5 - Krok do przodu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

+18!

Gdy zaczął się kolejny tydzień, zdążyłem już trochę zejść na ziemię po piątkowym spotkaniu i w poniedziałek w pełni sił wróciłem do pracy. Rano oczywiście odwiozłem Harry'ego do szkoły, a później walczyłem przez pół dnia z moją drukarką, bo nie chciała mi wydrukować dokumentów. Ten dzień minął mi całkiem produktywnie i spokojnie, przy czym w wolnych chwilach pisaliśmy z Regulusem na messengerze. 

Namawiałem go rano, żeby do mnie przyszedł, ale niestety miał jakieś plany. Podobnie było we wtorek i w środę, natomiast w czwartek ujrzałem go w progu swoich drzwi, bez żadnej zapowiedzi. 

— Reg, nareszcie. — Uśmiechnąłem się i wpuściłem go do środka. On wszedł i ściągnął z siebie płaszcz, a potem powiesił go na haczyku przy wejściu. 

— Namawiałeś mnie przez tyle czasu, a dzisiaj dopiero udało mi się wyrwać. — Powiedział i przybliżył się, aby pocałować mnie w policzek. 

— Wymyśliłeś pewnie jakąś wymówkę dla Syriusza, co nie? — Zapytałem, poruszając brwiami, a on kiwnął głową.

— Powiedziałem mu, że idę do biblioteki, a potem na miasto. W sumie to nawet nie wypytywał mnie za bardzo, był zajęty pracą. 

— Rano mu wysłałem sporo dokumentów, także ma co robić przez najbliższe pare godzin. — Puściłem do niego oczko i chwyciłem go lekko za dłoń. — Chodź, zrobię nam kawę i sobie posiedzimy trochę.

Poszliśmy razem do kuchni, a tam nastawiłem dla nas kawę. Było jeszcze wcześnie, a Harry był w szkole, więc mieliśmy praktycznie cały dom i dużo czasu dla siebie. Usiedliśmy na moment w kuchni i rozmawiając o wszystkim i o niczym, wypiliśmy razem kawę, a potem zaprowadziłem go do mojego gabinetu. 

Tam poleciłem mu, aby usiadł sobie na krześle przy biurku, a sam musiałem poszukać w jednej z teczek ważnego dokumentu, który musiałem zeskanować. Regulus w tym czasie rozglądał się po pokoju i zauważyłem, że przykuł swoją uwagę do zdjęcia, które stało na moim biurku. Byłem na nim ja z Lily, Syriusz zrobił nam je podczas jednego z jesiennych spacerów, było to nasze pierwsze zdjęcie razem jako para i miało dla mnie bardzo duże znaczenie.

— To zdjęcie jest jeszcze z czasów liceum, co nie? — Zapytał nagle. Ja popatrzyłem na niego i kiwnąłem głową.

— Tak, a co?

— Tak się tylko zastanawiałem... Pewnie bardzo za nią tęsknisz, co nie?

— Za Lily? Cóż, owszem, tęsknie. — Chwyciłem w dłoń dokument, którego szukałem i podszedłem do skanera. — Ale w tej chwili już dużo lepiej sobie z tym radzę. Wcześniej to... Różnie bywało... Nie byłem w ogóle gotowy na coś takiego.

— Była taka młoda... Chyba wszyscy byli w szoku, że tak się stało.

— Chyba tak. Ja nadal jestem w szoku, a minęło już pięć lat. — Westchnąłem i włączyłem skaner. Nie miałem za bardzo ochoty o tym wszystkim rozmawiać. Ten temat wciąż był dla mnie trudny, mimo upływu czasu. Regulus chyba to zauważył, bo zamilkł i zerknął na ekran laptopa, na którym właśnie wyświetlił się skan. 

Podszedłem i pochyliłem się do laptopa, żeby następnie wysłać plik do Syriusza. Napisałem mu kilka słów o tym, co i do czego mu wysyłam. Zastanowiłem się jeszcze, czy na pewno to już wszystko, co miałem zrobić i zamknąłem laptopa. 

— Okej, najważniejsze już załatwione. — Oznajmiłem i zerknąłem na niego. — Przebiorę się i może przejdziemy się do sklepu? Kupimy coś na obiad. 

— Dobrze. — On pokiwał głową. Posłałem mu krótki uśmiech i ruszyłem do wyjścia z pokoju. On podążył powoli za mną i gdy ja już byłem w sypialni przy mojej szafie, on zatrzymał się w progu i mnie obserwował. 

Musiałem wybrać sobie tylko jakąś inną koszulkę, bo ta którą miałem na sobie była typowo "domowa". Wziąłem więc bardziej wyjściową koszulkę i na razie odłożyłem ją na krzesło stojące obok, bo najpierw musiałem zdjąć tą, w której obecnie byłem. Gdy tylko to zrobiłem, usłyszałem za sobą cichy chichot, więc zerknąłem na Regulusa. 

— Wybacz, zobaczyłem tą bliznę na ramieniu i mi się przypomniało, jak to się stało. — Powiedział, posyłając mi uśmiech. Ja na samą myśl o tym wydarzeniu też prychnąłem śmiechem. 

— Ciężko jest zapomnieć o czymś takim, a Syriusz cały czas opowiada tą historię, przy każdej okazji, jaka się nadarzy. — Westchnąłem i pokręciłem głową. Blizna, którą miałem na ramieniu była pamiątką po tym, jak będąc u Remusa na działce, Syriusz znalazł łuk i strzały i uznał, że ma tak świetnego cela, że z pewnością trafi strzałą w jabłko, które zostało umieszczone na czubku mojej głowy. 

Czy było to głupie i niebezpieczne? Owszem, cholernie. Ale wcześniej trafił z podobnej odległości w gołębia, który siedział na ogrodzeniu, więc z tego powodu mu zaufaliśmy. Fakt, że gdy ten pomysł się narodził, nikt z nas nie był trzeźwy. A później strzałę wyciągali mi z ramienia w szpitalu i każdy z nas był przerażony, lecz wciąż nas wszystko bawiło.

*12 lat wcześniej*

Ze względu na to, że kończyły się wakacje, wraz z chłopakami postanowiliśmy wybrać się na działkę do Remusa, aby jakoś z klasą je zakończyć. Działka na szczęście oddalona była tylko o parę przystanków autobusowych i łatwo można było się tam dostać z miasta. Był to malutki domek z dwoma pomieszczeniami i niewielką łazienką. Zwykle tam nie nocowaliśmy, bo wystarczyło wsiąść w autobus, aby wrócić do domu. Tym razem planowaliśmy tam zostać i spać na dmuchanym materacu w śpiworach. 

Dotarliśmy na miejsce około 10 rano, wcześniej oczywiście zaopatrzyliśmy się w prowiant i alkohol. Trójka z nas była już pełnoletnia, natomiast Regulus był o rok młodszy. Nie oznaczało to oczywiście, że był jedyną trzeźwą osobą. Powiedziałbym, że mimo tego, że pił tyle co my, jego było właściwie najtrudniej upić. 

Dzień był piękny i słoneczny, a my w bardzo dobrych nastrojach, wszystko więc zapowiadało się świetnie. Weszliśmy na niewielkie podwórko i Remus otworzył drzwi od domku. Gdy wszyscy wpakowaliśmy się do środka, zrobiło się tam nieco ciasno. Odłożyliśmy nasze "bagaże" w jednym miejscu, a potem z nich wypakowaliśmy tylko to, co było nam na ten moment potrzebne. 

Syriusz i Remus wynieśli na zewnątrz stolik, a ja i Regulus złapaliśmy po dwa składane krzesła i poszliśmy za nimi. Nie zamierzaliśmy przecież spędzać tak pięknego dnia w domku. Mieliśmy zamiar bawić się na podwórku. Przygotowaliśmy więc sobie stolik, a potem na nim rozkładaliśmy wszystkie kupione przez nas rzeczy. 

— A wzięliście paletki do badmintona? — Zapytał Syriusz. 

— Myślałem, że mamy je gdzieś tutaj. — Zastanowił się Remus. — Weź zobacz w środku, w tym drugim pokoju.

On kiwnął głową i poszedł na moment do środka. Ja pomagałem Remusowi rozstawić grilla, a Regulus natomiast usiadł przy stole i nam się przyglądał. Z domku nagle wybiegł Syriusz, a na jego twarzy widniał cwaniacki uśmieszek.

— Patrzcie co mam! — Uniósł w górę łuk i kilka strzał. — Możemy sobie z tego postrzelać!

— Syriusz, odłóż to... — Remus posłał mu spojrzenie. — To mojego taty, nie powinniśmy tego dotykać. Nie ma badmintona?

— Nie ma, ale skarbie, ja umiem strzelać z łuku!

— Ty? Z łuku? — Zdziwiłem się. — Niby skąd?

— Kiedyś nas wujek uczył, co nie, Reg?

— No... Ale to było dawno, miałeś może dziesięć lat. — Wzruszył ramionami.

— Ale ja nadal potrafię, udowodnię wam! — Rozstawił się z tym łukiem parę metrów od ogrodzenia, na którym właśnie przysiadł gołąb. My tylko wpatrzyliśmy się w niego. Remus wyglądał, jakby chciał go powstrzymać, ale chyba zatrzymała go ciekawość. 

Syriusz wziął strzałę i wycelował ją przy pomocy łuku w stronę gołębia. Przymknął jedno oko i chwilę później wystrzelił. Strzała trafiła prosto w bezbronnego ptaka, co spotkało się jednocześnie z naszym przerażeniem i zaskoczeniem, że rzeczywiście potrafi z tego strzelać. 

— Ja pierdole... Zabiłeś go... — Lupin podbiegł do miejsca, w którym upadł nadziany na strzałę gołąb. — Syriusz, ty morderco... Zabiłeś ptaka...

— Daj spokój, kochanie, to tylko gołąb. One wszędzie srają i tylko krążą po mieście w poszukiwaniu chleba. 

— Co nie znaczy, że powinniśmy się ich w taki sposób pozbywać... Co zrobimy z tym? — Remus poniósł strzałę z gołębiem i skrzywił się na sam widok.

— Wrzucimy na grilla, wiesz? — Powiedziałem z ironią. — Trzeba go wyrzucić gdzieś, chyba że Syriusz zamierza zrobić z niego trofeum.

— Broń boże, martwe ptactwo na ścianie kojarzy mi się tylko z domem mojej babci. Zresztą, nie tylko ptactwo, u niej wisi też wszelkiego rodzaju poroże. 

— W porównaniu z tym, twój gołąb może się schować. — Stwierdził Regulus. — Zakopmy go, żeby go nic nie rozszarpało na części. I tak już zginął śmiercią tragiczną.

— Najlepiej razem ze strzałą, bo nie zamierzam go z tego ściągać, to by było ohydne. Dajcie jakąś siatkę czy coś... 

Wziąłem ze stolika wolną reklamówkę i chwilę później umieściliśmy w niej gołębia wraz ze strzałą. Potem Syriusz otrzymał od Remusa łopatę i musiał wykopać dół, w którym zakopie swoje "trofeum". Podczas gdy on się tym zajął, my przygotowywaliśmy jedzenie. Regulus znalazł w domku magnetofon i podłączył go tak, abyśmy na zewnątrz słyszeli muzykę. Każdy z nas zwykle nosił ze sobą jakieś płyty, więc z tym nie było problemu. Takie to były czasy, że muzyki słuchało się zwykle na płytach, niektórzy mieli do tego odtwarzacze MP3, a nasze telefony wciąż miały zwykłe przyciski i bardzo mało pamięci. 

— A co dzieje się z Peterem, tak w ogóle? — Zapytał nagle Remus. — Próbowałem do niego dzwonić, ale nie odbierał. 

— Jest z rodzicami gdzieś u rodziny, pewnie nie miał jak. Rozmawiałem z nim na początku tygodnia to właśnie mówił, że na ten weekend tam jadą i narzekał, że nie będzie się mógł spotkać z nami. 

— Ahaa... — Pokiwał głową. 

— No dobra, zakopałem. — Oznajmił Syriusz. — Jak tam żarcie? 

— Prawie gotowe, umyj ręce i siadaj przy stole. — Nakazał mu Lupin. Razem dalej pilnowaliśmy leżącego na grillu jedzenia i przy okazji prowadziliśmy luźną rozmowę o wszystkim i o niczym. Czasami Regulus coś dopowiadał od siebie, ale on tak kręcił się pomiędzy nami, a Syriuszem, jakby nie był za bardzo pewien, co ze sobą zrobić. 

W końcu jedzenie było gotowe, więc zasiedliśmy wszyscy do stolika i zaczęliśmy jeść. Wtedy też każdy z nas otworzył sobie po piwie i zaczęliśmy spożywać alkohol. Oczywiście nasze spotkania nigdy nie kończą się na jednym piwie. Potem było ich więcej, aż około godziny siódmej wieczorem byliśmy wszyscy porządnie wstawieni, roześmiani i ogółem, świetnie się bawiliśmy. Wtedy to narodził się pomysł strzelania z łuku do jabłka... 

— Zobaczycie! Ja trafię! — Upierał się Syriusz i już trzymał wycelowany łuk ze strzałą w moją stronę. Ja stałem przy ścianie z jabłkiem postawionym na czubku głowy, przodem do muru, bo wolałem nie widzieć tego, jak strzała leci w moją stronę. Sam nie wiedziałem, czemu w ogóle się na to zgodziłem, ale w tamtej chwili było to dla mnie bardzo zabawne.

— To szaleństwo, nie skończy się dobrze! — Powtarzał mu cały czas Remus, ale Black go nie słuchał. 

— Zaufajcie mi. Trafiłem w gołębia, to trafię też w to jabłko. 

— Dawaj! Strzelaj, ja jestem gotowy! — Krzyknąłem do niego. 

— Tylko się upewnij, że wycelowałeś tak jak trzeba. — Odezwał się Regulus, 

— Bez obaw, mam wszystko dobrze wycelowane... Uwaga... Trzy... Dwa... Jeden... — I w tej chwili puścił strzałę, a ta zamiast w jabłko, wbiła się w moje ramię i poczułem okropny ból w tym miejscu. 

— KURWA! — Krzyknąłem i zachwiałem się w miejscu. Gdy odwróciłem głowę, zobaczyłem kawałek strzały i od razu zrobiło mi się gorzej. Cała trójka od razu do mnie podbiegła.

— James, nic ci nie jest? — Zapytał Syriusz.

— KURWA I TY SIE PYTASZ JESZCZE, TRAFIŁEŚ MNIE STRZAŁĄ!

— Ja nie chciałem...

— Musimy z tym do szpitala jechać, zamawiamy taksówkę, szybko! — Zarządził Remus i razem z Syriuszem zaczęli przeszukiwać swoje kontakty w komórkach, aby znaleźć jakiś numer. Ja starałem się zbyt dużo nie ruszać, żeby nie pogorszyć sprawy. Poza tym, czułem się trochę słabo. Regulus przyjrzał się w międzyczasie temu, jakie szkody wyrządziła strzała, a gdy zauważył, że coraz gorzej się czuję, delikatnie zarzucił sobie moje zdrowe ramię na swoją szyję i objął mnie w pasie. 

— Spokojnie, zaraz pojedziemy do szpitala, będzie dobrze. — Powiedział. — Bardzo boli?

— Cholernie... Ja nie wierzę, że on trafił we mnie... Kurwa... — Prychnąłem lekko śmiechem, bo jednak to, jak sytuacja wyglądała zaczynało mnie bawić.

— To wyglądało jak w jakimś filmie przez chwilę. — Stwierdził i pokręcił głową. — Jak w jakiejś komedii, tylko że... 

— Na żywo jest mniej śmiesznie. — Dokończyłem zdanie i westchnąłem. — Zostaniesz ze mną, dopóki mi tego nie wyciągną?

— Oczywiście. Zawsze będę przy tobie. — Obiecał i posłał mi uśmiech. Na moment poczułem się lepiej, gdy to od niego usłyszałem.

— Chłopaki, taksówka za pięć minut będzie! — Oznajmił Remus. — Słuchajcie, wy we trójkę pojedziecie, a ja do was dojadę jak pozbieram stąd wszystkie rzeczy.

— Dobra, tylko nie dzwońcie broń boże do rodziców! Lepiej żeby nie robili zamieszania. — Stwierdziłem. 

— Nie no, wiadomo, żadnych rodziców. — Syriusz pokiwał głową. — Chodźcie, wyjdziemy przed podwórko i tam poczekamy. 

We trójkę wyszliśmy więc z posesji i zatrzymaliśmy się przy drodze. Ja cierpiałem, Regulus mnie trzymał, a Syriusz nerwowo stąpał z nogi na nogę. 

— James... James ja cię tak bardzo przepraszam, ja byłem pewien, że strzała trafi w jabłko, nie wiem, co poszło nie tak...

— Byłeś chyba zbyt pewny siebie. — Powiedział do niego Regulus. 

— Chciałbym powiedzieć, że nic się nie stało, ale mam kurwa strzałę wbitą w ramię. — Zerknąłem na niego z poważną miną, a potem prychnąłem śmiechem. — Kurwa nie wierzę, że takie coś się stało. 

— Przepraszam, naprawdę, byłem pewien, że trafię bez problemu, tak jak w gołębia wcześniej.

— Cóż, ustrzeliłeś dziś dwie żyjące istoty. Dobrze że nie trafiło w moją głowę, albo szyję. — Stwierdziłem i zasyczałem z bólu. — Gdzie ta taksówka...

— Mogłem cię nieumyślnie zabić, fakt. — Popatrzył na mnie wystraszony. — W ogóle nie wziąłem tego pod uwagę. Boże... Ale my jesteśmy kretynami... — On sam w końcu prychnął śmiechem.

— Mówiliśmy wam z Remusem, że to nie jest rozsądny pomysł. — Odezwał się Regulus i pokręcił głową. — O, taksówka jedzie.

Samochód po chwili zatrzymał się i pojawił się kolejny problem, bo trzeba było mnie umieścić na siedzeniach tak, abym gorzej się nie uszkodził. W końcu coś wymyśliliśmy. Syriusz usiadł z przodu, a Regulus razem ze mną z tyłu. Ułożyłem się plecami do góry na jego udach i musiałem podkulić nogi na drugim siedzeniu. W tej niezbyt wygodniej pozycji jechaliśmy do szpitala. Trafione strzałą miejsce bolało mnie coraz bardziej, ale podczas jazdy Reg lekko głaskał mnie po włosach, co przynajmniej mnie uspokoiło na tyle, aby bez marudzenia tam dotrzeć. 

Potem w szpitalu kilka razy musieliśmy tłumaczyć się z naszego wybryku, ale na szczęście byłem pełnoletni i moi rodzice nigdy nie poznali tej historii. Gdy już lekarze wyjęli mi strzałę i założyli opatrunek, musiałem oczywiście swoje odchorować. W domu wszyscy myśleli, że tylko uszkodziłem sobie ramię podczas ćwiczeń, natomiast znajomi w szkole poznali od razu prawdziwą wersję wydarzeń. Syriusz zaprzysiągł, że nigdy w życiu nie weźmie do rąk łuku i gdy tylko miał okazję, aby przywołać tą historię, to za każdym razem to robił. Z perspektywy czasu, było to całkiem zabawne.

***

Zamierzałem właśnie ubrać się w koszulkę, bo mieliśmy wyjść razem do sklepu. Wspomnienie o mojej bliźnie na ramieniu szybko przeleciało w międzyczasie przez moją głowę, ale równie szybko też opuściło moje myśli. Tylko zdążyłem sięgnąć po koszulkę, a pojawił się obok mnie Regulus i delikatnie przejechał ręką po miejscu, w którym widniała blizna. Uśmiechnąłem się lekko i odwróciłem się przodem do niego. Najpierw nasze spojrzenia się spotkały, a potem jego wzrok powędrował po mojej sylwetce, a obie dłonie delikatnie spoczęły na mom torsie. 

— Prawie nic się nie zmieniłeś od tamtego czasu, wiesz? Wciąż wyglądasz świetnie, pewnie nadal ćwiczysz, co nie? 

— Ćwiczę, ale nie tyle, co kiedyś. — Uśmiechnąłem się lekko i spojrzałem w jego oczy. — Naprawdę myślisz, że świetnie wyglądam? Jakbym wciąż miał te 18 lat?

— Tak myślę. — Jego dłonie powoli przesunęły się w dół na mój brzuch i zatrzymały się przy biodrach. — Zawsze gdy widziałem cię bez koszulki, to byłem pod wrażeniem. Walczyłem z tym, aby za bardzo się nie gapić. 

— I pewnie zastanawiałeś się, jak wygląda cała reszta? — Poruszyłem brwiami, posyłając mu uśmieszek. On spojrzał na mnie i prychnął śmiechem, a potem wzruszył ramionami. 

— Czasami... Dziwnie jest się do tego teraz przyznawać. — Stwierdził i przytulił się do mnie. Jego głowa lekko ułożyła się na moim ramieniu. Ja objąłem go delikatnie i pozwoliłem sobie wsunąć dłonie pod jego koszulę. 

— Życie było takie piękne, gdy byliśmy młodzi. Niby wiele się nie zmieniliśmy, ale jednak, nie jesteśmy tacy sami.

— Co nie znaczy, że nie możemy zachować się jakbyśmy wciąż byli tak młodzi, jak wtedy. — Powiedział i uniósł głowę, aby spojrzeć mi w oczy. — Teraz, gdy wiemy, co do siebie czuliśmy i gdy wciąż to czujemy... 

— Czy coś ci chodzi po głowie? — Na mojej twarzy wymalowało się zaciekawienie. On lekko się uśmiechnął i musnął moje usta swoimi, a potem przemieścił je na moją szyję. Zaczął zostawiać na niej delikatnie pocałunki, a jedna z jego dłoni znalazła się niby przypadkiem przy guziku od moich spodni. Szybko się domyśliłem, do czego on zmierza... I uznałem, że dam się temu ponieść i nie będę go przed niczym zatrzymywać. I tak zbyt długo na to czekaliśmy.

Przymknąłem oczy i odchyliłem głowę, dając mu więcej pola do popisu, objąłem go trochę mocniej, przy czym nasze ciała znalazły się bliżej siebie. Wciąż całował mnie po szyi, podczas gdy jego dłonie spotkały się przy krawędzi moich spodni, które momentalnie zostały rozpięte. Ja wtedy chwyciłem swoimi dłońmi jego koszulkę i podciągnąłem ją do góry. On uniósł ręce, aby łatwiej mi było ją zdjąć, a potem objął moją szyję i złączył nasze usta w pocałunku. Ten był wypełniony pożądaniem, namiętnością i ekscytacją. 

Zacząłem powoli prowadzić go w stronę łóżka, na które razem opadliśmy. Chwyciłem wtedy za jego nadgarstki i przycisnąłem je do poduszki, moje biodra znalazły się pomiędzy jego nogami, a ja pobłądziłem wzrokiem po jego sylwetce. Jego klatka piersiowa unosiła się z każdym oddechem, lekko uchylone oczy wpatrywały się we mnie, a na ustach zagościł uśmieszek. Odwzajemniłem go i przybliżyłem się, zaczynając przy tym składać pocałunki przy jego obojczykach, natomiast swoje biodra przycisnąłem do tych jego i poruszyłem nimi. 

Jego oddech stał się niespokojny, a z ust uciekło kilka jęków, gdy powtórzyłem czynność jeszcze parę razy. To, co w tej chwili stało się dla nas uciążliwe, to materiał spodni, które zdecydowanie do niczego nam nie były potrzebne. Dlatego też w pewnej chwili puściłem jego nadgarstki i zsunąłem dłonie po jego klacie i brzuchu, aż do rozporka. On obserwował mnie przez cały czas, zarówno gdy jego spodnie i bielizna znalazły się na podłodze, jak i wtedy, gdy moje dłonie znów znalazły się na jego ciele. Ja wręcz nie mogłem się na niego napatrzyć. Wszystko w nim było wtedy takie piękne. To jak łapał każdy oddech, to jak na jego twarzy malowała się przyjemność, a dłonie zaciskały na materiale poduszki, gdy ja dotykałem go tak, jak nigdy wcześniej, a jak zawsze pragnąłem. 

Widok jego w takim wydaniu z pewnością zapamiętam na długo. Miałem ochotę całkowicie doprowadzić go do szaleństwa, lecz on w pewnej chwili delikatnie chwycił za mój nadgarstek, aby zatrzymać moją rękę.

— Poczekaj. — Poprosił, więc kiwnąłem głową i zaprzestałem swoich działań. On wtedy podniósł się i najpierw ujął w dłonie moje policzki, obdarzył mnie czułym pocałunkiem, a potem delikatnie opuszkami palców pobłądził po mojej szyi i obie ręce umieścił na moich ramionach. — Połóż się. — Wyszeptał, lekko napierając na moje ramiona. Znów kiwnąłem głową i tak jak poprosił, położyłem się. Regulus od razu znalazł się tuż nade mną, posłał mi uśmiech i ponownie złączył nasze usta, ale tylko na moment. Chwilę później były znów na mojej szyi, a jedna z jego dłoni sprytnie wsunęła się pod materiał moich spodni. Jego dotyk rozpalił mnie jeszcze bardziej, lekko westchnąłem z przyjemności i przygryzłem usta. On swoje przesunął z mojej szyi i zaczął składać pocałunki coraz niżej. Kilka na obojczykach, kilka na klacie, kilka na brzuchu, przy czym jego dłoń cały czas przesuwała się po materiale mojej bielizny w nieprzypadkowym miejscu.

Jednak gdy tylko jego usta złożyły ostatni pocałunek na moim brzuchu, obie dłonie chwyciły jednocześnie za materiał spodni i bielizny, które oczywiście zostały zdjęte. Cały czas obserwowałem go z uchylonymi oczami, zastanawiając się, co wydarzy się dalej. On najpierw zeskanował swoim spojrzeniem całe moje ciało, a potem znów posłał mi uśmieszek i nim jakakolwiek następna myśl zagościła w mojej głowie, on pochylił się, a jego usta zaczęły sprawiać mi przyjemność. I to niesamowitą przyjemność, taką, jakiej sobie nawet nie wyobrażałem. 

— O k-kurwa... Reggie... — Wydyszałem, jednocześnie zaciskając dłonie na pościeli. Miałem wrażenie, jakby ekscytacja przepływała przez całe moje ciało, z każdą chwilą bardziej intensywnie. On natomiast, rozkręcał się i wyczyniał z ustami i językiem takie rzeczy, jakich w życiu bym się po nim nie spodziewał, lecz tylko do pewnego momentu. Gdy ja nie mogłem już zatrzymać żadnego dźwięku, jaki miał chęć wydobyć się z moich ust, a niesamowite uczucie miało nadejść lada moment, on przestał. Spojrzałem na niego wtedy i znów zobaczyłem ten uśmieszek. 

— Spokojnie, dojdziemy do tego. — Puścił do mnie oczko. Dwuznaczność tej wypowiedzi wręcz mnie rozbawiła.  

— W to nie wątpię. — Podniosłem się, zrównując się z nim twarzą w twarz i skradłem pocałunek z jego ust. — Na pewno tego chcesz? Jesteś na to gotowy?

— Oczywiście, że tego chce... I ja zawsze byłem na ciebie gotowy, Jamie. — Ostatnie słowa wyszeptał i nasze usta ponownie złączyły się w pocałunku. Więcej się już nie wahaliśmy nad tym, aby przejść do rzeczy. Obydwaj byliśmy na to nakręceni i tego chcieliśmy, no i nie było niczego, co mogłoby nam w tym przeszkodzić. Zostało nam tylko przygotować się do kolejnego ruchu, a gdy to już zrobiliśmy, w końcu spełniły się nasze przeszłe i obecne fantazje.

Z początku byłem bardzo ostrożny i delikatny, aby nie zrobić mu krzywdy. Dłonie trzymałem na jego udach i poruszałem swoimi biodrami powoli, jednocześnie odczuwając równie niesamowitą przyjemność, jak parę chwil wcześniej, a może nawet i większą. Obserwowałem przy tym ekspresje jego twarzy, na której znów malowała się przyjemność. Z jego ust coraz to uciekało kilka dźwięków, a dłonie umieszczone były na moich ramionach. 

Z każdą chwilą pozwalaliśmy sobie na coraz więcej, a cała atmosfera stawała się jeszcze bardziej ekscytująca. Myślę, że w tamtej chwili zarówno on, jak i ja poczuliśmy się, jakbyśmy znów byli o te 12 lat młodsi. Ja zupełnie zapomniałem o całym świecie, skupiłem się tylko i wyłącznie na tym, jak cholernie dobrze mi jest, gdy jestem tu z nim w tej chwili, a on robił wszystko, aby taki stan mnie nie opuścił.

Kochaliśmy się tak, jakby kolejnego razu miało nie być i tak, jakby każdy z nas chciał, aby ten drugi dobrze sobie zapamiętał to, jak cudownie nam ze sobą było. I choć znajome mi było to błogie uczucie na sam koniec, tym razem wydawało mi się ono dużo bardziej intensywne, niż kiedykolwiek wcześniej.

Byłem pewien, że wszystko zostanie na długi czas w mojej pamięci. To, jak cudownie się przy nim czułem, jak razem idealnie się dopełnialiśmy i to, jak niesamowicie wyglądał, gdy całkowicie doprowadziłem go do szaleństwa. 

***

— Było niesamowicie. — Powiedziałem do niego, gdy już obydwaj się ogarnęliśmy. On właśnie wrócił z łazienki i znów położył się obok mnie na zaścielonym łóżku. Ja siedziałem oparty o poduszki i paliłem papierosa. Choć zwykle nie sięgałem do takich używek, po czymś tak niesamowitym nie umiałem sobie jednego odmówić. 

— Zgadzam się, było cudownie. — On uśmiechnął się i po chwili wyjął papierosa z mojej dłoni i lekko zaciągnął się dymem. Prawie od razu jednak zaczął kaszleć.

— Dawno nie paliłeś, co? — Uniosłem brwi i posłałem mu uśmieszek. On pokręcił głową i oddał mi papierosa.

— Bardzo dawno, ostatnio to chyba jakoś gdy jeszcze studiowałem prawo...

— Ja co jakiś czas sobie popalam. Zwykle są to raczej moje gorsze momenty, ale dziś to zdecydowanie dobry moment. — Puściłem do niego oczko. On przysunął się i przytulił się do mnie. Objąłem go ramieniem i delikatnie musnąłem ustami jego policzek. 

Przez chwilę tak sobie po prostu leżeliśmy, ja wypaliłem do końca papierosa i zgasiłem go w popielniczce, a potem coś mnie tchnęło, żeby zerknąć na zegarek. Była godzina trzecia po południu, za pół godziny musiałem odebrać Harry'ego ze szkoły i dopiero wtedy to do mnie dotarło.

— O cholera, ale już późno. 

— Czas szybko leci, przy dobrej zabawie. — Powiedział z uśmieszkiem Regulus. 

— Tak, ale zaraz muszę pojechać po Harry'ego. Mam jeszcze jakieś piętnaście minut do wyjścia. — Spojrzałem na niego z przepraszającą miną.

— W porządku, rozumiem. — Lekko pocałował mnie w policzek i wstał z łóżka. — Chodź, musimy się pozbierać do wyjścia. 

Kiwnąłem głową i też się podniosłem. Razem jeszcze zajrzeliśmy do salonu i do kuchni sprawdzić, czy wszystko jest na swoim miejscu. On potem ubrał buty i płaszcz i jeszcze przejrzał się sobie w lustrze, nim znów zwrócił się do mnie. 

— Ja już pójdę. I nie, nie możesz mnie odwieźć, bo Syriusz nie wie, że byłem dzisiaj u ciebie. — Oznajmił, puszczając do mnie oczko. 

— No dobrze, w porządku. Chociaż chciałbym, żebyś poznał Harry'ego jakoś niedługo... — Ja sięgnąłem po swoją kurtkę i założyłem ją na siebie. On uśmiechnął się ciepło i kiwnął głową.

— Niedługo, James. Wszystko w swoim czasie. 

— Spotkamy się wkrótce? — Zapytałem, podchodząc do niego bliżej. Jego dłonie znalazły się znów na moich ramionach, a usta delikatnie musnęły moje. 

— Oczywiście. Jak tylko będziemy mieć czas.

— Już nie mogę się doczekać. — Objąłem go i przytuliłem mocno do siebie. Zupełnie nie miałem ochoty się z nim rozstawać, ale nie było innego wyjścia. Po chwili wypuściłem go z ramion, a on podszedł do drzwi. 

— Dzisiaj było naprawdę cudownie. — Powiedział, zerkając na mnie. — Mam nadzieję, że wkrótce to powtórzymy.

— Mogę ci to zagwarantować. — Przygryzłem usta i puściłem do niego oczko. On uśmiechnął się i otworzył drzwi. Po chwili razem wyszliśmy z domu, a ja zamknąłem drzwi na klucz. 

Rozeszliśmy się przy samochodzie. On ruszył piechotą do domu, a ja usiadłem za kierownicą i ruszyłem w drogę do szkoły, aby odebrać mojego syna. Ze względu na to, że spędziłem czas w taki, a nie inny sposób, nie zrobiłem nawet zakupów do domu i nie miałem przygotowanego obiadu. Uznałem więc, że po prostu później zamówię pizzę. 

Pod szkołę dotarłem akurat na czas. Nawet nie musiałem wysiadać, bo Harry akurat wyszedł z budynku i chwilę później wsiadł do auta. Ruszyliśmy więc razem w drogę powrotną do domu.

— Nie uwierzysz, tato... Malfoy i jego koledzy zepsuli dzisiaj dwa zlewy w męskiej łazience i uszło im to na sucho! 

— Na sucho? Nie oblali się wodą, jak je psuli? — Zapytałem, podśmiewując się lekko. Harry spojrzał na mnie oceniająco.

— Tato, naprawdę... Oni zepsuli zlewy i zrzucili winę na jakichś pierwszoklasistów, którzy akurat się napatoczyli. Dzieciaki będą miały problemy, bo nauczyciele uwierzyli w bajeczkę Malfoya! 

— A ty skąd wiesz, że to oni zepsuli zlewy?

— Bo pochwalili się nagraniem na snapchacie. — Oznajmił Harry. Nawet nie wiedziałem, że on już wie, co to snapchat i że używa tej aplikacji. Trochę mnie to zdziwiło, ale nie zamierzałem mu tego zakazywać, ani go o to wypytywać. — W ogóle czuję zapach papierosów, jakby wujek Remus jechał autem razem z nami. 

— Och. — Uśmiechnąłem się niewinnie. — Widzisz, miałem dzisiaj takie jedno spotkanie i poczęstowałem się papierosem, nie wypadało odmówić. 

— Okej. — Harry kiwnął głową. Na szczęście nie zadawał żadnych pytań. 

— W ogóle mam niespodziankę. Zamówimy dzisiaj na obiad pizzę, co ty na to? — Zerknąłem na niego. On oczywiście się ucieszył.

— Ooo super! Dawno nie jedliśmy pizzy!

— Też tak sobie pomyślałem, dlatego dzisiaj zamówimy. Czas najwyższy. 

Uznałem, że mam naprawdę sporo szczęścia z tym, że Harry mnie o nic nie wypytuje i że pomysł z zamówieniem pizzy nie wydał mu się ani trochę podejrzany. Gdy dojechaliśmy do domu, od razu zamówiliśmy sobie dużą pizzę z naszej ulubionej pizzeri i razem czekaliśmy na jej dowóz w salonie, popijając przy tym zrobioną wcześniej herbatę. 

— Tato, a ja miałbym takie jedno pytanie... — Zaczął Harry, więc wpatrzyłem się w niego. — Kiedy poznam brata Syriusza? 

— Cóż, tego jeszcze nie wiem, ale na pewno wkrótce. — Uśmiechnąłem się lekko.

— Nie opowiedziałeś mi w ogóle o waszym spotkaniu. Jak było? Co robiliście?

— A, rzeczywiście, nie miałem okazji ci opowiedzieć. — Upiłem łyk herbaty, aby na szybko pomyśleć o tym, co mu powiedzieć. — Było w porządku, wypiliśmy po lampce wina, zjedliśmy kolację, powspominaliśmy dawne czasy... Trochę spraw sobie powyjaśnialiśmy przy okazji. 

— I już wiesz, dlaczego on tu wcale nie przyjeżdżał przez tyle lat?

— Wiem. Po prostu pewna sprawa go przytłoczyła tutaj i próbował od tego uciec. 

— Jaka sprawa?

— Harry, nie powinieneś o to nigdy go pytać, to nie jest dla niego przyjemny temat. Poza tym, ja też nie mogę za dużo o tym mówić, opowiedział mi to w zaufaniu, że wszystko zostanie między nami. — Powiedziałem, aby uniknąć dalszych pytań.  — Niedługo pewnie się znów zobaczymy i na pewno nadarzy się okazja, żebyście się poznali. 

— A masz jakieś jego zdjęcia? — Zapytał Harry. Ja zastanowiłem się, gdzie mogą być schowane wszystkie fotografie, na których był Regulus i przypomniałem sobie, że pudełko z tymi zdjęciami znajduje się w piwnicy w domu Syriusza.

— Nie tutaj, niestety. Widzisz... Twoja mama i brat Syriusza niezbyt się ze sobą lubili. Dlatego na zdjęciach, które ona zawiesiła u nas w domu nigdzie go nie ma. Gdy zamieszkaliśmy tutaj razem, ja oddałem Syriuszowi całe pudełko zdjęć, na których był też Regulus. 

— A dlaczego oni się nie lubili? 

— Zadajesz dzisiaj strasznie dużo pytań, Harry... — Zerknąłem na niego z uśmieszkiem. — Nie lubili się, bo nie potrafili ze sobą rozmawiać. On uważał, że twoja mama za bardzo się wymądrza, natomiast ona uważała go za aroganckiego dzieciaka, który wszystkich ocenia. Nie zgadzałem się ani z jedną, ani z drugą osobą, więc po prostu się w to nie mieszałem. 

— Rozumiem. — Kiwnął głową. — Wciąż mnie ciekawi, jaki on jest... 

— Dowiesz się w swoim czasie. — Lekko poklepałem go po ramieniu. W końcu usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, zwiastujący dostawę pizzy, więc wstałem, aby otworzyć i odebrać zamówienie. 

Temat Regulusa na szczęście już nie pojawił się w naszych rozmowach. Ja co prawda cały czas o nim myślałem, bo w końcu parę godzin wcześniej byliśmy razem i było naprawdę cudownie. Już teraz zastanawiałem się, kiedy będę mógł go znów zobaczyć i znów poczuć się tak, jakbym ponownie miał 18 lat.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro