Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

  XD Zapomniałam wrzucić rozdział... Cóż... Sorki XD

 Zapadła cisza, którą przerażony Malcolm szybko przerwał:

 -J-już mówię, już... tylko spokojnie - wymamrotał niemrawo, po czym odrobinę pewniejszym głosem kontynuował - N-nie p-pamiętacie już-ż pewnie tych czasów... t-to było dawno temu...

 -Przejdź do rzeczy - zniecierpliwił się Horace.

 -Dobrze! - Malcolm miał już przepraszać, ale zorientował się, że lepszą opcją będzie po prostu kontynuowanie wypowiedzi, więc wziął głęboki wdech i zaczął - Pewnie uważacie K-króla Duncana za jedynego prawowit-tego króla tego kraju. Muszę przyznać, że wyrobił sobie dobrą opinię... ale na pewno słyszeliście też o ludziach, którzy nie zgadzają się z jego władzą.

 -To oczywiste - przerwał Gilan - Nie ma władzy z pełną zgodą.

 -W trakcie wojny też tak było - kontynuował Malcolm - Jak myślicie, co zrobili ludzie, którzy nie zgadzali się z wojną i władzą Duncana? - Przyjaciele spojrzeli po sobie. Gilan nie wiedział, co na to odpowiedzieć. Wyręczył go Horace.

 - Protesty - odparł rycerz - Zbierali się w grupy i wspólnie próbowali odebrać Duncanowi władzę.

 -Protesty, próby zabójstwa, napady... A jeśli w tamtym czasie pojawiła się inna opcja? - spytał Malcolm i nie czekając na odpowiedź, kontynuował - To były czasy wojny, chyba wiecie, o której wojnie mówię... W końcu sami braliście w niej udział...

 -Do czego zmierzasz? - przerwała mu tym razem Jenny. To przestało jej wyglądać na przesłuchanie. Malcolm już nie odpowiadał na ich pytania tylko opowiadał własną pokręconą historię, a to zaczynało ją niepokoić. Tym bardziej, że gdzieś z tyłu głowy wiedziała, co medyk chce powiedzieć.

 -Nie rozumiecie? - zapytał - Wyobraźcie to sobie, nie macie żadnych informacji, jedynie słyszycie coś o napaści jakiegoś człowieka na znienawidzonego przez was króla. Co zrobicie? - Malcolm powiedział te słowa wystarczająco prosto i wyraźnie, by oni bez problemu zrozumieli skale problemu. Jako pierwszy na głos powiedział to Gilan.

  -Stanęli po stronie Morgaratha... - szepnął. Atmosfera była teraz tak ciężka, że nawet ten szept wydawał się głośnym krzykiem. Malcolm kiwnął głową - Na brodę Gorloga...

  -Nie mamy żadnych sposobów na szybkie przekazywanie wiadomości - dodał medyk - więc informacja o wojnie doszła do wielu długo po czasie, a do tego większość mieszkańców nawet nie wie prawdy o Morgarathie. Były i są to faktu skrywane, by nie wzbudzić paniki. Ale przez to również ludzie, będący niezadowoleni z władzy Duncana, zrobili sobie z Morgaratha wielkiego bohatera i stanęli po jego stronie. Początkowo nawet tego nie ukrywano, dopiero po interwencji zwiadowców, stało się to wielkim sekretem.

 -I wszystko stało się pewnie przez ciebie, mam rację? - wtrąciła Jenny. Malcolm wzruszył ramionami.

 -Morgarath od początku był szalony, ja mu jedynie pomogłem - odpowiedział szczerze - Aczkolwiek macie rację, że wielu stało się szaleńcami dzięki mnie.

   Gilan zacisnął z całej siły, trzęsące się dłonie. Jakim sposobem Malcolm był w stanie tak łatwo mówić o swoich czynach? Z jego winy zginęło wielu, a on nie miał problemu z przyznaniem się do winy. Można było nawet powiedzieć, że to on zabił. A do tego zepsuł życie paru osobom. W tym ich przyjacielowi.

  -Ale dlaczego? - spytał bezsilnie, a ton jego głosu sprawił, że Jenny i Horace od razu na niego spojrzeli - Morgarath nie żyje. Co ci da dalsze próbowanie? Dlaczego wciąż to robisz?! Dlaczego musiałeś zepsuć życie Wi... - urwał. Nie chciał już w tej chwili o nim mówić. Właśnie poznali coś, co mogło być wielkim zagrożeniem dla kraju, a on myślał jedynie o byłym zwiadowcy. Nie mógł się tak wciąż zachowywać... Bądź, co bądź, wciąż był dowódcą korpusu. Nawet jeśli teraz jego funkcję tymczasowo przejął ktoś inny, wciąż miał swoje zadania i obowiązki. Więc dlaczego, w momencie, gdy rozmawiali o niebezpieczeństwie dla kraju, on wciąż nie mógł zapomnieć o Willu?

  I w tej chwili przypomniał sobie wszystko. Przypomniał sobie o wszystkich porażkach z ostatnich dni. O całej papierkowej robocie i zarządzaniu, które pozostało na barkach jednego z jego zwiadowców. Goniąc za Willem zapomniał o wszystkim innym, i nawet ta pogoń nie przyniosła skutków i efektów. Gdyby tylko...

   W tej chwili poczuł na swoim ramieniu czyjąś dłoń. To Jenny podeszła do niego i widząc jego tymczasowe załamanie starała się go pocieszyć. Podziałało. Wciąż nie był sam. W każdej chwili mógł liczyć na ich pomoc. Co prawda ta świadomość nie zmyła jego poczucia winy, ale zdecydowanie je umniejszyła.

  -,,Dlaczego zniszczyłem życie Willowi"? - powtórzył Malcolm - Jak mówiłem, nie jestem po stronie władzy Duncana, a to był najprostszy sposób, by zrzucić go z tronu. Will Treaty jest dobrze znana osobą w naszym kraju. Jest najlepszym zwiadowcom z wielkim poszanowaniem króla. Kiedy tylko gdzieś się pojawia, każdy z danego lenna, już o tym wie. Więc oczywiście, gdy najbardziej zaufany wojownik króla się zbuntuje, da to nam proste i szybkie skutki. Ludzie zaczną tracić swoją pewność do władzy.

 -Znamy już twoje powody... - wtrącił tym razem Horace - ale dlaczego nam to mówisz?

 -Zapomniałeś już o swoim mieczu? - spytał wskazując na broń w ręku rycerza.

 -Co nie zmienia faktu, że powinieneś z mniejszą chęcią wyjawiać nam swoje plany...

  Malcolm zaśmiał się. Jak widać jego strach się już rozmył w trakcie rozmowy.

 -Dlaczego niby? - spytał po chwili - Nic wam nie da poznanie tych informacji, a poza tym... jestem ciekawy, co zrobicie.  Pozabijacie wszystkich Aralueńczyków, będących po stronie Morgaratha? A może wyślecie wszystkich na dożywotnią banicję? - dodał.

   Horace schował swój miecz i stanął obok Gilana, by Malcolm mógł tym razem go zobaczyć.

 -Znajdziemy Willa i położymy temu kres- oznajmił. Gilan spojrzał na niego z smutkiem. Co prawda jakiś czas temu postanowili, że wspólnie pomogą Willowi, ale zwiadowca osobiście nie wierzył w słowa rycerza od samego początku. Uważał, że ten przy pierwszej lepszej okazji naskoczy na byłego przyjaciela z mieczem w ręku i, z zimną krwią, dobierze mu życie. I szczerze mówiąc teraz słysząc jego słowa ku swojemu przerażeniu upewnił się w swoim zdaniu.

 -O ile go znajdziecie... - mruknął w ich stronę Malcolm. Horace odwrócił się od niego i od swoich przyjaciół, po czym ruszył w stronę drzwi.

 -Nie długo wrócę, razem z strażnikami i może nawet baronem. Poczekajcie tu na mnie - rozkazał. Za nim jeszcze opuścił budynek popatrzył raz na Malcolma - Znajdziemy go... - i z tymi słowami opuścił dom medyka.

...

17.02.2021 (patrzcie z jaką regularnością piszę te rozdziały :D )

Jejku! Ta epicka retrospekcja miała trwać tylko jeden albo nawet pół rozdziału...No nieźle się rozpisałam :D

 Jestem pewna, że chciałam tu coś napisać... podzielić się jakąś piękną myślą z życia, ale no.... :|




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro