Prolog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zwiadowcy wrócili do chaty dopiero o zmierzchu. Will padając na twarz po niezbyt smacznej kolacji, pomyślał z goryczą, że ani on, ani Halt nie mieli czasu, czy siły, aby przygotować coś bardziej apetycznego lub wzmacniającego. Tym bardziej, że mimo profesji jaką wykonywali, gotowali ze znajomością rzeczy.

Patrząc w ciemny sufit rozkoszował się miękkością łóżka, które nie było już twardą ziemią, wyścieloną kłującymi igłami i pełną złośliwych insektów, atakujących jego płaszcz.

Gładząc dłonią złachany koc, zdał sobie sprawę, że bolały go wszystkie mięśnie. Ale to był ból, który przypominał mu o tym jak bezcenny dzień spędził u boku swego mistrza, którego podziwiał za wybitne umiejętności.

Will był już na trzecim roku i z całych sił starał skupiać przede wszystkim na nauce, mimo że tęsknił bardzo za przyjaciółmi z sierocińca. A w szczególności za Alyss.

Ale zwiadowcą nie można było stać się od tak sobie. Do tego była potrzebna praktyka, więc mistrz jego, Halt, wiedział co robi, gdy kazał swemu uczniowi strzelać godzinne sekwencje do tarcz oddalonych o set metrów, chować się między mrowiskami przed wzrokiem mrukliwego zwiadowcy i w pocie czoła unikać jego ostrych noży, chcących bezzwłocznie podciąć mu gardło.

Dlatego nie zamierzał narzekać na tempo nauki, jakie nadał mu Halt. Każdy dzień był cenny, a jeszcze cenniejszy okazywał się być każdy następny, gdy znów uczył się czegoś nowego, choć było to coś, co działo się na okrągło. Musiał sobie przyswoić jeszcze dużą dawkę wiedzy, aby stać się zwiadowcą, jakim pragnął się stać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro