Rozdział 1

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Halt przebudził się dość wcześnie, lecz za ścianą w kuchni krzątał się ktoś, kto oprzytomniał o wiele wcześniej. Mówił o tym zapach kawy, który siłą wdzierał się do izby, drażniąc przyjemnie jego nos. Kawa była gotowa.

Starszy zwiadowca ubrał się co żywo i zanim jeszcze naciągnął na głowę koszulę, nacisnął klamkę i wparował pewnie do kuchni, spotykając tam swojego ucznia.

Jak mógł przypuszczać, smaczne śniadanie również stało już na stole.

Will się postarał. Był wspaniałym uczniem, dlatego nigdy nie żałował, że wziął tego chłopaka pod swoje skrzydła. Gdy przebywał wśród pozostałych mistrzów sztuk, łowił uchem o nim same aprobujące słowa.

Na przykład ostatnio, gdy spotykał się z mistrzem Nigelem w szkole skrybów, mężczyzna nie omieszkał wyrazić swego uznania dla dokładności i precyzji, z jaką Will przygotował dla niego raport. Co prawda Halt dokonywał drobnych poprawek, jednak były to błędy nie mające większego znaczenia.

Chłopak rzucił spojrzeniem przez ramię. Właśnie szorował w drewnianej misce wszystkie brudne naczynia, które mu się nawinęły. Jego dłonie automatycznie pucowały talerze i kubki, gdy jego głowa odwrócona była w stronę mistrza.

Jeszcze zanim z jego ust wydobyły się słowa powitania, uśmiechnął się szeroko.

- Witaj, Halt. Śniadanie na stole.

- Widzę - powiedział niemrawo starszy zwiadowca, patrząc z podejrzliwością na Willa. A gdy siadał, jego wzrok nie mówił o tym, aby Halt zechciał choć na chwilę zakończyć swoje obserwacje. - Czyżbyś myślał, że przez jedną noc zdążyłem zdziadzieć do reszty?

- Ależ nie! - odparł niezrażony Will, śmiejąc się ze słów swego mistrza. Tego ranka nic nie mogło zepsuć jego dobrego humoru.

- Od rana podajesz mi sarkazm na śniadanie. Aż tak bardzo je lubisz? Może powinienem poczęstować cię tym samym?

- Od jak dawna kawa stoi na stole? - spytał Halt, patrząc się w swoje odbicie na powierzchni naparu, który przestał roztaczać wokół swoją woń.

Will wytarł dłonie w szmatkę i ruszył do stołu, aby dołączyć do Halta, który nawet nie tknął jedzenia, które uczeń dla niego przygotował.

- Wystarczająco krótko, aby nie zdążyła wystygnąć, więc uważaj abyś nie poparzył sobie języka. Jeśli nie zrobi tego kolejny sarkazm, zrobi to kawa, którą tak uwielbiasz.

- Niech będzie i gorąca. Kawa to kawa, więc nie ma znaczenia, że jeszcze nie ostudzona.

- Czy myślisz, że to byłoby przyczyną, że przestaniesz się nią delektować? - spytał Will, patrząc wyczekująco na swojego mistrza.

- Ty też wiele razy nawaliłeś i musiałem cię przez to upominać, więc czy to ma zatem oznaczać, że mam wyrzuć cię z terminu? - spytał Halt, patrząc wprost na twarz chłopaka, z której powoli ułatwiało zadowolenie, nie pozostawiając choćby cienia uśmiechu. Halt widział to i postanowił kontynuować:

- Nie. Nie mogę tego zrobić. Nie mógłbym tego zrobić, ponieważ więcej jest w tobie sprawności i potencjału aniżeli ułomności, czy słabości, które i ja posiadam. I pamiętaj, że nawet jeśli mówię o twoich wadach, nie znaczy to, że kiedykolwiek sprawiłeś mi zawód.

Wobec tego Will poczuł się, jakby go właśnie ukoronowano. To co czuł, to była nadzieja. Nie wiedział, że Halt miał o nim aż takie zdanie. Tak bardzo się starał, aby go nie zawieść. A wysiłek się opłacił.

Will przywołał na twarz uśmiech. Ale już nie ten szeroki, zadowolony, a blady i lekki, reprezentujący cichą radość z powodu  wyzwania, jakie usłyszał z ust posępnego zwiadowcy. Nie zwiastowało to jednak żadnej jednak serii pytań, a jednak...

- Co będziemy dzisiaj robić? Będziesz mnie uczył czegoś nowego? A może mam doskonalić moje umiejętności strzeleckie? Wolisz, abym dziś poduczył się skradania? Idziemy na jakąś misję?

Halt nie odpowiedział. Spojrzał tylko na Willa ostatni raz, zanim jego wzrok przeniósł się na to, co działo się za oknem. Właściwie nie było to coś nadzwyczajnego. Po prostu spokojny widok cichego lasu, pozbawionego mnóstwa pytań.

Więc kolejne łyki kawy spijał w ciszy. Do czasu...

- Halt, mogę ci zadać pytanie?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro