Rozdział 1 - Skupienie to ścieżka do celu

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wziął głęboki oddech, by uspokoić choć trochę dudniące serce. Po czym wypuścił po kolej pięć strzał w różne, wybrane wcześniej przez siebie, punkty. Wszystkie strzały trafiły dokładnie tam gdzie chciał, ale mu wciąż coś nie odpowiadało. I tym razem wysłał serię składającą się z dziesięciu strzał.

Znowu idealnie mu się udało wykonać ćwiczenie, które sam sobie powierzył, ale jednak nie czuł zadowolenia. Bez Halta nie czuł się tak pewnie. I miał wrażenie, że cały czas wszystko robi źle. A nawet jeśli tak nie było to i tak nie mógł być tego pewny. Nie mógł wiedzieć, że robi wszystko dobrze, jeśli jakiś obserwator mu tego nie powiedział. Tak samo było z błędami.

Sam nie widział czy ma dobrą postawę. Czy ramię trzyma w odpowiednim miejscu. Czy wystarczająco dobrze naciąga cięciwę - bo przecież na to było wiele różnych sposobów. Niczego nie mógł być pewny, a obawiał się, że na ostatecznym teście na zwiadowcę zawali. Że zrobi jakiś mało istotny błąd i nie zda. A tego nie chciał nikt.

Próbował się pocieszyć, że to tylko stres przed nadchodzącym sprawdzianem. Próbował wmówić sobie, że wszystko będzie dobrze. Że zda test i że tajemniczy prześladowca da mu spokój. Ale nic z tego nie było pewne. Potrafił pocieszać innych. Potrafił podnieść na duchu. Samego siebie również. Nie miał nigdy problemu z samooceną czy pewnością siebie, ale w tej chwili czuł zwykłą tremę - pomimo że do końca szkolenia pozostało jeszcze wiele miesięcy.

Choć czy tak wiele? Do ukończenia nauki pozostał mu nie cały rok. A później - o ile zda - dostanie własne lenno, które będzie musiał w pojedynkę pilnować. Bez Halta z radą i bez jego skinień głowy. Czy był na to gotowy? Na pewno nie. A w danej chwili nie mógł nawet ćwiczyć skradania. Bo przecież nikt nie powiedziałby mu czy jest widoczny czy nie. Pozostało mu więc doskonalenie łucznictwa i rzucania nożami.

Po wystrzeleniu jeszcze kolejnych dwudziestu serii złapał nóż - ten mniejszy przeznaczony do rzucania - i bez zastanowienia oddał rzut. Oczywiście znowu mu coś nie odpowiadało w tym rzucie. Chociaż tutaj już mógł mieć rację, w końcu to nie szło mu już aż tak dobrze. Każdy rzut był perfekcyjny, a jednak miał wrażenie, że jego tempo jest zdecydowanie za niskie. Z każdą próbą przyśpieszał. Aż w końcu mniej więcej osiągnął to co chciał.

Odetchnął, po czym schował nóż. Na plecy zarzucił pełny kołczan, a do ręki złapał swój łuk. Nawet nie zauważył, kiedy minęło pięć godzin. Co prawda wstał wcześnie, przez co i wcześnie swój trening zaczął, ale był padnięty i bolały go ręce i nogi, bo ciągłym naciąganiu cięciwy i bieganiu po nóż. Poza tym wolał ograniczać swój czas pobytu na zewnątrz.

Wciąż nie wiedział kim była ta tajemnicza osoba. Obawiał się, co mogła mu zrobić i nie chciał później bez sensu cierpieć. Dlatego robił wszystko by jak najdłużej móc siedzieć w domku przy kawie albo ćwicząc - przecież siła też była ważna. Nie każdy trening opierał się na bieganiu po lesie.

Otworzył drzwi chatki, po czym zdjął z siebie tą pelerynę - ważyła w tej chwili chyba tonę! Poczuł delikatny zapach kawy i już wiedział, że to jest to czego potrzebował w tej chwili. Nie pomyślał nawet o odłożeniu łuku czy zdjęciu kołczanu z ramienia. Od razu ruszył zagotować wodę.

-A teraz zemszczę się za wszystkie krzywdy jakie mi wyrządziłeś! - usłyszał nagle. Jego reakcja była odruchowa. Nie myślał co robi. Szybko nałożył strzałę na cięciwę i wycelował ją w osobę siedzącą przy stole - Ej! Spokojnie! Żartowałem! - zawołał Gilan podnosząc ręce do góry w obronnym geście. Will jednak nie wyglądał na uspokojonego. Wręcz słyszał jak te same słowa wypowiada tajemnicza postać na brzegu lasu.

Gilan roześmiał się w głos. Nie miał prawa wiedzieć o czym myśli jego młodszy przyjaciel, więc pewnie uznał jego, że była to jego reakcja na niespodziewane przybycie zwiadowcy. Will odłożył łuk i wreszcie powiesił kołczan na wieszaku. Uśmiechnął się miło do Gilana i powiedział.

-Cześć, Gil! Co cię tu sprowadza? - Nie uśmiechał się w sztuczny sposób. Naprawdę cieszył się z przyjazdu przyjaciela.

-Przejeżdżałem obok, więc postanowiłem odwiedzić Redmont - odpowiedział z uśmiechem - Ale widziałem, że ćwiczysz, dlatego postanowiłem zaczekać tutaj...

-Długo czekasz? - zapytał Will, po czym dodał - Czekaj chwilę, zrobię kawy...

-Spóźniłeś się - odparł wskazując na stół, gdzie znajdowały się dwa kubki z świętym napojem - Nie, dopiero przyjechałem. Byłbym pewnie wcześniej, ale miałem pewne opóźnienia. Ale chyba dobrze wyszło, bo inaczej musiałbym czekać - zaśmiał się cicho.

-Od razu mówię, Halta nie ma pojechał na...

-...Na misję - dokończył za niego Gilan - Tak, wiem. Też dlatego przyjechałem. Postanowiłem sprawdzić, jak sobie radzisz i jak widzę nie jest, aż tak źle - dodał - A przy okazji Halt mnie, kiedyś prosił bym podszkolił cię w skradaniu i kamuflażu. - Will pokiwał w zrozumieniu głową. Gilan był przecież pod tym względem najlepszym zwiadowcą w korpusie. Nikt nie był w stanie przewyższyć go w tej dziedzinie. Kamuflaż to była jego działka.

-Oh nie! - zawołał Will - Błagam! Tylko nie kolejne treningi! - naprawdę miał już dość na ten dzień. Był wykończony... I był też drugi powód, który chyba nie jest trudno odkryć.

Bał się. Zwyczajnie się bał tajemniczego mężczyzny, którego co noc widział przez lasem. Co prawda ćwiczył już dzisiaj pięć godzin poza chatką - i to w zupełnej samotności - ale wtedy trzymał się, jak najdalej od lasu i było to w dzień. A wiedział dobrze, że takie treningi często mogą trwać dłużej. Nie chciał po ciemku biegać w lesie, a właściwie to właśnie miał robić. Nawet jeśli byłby dzień to nie mógł czuć się bezpieczny. W końcu skąd mógł mieć przekonanie, że prześladowca będzie na niego polować tylko w dzień.

-...za tobą - usłyszał nagle od Gilana ostrzeżenie i zeskoczył z krzesła w tej samej chwili obracając się w tył i wyciągając saksę. Za nim nikogo nie było popatrzył na Gilana pewny, że to kolejny żart, ale ten patrzył na niego z powagą na twarzy. Zwiadowcy podniósł jedną brew do góry - skutki pięciu lat szkolenia u Halta - po czym odparł...

-Nie wiem co takiego przeraziło cię w mojej podnoszącej na duchu mowie... - położył rękę na klatce piersiowej i stwierdził - Twój brak zrozumienia rani me serce...

-Wybacz, Gil - powiedział z pokorą chłopak - Zamyśliłem się - dodał, a Gilan badawczo zeskanował go wzrokiem. Po chwili uśmiechnął się ponownie i ponownie...

-Skup się! Skupienie to ścieżka do celu... - Will podniósł gwałtownie na niego wzrok.

-To jakaś kolejna mądrość Halta? - Zwiadowca uśmiechnął się jeszcze szerzej i odpowiedział...

-Nazwijmy to nauką z mojego życia - Następnie podniósł się zacierając ręce - Dobrze. Więc skoro nie słyszę żadnych sprzeciwów, zacznijmy trening...

...

I tak oto witajcie w pierwszym rozdziale! Ale uwielbiam Gilana - musiałam go tu na chwilę wstawić - ale niestety nie będzie odgrywał tu już tak ważnej roli jak w NK (chyba).

Bo nic nie dzieje się przypadkowo. Pisz, Joel Carter

PS. Dziękuje wam wszystkim za to, że jesteście! Tyczy się to tych, którzy przyszli tu dopiero w tym ff i tych, którzy są ze mną od początku - DZIĘKUJE WAM! Zrobiłabym może dla was jakiś special itd - jakieś pytania do bohaterów czy coś w tym stylu - ale nie chce tym zaśmiecać książki, więc myślę, że wszystkie fanfici, które zaplanowałam będą wystarczającą nagrodą. Bo może i mówiłam o trzecim tomie ,,Nie zawsze" (swoją drogą piszcie w kom pomysł, jak nazwać tą serię), ale nie mówiłam o wielu innych pomysłach. Teraz wrzucam wam zdjęcie na moje planowane książki z Zwiadowców i No...

Dwie serie musiałam zasłonić, ponieważ są one jeszcze sekretem - kiedyś je poznacie, a na razie dla ciekawskich lista wszystkich innych książek które mam w planie (No może nie wszystkich - ale tych na które mam pomysł na nazwę i akcje)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro