Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

-Jak to wyjechał?! - zawołał zdenerwowany Gilan patrząc na niczemu winną szlachetkę. Powinien zdecydowanie zastanowić się nad swoim zachowaniem, to prawda. Krzyczeć na kogokolwiek ze szlachty było głupotą. A tym bardziej robić to w zamku. A jednak w tej chwili dał się ponieść złości.

   Kobieta patrzyła z szeroko otwartymi oczami na zwiadowcę. Była przerażona. Nie dosyć, że krzyczał na nią jakiś chory człowiek, to do tego ten człowiek był jeszcze zwiadowcą. I to nie byle jakim zwiadowcą. A jednak należała do szlachty - i nikt nie miał prawa jej tak traktować.

-Zabierz swojego kolegę ode mnie - powiedziała w kierunku rycerza z pewnością i egoizmem, za którym sprawnie ukrywała strach.

-Bardzo Panią przepraszamy. Chodź, kolego - wtrącił Horace odciągając przyjaciela - Kolega ma zły dzień. Ale kolega musi chwilę odpocząć i koledze będzie lepiej. Bo wie Pani kolega kolegi jest bardzo nie dobrym kolegą, dlatego również kolega ma dziś zły humor. Ale teraz kolega grzecznie pójdzie. Prawda, kolego? - zapytał rycerz patrząc na zwiadowcę, który jedynie wzruszył ramionami z naburmuszoną miną. Kobieta patrzyła na nich zaskoczona, gdy odchodzili w swoją stronę.

-Nie wychowańcy... - burknęła pod nosem i skierowała się do swojej komnaty.

...

-Brawo za inteligencje, zwiadowco - powiedział Horace do przyjaciela, gdy wyszli z zamku - Dzięki twojej interwencji dowiedzieliśmy się wszystkiego co chcieliśmy - dodał idąc szybkim krokiem. 

-Przepraszam - powiedział pod nosem - Mam dość tych ciągłych poszukiwań. Wolałbym już wyruszyć i mieć to wszystko z głowy.

-Wszyscy jesteśmy tym zmęczeni, ale musimy jednak utrzymać jakiś poziom - powiedział rycerz - Nawet jeśli ta misja już dobiegnie końca wciąż będziemy musieli dalej żyć. Po uśmierceniu Willa naszym zadaniem jest wrócić do obowiązków, więc nie możemy pozwolić by szacunek mieszkańców zniknął - odparł i po chwili dodał z przekąsem - A takie sytuacje na pewno temu nie sprzyjają.

   Gilan nie chciał zadawać tego pytania, ale nie był w stanie wciąż dusić tego w sobie. Miał tyle wątpliwości i musiał się nimi z kimś podzielić. Nie chciał ich trzymać w sobie, bo bał się, że spotka go taki sam los. Taki sam los jaki spotkał Willa.

-A skąd pewność, że przeżyjemy? - zapytał szeptem patrząc, gdzieś w bok. Dziwnie się czuł pytając o takie rzeczy Horace'a. I jeszcze te rady (do tego sensowne) wypływające z jego ust. Zawsze to zwiadowcy byli od myślenia, a rycerz był raczej słaby w tej kwestii. A jednak tym razem rolę się obróciły.

   Przez to wszystko nastąpiła w nich zmiana. Gilan już dawno temu to zauważył. Wiele razy zwracał na to uwagę, ale nigdy nie patrzył na te zwykłe aspekty z dnia. Miał na myśli przez to, że zazwyczaj widział to w trakcie poważnych rozmów, obrad czy przygotowań do walki, ale nie w trakcie zwykłych rozmów i wyżaleń.

   Gilan zwrócił uwagę na to, że rycerz ostatnio mniej jadł. Wciąż wypytywał o obiad i kolacje, ale zapominał o podwieczorku, drugim śniadaniu - i tak właściwie parę razy przegapił nawet drugie danie. To zachowanie zupełnie nie było do niego podobne. Przez wszystkie lata ich znajomości i przyjaźni Horace był człowiekiem, który mógł opróżnić całą spiżarkę i wciąż być głodnym. 

   A jednak teraz ten głód zaczął z niego znikać. Co było z jednej strony dobra dla kraju (pozwalało to zaoszczędzić wielki grom pieniędzy), ale jednak sprawiało, że Gilan zaczynał mieć wrażenie, że patrzy na inną osobę. Z inną osobą rozmawia. I że inną osobę znał kiedyś. 

   I to była prawda. Horace zmienił się po zmianie Willa. Zmienił się po ,,karze" George'a. Później zmienił się po stracie córki i po stracie Halta. Każda z tych sytuacji go zmieniała, aż do tego dnia. Wciąż przechodził zmianę i oczywiste było, że nigdy nie będzie taki sam. To wszystko sprawiło, że stał się silniejszy, jak i słabszy zarazem. 

   Cała ta sytuacja pokazała, jak silną Horace ma psychikę. Nie załamał się - a nawet wyglądał, jakby nic się nie stało - po stracie córki. Później po stracie kogoś kto stał się dla niego bardzo ważny - Halta. Nie załamał się sytuacją Willa. Zniósł to co spotkało George'a. Zniósł śmierć Alyss - swojej najbliższej przyjaciółki. Dał radę po śmierci Crowleya. Przez wszytko przeszedł bez prawie żadnego uszczerbku. Płakał - to prawda, nie ma sensu tego ukrywać - ale później podniósł się i poszedł przed siebie. 

   A Gilan? Wciąż roztrząsał to wszystko. Wciąż nie pogodził się z zmianą Willa. Nie mógł znieść śmierci swojego mentora. Cierpiał po śmierci Madie - ale nie tak jak rycerz. Zdecydowanie gorzej zniósł to co spotkało Alyss - choć znał ją o wiele krócej. A śmierć Crowleya, wciąż miała na jego sercu swoje piętno. I zniósł to zdecydowanie gorzej do Horace'a, pomimo że miał dwa razy mniej bólu. Nie znał George'a tak dobrze, jak oni - czasem mijał go jedynie na korytarzach. Z Madie nie był, aż tak związany. A tak czy tak z trudem przez to przeszedł.

-A skąd pewność, że zginiemy? - odparował na to Horace - Nic nie jest pewne w tych czasach. Nie każdy wróci stąd żywy. Ale tez nie każdy poniesie klęskę. Zastanów się! Nie zginiemy. Jesteśmy najlepiej wyszkoleni i mamy największą szansę na wyjście z tej sytuacji. Jeśli ktoś ma przeżyć to my...

-Powiedz to samo Haltowi - powiedział Gilan spuszczając głowę - Przecież on był jednym z najlepszych zwiadowców w kraju...

-Jednym z najlepszych - zauważył Horace - Co oznacza, że byli ludzie na równi z nim - oboje wiedzieli kogo miał na myśli

-To samo tyczy się nas - odparował Gilan - Will wcale nie jestem słabszy, a nawet silniejszy. Może i ja się lepiej skradam, ale on lepiej strzela z łuku. I on, w przeciwieństwie do mnie, nie zawaha się. Zastrzeli mnie bez wahania. 

-Więc ty odwrócisz jego uwagę, a ja go załatwię.

-Usłyszy cię. Nie potrafisz poruszać się, jak zwiadowca, a Will ćwiczył to przez wiele lat. Nie ważne jakbyś się starał to on i tak cię usłyszy.  Jesteś lepszy od niego i ode mnie, ale w otwartej walce. A w tej sytuacji on strzeli do ciebie zanim zdążysz się zbliżyć o metr. Will jest do tego zdolny.

   Horace spojrzał na niego i odparł...

-Ty nie chcesz jego śmierci. Nie chcesz by Will umarł.

   Gilan podniósł wzrok i wlepił spojrzenie w przyjaciela.

-Nie prawda - bronił się - Oboje wiemy, że Will musi umrzeć.

-Że musi umrzeć to wiem, ale nie powiedziałem, że on ,,nie musi" ginąć - poprawił go Horace - Ja powiedziałem, że ty ,,nie chcesz" by on ginął. To jest różnica. - Gilan wzruszył ramionami.

-Jak dla mnie to bez znaczenia - stwierdził ze spokojem - Skończy się tak samo. Will umrze, a nasz kraj znowu będzie bezpieczny.

-Jakoś wyjątkowo często używasz jego imienia - zauważył Horace co spotkało się z zdziwieniem przyjaciela.

-Em... Co?

-Jeszcze parę dni temu nie byłeś w stanie wypowiedzieć jego imienia. Nazywałeś go cały czas ,,Treaty", pomimo że odebrałeś mu prawa do tego nazwiska. A teraz jakby na siłę wymawiasz jego imię. A podobno tak ciężko znosisz tą sytuacja... - powiedział Horace krzyżując ramiona na klatce piersiowej.

-Nie wiem o co ci chodzi - odparł Gilan - Will...

-A to nie jest jakieś za ciężkie imię? Nie miałeś problemu z wypowiadaniem go? - zapytał ostrzegawczym tonem. Chciał wreszcie wymusić by przyjaciel powiedział to co miał na sercu. 

-Może miałem, ale...

-Znam cię - przerwał mu rycerz - Nie zapomniałbyś tak po jednym dniu.

-Po prostu.. - zaczął i znów nie mógł dokończyć

-A może czegoś nie chcesz powiedzieć?

-Mogę wreszcie...?!

-Powiedz to wreszcie - wtrącił Horace.

-No właśnie...

-Powiedz to co leży ci na sercu.

-Pozwól rzesz mi...! - Gilan miał wrażenie, że to jakiś wielki żart.

-A może nie chcesz? 

-Chce, ale...

-Więc powiedz

-Próbuje tylko...

-Tak ciężko wypowiedzieć ci te...? - tym razem to jemu przerwano.

-Nie chce by mnie spotkało to co Willa! - wybuchnął w końcu - Nie jestem tak silny, jak ty! Ty radzisz sobie z tym, a ja próbuje robić co tylko mogę, ale to dla mnie za ciężkie! Zmieniam nastroje jak przysłowiowe rękawiczki, bo nie chce niczego tłumić w sobie! Boje się, Horace! Boje się, że spotka mnie to samo co mojego własnego ,,brata"! Złożył mi obietnicę, wiesz o tym?! I nie mógł jej spełnić, a ja po prostu nie chce popełnić tych samych błędów! - i chciał powiedzieć coś jeszcze, ale zrozumiał, że nie może złapać oddechu.

   Mroczki zatańczyły mu przed oczami. Horace mówił coś do niego, ale Gilan go nie słyszał. Po chwili słowa Horace zamieniły się w krzyk, co zrozumiał tylko dzięki ruchowi jego warg. Rycerz złapał jego ramię i wciąż coś mówił. A Gilan wciąż nic nie słyszał. 

   W końcu wszystko zaczęło ciemnieć. Gilan nie wiedział co się z nim stało później. Po prostu zawładnęła nim ciemność.

...

Może i to samo zakończenie co w poprzednim rozdziale, ale tak mi pasowało. Stwierdziłam, że tym razem odczucia Horace'a będą pokazane dopiero później. Właściwie, jak teraz o tym myślę to fajnie by było gdyby to Horace stracił przytomność. Ale eee tam... Na Horace'a jeszcze przyjdzie czas :) Już nawet mam pomysł... 

Bo nic nie dzieje się przypadkowo. Pisz, Joel Carter

PS. Dzisiaj jakoś tak wyszło, że macie dłuższy rozdział :) Korzystajcie z mojej weny 

   

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro