Rozdział siódmy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Dawno nie było publikacji! Na górze jest Liliowa Gwiazda. Dopiero teraz zauważyłam, że obwódka tych kotów jest ze znaczkami Klanu Pioruna, a Biała Łapa jest z Klanu Rzeki!



Biała Łapa zerwała się z posłania dysząc ciężko. Serce wyrwało jej się z klatki piersiowej. Kotka powoli uspokoiła oddech i padła z powrotem na posłanie.

- Obudziłaś się! - zawołał Wieczorny Chłód radośnie.

- Tak. - jęknęła kotka.

- Możemy ruszyć z odwiedzinami? - zapytała Podniebna Łapa.

- Myślę że tak. - Wieczorny Chłód skinął głową.

- Zawołajcie proszę Melisowy Liść. - Biała Łapa wyszeptała.

- Przecież ona nic nie wie! - zawołała Podniebna Łapa.

- Ale co się stało? - Biała Łapa spojrzała w smutne oczy siostry.

- Melisowy Liść odeszła. - jej siostra spuściła smutno oczy. Biała Łapa wydała z siebie jęk rozpaczy.

- Czy możesz przyjmować innych? Jastrzębia Łapa ciągle się pyta, czy się obudziłaś. - Wieczorny Chłód polizał ją pocieszająco.

- Dobrze. Niech będzie. - Biała Łapa skinęła powoli głową i westchnęła. Jej oczy szkliły się od łez. Medyk posłał swoją uczennicę z wiadomością dla klanu, że się obudziła. Biała Łapa usiadła na swoim legowisku i umyła się. W jednym miejscu tylko strupki przeszkadzały jej i piekły kiedy sięgała do dalszych części ciała. Do legowiska medyka wszedł Jastrzębia Łapa. Nie przypominał tego samego kota jakiego zapamiętała Biała Łapa. Był smutny, a jego oczy były otwarte szeroko.

- Czy to prawda, że Biała Łapa się obudziła? - zapytał Wieczornego Chłoda.

- Tak, tam się myje. - medyk wskazał ogonem kierunek. Uczeń podziękował i podszedł do białej kotki.

- Prze... przepraszam. Nie powinienem ciebie zostawić. - wyszeptał. Biała Łapa milczała. Skończyła mycie i spojrzała w jego zimne oczy.

- Mogłam zginąć. - powiedziała biała kotka.

- Ale ja nie chciałem. - Jastrzębia Łapa spojrzał na nią błagalnymi oczami.

- Chcieć to sobie mogłeś cokolwiek. Ważne co zrobiłeś. - Biała Łapa patrzyła na niego ostro. Sama nie wiedziała skąd ma tyle odwagi.

- Ale ja tego żałuję! Proszę! Przebacz mi! - Jastrzębia Łapa usiadł przed nią, a jego oczy wypełniły się łzami.

- Czemu miałabym ci przebaczyć? - zapytała Biała Łapa, ale myślami była gdzie indziej. Wspominała każdą chwilę spędzoną z Melisowym Liściem.

- Sumienie nie daje mi spokoju! I nie będzie dawało. Mogłem spowodować twoją śmierć. - Jastrzębia Łapa już nie był w stanie patrzeć kotce w oczy.

- Ale jej nie spowodowałeś. Wybaczam. - Biała Łapa westchnęła.

- Przepraszam też, za moje dokuczanie. Byłem tylko kociakiem. - Jastrzębia Łapa spojrzał jeszcze na jej czarną końcówkę ogona.

- Rozumiem. - Biała Łapa skinęła głową.

- Masz. - Jastrzębia Łapa podsunął jej mysz. Zjadła ją szybko.

- Dziękuję. - skinęła głową. Uczeń wyszedł zawołany przez swojego mentora. Do legowiska rannej kotki weszła Nakrapiana Łapa.

- Jak się cieszę, że się obudziłaś! - zamruczała kotka liżąc siostrę po nosie.

- Ja się cieszę, że ciebie widzę. - Biała Łapa cofnęła głowę. - Jak Brzozowy Zmierzch zareagował na to w jakim stanie wróciłam do obozu?

- Poszedł po mysz dla Melisowego Liścia. - odparła Nakrapiana Łapa.

- Ale miło. - Biała Łapa westchnęła.

- Biała Łapo! Kolejny do odwiedzin! - usłyszały głos Podniebnej Łapy. Nakrapiana Łapa wyszła. Na jej miejsce przyszedł Brzozowy Zmierzch. Jego córka wyraźnie się zdziwiła.

- Wyglądasz jak łasica. - warknął kocur.

- Już, już. - Biała Łapa strząnseła zdziwienie z pyszczka.

- Wstań jak rozmawiasz z ojcem. - syknął kocur. Biała kotka wypełniła polecenie krzywiąc się z bólu. - To twoja wina, że Melisowy Liść nie żyje. Zima jest twoją winą. Po co się urodziłaś? - warczał kocur.

- Jak to!?

- Ty nie wiesz, ale to wszystko twoja. Wina. Śmierć Galopika, jedynego mojego syna. To wszystko twoja wina.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro