Rozdział 12

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Malcolm wyminął wzrokiem oblicze młodego zwiadowcy i skupił się na rycerzu, który stał za plecami przyjaciela, krążąc niezdecydowanie przy wejściu do chatki.

- Horacy, czy mógłbyś zabrać jednego z moich podopiecznych i pójść po młodego Aleksa, który poszedł po wodę? Wyszedł dawno i jeszcze nie wrócił, poza tym chciałbym na chwilę pogadać z Willem sam na sam.

- Nie ma sprawy, Malcolmie. Już się za to biorę. - odezwał się Horacy, czując moment niepewności, ale ufał Malcolmowi, dlatego bez protestów wyszedł. Jeśli Will potrzebował szczerej rozmowy to najwidoczniej musiało tak być.

- Trzymaj - powiedział do Willa, który siedział na krześle, podając mu kubek z napojem.

Will spojrzał na uzdrowiciela pytająco i przyjął do rąk ciepły kubek.

- To zioła dla ciebie. Prawdziwa ulga - wyjaśnił Malcolm zaciągając się delikatnym zapachem, który rozprzestrzeniał się po izbie.

Will powąchał miksturę i skrzywił się.

- Co to właściwie jest?

- Napar zrobiony z suszu jaskółczego ziela. Pełno go rośnie w lesie Grimsdel. I ma wiele korzyści.

- Ah... - Will bezustannie uciekał spojrzeniem na boki, unikając kontaktu wzrokowego. Wahał się, bo nie wiedział, co należało powiedzieć, za co podziękować. Najlepiej za wszystko, lecz w jego umyśle odbywała się zacięta walka o to, jakie słowa powinny ujrzeć światło dzienne.

Malcolm widział napięcie, jakie odczuwał Will i postanowił, że będzie ciągnął dalej.

- Mam przyjaciela. Można by powiedzieć, że jest przywódcą duchowym albo raczej szamanem.

- Co ty mi w ogóle proponujesz? - spytał Will markotnym głosem, nie biorąc propozycji uzdrowiciela na poważnie. - Ufam ci Malcolmie, jednak nie mogę tego zrobić. Zanim tu dotarłem, próbowano mnie zabić więcej razy niż mógłbym zliczyć i żaden szaman tego nie zmieni. Będzie mnie odurzał swoimi kadzidłami i narkotykami, choć to nie zmieni tego, że ludzie przestaną chcieć mnie spuścić do piachu.

- Codziennie ktoś ginie i tego zmieniasz. Mój przyjaciel będzie mógł ci pomóc w innej kwestii.

- W innej kwestii? - Zwiadowca odstawił kubek na stół, przyglądając się uważnie reakcji przyjaciela. - Masz na myśli moje wieszczenie? Nie, nie wydaje mi się, aby to w jakikolwiek sposób pomogło.

- Jak uważasz, Willu. Nie będę cię namawiał. To tylko pewna opcja i nie musisz się na nią zgadzać. Wiedz, że szanse na zmianę można postrzegać jako zachętę, a nie moralny obowiązek i naprawdę udostępniają one wyższe stopnie wolności i wewnętrznego szczęścia. A w każdej chwili ma się wolny wybór, by je wstrzymać czy zawiesić, a następnie podjąć decyzję w bardziej naturalny sposób, w innym momencie i kontekście. Jednakże wybory komplikują również poczucie moralnego obowiązku w postaci „powinienem" lub „mam obowiązek" i dlatego może się pojawić opór wobec nich, wynikający z przeczuwania subtelnego poczucia winy i pokusy uniknięcia go. Dlatego też najlepiej jest wystrzegać się wszelkich założeń, takich jak „powinności". Często wyraża się to w stwierdzeniu „próbowałem", więc powinieneś uważać.

- Jesteś taki mądry Malcolmie - wymamrotał Will, zdając sobie sprawę, iż Malcolm znów ma rację.

- Ty też, tylko nie zdajesz sobie z tego sprawy, albo nie chcesz tego wiedzieć lub w to wierzyć.

Will spuścił głowę, zrezygnowany. Opierając luźno nadgarstki na kolanach, pochylił się nisko.

- Gdybyś tylko był zawsze obok mnie, nie popełnił bym żadnego błędu.

Malcolm podrapał się niezręcznie po twarzy. Cóż miał powiedzieć temu młodemu człowiekowi, aby w końcu w siebie uwierzył?

- Pamiętasz, co ci mówił Halt? Czyżbyś już zapomniał?

W następnym rozdziale planuje już progres w całej tej historii. :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro