Rozdział 11

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Podskoczyłam ze strachu, i powoli się obróciłam. Spodziewałam się zobaczyć wredną twarz Pauli, ale to nie ona tam stała, tylko uśmiechnięta od ucha do ucha Tosia. Swoje długie, miedziane włosy miała związane w ciężki węzeł na karku. Orzechowe oczy śmiały się patrząc wprost w moje źrenice.

- Tosia? Co ty tu robisz? - Wyjąkałam nie mogąc się pozbierać po tym zaskoczeniu.

- Och - Mina jej zrzedła - To ty nie zauważyłaś? Ja jeżdżę tym autobusem codziennie. Myślałam, że po prostu jesteś zbyt zajęta...

Zrobiło mi się wstyd. Nigdy nie zwracałam uwagi na innych ludzi w autobusie. Czułam się okropnie. Dobrze wiedziałam jak to jest być nie zauważanym przez nikogo. Jak to jest być niewidzialnym w umysłach innych ludzi. Ludzie widzą tylko to co chcą widzieć. Nigdy jeszcze żaden człowiek nie zareagował gdy Paula zostawiała na mojej twarzy bolesne ślady, nawet gdy byli blisko i wszystko dobrze widzieli. 

Nagle coś zrozumiałam. Jeśli ona jeździ, to musiała widzieć ostatnie zajście z Paulą w tym autobusie. Musiała słyszeć jak Paula mnie wyzywa. Spuściłam głowę, czując wielkie upokorzenie.

Nie prosząc o pozwolenie Tosia z ciężkim westchnieniem zdjęła ciemno zielony plecak z ramion i opadła na siedzenie obok mnie. Nie wiedziałam czy się cieszyć, czy płakać. Z jednej strony nawet lubiłam tę rudą, wesołą dziewczynę, ale z drugiej, ona widziała jak Panna Idealna mnie upokarza. I to mocno.

- Jak nowy koń? - Tosia uśmiechnęła się na widok mojej zdziwionej miny. - Mój tata jest menadżerem tej stajni w której go trzymasz, jak on się nazywa? Fart? Felix?

Nie miałam pojęcia że tata Tosi... Jeśli tak, to musiał znać Fuksję. Czyli znała ją też Tosia. Czułam się dziwnie, jakby ta dziewczyna zagłębiła się zbyt głęboko, i poruszyła coś bardzo prywatnego. nawet nie wiedziałam że Ruda wie że jeżdżę konno. Albo jeździłam.

Nie byłam pewna jak to nazwać.

- Fuks - wypowiedziałam to cicho, prawie szeptem.

Tosia wytrzeszczyła oczy i rozdziawiła usta. Przywodziła teraz na myśl starego wieśniaka, z czasów średniowiecza któremu się powie że ziemia jest okrągła.

- Ale ona, ta klacz która - zawiesiła głos, myśląc jak to powiedzieć żeby mnie nie urazić.- Ona nazywała się Fuksja, prawda?

Pokiwałam głową nie mogąc wydusić z siebie ani słowa. Tosia spoważniała i poklepała mnie pocieszająco po ramieniu. Poczułam, jak do oczu napływają mi łzy .

- Przepraszam, że o niej wspomniałam - Wyszeptała. Patrząc mi poważnie w oczy.

- Nie, nie, nic nie szkodzi - Powiedziałam starając się powstrzymać drżenie głosu - Muszę się do tego przyzwyczaić.

To była prawda. Nie mogłam całe życie rozklejać się za każdym razem gdy usłyszałam jej imię, albo ktoś wspomniała o tych zawodach. Musiałam się wreszcie ogarnąć. Wziąć się w garść i zacząć myśleć i zachowywać się normalnie.

Z głośników wypłynął sztuczny, kobiecy głos oświadczający, że nasz przystanek jest już za chwilę. Wstałyśmy i razem stanęłyśmy przy drzwiach. To było dziwne. Jakbyśmy nagle awansowały na nowy poziom znajomości. Ale nie przyjaźni. Jeszcze nie teraz, ale może za jakiś czas?

Była jedną z tych osób przy których czułam się nawet dobrze. Jeżeli akurat nie wspominali o Fuksji. Wtedy nie było dobrze. Wtedy chciałam z tamtąd uciec jak najdalej i jak najszybciej.
Wyszłyśmy z autobusu, i ruszyłyśmy wzdłuż drogi w stron szkoły.

Znowu czułam znajome ssanie w żołądku. Co z tym podręcznikiem? Dam sobie radę? Znając mnie raczej nie. Na pewno nie. No i jeszcze do tego wszystkiego dołącza Paula, ze swoimi oczami w kolorze wypranego nieba, figurą godną modelki, i idealną cerą, na której nie było nawet śladu trądziku. A i zapomniałam o wrednych słowach i dłoniach po których zostają ślady na lewym policzku. I o długich paznokciach które idealnie nadają się do pozostawiania blizn i szarpanych dziur w ubraniach. A rodzice wierzyli że to koty. Ale koty nie śmieją się gdy kogoś upokarzają, ani nie malują paznokci na niebiesko. Zdecydowanie nie. Na pewno nie. A w każdym razie nigdy czegoś takiego nie zauważyłam.

- Danka, dobrze się czujesz? - Z zamyślenia wyrwał mnie zaniepokojony głos Tosi.

Odwróciłam się w jej stronę, i zanim zdążyłam się ugryźć w język powiedziałam:

- Myślałam o Pauli.

- O Nieziemskiej Wredocie?

- O kim? - Zapytałam, uśmiechając się lekko.

- O Nieziemskiej Wredocie, tak ją nazywam od czasu gdy zobaczyłam co ci zrobiła trzy miesiące temu.

- Co? Ale co zrobiła? - Paula już tyle razy mnie męczyła, że nie pamiętałam pojedynczych incydentów.

- Jak możesz tego nie pamiętać?- Tosia była zszokowana. - Przyszłaś do szkoły z czerwonym lewym policzkiem, podrapaną twarzą i ubłoconym plecakiem..

Przypomniałam to sobie. Jednak nie było to najgorsze co mnie spotkało. Nie chciałam mówić Tosi, że to co wzięła za pojedynczy, najokrutniejszy przypadek, jest prawie moją codziennością. Bywało gorzej. Dużo gorzej.

- Pamiętam - O dziwo miałam spokojny głos. - Nie lubisz jej?

- A kto ją tak naprawdę lubi? Naprawdę, nie za pieniądze, i nie z korzyści wyższych pozycji w szkolnej hierarchii?

Wtedy zdałam sobie z tego sprawę. Nikt, odpowiedziałam sama w sobie.

- Nikt - Powtórzyłam na głos.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro