Rozdział 5 - Mrok w jego oczach

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Halt oporządził swego konia i ruszył w stronę chatki. Obawiał się, co zastanie po przekroczeniu progu. Prawda, Will nie był dzieckiem - umiał się sobą zająć. Ale jego zachowanie... Zwłaszcza to z ostatnich kilku tygodni, było czymś zupełnie do niego niepodobnym.

   Zwiadowca ostrożnie wszedł do chatki uważając na pułapki typu skrzypiące deski i zatrzymał się, gdy zorientował się, że czegoś mu brakuje. A mianowicie jego ucznia. Halt od razu założył najgorsze. Już miał wpadać do pokoju Willa, gdy coś podpowiedziało mu, żeby wszedł tam po cichu.

   Rozejrzał się i dopiero po chwili zauważył, że jego uczeń leży na łóżku, owinięty kołdrą. Podszedł do niego i zmarszczył brwi. Will był cały mokry od potu, a jego oddech był szybki i ciężki. Do tego lekko się trząsł, rzucał się i mamrotał coś przez sen. Halt chwilę patrzył na niego, lekko wystraszony i zatroskany, po czym dotknął go w ramię.

  - Willu? - Zapytał cicho.

  -N-nie... - Wymamrotał chłopak - Z-zostaw mnie-e... - Jęknął i pociągnął nosem.

  -Hej, obudź się. - Powiedział głośniej. Gdy i to nie podziałało, Halt złapał go za ramiona i lekko nim potrząsnął. - Willu! Obudź się! - Jego uczeń otworzył oczy i dosłownie wyskoczył z łóżka. Rozejrzał się, przerażony, po pokoju, a gdy jego wzrok padł na jego mistrza, skulił się trochę i cofnął o krok. Halt znowu zmarszczył brwi. Czyżby się go bał?

  -Z-zostaw... - Szepnął młodszy, na co starszy zwiadowca otworzył szerzej oczy. Po szybkim namyśle wyciągnął do niego ręce i zdziwił się jeszcze bardziej, gdy jego uczeń cofnął się pod ścianę. - Zostaw... - Powtórzył ciszej bez oddechu.

  -Nie bój się... - Powiedział czule i powoli zaczął do niego pochodzić. Jego uczeń dosłownie wcisnął się w drewnianą ścianę za plecami, a w jego oczach stanęły łzy - Willu, spokojnie. - Powiedział zmartwiony i przytulił młodszego chłopaka, który na początku chciał uciec, ale potem uległ i stał tylko w objęciach swojego mistrza. Halt stał i tulił go, coraz bardziej przejęty. Stali tak przez paręnaście minut, gdy zwiadowca wreszcie poczuł, że jego uczeń choć trochę się uspokoił.

  -Powiesz mi, co ci się śniło? - Spytał czule nie chcąc znów go wystraszyć. Westchnął, gdy jego uczeń kiwnął przecząco głową i oparł ją o ramię starszego mężczyzny.

  -N-nie... - Szepnął cicho. Halt nie wiedział już, co mu powiedzieć, więc zaczął głaskać go po plecach. Po kolejnych parudziesięciu minutach zwiadowca poczuł, że Will zaczął przysypiać mu w ramionach. Podniósł go powoli i położył do łóżka. Przykrył go kołdrą i postanowił chwilę przy nim posiedzieć, by mieć pewność, że tym razem nic nie będzie go męczyło. Usiadł na krześle obok niewielkiego stolika i popatrzył na chłopaka. Nawet nie zarejestrował, gdy jego oczy zamknęły się, a głowa opadła.

   Obudził się i wstał z cichym jękiem. Popatrzył przez okno i zdziwiony zauważył, że jest już po północy. Przetarł twarz dłonią i ostatni raz spojrzał na swojego ucznia. Twarz Willa znów była mokra od potu, a jego oddech ciężki i szybki. Halt westchnął i usiadł koło niego. Złapał go za rękę, a po chwili namysłu położył się koło niego. Zanim znów zasnął, poczuł jeszcze, że Will wtulił się w niego ale niestety, nie przerwało to koszmaru, który rozgrywał się właśnie w głowie chłopaka.

   Will otworzył oczy i jak na zawołanie poczuł ból głowy i mięśni. Głowa bolała go od płaczu, a mięśnie od stałego napinania się. Chwilę leżał tak w łóżku, starając się zapomnieć dzisiejszy koszmar, po czym wstał i niechętnie się ubrał. W pewnej chwili poczuł zapach smażonych jajek i zmarszczył brwi. Po chwili przypomniał sobie, że Halt też umie gotować i niepewnie wyszedł z pomieszczenia. Zwiadowca odwrócił się i gdy zobaczył zaczerwienione oczy jego ucznia, znów poczuł ukłucie smutku. Will bez słowa usiadł przy stole, ze spuszczoną głową i cichym westchnięciem. Nawet nie raczył spojrzeć na swojego mistrza.

  -Cześć. - Zaczął Halt w miarę normalnie.

  -Cześć... - Mruknął jego uczeń, a Halta prawie wbiło w ziemię. Zawsze, gdy to on gotował, Will nie omieszkał się nie dodać jakiejś swojej uwagi. Tak było zawsze, za każdym razem. Można powiedzieć, że była to swego rodzaju... Tradycja.

  -Wszystko dobrze? - Spytał od razu - Tak. - Jego uczeń kiwnął głową i znów zamilkł.

  -Willu, nie jestem ślepy. - Powiedział poważnie kładąc przed nim talerz i kubek kawy.

  -A ja nie jestem kłamcą. - Odparował natychmiast młodszy i szybko uwinął się ze swoim posiłkiem. Gdy Halt był zaledwie w połowie, jego uczeń wstał od stołu. Odłożył naczynie na bok, a sam zgarnął łuk, kołczan i pelerynę i stanął przy drzwiach.

  -Nie zaczekasz na mnie? - Spytał zwiadowca. Ich koeljną tradycją było również to, że zawsze po posiłku chwilę jeszcze rozmawiali. Naprawdę zaczął się martwić.

  -Pójdę poćwiczyć. - Oznajmił Will ignorując pytanie.

  -Daj spokój, odpocznij trochę. Pomogę ci rozłożyć tarcze. - Chłopak spojrzał mu w oczy, a Halt aż wzdrygnął się, gdy w oczach swojego ucznia zobaczył wściekłą, nieprzeniknioną czerń.

  -W takim razie pójdę oporządzić Wyrwija. - Warknął cicho i już go nie było. Halt chwilę wpatrywał się w drzwi, po czym przeniósł wzrok na stół i aż otworzył usta ze zdziwienia. Na stole - poza jego naczyniami - stał kubek pełen kawy z miodem. Gdy w końcu skończył jeść, szybko odłożył talerz i kubek, i dosłownie pognał za swoim uczniem do niewielkiej stajni. W chwili, gdy do niej dochodził zmartwił się, gdyż nie usłyszał ani jednego miłego słówka, które Will tak często mówił Wyrwijowi. Wszedł do stajni i zatrzymał się w progu.

   Will, owszem, zajmował się swoim wierzchowcem, ale wydawało się, że robił to automatycznie, bez jakichkolwiek emocji czy przywiązania. Chłopak nawet nie patrzył na swojego konika, który uparcie szukał kontaktu wzrokowego ze swoim przyjacielem. Ten chyba wyczuł, że ktoś go obserwuje, bo lekko przyspieszył tempo pracy, po czym jakby nigdy nic wyszedł rzucając Haltowi spojrzenie, którego pozazdrościłaby mu sama Śmierć. Zwiadowca przeniósł wzrok na konika i poczuł dziwne ściśnięcie w sercu na widok smutku w jego oczach i pytaniu "Co się z nim stało?".

  -Nie wiem... - Poklepał konika po szyj i dał mu jabłko, po czym zaczął oporządzać swojego konia.

...

Proszę! I nie mówcie mi, że nie jesteśmy dobrymi autorkami. @HareHeart Spełniłyśmy życzenie, nieprawdaż? :D :D

   I mamy prośbę (a konkretniej to HH ją mama - ale Cichosza)...

   Jeśli ktoś chce skomentować treść tekstu, oznaczcie mój nick w komentarzu, żeby mi się wyświetlało ~ HareHeart

   To wszystko. Więc...

  Bo nic nie dzieje się przypadkowo. Pisz, JC & HH

 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro