Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ink POV

Przyglądałem się ścianom za dobrze znanego mi domu, czekając cierpliwie, aż niebieski, hiperaktywny szkielet mnie obandażuje. To był już trzeci raz w ciągu dwóch tygodni, kiedy Error zaatakował jakieś AU. Jedyny, pocieszeniem był fakt, że mógł w każdej chwili zwołać swój „bad boy's band" i skopać mi tyłek jeszcze bardziej. Szczególnie dlatego, że stałem się bardzo nieostrożny, za co nie raz blueberry opatrując mnie albo ścisnął jakąś kość za mocno, albo otarł przypadkowo o niegroźną, ale bolesną ranę. Dzisiaj ewidentnie mi darował, jedynie patrząc na mnie z żalem. Myślę, że wolałbym jednak pierwszą opcje kary.

- Oj, Ink- westchnął mój najlepszy przyjaciel i medyk na pół etatu, pakując z powrotem apteczkę. -Musisz zacząć o siebie lepiej dbać. Napewno być bardziej ostrożnym. Nigdy nie byłeś aż tak poobijany po starciem z Errorem. O co chodzi?

- Wiem, Blue- odpowiedziałem, patrząc na swoje ręce i bawiąc się rękawami bluzy.- To nie tak, że jestem nieostrożny. Error po prostu nigdy nie był tak... agresywny. To znaczy był i to bardzo, ale ja chyba zawsze dostawałem jakieś fory, wiesz o co chodzi?

To nie było do końca kłamstwo. Oprócz mojej czujności uciekającej podczas walki, Error wydaje się starać bardziej na skrzywdzeniu mnie. Wcześniej mój wróg był ostrożny, aby nie zrobić mi nic poważnego i jak tak samo. Mimo wszystko, jesteśmy Ink i Error. Twórca i niszczyciel... Przyjaciele z dzieciństwa. No i mieszkamy razem w Anty-Void'zie i to byłoby trochę dziwne, spać w jednym „pomieszczeniu po krwawej jatce, próbując się nawzajem zabić.

Blue przewrócił oczami i wcisnął mi do buzi spaghetti taco. Nie wiem, skąd je nagle wziął, ani dlaczego jest ono ciepłe, ale nie wnikam.

- Nie możesz go tak ciągle usprawiedliwiać! Wiem, że jest dla ciebie ważny i bla bla- zaśmiałem się z mojej karykatury przedstawionej przez Blue, wypluwając przez przypadek pare kawałków taco- ale ja cię błagam, ogarnij się czasem! 

- Dobrze, Blue, ogarnę nie, skoro wywołuje to na tobie takie emocje.

- Dziękuje. Moja robota wykonana, możesz zmykać do domu.

Wstałem z kanapy i sięgnąłem po Broom'iego. W kuchni zobaczyłem Swap Papyrusa, robiącego rewolucję w lodówce. Zauważył ani i pomachał na powitnio-pożegnanie, po czym wrócił do swojej misji. Uśmiechnąłem się mimowolnie i otworzyłem portal. Zanim jednak wykonałem jakikolwiek kolejny ruch, Blue złapał mój rękaw.

- Tak a propos - powiedział wpatrując się w Anty-Void widoczny przez portal.- Czemu dalej mieszkasz w tym białym pustkowiu? Jesteś kolorowym chłopakiem, nie pasujesz tam! Jeśli nie pasuje ci żadne AU, możesz zrobić swoje własne bez problemu!

- To nie takie łatwe, Blue. Tutaj mam na niego oko kiedy trzeba. A z resztą, Anty-Void'u nie zniszczy. Gdyby kiedykolwiek zniszczył mój dom... tego bym nie przeżył.

Niższy szkielet spojrzał mi w oczy i kiwnął tylko głową. Widocznie nie był zadowolony z mojej odpowiedzi, ale nie chciał zaczynać żadnej kłótni. 

- Zrób sobie chociaż jakieś łóżko, ta podłoga nie wygląda na najwygodniejszą do spania- skrzywił twarz.- Ani żadnej innej czynności.

Zaśmiałem się, co wywołało uśmiech u Blueberry'ego. Nie wiem co bym zrobił bez tego dziwaka. Przeszedłem przez portal, po tym jak Blue puścił mój rękaw. W ostatniej chwili rzuciłem jeszcze:

- Zajmij się lepiej bratem, bo z twojej kuchni może nic nie zostać- usłyszałem już tylko piskliwą ekscytację Blue.

- OMG, Pap, Cyz ty gotujesz?!?!?

Anty-Void był kompletnie pusty i nieskończenie biały oprócz hamaka Errora, zrobionego z jego linek i kolekcji kukiełek. Odszedłem jak najdalej od posiadań współlokatora i położyłem się na zimnej niby-podłodze. Faktycznie przydałby się chociaż jakiś materac. Zmartwiło mnie zmęczenie jakie czułem dzisiejszym dniem. Jako twórca powinienem być lepszy, bardziej wytrzymały. Jedyną myślą, która mnie pocieszała przed poddaniem się snu, był fakt, że uratowałem Sciencetale.

Error POV

- Głupi Ink i jego durny pędzel. Niech se ten pędzel w dupę wsadzi, jak taki mądry- burczałem pod nosem wędrując po lesie Dusttale.

Dopiero co wyszedłem z domu Dust'a. Zerknął czy nie dostałem jakichś poważnych obrazem przy walce z Ink'iem, ale nie miałem nawet jakiegoś szczególnie bolącego zadrapania. Posiedzieliśmy chwilę razem, jadąc po Ink'u i paru innych debilach z jego bandy. Ustaliliśmy spotkanie następnego dnia ze wszystkimi „złymi Sans'ami", jak nas nazywają. Dust chciał w końcu wykończyć Ink'a. Z jakiegoś powodu ten pomysł nie do końca mi leżał. Pewnie, chciałem, żeby Pan Tęcza wypierdalał z mojego życia, ale bez niego byłoby chyba trochę nudno. W sensie, nie byłoby nikogo wartego mojej uwagi w walce. Ze swoimi nie będę się ścierał. Ten krasnal cały czas chodził mi po głowie i miałem tego dość. Przez chwilę zastanawiałem się nad poskakaniem po AU i zabijaniu paru potworów, tak na odstresowanie. Jednak nagle poczułem jak bardzo zjechany jestem dzisiejszym dniem i z rozbiegu otworzyłem portal do „domu". Skupiając się na hamaku, w nadzieje że może się zbliży i nie będę musiał iść tych parunastu kroków, potknąłem się o coś na ziemi i prawi wywalił. Usłyszałem jak „coś" wyrywa się ze snu. Co za mały szmaciarz.

-Patrz gdzie leżysz- warknąłem i poszedłem dalej, nie zwracając za bardzo uwagi na Ink'a.

-Ta, bo to ja tutaj zawiniłem- usłyszałem burczenie szkielet na ziemi, ale już nie chciałem zaczynać kłótni. Za bardzo chciało mi się spać, żeby się przejmować. Ułożyłem się wygodnie na hamaku i poszedłem spać, w głowie dalej mając swojego byłego przyjaciela.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hoi!

Wow, dwa jednego dnia (bardziej nocy)? Niemożliwe!

Napisałabym teraz więcej, ale mam jutro zajęcia od 8:00 do 13:00 i umrę tam. Jakaś tortura, takie rzeczy w sobotę.

Teraz też gromadzi mi się strasznie dużo prac szkolnych, więc mam nadzieje, że większość z tej książki i mojego fanfiku Camp Camp ogarnę w święta.

To tyle z kazań parafialnych!

Bai!~



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro