Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Do sali koncertowej zdążyliśmy dotrzeć, jeszcze przed rozpoczęciem przedstawienia. Stanęliśmy w bocznych drzwiach, skąd mieliśmy dobry widok na wszystko, a jednocześnie byliśmy niedostępni dla obiektywów ciekawskich reporterów. Na dół prowadziło kilka schodków łączących się z wejściem na scenę, po której krzątało się parę osób włączając w to Danile, który jak z radością zauważyłam, zapuścił włosy! Jednak coś mi tu nie pasowało. Przecież widzieliśmy się wczoraj, więc powinnam to zauważyć, a tymczasem... nic. Nie pamiętam zupełnie nic od momentu spotkania Danili.

- Jakaś rozkojarzona dzisiaj jesteś. - zagadał Cameron, lustrując mnie wzrokiem.

- Chcesz przez to powiedzieć...

- Że się nie przebrałaś.

Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że faktycznie paradowałam przez pół hotelu w piżamie i odkryłam powód swojego rozkojarzenia. Ostatnio zdarzyło się coś podobnego.

Wróciłam z weekendu w Paryżu, na który wyciągnęła mnie Madelyn i podobnie jak wczoraj, byłam w mieszkaniu tylko chwile, żeby zabrać rzeczy, bo miałam niecałą godzinę do samolotu. Avan odstawił mnie na lotnisko i tyle. Następne co pamiętam, to, że zostałam obudzona przez Caren* dwa dni później w hotelu w Rio. Nie wiem, co Avan palił w naszym mieszaniu podczas mojej nieobecności, ale to coś kasuje pamięć na parę godzin.

- Cholera! - krzyknęłam oburzona.

- Spodziewałem się, że to ja dostane ochrzan za niepowiedzenie ci o tym wcześniej, a tu taka niespodzianka.

- Na razie znalazłam, kolejny powód, żeby przywalić Jogi przy najbliższym spotkaniu.

Ku mojemu zdziwieniu chłopak parsknął śmiechem.

- Po pierwsze to musisz dać odpocząć ręce, za dwie godziny masz umówioną wizytę u lekarza po przeciwnej stronie ulicy. Po drugie musimy popracować nad twoją techniką, bo następnym razem może się to skończyć dużo gorzej.

- Teraz to ja oczekiwałam ochrzanu.

- To zostawię Danili, niech się wczuwa w role.

Ten komentarz wywołał uśmiech na mojej twarzy i odwrócił moją uwagę od Avana, a skierował ponownie na Danile, który dokonywał ostatnich poprawek na scenie.

Na widowni zrobiło się małe zamieszanie, gdy do przodu próbowała się przedostać kobieta z chłopakiem na wózku inwalidzkim. Jednemu z reporterów widocznie się to nie spodobało i próbował ich odgonić, zapewne używając niezbyt przyjemnych słów, lecz kobieta się nie poddała i także coś mu dogadała. Nikt z obecnych na sali nie miał zamiaru nic z tym robić. Jedni całkowicie to ignorowali, niektórzy coś szeptali między sobą, a najwięksi miłośnicy swojej pracy wszystko filmowali. Danila widząc zaistniałą sytuacje, zeskoczył ze sceny i skierował się w tamtą stronę. Jak na zawołanie ktoś obok postanowił także zareagować i podjął próbę uspokojenia mężczyzny.

- Ciekawe co robi ochrona? - spytał z pogardą Cameron, zwracając moją uwagę na jeszcze jeden problem. - Wszędzie są kamery, wyraźnie widać, że dziele się coś niedobrego, a ci idioci nic nie robią. Przecież to należy do ich obowiązków. Będą reagować tylko w wypadku bezpośrednie zagrożenia życia? Absurd.

Kiwnęłam głową, na znak, że zgadzam się z jego słowami, jednocześnie dalej obserwując sytuację na sali. Dopiero gdy Danila podszedł do kłócącej się grupki, trochę się uspokoiło. Nie wiem, co powiedział reporterowi, ale ten opuścił pomieszczenie ze spuszczoną głową. Rosjanin wskazał na miejsce pod sceną i odeskortował tam poszkodowaną dwójkę, po czym wskoczył z powrotem na scenę. Wziął do ręki mikrofon i postukał w niego, sprawdzając, czy słychać.

- Na początek chciałem powiedzieć, że jeśli ktoś ma podobny problem, jak wyproszony pan, może od razu wyjść, bo nie będę tolerował, takiego zachowania.

Na sali zapanował cisza i nikt się nie odezwał.

- Dobra, przejdźmy do sedna. Większość z was nie zna powodu tego całego zamieszania i nieplanowanego występu, więc już spieszę z wyjaśnieniem. Rano na ulicy zaczepiła mnie pani Whitford, z zapytaniem, czy to naprawdę ja. - po sali rozniósł się grupowy chichot. - Poprosiła o autograf dla swojego niepełnosprawnego syna. Okazało się także, że chłopak miał bilety na jedno z moich przedstawień w Rosji, ale niestety przez swój wypadek nie mógł pojechać. Został potrącony na pasach przez jakiegoś wariata, w wieku dwudziestu jeden lat, pół roku temu. Doznał uszkodzenia kręgosłupa i rozległego wylewu, przez co do końca życia będzie skazany na wózek i osoby, które się nim zajmą. Teraz odbiera otoczenie trochę inaczej niż my, przeważnie reagując tylko na najbliższych. Terry nie wiem, czy mnie słyszysz, ale to, co się tu teraz wydarzy, jest zorganizowane specjalnie dla ciebie. Wszystkie pytanie później! - uprzedził dziennikarzy.

Później zamienił jeszcze dwa słowa z orkiestrą, którą nie mam pojęcia, jak zdołał zorganizować w tak krótkim czasie. Zanim chociaż usłyszałam pierwsze słowa piosenki, Cameron pociągnął mnie bardziej za winkiel, przez co straciłam z oczu scenę.

- Jeden z dziennikarzy cyknął na parę ładnych fotek. - wyjaśnił chłopak.

- Co?

- Dostał przepustkę za kulisy i stamtąd robił zdjęcia. Nie umknęła mu nasza obecność tutaj.

- Cholera.

- Zwijamy się?

- Jeszcze pytasz? Znając życie, zaraz naśle na nas swoich kolegów.

Złapałam za klamkę i pociągnęłam drzwi w swoją stronę, w tym samym momencie, kiedy Danila zaczął śpiewać. To, co zobaczyłam, przechodziło ludzkie pojęcie. W naszym kierunku zmierzała grupa uzbrojonych bestii z aparatami. Zamknęłam szybko drzwi, a Cameron przyblokował klamkę krzesłem, wziętym cholera wie skąd.

- Odcięli nam jedyną drogę ucieczki. Musimy przejść przez salę, gdzie też nie unikniemy aparatów, a wywołamy jeszcze większą sensację. Wybieraj, Zoey.

Do drzwi zaczęli dobijać, się zachłanni fotoreporterzy już pewnie z wymyślonymi nagłówkami do gazet. Jeszcze tego mi do szczęścia potrzeba. Podparliśmy drzwi, organizując nam trochę więcej czasu.

- Myślisz, że głównym tematem stanie się nasz romans czy może wymyślą coś bardziej kreatywnego?

Monaghan parsknął śmiechem.

- Dobra - podjęłam. - mamy jeszcze jedną opcję.

- Chyba nie chcesz ich wszystkich znokautować? - zapytał dalej z uśmiechem chłopak.

- Kuszące, ale jak to mówiłeś; trzeba popracować nad moją techniką, więc...

- Dobra, dobra. To jaki ten plan?

- Możemy przedostać się przez scenę.

- Chyba zwariowałaś.

------------------

*nie mam zielonego pojęcia jak się nazywa menadżerka Zoey, ale możemy przyjąć, że dla dobra ochrony danych osobowych przyjmie tu nazwisko Caren Cade.

***

Nareszcie, po długim czasie, udało mi się coś napisać i jestem z tego bardzo zadowolona :)

Dziękuje wszystkim, którzy wytrwali do tego momentu. :D To znaczy, że albo macie świętą cierpliwość, albo... A zresztą sama nie wiem, jestem za bardzo zmęczona, żeby myśleć...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro