16 - Szukanie prawdy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Budzenie się obok ukochanej osoby jest chyba najlepszym uczuciem na świecie, co definitywnie sprawdzało się w przypadku mnie i Regulusa Blacka. Nie obudził mnie tamtego poranka telefon, ani światło słońca, które leniwie wpadało przez okno, ani nawet hałas samochodów przejeżdżających przez ulicę. Nie. Zbudził mnie właśnie on, a dokładniej dotyk jego chłodnych dłoni, na moim ogrzanym przez zimową pościel ciele. Znalazły się one na moim podbrzuszu jakby nagle, a potem poczułem ciężar na moich udach, sugerujący na to, że on na nich usiadł. Kołdra uniosła się razem z nim, sprawiając że poczułem chłód na ramionach. Uchyliłem lekko powieki i od razu zobaczyłem ten cwany uśmieszek. 

— Wstajesz? — Zapytał, podsuwając wyżej moją koszulkę, która i tak była już podwinięta. Gdy mu się lepiej przyjrzałem, zauważyłem, że on swoją zupełnie zdjął. Pewnie nie spał już od jakiegoś czasu, bo był rozbudzony. 

— Za chwilę. — Mruknąłem i przetarłem oczy dłońmi. — Muszę się dobudzić. 

— Pomogę ci w tym. — Stwierdził, pochylając się nade mną, a jego biodra przycisnęły się mocniej do moich. Głośniej złapałem oddech, a on lekko musnął moje usta swoimi. Potem zaczął się o mnie ocierać i składać pocałunki na mojej szyi. Skutecznie mnie to pobudzało, im bardziej się w to angażował. Nie pamiętam, kiedy ostatnio mój poranek był tak przyjemny, jak wtedy. 

Później zaproponował, żebyśmy razem wzięli prysznic, na co oczywiście się zgodziłem, a gdy już myślałem, że nie może mnie bardziej zaskoczyć, okazało się, że gdy spałem, to on zrobił na śniadanie gofry. Aż zacząłem się zastanawiać, czy aby na pewno dalej nie śnię. 

— Reggie, normalnie za dzisiejszy poranek powinienem cię całować po rękach. — Powiedziałem do niego, gdy skończyłem jeść. — Nawet nie wiedziałem, że ta gofrownica nadal działa.

— Zauważyłem ją wczoraj i tak jakoś wpadłem na pomysł. Nie mogłem się oprzeć. — Uśmiechnął się i upił łyk kawy ze swojego kubka. — To twoich rodziców jeszcze, co nie?

— O tak, to prehistoryczna gofrownica. Przeżyła więcej w swojej egzystencji niż ja sam. — Stwierdziłem. 

— I jeszcze działa, po tylu latach. — Pokiwał głową. — Niesamowite. 

— Wiesz, prawie wcale jej nie używałem. Nie umiem takich rzeczy robić, zresztą wiesz, że nigdy nie byłem zbyt dobry w gotowaniu...

— Teraz jesteś, nauczyłeś się. 

— Siła wyższa. — Wzruszyłem ramionami i westchnąłem. — Szkoda, że nie możesz tu codziennie być i robić gofrów na śniadanie... 

— Obiecuję ci, za rok, może dwa, będę. Jeśli wszystko między nami będzie dobrze. 

— Naprawdę? Już za rok? — Uśmiechnąłem się promiennie i spojrzałem na niego z rozmarzeniem. On zachichotał i pokiwał głową. — Och, chciałbym żeby to było już.

— Cierpliwości, Jamie. Powoli. — Puścił do mnie oczko. — Wszystko w swoim czasie. 

— A kiedy powiemy chłopakom?

— Za jakiś czas, na spokojnie. — Zerknął na zegarek. — Syriusz mówił, żebyśmy o pierwszej przyjechali. 

— Tak wcześnie? — Spojrzałem na niego z zawiedzioną miną. — Ja nie chce...

— Wiem, ja też wolałbym zostać tutaj we dwójkę przez kolejny dzień, ale chyba nam się nie uda.

— Ucieknijmy razem. — Prychnąłem śmiechem. 

— Zostawiłbyś swojego syna? Zastanów się... — Reg spojrzał na mnie oceniająco, ale uśmiechał się bo wiedział, że tylko żartuję.

— Nie umiałbym go tak zostawić, masz rację. — Kiwnąłem głową. — Więc... Co będziemy robić przez ostatnie trzy godziny samotności? — Poruszyłem brwiami. 

— Położymy się razem i będziemy się przytulać. Może być?

— Jak najbardziej.

Razem wróciliśmy więc do sypialni i położyliśmy się wygodnie w łóżku, od razu wtulając się w swoje ramiona. Przez dłuższą chwilę po prostu razem leżeliśmy, aż jego telefon zaczął wydawać coraz więcej dźwięków powiadomień. 

— To pewnie Evan i Barty... — Stwierdził, sięgając po telefon i ułożył się tak, że obydwaj widzieliśmy ekran. Na tapecie miał ustawione zdjęcie czarnego kota, co uznałem za całkiem urocze. Tak jak się domyślał, jego przyjaciele właśnie pisali na grupie i dopytywali się o plany na przyszły weekend. Reg napisał im więc długą wiadomość z tym, co ustaliliśmy wspólnie wcześniej, a na końcu dopisał "tylko jak spotkamy mojego byłego, to pamiętajcie, on was pozwie jeśli zechcecie mu wpierdolić"

— Reggie. — Zwróciłem na siebie jego uwagę. — Wybacz, że się przyglądałem na twoją wiadomość, ale co do twojego byłego... Myślisz, że go spotkamy?

— Jest takie ryzyko. — Westchnął i odłożył telefon obok mojego. — Więc chyba powinienem ci powiedzieć parę rzeczy, zanim do takiego spotkania dojdzie. 

— Okej, jakich rzeczy? — Wpatrzyłem się w niego. On zrobił taką minę, jakby przeskrobał coś złego i nerwowo się zaśmiał.

— Bo widzisz... Głupio było mi się przyznać na studiach, że nigdy nikogo nie miałem, więc... On myśli, że byłeś moim chłopakiem w liceum. I że byłeś moim pierwszym... A jak wiadomo, to nieprawda.

— Wow... No to jestem ciekaw twojej historii, opowiedz mi jak to było, gdy byliśmy w związku. — Zaśmiałem się i pokręciłem głową. Nie byłem oczywiście zły, raczej zdumiony, że postanowił zrobić coś takiego. 

— Byliśmy razem przez rok, ale potem pojawiła się Lily i zostawiłeś mnie dla niej. Nasz pierwszy pocałunek był podczas wakacji w nocy nad jeziorem przy pełni księżyca, a pierwszy raz w twoje 18 urodziny. I nasze rozstanie było bardzo bolesne, nie mogłem się pozbierać. — Opowiadał. — To ostatnie to poniekąd prawda. Byłem zdewastowany, gdy zacząłeś się z nią spotykać... Dlatego też mój były nasłuchał się wielu rzeczy... Szczególnie, gdy dowiadywałem się czegoś nowego o tobie i Lily. 

— Cóż, chyba powinienem uważać, żeby nie dostać w twarz w takim razie. — Prychnąłem śmiechem. — Niech będzie, że to oficjalna wersja zdarzeń. A byłem przynajmniej dobry w łóżku, według twoich historii? 

— Oczywiście. Wymyśliłem wiele historyjek, żeby mu jakoś zaimponować. Nie wiem, czy domyślił się potem, że kłamałem. Ten mój prawdziwy pierwszy raz z nim to... Porażka... — Pokręcił głową. — Pół minuty i po sprawie. 

— To i tak dobry wynik, jak na pierwszy raz. — Wzruszyłem ramionami. — A tak z ciekawości... Gdybyś miał nas porównać, to czy jestem w tym lepszy niż twój były?

— Wiesz... Nie do końca mogę to porównać. Bo widzisz... Zazwyczaj to ja byłem na górze. — Przyznał, chowając twarz przy moim ramieniu. Ja popatrzyłem na niego ze zdziwieniem. 

— Serio? To czemu mi nie powiedziałeś? Spróbowalibyśmy.

— Zwykle nie zależało to ode mnie, gdzie jestem, więc nie pomyślałem... — Podniósł na mnie wzrok. — Ale zastanów się, czy ty w ogóle nas widzisz w odwrotnych rolach? 

— A czemu nie? — Posłałem mu uśmieszek, obrazując sobie dokładnie taką sytuację w mojej głowie. — Nie miałem okazji spróbować tego w taki sposób. A jeśli mam próbować, to chcę to zrobić z tobą. 

— Przemyślimy to jeszcze. Mi to trochę ciężko wejść przy tobie w taką rolę. W końcu jesteś przystojnym tatuśkiem z przedmieścia, to nie jest takie proste, żeby cię zdominować. — Poruszył brwiami, uśmiechając się cwaniacko. Ja zaśmiałem się i pokręciłem głową.

— No tak, nigdy nie wyjdę z tej roli, co nie? Ale tak całkiem serio, jeśli byś chciał, to po prostu mi powiedz. 

— Dobrze. — Kiwnął głową, a potem przybliżył się, żeby lekko musnąć moje usta swoimi. — I nie obawiaj się spotkania  z moim byłym. Jesteś od niego wyższy o głowę co najmniej. I większy. A on jest mocny tylko w gębie, dlatego pisałem chłopakom, żeby wstrzymali się, gdyby zamierzali mu wpierdolić. I to tyczy się też ciebie, nie chcę, żeby ten wariat was pozwał.

— Powiem ci tak... Wpierdolę mu tylko w samoobronie, lub gdy przegnie pałę. 

— To samo ostatnio mówił mi Evan. — Westchnął i pokręcił głową. — Nawet jeśli przegnie pałę, nic mu nie rób. Nie warto.

— Zobaczymy, jeśli nie będzie takiej sytuacji, w której byłbym zmuszony zareagować, to będę trzymał ręce przy sobie. — Uśmiechnąłem się i rozczochrałem lekko jego włosy. — Czy coś jeszcze powinienem wiedzieć? 

— Że zostało nam półtorej godziny do wyjścia. — Oznajmił, przysuwając się bliżej do mnie. — Wykorzystajmy je tak, jak należy. 

Ja kiwnąłem głową w odpowiedzi i znów złączyłem nasze usta. On chwycił mnie za dłonie, których palce splątały się ze sobą momentalnie. Pozwoliliśmy sobie na wszelkie czułości, dopóki mieliśmy taką możliwość. Potem przy chłopakach znów trzeba będzie trzymać fason, chociaż coraz częściej myślałem o tym, aby jednak wyznać im już prawdę.

Czas niestety nie był dla nas łaskawy i leciał bardzo szybko. Nie mieliśmy zupełnie ochoty się zbierać do wyjścia, lecz nic nie mogliśmy na to poradzić. Reg kazał mi założyć golf, bo miałem na szyi jedną malinkę, którą pozwoliłem mu wczoraj zostawić. Ja pożyczyłem mu jedną ze swoich koszul i takim sposobem wyglądaliśmy tak, jakbyśmy się za siebie przebrali. 

Spodziewaliśmy się oczywiście, że Syriusz to zauważy i jeszcze ustaliliśmy po drodze, że przyznamy się tylko do całowania, jeśli nas zapytają, czy do czegoś doszło. Właściwie to Regulus niechętnie zgodził się na to, ale przekonałem go, że wtedy oni dadzą nam spokój na jakiś czas, bo będą wiedzieli, że coś poszło do przodu. 

Jechaliśmy oczywiście samochodem, przy czym on znów po drodze próbował rozrabiać. W połowie drogi jego dłoń zaczęła wędrować po moim udzie, na co nie zamierzałem mu teraz pozwalać. Dlatego też złapałem ją i umieściłem na skrzyni biegów pod swoją, aby uniemożliwić mu jakikolwiek dalszy ruch. 

— Trzymaj fason, tam nie będzie gdzie się schować razem. — Powiedziałem, gdy zauważyłem jego lekko zawiedzioną minę. — Miałeś cały poranek na takie zabawy, zresztą, tak zaczęliśmy dzień. 

— Ale ja chciałbym też teraz, w aucie... — Stwierdził, pochylając się bliżej mnie. 

— Jak? — Zerknąłem na niego. 

— Tak jak w niektórych filmach to robili, wiesz, co mam na myśli. — Oblizał usta i posłał mi uśmieszek.

— Gdyby twoje usta się teraz znalazły na mnie, to prędzej bym wjechał w czyjś dom, niż dotarł na miejsce. 

— Oj tam, przesadzasz... — Prychnął śmiechem. 

— Nie przesadzam, ty naprawdę jesteś w tym cholernie dobry. 

— To może zatrzymajmy się gdzieś w jakiejś uliczce, zrobię to i pojedziemy dalej? 

— Reggie, opanuj się. — Uśmiechnąłem się i pokręciłem głową. — Wierz mi, mógłbym to wszystko robić z tobą w kółko codziennie, ale musimy trochę trzymać fason. Dziś bądźmy dorośli, byliśmy młodzi i beztroscy wczoraj.

— No dobrze... — Westchnął, podobnie jak zwykle robił to Syriusz, gdy próbował do czegoś namówić Remusa. — Skoro nie chcesz... Twoja strata. 

— Skarbie, ja bym cholernie chciał, ale nie mamy na to już czasu, ani warunków. Tak to niestety jest w świecie dorosłych. — Zerknąłem na niego i zatrzymałem auto, gdy dotarliśmy na miejsce. — Ale za to możesz mnie pocałować. Co ty na to?

— Cóż... Jak to mówią, bierz co dają. — Uśmiechnął się i przybliżyliśmy się, aby zastygnąć w lekkim pocałunku na chwilę. Musiałem złapać go za dłonie, żeby nie przyszło mu do głowy rozrabiać i gdy już przerwaliśmy pocałunek, zdecydowałem, że czas wrócić do rzeczywistości. 

Wysiedliśmy z auta i jeszcze obiecywaliśmy sobie po drodze do drzwi, że przy następnej okazji znów się sobą porządnie zajmiemy, a gdy weszliśmy do środka, rozmowy na ten temat ustały. Syriusz był akurat w kuchni, a Harry i Remus grali w salonie na konsoli. Ja i Reg głośno się przywitaliśmy, a potem on poszedł do siebie do pokoju, a ja najpierw zajrzałem do salonu. 

— Jak wam idzie gra? — Zapytałem, przyglądając się na ekran, gdzie właśnie walczyły ze sobą jakieś dwie postacie. Nigdy wcześniej nie widziałem tej gry, więc nawet nie byłem pewien, o co w niej chodzi. 

— Super, wygrywam! — Oznajmił Harry. Lupin uśmiechnął się pod nosem. 

— Tak tak, wygrywasz... — Na chwilę zerknął na mnie, a ja spojrzałem na niego tak, aby dać mu znać, żeby dał Harry'emu wygrać. On przez chwilę kłócił się ze mną na spojrzenia, ale w końcu wywrócił oczami. — No, zaraz wygrasz. 

— Cóż, nie będę wam przeszkadzać, zajrzę do kuchni. — Oznajmiłem i opuściłem pokój. Korytarzem przeszedłem do kuchni, gdzie Syriusz właśnie przyprawiał kurczaka, który smażył się na patelni. 

— Gdzie jest ostra papryka, dopiero co widziałem... — Mamrotał sam do siebie, przeszukując całą szufladę z przyprawami. Ja rozejrzałem się i zauważyłem na blacie torebkę z przyprawą, której szukał. 

— Odwróć się, leży na blacie. — Oznajmiłem. On wyprostował się i spojrzał na mnie z uśmiechem. 

— James! Stary, jak dobrze cię widzieć. — Wziął z blatu to, czego szukał przed chwilą i dosypał trochę do jedzenia, które było na patelni. — Ładnie ci w tym golfie, wiesz?

— Wiem, wiem. Reg kazał mi się tak ubrać. — Wzruszyłem ramionami i oparłem się o lodówkę, która stała obok mnie. 

— Czaję... A doszło do czegoś? — Zerknął na mnie, a ja posłałem mu tajemniczy uśmiech. — Gadaj...

— No... Całowaliśmy się. — Powiedziałem ściszonym głosem i pokiwałem głową. On ucieszył się jak małe dziecko i aż zatańczył na środku kuchni. 

— To świetnie! Przybij! — Uniósł dłoń w górę. Przybiłem z nim piątkę, śmiejąc się pod nosem z jego reakcji. — A coś jeszcze?

— Nie, tylko tyle. — Pokręciłem głową. — Powoli. 

— Och... No dobra... — Syriusz wzruszył ramionami i skupił się znów na przygotowywaniu jedzenia. Do kuchni wszedł nagle Regulus, na którego od razu Syriusz spojrzał i jego wzrok zaczął latać od jednego z nas, do drugiego. — Wy się za siebie przebraliście dzisiaj, czy co?

— Tak wyszło. — Odpowiedział mu obojętnie Reg. — Co gotujesz?

— Robię kurczaka w sosie słodko-ostrym z makaronem. — Oznajmił. 

— O, to moje ulubione. — Przyznał Reg.

— Harry też twierdzi, że to jego ulubione. — Uśmiechnąłem się, zerkając na niego.

— I w moim wykonaniu jest najlepsze. — Uznał dumnie Syriusz. — Jeszcze z dziesięć minut i będzie gotowe, możecie pójść do pokoju obok się całować w tym czasie. 

— Syriusz! — Powiedzieliśmy jednocześnie, takim samym oburzonym tonem. 

— No co? James mówił, że się całowaliście, Remus i Harry i tak grają w grę, macie jeszcze parę minut, korzystajcie. — Puścił do nas oczko. 

— Bądź ciszej. — Reg zmierzył go spojrzeniem. — To, że ty to wiesz, nie znaczy że wszyscy muszą. — Oznajmił i chwycił mnie za nadgarstek, a potem pociągnął za sobą do pokoju obok. Ja wymieniłem po drodze spojrzenia z Syriuszem, zanim znów znalazłem się sam na sam z jego bratem. 

Regulus zamknął za nami drzwi i od razu przycisnął mnie do nich, a potem spojrzał na mnie z poważną miną, jakby był zły, że Syriusz już poznał oficjalną wersję zdarzeń. Ja uniosłem brwi i uśmiechnąłem się do niego, a wtedy on pokręcił głową.

— Już od razu musiałeś mu mówić? 

— Zapytał, to powiedziałem. Tak jak ustalaliśmy. 

— Oby wyszło nam to na dobre, Jamie. 

— Nie martw się, będzie dobrze. — Objąłem go lekko ramionami.

— Masz mu powiedzieć, żeby nie poruszał tematu przy Harrym. — Nakazał stanowczo. Zmierzyłem go spojrzeniem i uśmiechnąłem się pod nosem. 

— Namów mnie.

On jeszcze raz przycisnął mnie do drzwi, atakując przy tym moje usta swoimi. Wtedy szybko zrozumiałem, że w tej chwili on tu rządzi, a ja mam się słuchać. Całował mnie w taki sposób, jakby nic już nie było do dyskutowania, dopóki nie zbrakło nam powietrza. Nasze spojrzenia spotkały się ponownie, przy czym on nagle wydawał się być ode mnie trochę wyższy, a na jego ustach zawitał uśmieszek. 

— Chyba się dogadaliśmy, prawda? 

— Tak, definitywnie. — Pokiwałem głową. 

— To świetnie. Idź mu to powiedz. — Zarządził, odsuwając się. Ja wyprostowałem się, bo jak się okazało, on wydawał się wyższy tylko dlatego, że ja byłem oparty o drzwi. 

— Jesteś pewien, że mam już sobie iść? Mamy jeszcze ze trzy minuty, co najmniej. — Poruszyłem brwiami. On skrzyżował ramiona i przygryzł usta lekko. 

— Mhm, jestem pewien. Jak tu zostaniesz, to nie wyjdziesz stąd przez następne pół godziny i to już będzie ciężej wytłumaczyć. 

— To prawda. — Posłałem mu uśmieszek. — Gdybym rzeczywiście miał nadal te 18 lat, to bym tu z chęcią został i zobaczył, co ze mną zrobisz... 

— Wyszedłbyś stąd jako zupełnie inny człowiek. Twoje ego potrzebowałoby kilku dni, żeby dojść do siebie... Podobnie jak twój tyłek, więc uważaj. — Pogroził mi palcem. Popatrzyłem na niego zdumiony i pokiwałem głową. 

— Podoba mi się to... Ale dziś będę dobrym chłopcem i ciebie posłucham. — Chwyciłem za klamkę i posłałem mu spojrzenie. — Widzisz? Jednak potrafisz wejść w tę rolę. 

— Dopóki ty też trzymasz się swojej. Idź już. — Nakazał. 

— Dobrze, dobrze. — Puściłem do niego oczko i wyszedłem z pokoju. Trochę ochłonąłem, gdy dotarłem do kuchni, gdzie Syriusz już wyjmował talerze z szafki. 

— Co? Już skończyliście? — Zapytał. 

— Chwilę rozmawialiśmy i sprawa jest taka, żebyś nie poruszał tematu tego, co jest między nami przy Harrym. — Oznajmiłem. 

— A, okej, oczywiście. — Pokiwał głową i zaczął nakładać jedzenie na talerze. — W ogóle to rozmawiałem z Remusem o Lily ostatnio i on powiedział, że chciałby z tobą ten temat poruszyć na osobności. 

— O Lily? 

— No wiesz, o niej i o Farquaadzie. 

— Aa, no tak. — Pokiwałem głową. Sprawa nagle wróciła do moich myśli, i zadziałała na mnie niczym kubeł zimnej wody. — Okej, po obiedzie z nim pogadam. 

— On chyba coś wie w temacie, ale nie jestem pewien. Nie chciał mi powiedzieć szczegółów, ale twierdził, że to kompletna głupota, myśleć, że ona z nim... 

— Cóż, tego nie wiemy, musiałbym zapytać Snape'a.

— To nie byłoby mądre, mówiłem ci. Ale jak chcesz, to zapytaj. Wiesz, gdzie pracuje. — Syriusz wzruszył ramionami i wręczył mi dwa pełne talerze. — Zanieś to na stół.

— Hm... Okej. — Kiwnąłem głową i ruszyłem korytarzem do salonu. Tam Harry i Remus grali już w zupełnie inną grę, ale wciąż z dużym zaangażowaniem. — Kończcie powoli, obiad już jest gotowy. — Powiedziałem do nich i wróciłem się do kuchni. Tam był już Regulus i nalewał sobie akurat szklankę wody. Syriusz podał mi kolejne dwa talerze i sam wziął ostatni. Ja i Reg wymieniliśmy tylko spojrzenia, zanim znów ruszyłem w stronę salonu. 

— Reg, weź sztućce! — Krzyknął do niego Syriusz w połowie drogi. 

Wkrótce wszyscy zasiedliśmy razem przy stole. Regulus rozdał nam sztućce i zaczęliśmy jeść. Chyba każdy z nas był zachwycony smakiem przygotowanego przez Syriusza dania, bo talerze opustoszały w błyskawicznym tempie. Faktem było, że on rozwijał się kulinarnie coraz bardziej, choć za czasów szkolnych strach było go wpuścić do kuchni. Byłem z niego dumny, że zrobił postępy, zresztą, nie miał wyjścia, bo Remus nigdy nie miał zbyt wiele cierpliwości do gotowania. 

Po obiedzie Harry koniecznie chciał zagrać z Regulusem na konsoli, więc złożyło się dobrze, bo ja chciałem rozmówić się z Lupinem na temat Lily. Po cichu go zaczepiłem, pytając, czy możemy na osobności pogadać, a on przytaknął, więc poszliśmy razem na górę, do pokoju, który dzielił z Syriuszem. On zamknął za nami drzwi, a potem razem przysiedliśmy na skraju łóżka. 

— Słyszałem, że masz jakieś wątpliwości, co do Lily... — Zaczął mówić, zerkając na mnie. Ja tylko przytaknąłem głową. — To głupota... Ona nigdy by ci tego nie zrobiła, naprawdę. 

— Skąd masz pewność?

— Znałem ją dobrze, może nawet lepiej, niż myślisz. 

— To znaczy? — Spojrzałem na niego ze zdziwieniem, bo to zdanie w mojej głowie nie zabrzmiało dość dobrze.

— Nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego, mam na myśli po prostu, że mówiła mi sporo rzeczy, których nie mówiłeś mi ty i trochę takich, o których mogłeś nie wiedzieć...

— Więc wiesz o tym, że mieliśmy mieć drugie dziecko? — Zapytałem, a on pokiwał głową. 

— Tak... I możesz być na mnie zły za to, co powiem ci teraz... — Westchnął, a ja już byłem gotów usłyszeć coś na ten sam temat. On jednak wyznał mi zupełnie coś innego. — Ja... Wiedziałem wcześniej, że ona umrze. Gdy tylko ona się dowiedziała, że zostało jej mało czasu, to wtedy powiedziała mi o tym. Kazała mi jednak nic nie mówić, błagała mnie, żebym ci tego nie mówił...

— Co... — Przez chwilę musiałem przetworzyć te informacje, on spuścił wzrok i pokiwał głową. 

— Nie chciałem jej zawieść, była słaba i chora, gdybym wtedy ją zawiódł, to by ją podłamało, tak myślałem... Dlatego nic ci nie powiedziałem, choć uważałem, że powinieneś od razu to wiedzieć. 

— Dobra, ale czemu mówisz mi to teraz?... 

— Żebyś mi zaufał i uwierzył, że jej i Snape'a nic nigdy nie łączyło. Ona zerwała z nim kontakt, gdy zachorowała, bo nie miała dłużej siły być dla niego oparciem, tak to tłumaczyła. On miał jakieś problemy, może po prostu próbowała go wesprzeć, ale na pewno nie posunęłaby się do zdrady. Znaliśmy ją dobrze, ty i ja... Zastanów się, pomyśl logicznie, nie zrobiłaby tego.

— Remus... — Westchnąłem i schowałem twarz w dłoniach na chwilę. Przytłoczyły mnie trochę informacje, które mi przekazał, co on sam zauważył i lekko objął mnie ramieniem. — Ona ci ufała, okej, teraz nie mam innego wyjścia, jak zaakceptowanie jej wyborów. Cieszę się, że nie zawiodłeś jej zaufania, choć lekko nadszarpnąłeś moje... Czasami tak musi być, nie gniewam się, rozumiem wszystko. Tylko że im dłużej się zastanawiam, to właśnie tym bardziej myślę, że coś między nimi się działo. A my wszyscy mogliśmy tego nie wiedzieć, po prostu. 

— To głupota, myśleć w ten sposób, James. Myślę, że ona by nie wytrzymała i komuś na pewno wyznałaby prawdę, gdyby coś wydarzyło się między nią, a nim. Zresztą, może niepotrzebnie rozgrzebujemy przeszłość...

— Pewnie niepotrzebnie, ale chciałbym znać prawdę... Zaraz okaże się, że wcale nie znałem swojej żony... Co jeszcze ci powiedziała, czego mogę nie wiedzieć? — Spojrzałem na niego. 

— Że przez wiele lat była zazdrosna o Regulusa i bała się jego powrotu. — Oznajmił. — Ona doskonale wiedziała, że Reg coś do ciebie czuje i miała takie poczucie, że ty też się nim interesujesz. Dlatego go nie lubiła, bo myślała, że on jej ciebie może odebrać.

— Tego to się ostatnio dowiedziałem, właśnie... Reg mówił, że zabrała mu zeszyt z rysunkami, na których byłem ja. Wiesz może coś o tym?

— Schowała go w piwnicy w plecaku ze starymi notatnikami, które prowadziła za czasów liceum. Wiem, bo pomagałem jej pakować wtedy rzeczy w piwnicy, gdy wprowadzała się do twojego domu. Opowiadała, że od razu poczuła się głupio z tym, że ten zeszyt wzięła, ale wtedy już było za późno, żeby go oddać, więc uznała, że musi go przed tobą ukryć. 

— Okej... Będę musiał tam zejść. — Kiwnąłem głową. — Coś jeszcze, co powinienem wiedzieć?

— Na daną chwilę nic innego nie przychodzi mi do głowy. Jak sobie coś przypomnę to ci na pewno powiem. — Poklepał mnie po ramieniu. — A jak było z Regulusem wczoraj? Coś poszło do przodu?

— Ah... Tak, poszło. — Kiwnąłem głową, choć niechętnie teraz chciałem rozmawiać na ten temat.

— To dobrze. Chcesz wrócić na dół? Może zapalimy?

— Tak. Tak, chętnie. — Westchnąłem i wstałem z miejsca. On też się podniósł i wróciliśmy na dół do salonu. Regulus próbował po drodze złapać ze mną kontakt wzrokowy, ale nie byłem w nastroju, żeby udawać, że jest okej, więc nie spojrzałem w jego stronę.

Okazało się, że Remus miał już ostatniego papierosa, więc oddał go mi, a potem wrócił się na górę po nową paczkę. Ja stanąłem przy uchylonym oknie i odpaliłem, od razu zaciągnąłem się mocno dymem i głośno go wypuściłem.

Usłyszałem, jak Regulus cicho prosi Syriusza, żeby teraz pograł za niego, a chwilę później jego dłonie znalazły się na moich ramionach, a głowa oparła na jednym z nich.

— Wszystko w porządku? — Zapytał szeptem. Ja znów zaciągnąłem się dymem i spuściłem wzrok.

— Nic mi nie będzie. Po prostu rozmawiałem o Lily z Remusem. — Odpowiedziałem mu równie cicho. — To trudny temat...

— Czegoś się dowiedziałeś?

— Tylko tego, że Remus wiedział więcej o stanie jej zdrowia, niż ja... — Pokręciłem głową. — Powiedziała mu od razu, że nie ma zbyt wiele czasu, a ja dowiedziałem się dopiero od jej lekarza...

— Pewnie nie chciała, żebyś się tym załamał, uznała, że wystarczy, że ona cierpi... Rozumiem jej tok myślenia, w pewnym wymiarze...

— Ja nigdy tego nie zrozumiem. Powinienem wiedzieć wszystko w pierwszej kolejności. Byłem jej mężem, do cholery... — Znów zaciągnąłem się dymem. Reg cicho westchnął, a jego dłonie lekko zacisnęły się na moich ramionach, jakby chciał mi dodać otuchy.

— Dobrze wiesz, że czasami najciężej jest powiedzieć prawdę tej osobie, którą się kocha najbardziej...

— Niby tak...

— Pomyśl, jak ty byś się zachował. Też byś nie chciał zobaczyć całej nadziei upływającej z jej oczu, bólu wymalowanego na twarzy, łez, których nie mogłaby powstrzymać... Ona też musiała się przygotować na moment, w którym wszystko ci powie. Najpierw jednak musiała sama pogodzić się z prawdą, to nie było proste.

— Mówisz tak, jakbyś ją dobrze znał, Reg. — Spojrzałem na niego. On wzruszył ramionami, a jego mina o dziwo nie wyrażała zaskoczenia.

— Nie lubię tego mówić na głos, ale ja i ona byliśmy do siebie dość podobni, jeśli chodzi o tok myślenia, charakter... Ona była jednak bardziej uspołeczniona, miała więcej empatii, której mi do dziś czasem braknie. Ale gdybyśmy mieli rozwiązać ten sam problem, pewnie zrobilibyśmy to w taki sam sposób. Nigdy o tym nie pomyślałeś?

— Nie... Wcześniej nie... — Zastanowiłem się przez chwilę i nagle dostrzegłem te wszystkie podobieństwa. Logiczne myślenie, spokój w sytuacjach kryzysowych, zamiłowanie do książek i wiele innych rzeczy. Nagle naszła mnie myśl, że nieświadomie zainteresowałem się Lily, bo była stylem bycia bardzo podobna do Regulusa. Nic dziwnego że sądziłem, że mogliby się ze sobą dogadać, gdyby tylko chcieli.

Do pokoju wrócił Remus z nową paczką papierosów i przysiadł sobie na krześle obok okna. Reg odsunął się powoli ode mnie i posłał mi lekki uśmiech, a potem wrócił do konsoli i uwolnił Syriusza od gry, w której już prawie przegrywał z Harrym.

Ja na spokojnie dokończyłem palić, a mój nastrój trochę się poprawił. Głównie dlatego, że nie myślałem więcej o rozmowie z Remusem, a raczej o tym, co powiedział mi Reg.

Zostaliśmy u nich z Harrym jeszcze przez jakiś czas, aż zarządziłem powrót do domu. Umówiłem się z Regulusem, że jutro podrzucę go do pracy rano i odbiorę go wieczorem. Harry akurat miał kończyć później, więc dobrze się złożyło. Przeszło mi przez myśl, że jeśli zobaczę Snape'a, to z nim porozmawiam, bo jednak Syriusz miał racje, mogę to zrobić. On raczej powie mi prawdę, bo niby po co miałby kłamać.

Poniedziałkowy poranek był chłodny i niezbyt przyjemny, lecz na samą myśl o zobaczeniu Regulusa czułem ciepło na sercu. Zebraliśmy się z Harrym do wyjścia, jak co rano i wsiedliśmy do auta. Gdy dojechaliśmy pod dom chłopaków, on już czekał przy drodze. Wsiadł na tylne siedzenie i przywitał się z nami.

Jechaliśmy dalej, prowadząc zwykłą rozmowę o wszystkim i o niczym. Harry nie mógł się doczekać, aż zobaczy się z kolegami, więc jak tylko zajechałem pod szkołę, pożegnał się z nami i szybko poszedł do budynku. Reg wtedy przesiadł się na jego miejsce z przodu i przez resztę drogi jego dłoń razem z moją zmieniała biegi podczas jazdy.

— Oby Snape nie miał teraz zmiany, nie chce mi się z nim z samego rana użerać... — Powiedział, gdy zatrzymałem się na parkingu naprzeciwko kancelarii.

— On pracuje na zmiany? — Zapytałem, gasząc silnik w aucie.

— Tak, albo od wpół do ósmej do wpół do czwartej, albo od dziesiątej do szóstej. Niektórzy mają takie zmiany, ja mam na szczęście stałe godziny.

— Och, to oby go nie było. — Uśmiechnąłem się lekko, bo te informacje mi się zdecydowanie przydadzą. — Mam nadzieję, że będziesz mieć dziś dobry dzień.

— Zaczął się bardzo dobrze i oby tak dalej było. — Uśmiechnął się i pochylił w moją stronę. — Musimy się pożegnać.

— Niestety, a chciałbym z tobą zrobić tyle rzeczy... — Spojrzałem na niego z uśmieszkiem i też się przybliżyłem. On krótko się zaśmiał, a potem delikatnie złączył nasze usta w lekkim pocałunku. Dzieliliśmy go przez dłuższą chwilę, lecz musieliśmy przerwać, bo czas ewidentnie nie był po naszej stronie tego dnia. Leciał zdecydowanie za szybko.

Reg musiał iść do pracy, a ja musiałem wrócić do domu i też zająć się swoją pracą. To szło mi tego dnia wyjątkowo opornie, bo myślami byłem zupełnie gdzie indziej. Uznałem więc, że nie będę nic robić na siłę i ogarnąłem to, co najważniejsze, a potem postanowiłem poszukać zeszytu, który Lily skonfiskowała Regulusowi dawno temu. Nigdy nie przeszukiwałem jej rzeczy, a piwnica była nimi wypełniona. Po jej śmierci wylądowały tam wszystkie jej rzeczy i właściwie starałem się tam nie schodzić, żeby się nie rozklejać. 

Stanąłem przed drzwiami, które prowadziły do piwnicy i głośno westchnąłem, a potem otworzyłem je i zszedłem na dół, po drodze zapalając światło. Pudełka z jej rzeczami zajmowały prawie całe pomieszczenie. Były w nich ubrania, książki i inne należące do niej rzeczy, których widoku nie mogłem znieść po jej odejściu. Dziś jednak nie zamierzałem robić sobie sentymentalnych podróży, tylko odnaleźć zeszyt Regulusa. 

Poprzestawiałem kilka pudeł i siatek, żeby dostać się do starego regału, w którym mógłby się znajdować plecak, o którym wspominał Remus. Jak się okazało, nie było wcale tak łatwo go znaleźć. Musiałem przekopać się przez połowę rzeczy i gdy już wątpiłem w to, że kiedykolwiek go znajdę, zauważyłem jak sprytnie schowała go ona na samej górze regału. Pewnie poprosiła Lupina, żeby tam ten plecak wsadził, bo sama by nie dała rady tego zrobić. 

Miałem mały problem, żeby po niego sięgnąć, ale jakoś się udało. Postawiłem go na podłodze i otworzyłem. W środku rzeczywiście były notatniki Lily, a w samym środku pomiędzy nimi był zeszyt z okładką z Gwiezdnych wojen, który ewidentnie musiał należeć do Regulusa. Uśmiechnąłem się i wziąłem go do rąk. 

— Jest... — Powiedziałem sam do siebie i postanowiłem go przekartkować. Rysunki od razu zrobiły na mnie wrażenie. Były naprawdę staranne i ładne. Jedne przedstawiały moją twarz, inne całą sylwetkę, na niektórych Reg narysował nas razem i one mnie najbardziej zaskoczyły. 

Zabrałem zeszyt ze sobą na górę i odłożyłem go na razie w moim gabinecie. Uznałem, że gdy Reg będzie u mnie w domu, to wtedy mu go oddam, a póki co sam się z nim dokładnie zapoznam. Na razie jednak nie było na to czasu, bo musiałem się zbierać do wyjścia, aby odebrać jego z pracy i Harry'ego ze szkoły.

Przypomniało mi się, że Regulus wspominał o tym, że Snape może kończyć poranną zmianę pół godziny wcześniej, niż on kończy pracę, dlatego też wybrałem się w miarę wcześniej w drogę. Zaparkowałem auto tym razem na parkingu przy kancelarii i wpatrywałem się w drzwi. W tle leciało tylko radio, lecz nie zwracałem na nie za bardzo uwagi. Układałem sobie w głowie to, co powiem do Snape'a, gdy już go zobaczę. O ile w ogóle go zobaczę, bo może ma dzisiaj jednak inną zmianę. 

Gdy zegarek pokazywał już trzecią trzydzieści, postanowiłem wyjść z auta, bo zaczynało mnie trochę nosić. Już myślałem, że go nie spotkam, gdy nagle wyszedł z budynku i prawie od razu mnie zauważył. Jego spojrzenie jak zawsze wskazywało na zdegustowanie i złość. Nie dziwiłem mu się, nigdy nie mieliśmy dobrych relacji. Do tego z wyglądu nadal przypominał nietoperza, zupełnie tak, jak za dawnych lat.

— Co tu robisz, Potter? — Zapytał, schodząc ze schodów. Ja podszedłem w jego stronę i spotkaliśmy się na chodniku. 

— Czekam na Regulusa. Zaraz kończy pracę.

— Ach tak. — Zmierzył mnie spojrzeniem. — Jesteście w końcu razem, co? Już nic nie stoi wam na przeszkodzie...

— Nic z tych rzeczy, przyjaźnimy się. — Wywróciłem oczami. — Chciałem cię o coś zapytać, tak właściwie.

— Mnie? Czyżby? — Skrzyżował ramiona. 

— Tak. — Kiwnąłem głową. — Czy gdy ja byłem z Lily... Coś między wami się działo? 

— Och, nagle zacząłeś się nad tym zastanawiać, co Potter? Po tylu latach?

— Harry powiedział, że trzymaliście się za ręce jak przychodziłeś, stąd to pytanie... Czy coś się działo za moimi plecami?

— Nie widzę powodu, dla którego miałbym ci to mówić. 

— Czyli coś się działo, tak? Gdyby się nie działo, nie mówił byś tak.

— Sam sobie odpowiadasz na to pytanie, po co mnie pytasz, skoro wydaje się, że wszystko wiesz? — Snape spojrzał na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, podobnym do podziwu. Ja już byłem zdenerwowany, bo wciąż nie poznałem prawdy. 

— Nie wiem, domyślam się, ale odpowiedz mi jednoznacznie. Czy coś między wami było, tak albo nie. 

— I tak, i nie. Były różne sytuacje, Potter. Ale nie będę ci tego opowiadać. Nie po tym, co mi zrobiłeś. — Pokręcił głową. — Muszę iść i nie chcę cię więcej widzieć na oczy. — Zmierzył mnie spojrzeniem znów, a potem ominął i ruszył szybkim korkiem w drogę.

— Wzajemnie... — Wymamrotałem i wróciłem do auta. Westchnąłem sam do siebie i usiadłem na miejscu. Oparłem czoło o kierownicę, zastanawiając się nad tym, co powiedział Snape. Nie miałem pojęcia, co oznaczało "i tak, i nie", ale wyobrażałem sobie oczywiście wszystko, co najgorsze. 

Do czasu, gdy Regulus wyszedł z pracy, zdążyłem się już trochę uspokoić i na jego widok uśmiechnąłem się. On wsiadł do auta i od razu przywitaliśmy się pocałunkiem. 

— Jak dobrze cię widzieć... Ale dziś był okropny dzień... 

— Och, a co się stało?

— Opowiem ci po drodze, jedźmy po Harry'ego, bo pewnie zaraz kończy. 

Kiwnąłem głową i ruszyliśmy w drogę pod szkołę. On opowiadał coś o zamieszaniu z jakimś klientem i cała historia miała tyle szczegółów, że niczego z niej nie zrozumiałem. Cieszyłem się jednak, że mam go obok siebie, bo od razu poczułem się spokojniejszy. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro