26 - Intryga i sabotaż

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nastał piątek, co oznaczało, że już następnego dnia Marlene i Dorcas przyjadą do nas na dłuższy czas. Wciąż nie miałem pojęcia, jaki jest prawdziwy powód ich przyjazdu, ale widocznie miało to jakiś związek z Harrym. Miałem nadzieję, że ich obecność poprawi trochę kiepską sytuację, w której obecnie byłem z jego powodu. 

Połowę dnia jak zwykle spędziłem nad pracą, a gdy skończyłem, szybko zjadłem cokolwiek na obiad i czekałem na powrót Harry'ego. Miałem już przygotowaną listę rzeczy, które musimy dziś posprzątać. Gdy tylko przekroczył próg domu, od razu go zaczepiłem. 

— Dobrze, że już jesteś, Harry. Mamy dzisiaj sporo do ogarnięcia przed jutrem. — Oznajmiłem. On popatrzył na mnie z niesmakiem. 

— Ale ja dziś wychodzę...

— Aha, no dobra... Sam nie dam rady wszystkiego zrobić, także chyba zadzwonię do Regulusa i...

— Może się wyrobię. Co trzeba zrobić? — Zapytał, zanim zdążyłem dokończyć zdanie. 

— Przygotowałem listę wszystkich rzeczy. — Wyciągnąłem z kieszeni kartkę i podałem mu ją. — Dzielimy się po połowie. 

— Okej... To ja posprzątam schody, pokój i łazienkę na piętrze i wytrę kurze w salonie. Może być? 

— Dobra, no to bierzmy się do roboty. — Uśmiechnąłem się. — Daj mi znać, jak skończysz, to zobaczę, czy jest dobrze. 

— Jasne. — Harry poleciał od razu na górę, a ja zająłem się swoją częścią zadań z listy. Przewidziałem to, że będzie zamierzał szybko się ze wszystkim uwinąć, więc miałem zamiar i tak się czepiać. Sprzątanie zajęło nam obu tyle samo czasu, a gdy on skończył, tak jak kazałem, zawołał mnie. 

Zacząłem sprawdzać więc wszystko to, co było na jego liście. W salonie wszystko wyglądało w porządku. Przy schodach kazałem mu jeszcze przetrzeć poręcz, potem w łazience na górze okazało się, że przetarł wszystko tylko po wierzchu więc musiał porządniej się za to zabrać. Czas dzięki temu już trochę zleciał. Na końcu, przy ostatnim pokoju, czepiałem się już tylko szczegółów.

— Wszystko zrobiłem, mogę już wyjść? — Zapytał w końcu, z irytacją w głosie.

— Harry, jest już po dwudziestej, trochę późno. — Zerknąłem na zegar, a potem na niego. — Jutro powinieneś być na nogach, gdy przyjadą goście. Nie chciałbym, żebyś był niewyspany, lub tak jak ostatnio, na kacu... 

— To twoi goście, nie moi, nie muszę tu być w ogóle.

— Nic bardziej mylnego, Harry. Marlene wyraźnie mi powiedziała, że przyjeżdżają ze względu na coś związanego z tobą. Poza tym, nie wypada, żeby ciebie tu nie było, gdy się pojawią. To by było niekulturalne. 

— Ale tato... Obiecałem już przyjaciołom, że na pewno się pojawię, będziemy u Deana, wróciłbym przed północą...

— Nie chciałbym, żebyś o takiej porze się kręcił po osiedlu, maksymalnie do dziewiątej wieczorem może cię nie być w domu, chyba że idziesz na nocowanie, lub ja cię odbieram. Dzisiaj chciałbym się wcześniej położyć, więc nie odbiorę cię, a na nocowanie się nie zgodzę, bo jutro mamy gości i chciałbym, żebyś był w formie. Nic się nie stanie, jak raz odpuścisz wyjście z kolegami.

— A ty byś odpuścił na moim miejscu? — Zapytał, patrząc na mnie oceniająco.

— W tym przypadku, jak najbardziej. Jeśli nie byłoby żadnego ważnego powodu, dla którego miałbym zostać w domu, wtedy bym się wymknął, ale szczerze, Harry, nigdy nie uszło mi to na sucho i tobie też nie radzę tego robić. 

— No dobra... — Przewrócił oczami.

— Powinieneś się cieszyć na przyjazd gości, na pewno dostaniesz prezenty albo pieniądze. Marlene zawsze ci coś przywozi i zazwyczaj się z tego cieszysz. 

— No wiem...

— To głowa do góry. — Poklepałem go po ramieniu. — Zrobić coś na kolację?

— Może tosty?

— Okej. Przynieść ci do pokoju? Czy zjesz ze mną w salonie? 

— Zjem w pokoju. — Oznajmił i ruszył w drogę do swojego pokoju na piętrze. Ja natomiast poszedłem do kuchni i zacząłem robić tosty. Miałem nadzieję, że udało mi się skutecznie przegadać Harry'ego, żeby został w domu i nie będzie próbował mi się wymknąć. Na jego miejscu, pewnie i tak bym zignorował to, co powiedzieli rodzice i poszedł się zobaczyć z kolegami. Ba, Syriusz by jeszcze po mnie przyszedł i pomógłby mi się wymknąć.

Harry wydawał się jednak trochę bardziej rozsądny ode mnie. A przynajmniej takie miałem wrażenie. Nie pakował się w kłopoty tak, jak ja kiedyś, choć też nie było z nim lekko. Wciąż zastanawiałem się, kiedy i w jaki sposób zacznie realizować swoją intrygę.

Gdy zrobiłem już tosty, zaniosłem mu je na górę, a potem sam poszedłem z drugą porcją dla siebie do mojego gabinetu. Tam postanowiłem znów zerknąć na jego messengera i zobaczyć, czy może wymyślił już, co zrobi z Regulusem. Miałem dobre przeczucie, żeby to sprawdzić, bo akurat najnowsze wiadomości między nim, a Ronem dotyczyły właśnie tego.

Zamierzali wykorzystać aplikację randkową i utworzyć na niej konto jako Regulus, po czym Harry miałby powiedzieć mi, że screena jego profilu dostał od znajomych. Nie przypuszczałem, że chłopcy będą aż tak kreatywni. Było to na tyle wiarygodne, że udawanie zerwania wcale nie będzie takie skomplikowane. Od razu wziąłem swój telefon i o wszystkim napisałem Regulusowi. Reszta naszych bliskich już w sobotę była o wszystkim poinformowana.  Liczyliśmy na to, że Harry nie będzie zwlekał i tego dnia wykona swój plan. My byliśmy już na to gotowi.

— Dobrze, że cię widzę. Muszę ci powiedzieć, że Regulus dzisiaj przyjdzie razem z Syriuszem i Remusem. Wiesz, żeby przywitać się z Marlene i Dorcas. — Poinformowałem go, gdy tylko pojawił się rano w kuchni.

— No dobra. — Wywrócił oczami. — Skoro musi... 

— Harry... Proszę cię, bądź dla niego uprzejmy dzisiaj, dobrze?

— Spróbuję, tato... Ale gdybyś wiedział to, co wiem ja, to wcale byś mnie o to nie prosił.

— To znaczy? Gdybym co wiedział?— Uniosłem brwi i spojrzałem na niego podejrzliwie.

— Nic, nie ważne. Ja będę na górze, zejdę jak wszyscy będą. — Oznajmił i ulotnił się do swojego pokoju. Ja przez chwilę jeszcze udawałem zadziwionego, a potem znów zająłem się swoimi sprawami. Ciekawiło mnie, w jakich okolicznościach Harry powie mi o Regulusie. Pewnie zechce zrobić to przy wszystkich, żeby afera była większa. Szczerze nie mogłem doczekać się, aż on dostanie za swoje i zrozumie swoje błędy. Na to jednak wszyscy będziemy musieli trochę poczekać. Najpierw to ja będę musiał odegrać swoją rolę, a zresztą nie tylko ja, my wszyscy. 

Zajmowałem się przez resztę czasu ostatnimi przygotowaniami. Sprawdziłem, czy pokój dla dziewczyn jest odpowiednio wysprzątany i czy w łazienkach na pewno panuje porządek. Nie chciałem, żeby zobaczyły bałagan, który ostatnio panował w domu i byłem zadowolony, że przynajmniej to udało mi się ogarnąć. 

W moich skromnych progach najpierw zawitały dziewczyny. Liczyłem, że chłopaki pojawią się szybciej, ale od razu przypomniało mi się, że Syriusz zwykle wybiera się jak sójka za morze, więc nie byłem za bardzo zaskoczony tym, że jeszcze ich nie było.

— Jak dobrze cię widzieć, James! — Marlene uwiesiła się na mojej szyi, a uśmiech nie schodził z jej ust. — Ty się w ogóle nie starzejesz, jak to robisz... 

— Dobre geny. — Wzruszyłem ramionami, odwzajemniając uśmiech. — Jak wam minęła podróż?

— Dobrze, o dziwo tym razem bez przygód. — Odpowiedziała Dorcas. — Ostatnio jak wracałyśmy stąd to pociąg miał jakiś wypadek i czekałyśmy ze dwie godziny na odludziu...

— Pamiętam, przynajmniej tym razem dotarłyście bez problemu. Napijecie się kawy? Albo herbaty?

— Wina. — Marlene wyszczerzyła zęby, a Dorcas zmierzyła ją oceniającym spojrzeniem.

— Poczekajmy na chłopców, wtedy się napijemy wina. Może na razie wody. 

— Dobra... Niech będzie woda. 

— Zaraz przyniosę. — Kiwnąłem głową i poszedłem do kuchni, żeby chwilę później przynieść stamtąd picie. Wręczyłem im po szklance i podparłem się o ścianę, stając naprzeciwko nich. 

— A gdzie Harry? Jest na górze?

— Tak, mówił że zejdzie jak wszyscy będą. 

— Ahaa... — Marlene pokiwała głową i spojrzała na mnie porozumiewawczo. 

— Dobrze myślisz. — Uśmiechnąłem się lekko. — Pewnie o to mu chodzi. — Dodałem ciszej.

— W sumie to mogę ci teraz powiedzieć, dlaczego przyjechałyśmy... Póki jeszcze wszystkich nie ma... Tylko żeby Harry nie usłyszał przypadkiem... 

— To chodźmy do mojego gabinetu. — Zaproponowałem. Marlene od razu podniosła się z miejsca. 

— Ja zostanę tutaj, w razie gdyby reszta naszej ekipy się zjawiła. — Oznajmiła Dori, więc tylko my we dwójkę poszliśmy, aby odbyć rozmowę na osobności. Byłem bardzo ciekawy, co takiego się stało, że dziewczyny przyjechały na aż tak długo, więc odkąd tylko zamknąłem drzwi od gabinetu, wyczekiwałem, aż moja przyjaciółka zacznie opowiadać, o co chodzi.

— Okej, więc sprawa jest taka... Uznasz mnie pewnie za wariatkę... Byłam ostatnio u mojej znajomej, która ma takie zdolności jak medium. Zwykle byłam sceptycznie nastawiona do tego co mi opowiadała, ale ostatnio twierdziła, że zobaczyła przy mnie rudowłosą kobietę, która ewidentnie czegoś ode mnie chciała. Zresztą to całkiem ciekawe, bo Lily mi się śniła kilka dni pod rząd wcześniej. Opowiedziałam jej te sny i ona wyjaśniła mi, że Lily oczekuje ode mnie, że spróbuję naprawić twoją relację z Harrym. Nie wiedziałam wcześniej, że między wami jest taka sytuacja. Okazuje się, że mogę mieć jakiś wpływ na jego zachowanie. Uznałam, że wezmę to na poważnie... 

— Rozumiem cię. I nie sądzę, żebyś była wariatką. Sam czasami zwracam się do Lily o pomoc albo rozwiązanie problemu, może dlatego ona próbowała jakoś dotrzeć do ciebie. Niesamowite... — Westchnąłem i spojrzałem na nią. — Tylko nie mów nikomu. 

— Nie powiem, ty też nie mów reszcie, oni będą kwestionować całą sytuację. Oficjalna wersja jest taka, że przyjechałyśmy żeby trochę się rozerwać w Londynie i zabrać Harry'ego na koncert pod koniec miesiąca, jako niespodzianka. 

— Ooo na koncert? Bardzo fajnie, o ile on będzie grzeczny...

— Ogarniemy go, nie martw się o to. — Blondynka posłała mi uśmiech. — Zobaczysz, wszyscy będziemy się dobrze bawić. 

— A jaki to koncert, tak w ogóle?

— To niespodzianka, zobaczysz. 

— No dobra, niech będzie. To jaki masz na razie plan? 

— Spróbuję do niego jakoś dotrzeć, pogadać szczerze, zorientować się w sytuacji. Do niego trzeba mieć podejście, szczególnie teraz, przy sprawie z Regulusem. 

— Strasznie mi jest przykro, że on go tak nie lubi... — Westchnąłem. — Sam nie wiem już, co robić... 

— Nie martw się, ja to załatwię, mam już plan. — Blondynka uśmiechnęła się tajemniczo. — Ale ci nic nie powiem, żeby niczego nie zepsuć.

— No dobra, ufam ci, ale jakbym przypadkowo wchodził ci w drogę, to daj znać. 

— Jasne. — Kiwnęła głową i zerknęła na zegarek. — O której oni tu przyjdą?

— Nie mam pojęcia, wiesz jaki jest Syriusz... 

— Racja, już zapomniałam, że on się szykuje jak księżniczka na bal przed każdym wyjściem.

— Taka już jego uroda. — Uśmiechnąłem się i westchnąłem. — Dobra, wróćmy do pokoju, opowiecie mi z Dori co tam u was.

We dwójkę wróciliśmy więc do pokoju i usiedliśmy znów razem z Dorcas. Dziewczyny zaczęły mi opowiadać, co działo się u nich w ostatnim czasie. Za każdym razem ich historie mnie zaskakiwały różnymi zwrotami akcji i teraz też nie było inaczej. 

Minęło około godziny, gdy w końcu rozległo się pukanie do drzwi, a po chwili do domu wszedł Syriusz, tak jakby wchodził do siebie. 

— Po co wy pukacie, skoro i tak jesteśmy jak rodzina. — Rzucił spojrzenie za drzwi, a potem z uśmiechem skierował się do nas. — No cześć wszystkim! Dotarliśmy!

— Widzimy. — Kiwnąłem głową i wstałem z miejsca, dziewczyny też poszły w moje ślady. Do domu już weszli Remus i Reg, a chwilkę później wszyscy się ze sobą witaliśmy. 

Korzystając z tego, że Harry'ego nie było jeszcze w pobliżu, czule przywitałem się z moim chłopakiem. Trzymając go w ramionach dopiero sobie zdałem sprawę, jak bardzo za nim tęskniłem. On schował się w moich ramionach i dopóki nikt się do nas nie zwracał, świat wokół dla nas nie istniał.

— James, Reg, wystarczy tych czułości, chodźcie do nas. — Usłyszeliśmy głos Syriusza, więc posłaliśmy mu tylko niezbyt zadowolone spojrzenia, zanim postanowiliśmy zasiąść razem przy stole ze wszystkimi. Wino już było nalane do kieliszków, a rozmowa toczyła się wokół tego, co działo się u chłopaków. My jednak się nie dołączaliśmy do konwersacji, ani za bardzo jej nie słuchaliśmy. Nasze dłonie były splątane ze sobą pod stołem, gdy siedzieliśmy obok siebie i szeptem rozmawialiśmy o naszych sprawach.

— Pewnie dzisiaj on będzie chciał namieszać, co nie? 

— Nie wiem, Reg. Dziwnie się zachowywał od rana, także to jest dość możliwe. Dasz radę wejść w rolę?

— Raczej tak, wiele lat udawania różnych rzeczy przed rodzicami w końcu się na coś przyda... 

— Będzie ciężko, ale musimy to dobrze odegrać, żeby mu pokazać, jak bardzo źle robi rozdzielając nas. 

— Ty masz cięższą rolę do odegrania, bo on ma cię na oku cały czas. 

— Wiem, ale dam radę. Kto jak kto, ale ja doskonale wiem, jak to jest kogoś stracić i jak się wtedy człowiek czuje...

— Racja. — Reg kiwnął głową i ścisnął moją dłoń. — Przykro mi, że znów będziesz przez to przechodzić... Nawet jeśli to jest na niby...

— Takie życie... Damy radę... — Westchnąłem i popatrzyłem na niego z lekkim uśmiechem. Jego ekspresja nie wyrażała nic, już teraz pewnie maskował swoje uczucia. 

Poczuliśmy nagle zapach papierosów i od razu skierowaliśmy wzrok na Remusa i Marlene, którzy już palili przy otwartym oknie, pogrążeni w rozmowie. Syriusz pokazywał Dori jakieś zdjęcia na swoim telefonie i dosłownie w chwili, gdy mój wzrok zatrzymał się przy schodach na piętro, Harry zaczął schodzić na dół. 

Ciarki przeszły po moim ciele na samą myśl o tym, co może się stać za chwilę. Reg puścił moją dłoń, gdy tylko mój syn podszedł bliżej. 

— Cześć wszystkim. — Powiedział Harry, uśmiechając się sztucznie. 

— O, Harry! Nareszcie! — Syriusz wstał z miejsca, aby go uściskać. — Już się zaczynałem zastanawiać, czy gdzieś nam nie zwiałeś.

— Cześć Harry! — Marlene odłożyła papierosa do popielniczki i wstała z miejsca, aby też się przywitać. Zauważyłem, jak sprytnie wręczyła Harry'emu banknot, jakby było to nielegalne. On z uśmiechem schował pieniądze do kieszeni, a potem przywitał się też z Dorcas i z Remusem. 

Uznałem, że do dobry moment, żeby przynieść coś do jedzenia i pod tym pretekstem ulotniłem się do kuchni. Przygotowałem sobie wszystko wcześniej, więc tylko wyjąłem gotowe przekąski z lodówki i odłożyłem je na blat, a gdy zamykałem jej drzwi, ujrzałem swojego syna i aż odskoczyłem. 

— Harry, przestraszyłeś mnie. Nie skradaj się tak, bo dostanę zawału. — Powiedziałem do niego, przyklejając uśmiech na twarz i wziąłem talerze z jedzeniem. 

— Tato, bo ja chcę ci coś powiedzieć. 

— Nie teraz, mamy gości. — Ruszyłem w drogę z powrotem do salonu. On szedł za mną.

— Ale to jest bardzo ważne! 

— Co może być tak ważne, że nie może poczekać? — Zapytałem, akurat dotarliśmy do stołu, gdzie umieściłem talerze. 

— Regulus cię zdradza! — Oznajmił głośno Harry, tak, że aż wszystkie rozmowy w pokoju ucichły. Wszyscy teraz patrzyli na nas. Nadszedł czas na odegranie roli. 

— Co?... — Zapytałem z oburzeniem i rzuciłem spojrzenie na Regulusa. On pokręcił głową.

— Zdradza cię, i ja mam dowód! — Harry wyciągnął swój telefon i pokazał mi screena z aplikacji randkowej. Z ciekawością przyjrzałem się temu, co wymyślił. 

— Pokaż mi to... — Wziąłem od niego telefon i z odegranym niedowierzaniem pokręciłem głową. — Reg, co to ma być?! — Pokazałem mu ekran, on z zaskoczeniem przyglądał się profilowi, który niby należał do niego.

— James, to nie ja, naprawdę! 

— Przecież tu jest jasno napisane, że to ty. I jest twoje zdjęcie!

— Ale to jest fotomontaż! Ja nigdy bym nie założył takiej aplikacji, znasz mnie!

— Czyżby? — Prychnąłem pod nosem i oddałem Harry'emu telefon. — Porozmawiajmy na osobności. Teraz. — Skierowałem się w stronę swojego gabinetu. Reg szybko pobiegł za mną i razem zamknęliśmy się w pokoju na klucz, zostawiając wszystkich zszokowanych w salonie. 

— Ja pierdole... — Reg odetchnął i pokręcił głową. — On serio mnie nienawidzi... A swoją drogą przegiął, mógłbym znaleźć na to paragraf i go pozwać za wykorzystywanie bez zgody moich danych osobistych i wizerunku...

— Nie przesadzaj, Reg... To tylko dzieciak, nie ma sensu się z nim boksować, bo to tylko pogorszy sprawę. — Westchnąłem i chwyciłem go za rękę. — Ważne, że udało nam się odegrać scenę. 

— Tak, tylko czeka nas teraz odegranie całego rozstania... — Pokręcił głową i przytulił się do mnie. — Najgorsze przed nami.

— Racja. Ale nie martw się. Ja się tym zajmę. — Ścisnąłem go w swoich ramionach. — Zrobimy teraz tak. Ty wyjdziesz stąd szybko i od razu pójdziesz na zewnątrz. Ja wyjdę po tobie i zajmę się resztą szopki, dobra?

— Dobra. Tak zróbmy. Ale skoro już jesteśmy tu sami... — Nasze twarze zrównały się ze sobą, a chwilę później usta zastygły razem w pocałunku. Dzieliliśmy go przez dłuższą chwilę, zupełnie zapominając na ten moment o wszelkich problemach. 

Niestety nadszedł moment, w którym musieliśmy się rozdzielić i dobrze odegrać nasze rozstanie. Obydwoje wzięliśmy głęboki oddech i kiwnęliśmy głowami na znak, że czas wkroczyć do dalszej akcji. 

Reg otworzył drzwi i ze spuszczoną głową opuścił szybkim krokiem pokój i wyszedł z domu, trzaskając za sobą drzwiami. Ja natomiast nakleiłem na twarz najsmutniejszą ekspresję, na jaką było mnie stać i powoli wyszedłem z gabinetu. Nie patrząc na nikogo usiadłem przy stole i na raz wypiłem cały kieliszek wina. 

— James... To prawda? — Zapytał po chwili Syriusz. Wzruszyłem ramionami i dolałem sobie więcej trunku, aby po chwili znów wszystko wypić na raz. 

— Niemożliwe. — Remus pokręcił głową. — Nie wierzę, żeby Regulus to zrobił. 

— Ale sami widzieliście jego profil. — Odezwał się Harry. — Mówiłem wam, moi znajomi go znaleźli i podesłali to do mnie. Przecież bym sobie tego nie wymyślił. 

— Wiemy, Harry. — Marlene poklepała go po ramieniu i po chwili usiadła obok mnie. — Czy Regulus się przyznał? — Zapytała, delikatnie kładąc dłoń na moim ramieniu.

— Nie. — Odpowiedziałem, kręcąc głową. — Ale nie potrafi tego nijak wyjaśnić. Gadał coś o prawie, że on znajdzie tą osobę, która za tym stoi, ale nie chciał mi pokazać swojego telefonu i udowodnić, że nie ma tej aplikacji...

— Czyli zaprzeczył, skoro zaprzeczył, to tego nie zrobił. Reg zawsze mówi prawdę, przecież studiował prawo, takie osoby nie kłamią. — Stwierdził Syriusz.

— Bronisz go, bo to twój brat. — Powiedziałem do niego i ukryłem twarz w dłoniach. — Nie wiem, co myśleć.

— Dla mnie to jest jasne, że to zwykły zdrajca. Zawsze miałem co do niego takie przeczucie, tato.

— Daj spokój, Harry... Ty go po prostu nie lubisz. — Syriusz pokręcił głową. — Reg nie jest zdrajcą.

— Nie wiemy tego na pewno. — Odezwała się Dorcas. — No bo czemu nie chciał pokazać telefonu?

— Może być wiele powodów. On nie lubi, gdy ktoś jego rzeczy dotyka, a poza tym, pewnie ma tam zapisane jakieś rzeczy z pracy, których James ani nikt nie powinien widzieć. — Wyjaśnił Remus. — Powinniście jeszcze o tym porozmawiać...

— Ale nie porozmawiamy. Zerwaliśmy i więcej nie chcę go widzieć. — Oznajmiłem i wstałem z miejsca. — Wy też powinniście już iść. Dziewczyny, wam przygotowałem pokój gościnny jakby co. Ja muszę pobyć sam. — Zabrałem ze sobą nieotwartą butelkę wina i poszedłem do sypialni, trzaskając specjalnie za sobą drzwiami i zamknąłem się na kluczyk. 

Wszystko poszło tak, jak powinno. Zadowolony położyłem się na łóżku i od razu napisałem do Regulusa, jak poszło. Oczywiście wszyscy wiedzieliśmy, że to tylko intryga Harry'ego, dlatego nikt absolutnie nikogo o zdradę nie posądzał i wszyscy dokładnie to sobie zaplanowaliśmy, kto i jak zareaguje. 

Najważniejsze jest to, że Harry dał się wkręcić. Oby to, co będzie działo się dalej, nauczyło go czegoś. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro