Rozdział 4 - Tym kim byłeś

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nikt nie mógł rozumieć, dlaczego Will odmówił samemu królowi Duncanowi, który proponował mu stanowisko w swoim zamku. Nikt, poza trzema osobami: Willem, Haltem i w końcu samym Duncanem, który owe stanowisko mu proponował. Lecz tylko jeden z nich wiedział, jaki jest prawdziwy powód wyboru chłopaka.

- Zniszczę cię, Willu... - Powiedziała tajemnicza postać i rozpłynęła się we mgle. Will zerwał się na równe nogi. Rozejrzał się przerażony po pomieszczeniu i dopiero gdy parę razy upewnił się, że nic mu nie grozi znów opadł wyczerpany na poduszki. Ile to już dni męczą go koszmary? Tego nawet sam Gorlog nie wiedział. Za to wiedział, że koszmary te wcale nie są tak błahe. Chłopak o kasztanowych włosach sam wyglądał jak zjawa. Jego oczy straciły dawny blask, stały się matowe i pozbawione tych radosnych iskierek, którymi stale zarażał wszystkich wokół. Mimo wszystko nie chciał martwić Halta, swego mistrza i przyjaciela. Choć traktował go jak ojca uważał, że jakieś tam koszmary nie są warte uwagi. Will leżał jeszcze przez jakieś dziesięć minut, gdy nagle usłyszał krzątaninę w kuchni. Znów prawie wyskoczył z łóżka, na którym leżał, gdy zdał sobie sprawę z na pozór mało istotnej informacji.

Słońce już wzeszło. A to znaczy, że Halt obudził się i prawdopodobnie przyrządza dla nich posiłek wraz z porządnym kubkiem kawy z miodem. A może nawet i dwoma. Na tę myśl kąciki ust Willa drgnęły. Co by się nie działo, kawa zawsze poprawiała mu humor. Wstał z łóżka i przeciągnął się dokładnie, po czym ubrał się, trochę posprzątał w swoim pokoju i wyszedł na spotkanie ze swoim mistrzem.

- Dzień dobry, Halt. - Starszy zwiadowca drgnął na głos swojego ucznia i odwrócił się. Gdy ujrzał młodego chłopaka rozluźnił się i spiorunował go wzrokiem. Will uśmiechnął się nieznacznie, a gdy jego mistrz to zauważył młodszy zwiadowca zaśmiał się cicho. Halt był drugą rzeczą, która potrafiła poprawić mu humor w tych paskudnych dniach. Oczywiście, pierwsza była legendarna kawa z miodem, która znajdowała się już na stole, w dwóch dużych kubkach.

- Witaj Willu. - Odpowiedział jego mistrz i wskazał głową na stół. - Głodny? - Zapytał, a chłopak widząc obfite śniadanie na chwilę zapomniał o swoich koszmarach i wręcz rzucił się na posiłek.

Gdy już zjedli Will pomógł Haltowi posprzątać, po czym poszedł umyć naczynia. Halt został w chacie tłumacząc się tym, że Crowley miał go dzisiaj odwiedzić. Podobno był w Redmont i chciał skorzystać z okazji i porozmawiać ze starym przyjacielem. Will jednak podejrzewał, że jego mistrzowi nie chce się wychodzić w taki upał. Co prawda, nie było jeszcze aż tak gorąco, ponieważ słońce wzeszło zaledwie dwie godziny temu, ale jego mistrz wolał nie droczyć się z naturą. Właściwie to sam się tak tłumaczył. Will westchnął więc, po czym wziął naczynia i udał się nad strumień płynący jakieś sto pięćdziesiąt metrów od chaty.

Droga dłużyła mu się niemiłosiernie. Poza tym czuł się obserwowany. Co chwilę dyskretnie oglądał się za siebie i na boki by zobaczyć, że jest sam. Nic nie słyszał ani nie widział, a to sprawiało, że czuł się coraz bardziej nieswojo.Gdy w końcu dotarł nad strumień lekko się rozluźnił, po czym uklęknął i zaczął szorować naczynia. "Zniszczę cię, Willu." głos rozbrzmiał echem w jego głowie, a sam chłopak podskoczył niczym wiewiórka. W locie odwrócił się i uczepił jakiejś gałęzi owijając ją nagami i rękami. Przez chwilę uspokajał oddech, a po paru minutach ostrożnie i powoli rozglądnął się i zszedł na ziemię.

- Dlaczego mnie to spotyka? - Wymruczał cicho do siebie i wrócił do mycia naczyń.

- Gdzieś ty się tyle podziewał? Liczyłeś mrówki w lesie? - Zażartował jego mistrz, gdy ten wrócił z umytymi talerzami i kubkami po kawach. Gdy nie uzyskał odpowiedzi zapytał ponownie. Znów cisza. Halt zmarszczył brwi.- Willu, wszystko w porządku? - Zapytał.

- C-co? A... Tak, wszystko jest dobrze... - Odparł chłopak, który nawet nie słuchał swojego przyjaciela. Był zbyt zajęty obserwowaniem ciemnej, wysokiej postaci stojącej na granicy lasu.

- Willu? - Halt zaczął się niepokoić. Gdy tylko wstał z krzesła tajemnicza postać rozpłynęła się, a na jej miejscu pojawiła się mgła. Dokładnie tak, jak w jego śnie. Chłopak przełknął nerwowo ślinę, a gdy jego mistrz położył mu dłoń na ramieniu strącił ją jak oparzony i odwrócił się w stronę Halta.

- T-tak? - Zapytał roztrzęsiony. To było do niego niepodobne. Zawsze był spokojny, poukładany, a teraz czuł się jak suche pola w upalny dzień. Wystarczyła jedna iskra, by zamienił się w piekielny ogień. A wygląda na to, że Halt właśnie starał się wykrzesać tę iskrę.

- Willu, co się dzieje? - Zapytał straszy zwiadowca i dokładnie zlustrował swojego ucznia spojrzeniem swoich stalowych oczu. - Widzę, że coś jest nie tak. Mów o co chodzi.

- Naprawdę nic mi nie jest, Halt. Po prostu długo nie mogłem zasnąć - Odparł chłopak i odwrócił wzrok. Nie mógł kłamać w oczy Haltowi... Po prostu nie mógł. Jego mistrz znał go zbyt dobrze, by ten mógł ukryć swoje problemy. Ale... Przecież to tylko koszmary. Prawda...? Odchrząknął więc nerwowo i powoli poszedł do swojego pokoju. Wszedł do niego, zamknął drzwi i oparł się o nie. Zjechał powoli na ziemię nie mogą uwierzyć w to, co robi. Powinien powiedzieć swojemu mistrzowi... Nawet jeśli to tylko jakieś koszmary. "Ja żyję, Willu." znowu rozbrzmiało echem w jego głowie. Chłopak nie mógł się powstrzymać i krzyknął cicho od razu gryząc się w język. Po chwili usłyszał pukanie do drzwi.

- Willu? Jesteś tam? Co się stało? - Halt zasypał go lawiną pytań, a Will - nadal oszołomiony po niedawnych doznaniach - nie mógł znaleźć nic, co mógłby powiedzieć. Otworzył więc drzwi, zawstydzony swoim krzykiem i spojrzał w oczy mistrzowi. Halt, ku zaskoczeniu Willa, objął go i chwilę przytrzymał w uścisku. - Czemu nie chcesz mi powiedzieć, co się dzieje? Wiesz, że możesz mi ufać. - Nie było tak, że nie ufał swemu mistrzowi. Ale jednak nie był pewny czy powinien mu o tym mówić. Jednak był tez pewny jednego - nie byłby w stanie tego z długo w sobie trzymać. A przecież nic się nie stanie, jeśli opowie o swoim koszmarze. Prawda? Musiał mieć taką nadzieje.

- No dobrze... Powiem ci... Pod jednym warunkiem.

- Jakim? - Zapytał Halt odsuwając swego ucznia na długość ramion.

- Że nie będziesz się śmiał... - Odpowiedział Will cicho, a Halt jeszcze bardziej się zdumiał.

- No dobrze... To opowiesz? - Zapytał, a jego uczeń pokiwał głową. Usiedli na łóżku, a Halt objął Willa ramieniem. Ten wziął głęboki oddech i przez chwilę milczał, zapewne, żeby ułożyć sobie opowieść. Nagle przypomniał sobie o dość istotnym fakcie i to właśnie od niego postanowił zacząć.

- Pamiętasz jak król Duncan zaproponował mi stanowisko u siebie zamku, a ja odmówiłem?

- Pamiętam... - Odparł Halt coraz bardziej zaintrygowany. Jeżeli to ciągnie się od tamtego wydarzenia, to naprawdę jest głupcem. W dodatku ślepym głupcem. Will wziął głęboki wdech.

- Prawdziwym powodem było to, że parę tygodni wcześniej zaczęły prześladować mnie koszmary... Zwykle budziłem się z krzykiem albo płaczem, ale już teraz przywykłem do nich... Ale kiedyś... K-kiedyś jeden koszmar był tak przerażający, że gdy wyskoczyłem z łóżka jeszcze przez chwilę widziałem tamten sen i... Widziałem w nim wroga... A gdy chciałem go zabić, złudzenie odeszło i zorientowałem się, ż-że kieruję nóż w stronę okna... W stronę wsi... - Odparł drżąco i schował twarz w dłoniach.

- Mój Boże... - Odparł cicho Halt, a słysząc cichy szloch swojego ucznia poczuł jak pęka mu serce - Willu... Dlaczego nie powiedziałeś tego wcześniej? Przecież bym ci pomógł... - Powiedział i mocno przytulił swojego ucznia, który wręcz cały drżał.

- Bałem się, właściwie wciąż się boje... Że mogę c-ci coś zrobić... Że kiedyś to złudzenie nie zniknie i za-zacznę krzywdzić ludzi... - Halt nie wiedział, co ma mu odpowiedzieć więc po prostu objął go jeszcze mocniej. - To jest właśnie jeden z głównych p-powodów... To jest powód, dlaczego zrezygnowałem ze stanowiska w zamku... - Will zacisnął mocno oczy i oparł głowę o ramię Halta.

-...Możesz mi opowiedzieć, o czym był ten koszmar? - Zapytał niepewnie starszy zwiadowca. Czuł, że jeśli jego uczeń jest tak przerażony, to znaczy, że ten koszmar był naprawdę straszny.

-Jesteś pewien, że c-chcesz wiedzieć? - Zapytał młodszy zwiadowca i przetarł oczy.

-Jestem. - Odpowiedział Halt, mimo, że czuł, że to kłamstwo. Czasem niewiedza jest lepsza od wiedzy, pomyślał i lekko uśmiechnął się na to zdanie.

- Była wojna... - Powiedział cicho, a Halt momentalnie cały zesztywniał. No tak... Wojna z Morgarathem... Po chwili zdał sobie sprawę z bardzo istotnego faktu. Will przecież nie brał w niej udziału. Postanowił jednak się nie wtrącać i dać przyjacielowi dokończyć historię. - Nie wiem tylko, z kim ją prowadziliśmy. To byli ludzie, tego jestem pewien... Byli ubrani cali na czarno, czarne zbroje, maski, broń. Nawet konie. Wszystko czarne. Włosy i oczy też. Wyglądali jak ogromna, bezkształtna masa. Jak rzeka. W dodatku było ich tak dużo... - Will schował twarz w dłoniach. - Walczyliśmy pod wieczór... Oni to wykorzystali i otoczyli nas. Na własne oczy widziałem, jak upada cała armia Araluenu... Ty, Horace, baronowie... Najdłużej walczył król Duncan.

- Dlaczego nie zarządził odwrotu? - Przerwał mu Halt i dopiero wtedy zorientował się, że powiedział to na głos

- Nie miał komu. - Gdyby straszy zwiadowca stał, odpowiedź Willa dosłownie zwaliłaby go z nóg. - Zostaliśmy we dwóch. Ja i on... Przeciwko całej armii. Na własne oczy widziałem, jak go zabijają. Wtedy ktoś uderzył mnie w głowę, a ja straciłem przytomność. Obudziłem się i pierwsze co pomyślałem, to to, że umarłem i trafiłem do Piekła. Niebo było czarne, czasem czerwone. Ziemia była sucha i popękana. Trawa albo było wysuszona na wiór, albo nie było jej w ogóle. Nie widziałem nawet odrobiny zieleni. Za to widziałem ciała... I ludzkie i zwierzęce. Zacząłem wędrówkę w stronę Araluenu. Bez jedzenia i wody. Wszystkie zwierzęta poumierały z głodu i pragnienia, a wszystkie rzeki i strumienie wyschły. Na dnie niektórych widziałem martwe ryby... Poprzewracane łodzie. Gdy dotarłem do stolicy ujrzałem jeszcze bardziej przerażający widok. Cały zamek był oblepiony jakąś czarną mazią, a w okół niego nie było nic poza pustkowiem. Czarni strażnicy złapali mnie i zawlekli przed tron, a na nim... Siedziała ta sama postać, która prześladuje mnie w snach - Skończył i popatrzył nieśmiało na swojego mistrza, który tylko mocno go przytulił. Nie był w stanie wyobrazić sobie swojego pięknego kraju jako pustkowia bez życia.

A Will poczuł się odrobinę lepiej. Zwalił trochę tego ciężaru z swoich ramion, ale wciąż nie był gotowy powiedzieć wszystkiego.

-Tak strasznie mi przykro... - To było jedyne, co był w stanie z siebie wydusić. Will spuścił głowę. Nagle poczuł się obserwowany i wystraszony spojrzał na drzwi. A konkretnie na Crowley'a, który stał w progu i wpatrywał się w chłopaka z miną wyrażającą zdziwienie i lekki strach. Halt również zauważył przybysza.

-Crowley? Co ty tu robisz? - Zapytał.

-Miałem cię odwiedzić. Ale wydaje się, że mamy dużo poważniejsze sprawy na głowie. - Odparł i podszedł do Willa, który odwrócił głowę w stronę dowódcy i kątem oka zauważył coś na granicy lasu. A była to wysoka, muskularna i czarna postać, która wyciągnęła swoją rękę i przejechała palcem po swoim gardle. Następnie wzięła w dłoń tajemniczy przedmiot, który okazał się być odciętą, ludzką głową. Postać wyciągnęła dłoń przed siebie dając jasno do zrozumienia, że Will będzie następny.

...

I tak oto pojawia się 4 rozdział! Jest to rozdział, który mogliście już widzieć u HareHeart, ale odrobinę został zmieniony na potrzeby książki :D ~ Joel Carter

Zapraszam na profil @Joel_Carter ~ HareHeart

To w takim razie - zapraszam na profil @HareHeart ~ Joel Carter

Bo nic nie dzieje się przypadkowo. Pisz, JC & HH

PS. Ciekawostka - rozdział ma ponad 1850 słów (dziękujcie HH)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro