie to zauważać, tak myślę... Dzieci widzą i słyszą więcej, niż nam się wydaje. 

— Wiem o tym. Ale mu pewnie nawet nie przyszło do głowy, że ja mogę się interesować tobą w ten sposób. Będzie pewnie moment, gdy to do niego dotrze, pewnie gdy będzie starszy. 

— Miejmy nadzieję, że dobrze to przyjmie... Na razie wydaje się mnie lubić, ale nie jestem pewien.

— Lubi cię, na pewno cię lubi. — Rozczochrałem jego włosy i uśmiechnąłem się. — Myślę nawet, że może polubić cię nawet bardziej, niż Syriusza.

— Mój brat by się obraził, gdybyś to powiedział w jego obecności. — Reg prychnął śmiechem.

— Oj tak, to prawda, byłby raczej niezadowolony. Syriusz lubi być najlepszy. 

— Lubi być doceniony, tak właściwie. Miał trudne dzieciństwo, zresztą, ja też, ale rodzice zwykle uważali, że jestem od niego lepszy. A wcale nie byłem. — Westchnął. — Teraz co mi z tego, że studiowałem prawo, zacznę kolejną pracę, której pewnie będę nienawidzić, a Syriusz jest w twojej firmie ustawiony praktycznie do końca życia.

— Przynajmniej masz wykształcenie, nie to co my. — Wzruszyłem ramionami. — Zawsze gdy Syriusz narzekał, że was porównują, powtarzałem mu, żeby się nad tym nie zastanawiał. Jesteście nieporównywalni, tak naprawdę. Każdy ma swoje mocne i słabe strony, a często bywa, że za nasze mocne strony nie jesteśmy doceniani wcale, a słabe strony wytykają nam wszyscy.

— To prawda, zazwyczaj właśnie tak jest. Która godzina, tak w ogóle? — Zapytał, więc sięgnąłem po swój telefon, aby to sprawdzić. 

— Parę minut po północy. 

— Będę się zbierać niedługo. Chłopaki myślą, że poszedłem do Barty'ego, muszę wrócić przed pierwszą. — Wtulił się w moje ramiona. Delikatnie przeczesałem jego włosy i mocniej go przytuliłem. 

— Nie chcę, żebyś szedł...

— Ja też nie chcę iść... Ale muszę. — Uniósł głowę i lekko musnął moje usta swoimi. — Coś wymyślimy, żeby zostać razem na noc niedługo, okej?

— Koniecznie. — Chwyciłem lekko jego policzek i złączyłem nasze usta w pocałunku. Nasze ostatnie wspólne chwile spędziliśmy na niewinnych czułościach, aż on uznał, że nie może dłużej zwlekać i wstał z łóżka, aby się ubrać. Ja tylko narzuciłem na siebie szlafrok, a potem obserwowałem go, czekając, aż będzie gotowy. 

Ubrał buty i płaszcz, a potem spojrzał na mnie i kiwnął głową. Wtedy po cichu otworzyłem drzwi i wyjrzałem na korytarz. Było ciemno, więc uznałem, że Harry na pewno jest na górze. Wyszliśmy z pokoju i w jak największej ostrożności przemknęliśmy razem do drzwi wejściowych. Pocałowaliśmy się ostatni raz na pożegnanie, a potem on wyszedł i ruszył w drogę do domu. Ja natomiast zablokowałem drzwi i odetchnąłem z ulgą, że udało nam się pozostać niezauważonymi. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro