Rozdział 18

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Faktycznie. Odpowiedź wydawała się teraz oczywista...

-Że wcześniej tego nie zauważyliśmy! - zawołał Gilan, już nawet nie dbając o ciszę.

Jak teraz o tym myślał to to naprawdę wydawało się słabą zagadką. Żałował, że nie posiadali kreatywności i instynktu Willa - chociaż właściwie Jenny go posiadała. Miała ten sam sposób myślenia. I dzięki temu sama wpadła na to kto może być zdrajcą. Bez jego pomocy - jedynie po usłyszeniu błędnej historii.

-W zasadzie teraz wszystko łączy się w logiczną całość - poparł ją Horace.

-Will widział swoją przemianę, więc chciał coś z tym zrobić - powiedziała Jeny - Jak widać nie tylko nam zależało na odzyskaniu naszego Willa.

-Więc pojechał do Norgate, a stamtąd do lasu Grimsdell, by znaleźć Malcolma, bo wiedział, że ten mu pomoże - ciągnął Gilan - Pewnie dlatego też wiele razy znikał bez słowa. Jechał do niego na leczenie, ale kończyło się to czymś odwrotnym. Jednak Will nigdy nie wziąłby pod uwagę, że to może być wina Malcolma, więc wciąż jeździł do niego i zataczał się coraz bardziej. Ale nie było szans by odkrył powód, bo zanim zaczął brać pod uwagę tą możliwość już było za późno. Został omamiony i nie mógł się już wycofać. Zaczął zabijać ludzi z wiarą, że jego czyny były dobre...

-I właśnie dokładnie to co powiedziałeś można wywnioskować po przeczytaniu tego dziennika - stwierdził Horace i rzucił mu do rąk książkę - Ale tam wychodzi na jaw jeszcze parę innych spraw...

Gilan oglądnął uważnie dziennik. Nie wyglądał jakoś wyjątkowo. Miał jedynie mały podpis ,,Will Treaty". Przy czym nazwisko było przekreślone. Dowódca korpusu nie wyobrażał sobie by tyle sekretów było skryte wśród tych nie wielu stron. A jednak tyle rzeczy mogli się dowiedzieć, dzięki tym notatkom.

-Co masz na myśli? - zapytał podnosząc wzrok na przyjaciela.

-Tam było o tym napisane raz czy dwa - stwierdził Horace - za pierwszym razem nawet nie zwróciłem uwagi na tą informacje. Dopiero zauważyłem ją, kiedy drugi czy trzeci raz patrzyłem na te litery - odparł.

-I co takiego znalazłeś? - zapytała Jenny świdrując go wzrokiem. Horace zapatrzył się gdzieś w drzewa. Nie wyglądał jakby chciał się dzielić tą informacją, ale był świadom, że był to tego zmuszony. Podniósł się z ziemi i powiedział...

-Myślę, że możemy jechać dalej - Gilan naprawdę miał ochotę przeszyć go jedną z swoich strzał - Powiem wam w drodze.

Gilan widział z jakim trudem przychodziło mu mówienie tych słów. Nie łatwo było mówić o zdradzie zaufanej osoby, tym bardziej takiej, którą znali wiele lat. Malcolma może nie widzieli za często, ale Will poznał go już wiele, wiele lat wcześniej - jeszcze podczas swojego stanowiska w Seacliff. I ni było łatwym zadaniem zrozumieć zdradę osoby, do której zawsze mogli zwracać się z problemem. Ale może mu właśnie o to chodziło?

Może Malcolm chciał by przypadkowi ludzie zwracali się do niego z pomocą, by mógł ich zmienić? By mógł zrobić z nimi to co z Willem? Zmienić ich sposób myślenia na taki, który sprawi, że przestaną być sobą. Że staną się nieobliczalnymi mordercami. Ale jednak wciąż będą działać w dobrej wierze... Tylko jaki miałby mieć w tym cel?

Co dałoby Malcolmowi obrócenie Willa przeciwko nim? Przeciwko Araluenowi? Jaki miał w tym cel? Co chciał osiągnąć? A może był kolejnym psychopatycznym mordercą, który myślał, że jego czyny są dobre w trakcie, kiedy to było kłamstwo?

Wciąż tylu rzeczy nie rozumiał. Tylu rzeczy chciał się dowiedzieć i miał przeczucie, że Halt mógłby mu w tym pomóc. Mógłby mu odpowiedzieć. Ale jak na złość - ten milczał i nie odezwał się do niego już nigdy więcej. Ale wciąż łatwiej było znieść myśl, że ten na niego patrzył gdzieś z góry. Że czekał na niego... na nich, by potem razem pójść dalej ku lepszej drodze. Ku lepszemu życiu po śmierci.

-Więc co takiego chciałeś nam powiedzieć? - zapytała Jenny równie ciekawa odpowiedzi, jak Gilan. Horace znowu nie odpowiedział, tylko zabrał dziennik z rąk Gilana i otworzył na jakieś stronie. Przez chwilę szukał jakiegoś fragmentu, a później wręczył dziennik do rąk Gilana, wiedząc, że Jenny nie da rady czytać i w tym samym czasie starać się utrzymać równowagi w siodle. A dla zwiadowcy była to czynność wykonywana wręcz codziennie (jedynie z tą różnicą, że zazwyczaj musieli trzymać w rękach łuk, a nie książkę).

-,,I w tej samej chwili..." - zacytował Horace - Czytaj! - rozkazał, a Gilan po znalezieniu fragmentu zacytował go.

-,,I w tej samej chwili nienawidziłem go, ale również nie potrafiłem zostawić jednocześnie. Pomimo tego czynu wiedziałem, że mi pomógł i choć mogłem go zastrzelić, skończyć jego życie w mniej niż sekundę, wahałem się i do dzisiaj nie wiem co było tego powodem" - przeczytał i zmarszczył brwi - I co takiego wyjątkowego jest w tym cytacie?

-Dokładnie nie wiem - stwierdził na to rycerz - Ale zwróć uwagę, że Will mówi tu o jakimś czynie. Czymś co popełnił Malcolm. To nie była pierwsza taka akcja z jego strony.

-A jednak Will go nie zabił. Zawahał się, ale oczywiście przy Halcie bez wahania wypuścił strzałę - dodał z jadem w głosie - Nie wiem, co o tym myśleć, ale nie myślałem nigdy, że Malcolm mógłby mieć jakieś mroczne sekrety.

-Ja też nie - poparł go Horace - A ty? Co o tym myślisz, Jenny? - Dziewczyna nie odpowiedziała, a jedynie wpatrywała się zamyślonym wzorkiem przed siebie.

Znała te słowa. Słyszała je i nawet nie musiała się zastanawiać skąd. To było dla niej oczywiste. Od kiedy Will stał się... zły starała się zapamiętać ich wspólne wieczory. Wszystkie wspólne chwile były dla niej na wagę złota. Wszystkie te dobre związane z nim wspomnienia były ważne w jej sercu i robiła wszystko by przy niej pozostały. By nie wyparowały jej z głowy, dlatego i te słowa zapamiętała...

-To jest łatwe... - stwierdziła - ,,I w tej samej chwili nienawidziłam go, ale również nie potrafiłam zostawić jednocześnie. Był złym człowiekiem. Należał do złych ludzi, ale wciąż jednak był moim ojcem i..." - zmarszczyła brwi i mruknęła - Ah, nie pamiętam co tam było dalej...

-Jenny... Chyba trochę cię nie zrozumiałem... - powiedział Gilan patrząc na nią zainteresowanym wzrokiem. Dziewczyna pokręciła mocno głową (co prawie skończyło się dla niej spotkaniem z ziemią) i wyjaśniła...

-To cytat z jednej książki, którą razem z Willem kiedyś przeczytaliśmy - uśmiechnęła się na tą myśl - Opowiadała o Elly, dziewczynie, której ojciec doprowadził do śmierci jej chłopaka, ale jednocześnie wciąż był jej rodziną i nie potrafiła go zostawić. Cała opowieść opowiadała o mętliku przez jaki przechodziła. Willowi nie polubił jej historii, wydawała mu się zbyt smutna, ale ten cytat z jakiegoś powodu zapamiętał.

-I co to ma do rzeczy? - zapytał Horace. Jenny jedynie przewróciła oczami na ich krótkowzroczność.

-Ojciec Elly był człowiekiem, który... - przerwała -... Na pewno nie był dobry. Miał swoją sektę. Każdy z nich robił to co on zechciał. Nie spodobał mu się chłopak jego córki, więc kazał go zabić. A Elly nie potrafiła go zostawić... Myślę, że Will, świadomie czy nie, zostawił nam podpowiedź. Może gdzieś wewnątrz siebie wiedział, że to co się z nim dzieje jest winą Malcolma.

-Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytał tym razem Gilan.

-Malcolm jest jak ojciec Elly - oznajmiła - Omamia ludzi i zmusza ich do zabijania każdego napotkanego człowieka. To przez niego John Ruhl podpalił tamte domy. To przez niego Alyss nie żyję...

...

Mam wrażenie, że po tej ostatniej wiadomości wiele osób polubi takiego Malcolma... :) Nie wiem dlaczego tyle osób tak nienawidzi Allys (możecie napisać mi wyjaśnienie w komentarzu)

Bo nic nie dzieje się przypadkowo. Pisz, Joel Carter

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro