Rozdział XXVII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Crowley, Halt i kilku strasznych zwiadowców, którzy byli na naradzie, zachowali milczenie, lecz nawet nie sprawiali wrażenia wstrząśniętych. W końcu Halt i Crowley spojrzenieli na niego z niepokojem.

- Nie pytajcie - odparł Will, przecinając dłonią powietrze. - Przykro mi, że was zaniepokoiłem, ale tam giną ludzie.

Zwiadowcy wpatrywali się w niego, jakby go szacując. Will stał nieruchomo, niepewny zarówno samej sytuacji, jak i tego, czego od niego oczekiwano. Rozłożył bezradnie ręce, nie wiedząc, co czynić dalej. Zwiadowcy milczeli uparcie.

- Pewnie gdybym powiedział o tym prędzej, cała sprawa wyjaśniłaby się gdzieś po drodze.

Z opresji uwolnił go Crowley, zadając pierwsze pytanie. Choć Will był przekonany, że wpierw zrobi to jego były mistrz, Halt.
- Willu, jesteś pewny?

Młody zwiadowca spojrzał na posępne oblicze Halta. Wiedział już, że przyjaciel poddaje go testowi, którego celem jest sprawdzenie, na ile jest konsekwentny i godny zaufania. Wciągnął zatem kilka głębokich oddechów, świadomie podążając za nimi do wnętrza i na zewnątrz swojego ciała. Wciągając oddech wyobraził sobie, jak płuca wypełniają się powietrzem przesyconym tlenem.

- Tak, Crowleyu - odpowiedział z pełną determinacją.

Głównodowodzący korpusu potarł palcami brodę w zamyśleniu. Nie był do końca przekonany słowami młodszego zwiadowcy.

- Wiedz, że to poważna sprawa.

- Jestem pewny - dodał Will.

Crowley, nie licząc Halta, ufał młodemu zwiadowcy bardziej niż pozostali członkowie korpusu. Wiedział, że odczuwane przez towarzyszy zbiorowe zdezorientowanie wynika z podawania w wątpliwość prawdziwość informacji podanych przez Willa. W koncy nie było żadnych dowodów, a jedynie domysły.

- Co powinniśmy zatem zrobić? Co o tym sądzisz, Halt?

Wszystkie oczy zwróciły się na nieprzeniknioną twarz Halta. Spojrzenie jakim Halt obdarzył swojego wychowanka, sięgało w głąb jego umysłu, dotykając nieznanych obszarów i odczytając jego intencje. Wszyscy wiedzieli jaka głęboka więź łączyła tą dwójkę zwiadowców. Will znajdował się pod pełną kontrolą wzroku Halta. Był pewny, że przyjaciel opowie się za nim.

- Mamy dwie możliwości. Pierwsza, to nie robić nic, a druga, to zastawianie się co będzie jeśli... Ale Will, nasz Szary Zwiadowca, nie po to tu teraz przyszedł, aby tak się rzeczy miały. Will z jakiegoś powodu ma świadomość tego, co wkrótce się wydarzy, albo ma miejsce w tej chwili. Świadomość tego stanowi dla niego wyzwanie, bo bierze na siebie dużą odpowiedzialność, tak że można czuć się nią przytłoczonym. Ignorowanie jego słów i banalizowanie tego, co wie, aby utrzymać nas w niewiedzy, nie przyniosie rozwiązania dla powstającego nad Araluenem chaosu.

- Nawet jeśli to prawda - zaczął Andross - nasze powiedzenie brzmi: jedna sprawa, jeden zwiadowca.

- Ale! - rzucił Harrison, a uwaga zebranych przeniosła się na niego. - Jeśli wydarzenie, o którym mówił Will, jest prawdą, zetkniemy się z doświadczeniem wykraczającym poza normę. Nikt ze zwiadowców nie powinien przegapić tego wydarzenia, siedząc tutaj lub gdzie indziej. Wszyscy musicie wziąć w nim udział. Jeśli tego nie zrobicie, bardziej niż prawdopodobne jest, że nikt inny nie ocali Araluenu.

Crowley skinął głową. Był już pewny, jaką decyzje należy podjąć.

- Musimy zatem znaleźć się pod zamkiem Araluen i wymyślić plan działania. I to najszybciej jak się da.

- A co jeśli nie uda nam się trzymać tego pod kontrolą? - spytał Andross.

- Wówczas będziemy improwizować - odpowiedział komendant. - Jedno jest pewne. Powinniśmy wyruszyć na zamek Araluen, i to bez zastanowienia. Za mnamną, panowie.

- Dziękuję, że mi zaufałeś - powiedział Will z wyraźną ulgą, kierując podziękowanie do głównodowodzącego.

Crowley skinął głową, a potem wyszedł z namiotu, aby podnieść apel.

Halt podszedł do swojego wychowanka, gdy reszta zwiadowców zbliżała się do wyjścia, czym zaskoczył Willa.

- Tobie również dziękuję, Halt. Czego ci trzeba? - zapytał swojego byłego mistrza całkiem normalnie, choć w głębi serca był pełen obaw. Ich myśli często podążały jednym torem, dlatego w głowie miał już ułożony scenariusz rozpoczynającej się rozmowy na temat jego uzdolnienia, które zdecydowane częściej okazywało się być przekleństwem niż darem. Przynajmniej tak o tym myślał Will.

Halt spojrzał poważnie na swojego wychowanka i położył mu dłoń na ramieniu, zaciskając palce.

- Co się stało? Skąd o tym wszystkim wiesz?

Harrison nim wyszedł, poklepał młodego zwiadowcę po plecach. Will odwrócił się na moment w ślad za nim. A potem na powrót spojrzał na mistrza. Patrzył poważnie na starszego zwiadowcę. Miał wiele tajemnic. Wskazówki jakie pozostawił dla zewnętrznego świata miały zwodzić i oszukiwać - tak, by przyjaciele widzieli co innego, niż oczy ducha.

- Czy jesteś pewien, że chcesz wiedzieć o wielkiej tajemnicy? - zapytał ze śmiertelną powagą swojego byłego mistrza. - Czy jesteś wystarczająco silny, aby znieść prawdę?

Will zbliżył się do Halta i objął go teatralnie. Głos zniżył do szeptu. Jego oddech był ciężki.

Halt ze spokojem przetrawił usłyszane słowa. Will odsunął się.

- To dlatego nie możesz spać w nocy?

- Tak - przytaknął Will.

- Czy sen może być aż tak realistyczny?

Will rozłożył bezradnie ręce.

- Nie wiem. Nie mam najmniejszego pojęcia. Gdybyś rzeczywiście mógł to przeżyć..

- No tak. Jak ty to robisz? Skąd otrzymałeś taki dar?

- To nie całkiem tak. W najśmielszych snach nie potrafię sobie obecnie wyobrazić, w jakim kierunku zmierzam.

Halt zaczerpnął tchu, szukając w głowie odpowiednich słów. Sprawa była bardzo delikatna.

- Uznaj, że w każdym wydarzeniu, jakie napotykasz w życiu, jest coś, czego możesz się nauczyć. Nie możesz się tego wstydzić, Willu. Staraj się być jak najlepszy, wiedząc że wpłyniesz na wiele otaczających cię możliwych rzeczy. Wiedz, że dla ciebie samego będzie to okazja do wprowadzenia ważnej zmiany.
Will opuścił spojrzenie i pokręcił głową z przygnębienia. Jego ręce luźno opadały wzdłuż ciała.

- Nie jestem jeszcze na to gotowy. Halt, ja... nie chcę tego mieć. Nienawidzę tego w sobie.

Halt zdał sobie sprawę, że przygnębienie Willa przybiera na sile. Dlatego stanął przy nim i czule objął go ramieniem. Gest ten wypływał z wielkiej lojalności i miłości.

- Chciałbym, abyś czuł się szczęśliwy, byś miał poczucie osobistej wartości bez względu na swoją zdolność. Willu, zaufaj sobie i uważnie wsłuchuj się w to, co odkrywasz. Droga, która ukazuje się przed tobą, może być bardzo interesująca. Nie popadaj w pułapkę myśli.

- Nie masz pojęcia czym jest. - Will zamknął oczy i przycisnął dłonie do swojej głowy, chcąc zamknąć się na mroczne energie, które do niego napływały od strony umysłu. - Czuję chaos.

Proszę więc, drogi synu, uwolnij się od brzemienia.

Nie sądziłam, że dożyję dnia, w którym uda mi się napisać tak wiele rozdziałów fanfiction Zwiadowców. Zdecydowanie udało mi się to dokonać dzięki czytelnikom.

A już w szczególności dzięki wam:
Zembolog
Rain_Daughter
Joel_Carter
_CherryPisze_
Jeszcze raz dziękuję. Kiedy nadejdzie ten czas, ostatni rozdział zadedykuje wam. :)

PS. Wolicie, abym wstawiała rozdziały przedpołudniem czy wieczorem?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro