Rozdział 8 - Nieproszony gość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   Przez chwilę nie oddychał. Widok ducha stojącego za Haltem był przerażający. Pierwszy raz widział go z tak bliskiej odległości i pierwszy raz był naprawdę na wyciągnięcie ręki. Wziął drżący wdech i powiedział spokojnie...

   -Chodzi o to, że... - Przerwał i po chwili dokończył - A może zrobisz kawę?  Od dawna nie miałem jej w ustach.

  -Nie wymigasz się od odpowiedzi - stwierdził gorzko jego mentor.

  -Wiem - odpowiedział na to i uśmiechnął się szeroko. Gra aktorska wychodziła mu coraz lepiej - Ale co to za rozmowa bez kubka kawy? - Halt widząc to od razu podniósł się i ruszył zaparzyć wodę. Tęsknił za tym starym Willem, a teraz wreszcie widział przebłyski tej postaci. Dlatego nie wahał się i spełnił jego prośbę. Przecież ma czas. Może wysłuchać prawdy dziesięć minut później.

   Will w tym czasie zastanawiał się nad odpowiedzią. Postać stojąca za krzesłem Halta tylko upewniła go w jednej rzeczy - nie może powiedzieć prawdy. Wiedział to od dawna, a jednak teraz prawie popełnił ten jeden błąd. Mógł doprowadzić do śmierci Halta. A tego nie chciał.*

   Dlatego musiał szybko wymyślić jakieś kłamstwo. I to jakieś dobre kłamstwo wyjaśniające to wszystko. I to w taki sposób by Halt nie wykrył kłamstwa. A to było niezwykle trudne. Znał go. Halt znał go jak nikt inny. W końcu był jego mentorem już od paru dobrych lat. A to sprawiało, że mógł bez większego trudu odkryć fałsz. Jednak było coś co mogło uratować Willa.

   Jego wyobraźnia i kreatywność. Mógł wymyślić wszystko. Po zamknięciu w celi byłby w stanie wymyślić miliony sposobów na ucieczkę. Nawet teraz, gdy tylko o tym myślał, już wiele nowych dróg ucieczki pojawiło się w jego głowie. Tylko, że teraz nie chodziło o ucieczkę z więzienia, a o jakiegoś ducha. O coś co było teoretycznie niemożliwe. Jednak jak widać teoria kłóci się z praktyką. I to był ten haczyk, który posiadał Will. Halt był już coraz starszy.

  Był już coraz to starszym zwiadowcą, który wychował się w niebezpiecznym świecie bez magii i dziwnych zjawisk. Jego życie opierało się na walce i niebezpieczeństwach, ale zawsze wszystko dało się wytłumaczyć. A wiele lat takiego życia sprawia, że człowiek przestaje wierzyć, w niektóre rzeczy.

   Will poczuł się lepiej. Pierwszy raz miał jakiś plan. Może nie polegał on na pokonaniu tego ducha, ale przynajmniej dawał mu coś na czym musiał się skupić. Podniósł głowę i popatrzył hardo na wroga. I przyjrzał mu się. Przeciwnik nie wyglądał jak w jego śnie. To nie była ta sama zła osoba, która go tak straszyła. To nie była ta osoba, która chciała upadku Araluenu. A jednak wciąż nie wyglądał na przyjaźnie nastawionego.

   Teraz stał przed nim zwykły, barczysty mężczyzna z mieczem u pasa. Jego brązowe włosy były ułożone w artystyczny nieład, a on swoimi ciemnymi oczami mierzył Willa. Chyba tez go oceniał. Chłopak zmarszczył brwi. Na pewno nie nazwałby tego kogoś barbarzyńcą, ale pozory mogą mylić. Nieprawdaż?

   Po chwili Will opamiętał się i po prostu kiwnął głowa w oznace ,,Nic nie powiem". Choć właściwie było to kłamstwo, ponieważ jego plan opierał się na czymś zupełnie innym. Bo zamierzał powiedzieć wszystko bez kłamstw i pomijanych zdań. Pokazał dłonią kciuka w górę mając nadzieje, że postać go zrozumie. ,,Mam plan" chciał przekazać, ale było to ciężkie zważywszy na to, że nie mógł użyć słów.

   Już po paru minutach pojawił się przed nim kubek z kawą i miodem. Will przez chwilę zastanawiał się czy na pewno było dobrym pomysłem wypić ten napój. Nie bez powodu zrezygnował z posiłków. Ale właściwie musiał udawać, że faktycznie zwalił z siebie całość ciężaru, dlatego niepewnie złapał kubek i upił łyk.

  -Nie będę przeciągać - oznajmił i zaczął - Tylko spokojnie - powiedział jeszcze patrząc na Halta, ale słowa skierował do ducha stojącego za nim - Wszystko co powiedziałem było prawdą, ale to nie była prawda. Coś pominąłem... Co wieczór widzę jakiegoś ducha na skraju lasu. Co wieczór patrzy na mnie, a ostatnio w ręku trzymał czyjąś głowę. Nie wiem kim on jest.  On jest martwy. On zginął. Inaczej nie da się tego wytłumaczyć... Straszy mnie, grozi mi śmiercią. Ale jestem pewien, że nie jest z tego świata - Will robił wszystko by te słowa nie zabrzmiały normalnie - Raczej z jakiegoś świata po śmierci. Piekła czy skądś. Nie wiem, ale chodzi o to, że... Ja go widzę. Widzę jakiegoś ducha, który grozi mi śmiercią. Właściwie tobie też. I bałem się, że jak ci o tym powiem to, że zrobi ci krzywdę. I że... Nie chce cię zostawiać, Halt. I nie chce, żebyś to ty zostawiał mnie...

  -Więc to o to chodzi... - westchnął Halt.

  -Słucham? - Will naprawdę spodziewał się jakiś słów typu ,,Zwariowałeś?! Jakiś świat po śmierci?! Żartujesz chyba!". Ale to przecież był Halt, a nie Gilan. Will poczuł na swym ramieniu dłoń mentora.

  -Stresujesz się, boisz się nadchodzącego egzaminu - Will wlepił w niego zdziwione spojrzenie. Naprawdę jego mentor miał takie wnioski po tym długim monologu na temat magii i duchów z innego świata? Naprawdę?! Co prawda pewnie w każdym innym momencie takie słowa właśnie byłyby spowodowane testem, ale... Zdziwił się, a Halt musiał to odebrać inaczej, bo kontynuował...

  -Czyli dobrze myślałem - stwierdził - Oboje wiedzieliśmy, że kiedyś będziesz musiał odejść. To było coś co od początku było jasne. Wiedzieliśmy, że tak będzie. Za nie cały rok dostaniesz własne lenno i wyjedziesz, ale pamiętaj, że wciąż będziemy się widywać. - Will naprawdę czuł się dziwnie. Nigdy nie spodziewał się, że usłyszy takie słowa z ust mentora. Co prawda już parę razy odbywali podobne rozmowy, ale nigdy w głosie Halta nie było takiego smutku. Will spiął wszystkie mięśnie i wyszeptał...

  -Halt...

  -Ja pewnie i tak za jakieś parę lat przejdę na emeryturę, a wtedy może dołączę do ciebie w Whitby czy Highcliff. Nie wiem jakie będziesz mieć lenno. Może to będzie Seacliff, ale mógłbym pojechać nawet i tam. Byłem w tamtych rejonach raz czy dwa i myślę, że życie w tym lennie naprawdę by ci się spodobało - dodał, a Will czuł się coraz gorzej - Ale chciałem jedynie powiedzieć, że będzie dobrze...

   Jednak Will wcale nie miał takiej pewności. Dopóki nie pokona swojego prześladowcy. Dopóki nie będzie wolny. Dopóty nie znajdzie spokoju ducha. Jednak teraz wiedział co musi zrobić. Musiał dowiedzieć się czegoś o tej postaci. I właśnie postanowił co zrobi.

   ,,Chyba dawno nie odwiedzałem biblioteki w Redmont" pomyślał i od razu wyobraził sobie co odpowiedziałby Wyrwij:

   Chciałeś powiedzieć ,,nigdy"
...
*Czy tylko mnie to za każdym razem bawi?!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro