Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

   -Witaj Gilanie - powiedział niski mężczyzna. Spoglądał właśnie na wysokiego zwiadowce, którego koń niósł na swoim grzbiecie. Gilan popatrzył czujnie na Willa. Widział cienie pod jego oczami, ale ten wyglądał jakby nie czuł zmęczenia, które mu zapewne towarzyszyło.

-Witaj Willu - odparł. Zszedł z Blaze'a i na ucho szepnął mu rozkaz. Następnie poszedł w kierunku ganku, żeby przywitać się z przyjacielem. Ten wyciągnął do niego rękę, ale Gilan miał inny plan i po prostu, bez słowa, objął młodszego zwiadowce. W następnej kolejności odsunął się od niego na odległość ramienia - Musimy pogadać - odparł poważnie. Parę minut później oboje siedzieli przy stole. Gilan trzymał w dłoni kubek kawy, Will z jakiegoś powodu nie wziął tego świętego napoju. To wyraźnie mówiło, że coś musiało się stać.

   Może i zwiadowcy nie byli uzależnieni od tego napoju, ale jednak było normą, że Will, jako uczeń Halta, pijał ten napój przy wręcz każdej rozmowie. Przecież to była ich jakby tradycja!

-O czym chciałeś porozmawiać? - zaczął zwiadowca, patrząc na swojego przyjaciela i dowódce.

-Co się dzieje? - zapytał Gilan - Widzę, że coś jest nie tak.

   Will westchnął pod nosem.

-Planowałem właśnie pojechać do tej wioski, która spłonęła rok temu. Nie pamiętam jak ona się nazywała... - dodał po chwili zamyślenia. Gilan popatrzył na niego zdziwiony.

-To do ciebie nie podobne, Willu - zaczął, a następnie dodał - Ogarnij się wreszcie - krótko, zwięźle i na temat. Ta dwójka znała się jak nikt. Dlatego Will również wiedział, że jego ,,brat" zna odpowiedź na pytanie ,,Co cię dręczy''. I właśnie dlatego w rozmowach często pomijali wiele faktów, a jednak oboje się rozumieli.

   Will uważał bezpośredniość Gilana za jedną z jego lepszych cech. Nigdy nie owijał, jak Halt, w bawełnę (co na dłuższą metę bywało irytujące. Tym bardziej, kiedy ,,owijali" tak przy każdej rozmowie). Zawsze mówił co chciał i już. Kropka nad ,,i". I koniec. Dzięki temu królewski zwiadowca miał pewność, że będzie mógł szczerze z nim porozmawiać. Miał pewność ze zawsze usłyszy wszystko co ten ma mu do powiedzenia. I to uwielbiał w Gilanie. Gilanie, który był dla niego bliższy niż brat. Ich więzów nie dało się określić żadną miarą. Nie było słowa, które by ich opisywało, wiec można po prostu stwierdzić, jeden nie mógł żyć bez drugiego. Gdyby jeden z nich zginął to dla drugiego byłoby to jak wbicie mu saksy w serce. Tylko tak średnio milion razy. Potem odcięcie mu każdego palca. I powtórzenie każdej czynności. Odnawiał by się, a chwile pózniej znowu tracił.

   Nie była to ta miłość, jak pomiędzy mężem, a żoną. Choć jej siłę można było porównać.

   -A jak ja nie potrafię? - zapytał spoglądając w poważne spojrzenie swojego starszego przyjaciela.

   - Potrafisz. Ty zawsze dajesz radę. Dlaczego teraz miałoby ci się nie udać? - odpowiedział wręcz radośnie.

   - Nie ma kogoś takiego jak człowiek wszechmogący.

   -Ale jest ten o złamanym sercu - odparował - To było rok temu...

   - I co? Myślisz, że w rok zapomnę o tym, że jej nie uratowałem? O tym ze byłem tam i nic nie mogłem zrobić? - zapytał, a jedna łza spłynęła po jego policzku. Podniósł się z krzesła i poszedł w kierunku swojego zwiadowczego płaszcza. Złapał kołczan i łuk, a także torbę z jedzeniem, którą wcześniej przyszykował. Miał juz wyjść, ale drogę zastapił mu, nie kto inny jak, Gilan.

   -Nigdzie nie pójdziesz - powiedział z widoczną troską - Jestem twoim dowódcą mogę ci zakazać wyjście.

   -A od kiedy to ja się słucham władzy? O ile się nie mylę to właśnie dlatego nie wybrano ani Halta ani mnie na twoje miejsce...

   -W takim razie... - spróbował ponownie Gilan - Posłuchaj mnie jako mnie. Jako twojego przyjaciela. Proszę cię Willu - jednak ten patrzył na niego z zaciętym spojrzeniem. Było oczywiste, że się nie podda. Że wyjdzie z tej chatki i nic mu w tym nie przeszkodzi. Nawet ktoś tak ważny dla niego jak Gilan. Stali naprzeciw siebie, jeden chcący wyjść, a drugi próbujący mu w tym przeszkodzić. Oboje mierzyli swoje szanse. Było jasne, że nie użyją siły, ale o sprycie nic nie wspominali.

   Will miał o wiele większą kreatywność. Co dawało mu szanse. Ale natomiast Gilan był wyższy. Miał dłuższe nogi, a to dawało mu szybsze tempo. Może dałoby się go wykiwać z jakimś tekstem typu ,,Masz racje", ale był jednak dowódca korpusu nie bez przyczyny - nie dałby się wykiwać tak łatwo. Już nie. Poczul radość na tą myśl. Wciąż pamiętał jak wykiwał, razem z Haltem, Gilana wiele lat wcześniej, Takie przemyślenia trwały w głowie Willa.

   Natomiast Gilan cały czas się zastanawiał jak przywrócić tego radosnego bruneta. Widział radosne iskierki, które zatańczyły w jego oczach. A to dawało mu szanse. Musiał tylko głębiej dowiedzieć się o czym myślał Will. Wtedy wszystko stałoby się prostsze. Jednak w tej chwili, kiedy stali naprzeciw siebie, nie miał szans. Nie było sposobu by mógł to zrobić. Potrzebował więcej czasu.

   Przybliżył się w stronę przyjaciela i zacisnął swoją dłoń na jego dłoni. Podniósł ich złączone ręce na wysokość oczu i powiedział poważnie...

-Rób co chcesz - zaczął - Nie będę ci niczego zakazywać. Ale obiecaj mi, że wrócisz i wtedy pozwolisz sobie pomóc. Obiecaj mi, że nie przejdziesz na tą złą stronę.

-Jaką złą stronę? - zapytał Will zaskoczony - Wszyscy zachowujecie się jakby działo się nie wiadomo co! Ja po prostu muszę znaleźć Ruhla i tyle. Jeszcze zaraz zacytujesz mi jakiś marny teatr. Dam sobie radę, dobrze? - dodał na koniec, a na jego ustach pojawił się uśmiech. Prawdziwy i szczery uśmiech.

-Dobrze - odparł Gilan puszczając przyjaciela - Tylko wróć...

-Nie martw się - powiedział rozbawionym głosem - Jeszcze będziesz miał mnie dość.

-Ciebie? Ciebie to ja już mam dość od jakiś dwudziestu lat - zaśmiał się w odpowiedzi dowódca korpusu. Will zrobił trzy kroki w tył i stanął na ganku. Wciąż jednak patrzył na Gilana.

-W ramach twojej dobroduszności ty sprzątasz - odparł i nie czekając na odpowiedź zamknął drzwi. Słyszał zza nich jakieś rozbawione i złe zarazem krzyki, ale ignorował je. Z ponownie ponurą i posępną miną ruszył do Wyrwija.

...

No to się dopiero zaczyna (kiedy pisałam, że akcja zacznie się w 4/5 rozdziale wliczałam w to prolog). Więc przygotujcie się. W następnym rozdziale będzie wiele bardzo ważnych informacji. A w późniejszych rozdziałach.... Bójcie się...

Bo nic nie dzieje się przypadkowo. Pisz, Joel Carter :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro