Rozdział 21

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Red zaczaiła się na Silver i gdy już miała na nią skoczyć, coś, a raczej ktoś, wpadł na nią i ją powalił. 

Will podciął nogi Raven'owi i rzucił go na pozostałych przyjaciół. Złapał Silver za ramię i również rzucił na stos ciał. 

Rzucił się na Blue i przygniótł ją do reszty drużyny. Usłyszeli głośny, długi gwizd, a Will pomógł podnieść się reszcie. 
- Gratulacje. - Powiedziała Blue.
- Dobra robota. - Wtrącił Raven wycierając kark z potu.
- Mam wrażenie, że to było beznadziejne... - Westchnął. 
- W walce tak nie wyjdzie. - Powiedziała Blue i poklepała Willa po ramieniu.
- Mam nadzieję. - Westchnął. 

- To było coś! - Krzyknęła Feather podbiegając do niego.
- Wygrałeś w dosłownie ostatnich sekundach. - Powiedział do niego Smoke. 
- Smokey, mogłeś wcześniej zagwizdać... - Mruknął zawiedziony Flame.
- Nie wolno. - Zaśmiał się Will.
- No ej. - Westchnął Flame.

Chwilę jeszcze porozmawiali, po czym Shadow ruszył w stronę ogniska.
Jak zwykle wszyscy usiedli obok siebie, ramię w ramię.
Jak zwykle podzielili się posiłkiem.
I jak zwykle dosiadł się do nich król Duncan, który został powitany ciepłymi uśmiechami i miłymi słowami na ustach.
- Widzisz, Shade? - Raven trącił chłopaka w żebra. - Gotujesz tak dobrze, że nawet król nie może się oprzeć! - Stwierdził z uśmiechem, po czym zaczął się śmiać. 
- Weź... - Mruknął rumieniąc się lekko. 
- Nie wezmę. - Zaśmiał się czarnowłosy chłopak. 
- Shadey? - Will odwrócił głowę i popatrzył w jasne oczka. - Co nam obiecałeś? - Zapytała dziewczynka uśmiechając się szeroko. 
- No dobrze, idźcie. - Westchnął chłopak z lekkim politowaniem kręcąc głową.

Feather ustawiła się naprzeciwko Smoke'a i uśmiechnęła się do niego, lekko uginając nogi.
Gdy tylko usłyszeli gwizd, rzucili się na siebie.
Smoke powalił przeciwniczkę na kolana, a ta podparła się jedną ręką, w tym czasie drugą odpierając jego atak, po czym wstając zaatakowała drugą ręką. Odwróciła się biorąc porządny zamach i uderzając pięścią w plecy kolegi, któremu aż pociemniało przed oczami. Zatoczył się i padł na ziemię, a gdy wstał, przed jego twarzą pojawiła się pomocna dłoń.
Złapał za nią i wstał, po czym znów zaatakował.
Feather przewróciła oczami i sprzedała mu lekki, prawy sierpowy, przez co chłopak znowu padł na ziemię. Znowu wyciągnęła do niego rękę.

Will patrzył uważnie na walczące dzieciaki. Nie miał zamiaru pozwolić im na krzywdę. Mimo, że tylko trenowali, on martwił się o nie dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy całą drużyną ruszali na armię Morgaratha.

Gwizdnął głośno, a już po chwili dwójka dzieci stałą obok niego, mierząc się nawzajem spojrzeniami. Feather wygrała 6:5, z czego była bardzo dumna.
- Dobrze walczycie. - Uśmiechnął się król Duncan. Początkowo chciał powiedzieć to tylko dziewczynce lecz dostrzegł irytację i lekką nutkę zawodu w ciemnych oczach.
- Dziękuję. - Odpowiedziały chórem dzieci, a zły nastrój momentalnie z nich wyparował.
- Ej, gdzie jest Dąb? - Spytała nagle dziewczynka.
- Tak nazywała się tamta niedźwiedzica, tak? - Spytał Will, a gdy dziecko skinęło głową, uśmiechnął się. - Wróciła do siebie jakąś godzinę temu. - Wyjaśnił, na co dziecko tylko kiwnęło głową.

Po posiłku pożegnali się z królem, po czym ruszyli na spoczynek, ponownie kryjąc się w zaroślach.

Will leżał na plecach, czując ciała swoich przyjaciół tak ufnie tulące się do niego przez sen. Mimo, że dał im wszystko, co mógł, czuł, że mógł dać im więcej. Że mógł bardziej się postarać.
Żeby tego było mało, bardzo obawiał się drogi powrotnej do Araluenu. ,,Zaraz... Przecież my w zasadzie nie mamy gdzie mieszkać.", pomyślał nagle i poczuł, jak jego serce przyśpiesza. Wrócą do Redmont i co potem? Duncan zapewne będzie chciał, żeby ruszyli z nim do Araluenu ale i tak są bez dachu nad głową.

W dodatku w drodze powrotnej będą musieli przejechać przez wsie, z których pochodzili Flame, bliźniaczki, oraz Silver i Feather. Obawiał się, co zrobią ich "rodzice", gdy ich zobaczą.
Jednego był pewien. Jeśli ktoś zaatakuje jego rodzinę, on bez wahania zaatakuje. Nawet, jeśli miałby stanąć przeciwko samemu królowi. Nawet, jeśli miałby przelać za nich własną krew.
Był za nich odpowiedzialny i zamierzał się z tego wywiązać najlepiej, jak tylko będzie w stanie.

Tego rodzaju problemy męczyły chłopaka przez dobrą godzinę, aż w końcu udało mu się zasnąć.

- Shade, chodź już. - Obudził go pomruk przy uchu i otworzył oczy, stając twarzą w twarz z Flame'm, który uśmiechnął się lekko do niego.
- Już idę... - Mruknął chłopak przecierając oczy.

Jak zwykle wyszli na polanę ramię w ramię, czując na sobie zdziwiony i pełen podziwu wzrok pozostałych żołnierzy, i Zwiadowców.
- Możemy ruszać? - Zapytał Duncan, gdy Will wsiadł na konia obok niego i posadził przed sobą Feather.
- Oczywiście, Panie. - Mruknął Shadow ponuro.
- Coś się stało? - Zapytał Crowley, który nagle zmaterializował się obok nich.
- Nie. - Powiedział Will i wymusił uśmiech. 

Shadow zauważył przed sobą niewyraźny kształt wsi i cicho przełknął ślinę, odruchowo bardziej przytulając Feather siedzącą przed nim.
Wjechali do miasteczka, a wieśniacy wiwatowali im i rzucali kwiaty na drogę.
Shadow okrył Feather peleryną, a Silver bardziej naciągnęła kaptur na twarz i owinęła się peleryną.

Will już myślał, że uda się przejechać przez wieś, gdy nagle Duncan zatrzymał armię na niewielkim placu, w momencie otoczonym przez mieszkańców.
- Chciałbym tylko powiedzieć, że zwycięstwo w tej bitwie zawdzięczamy drużynie Dark Souls, który sami rozprawili się z armią Morgaratha! - Zagrzmiał król z uśmiechem, a zaraz po nim wybuchły entuzjastyczne okrzyki. Will poczuł, jak serce staje mu w piersi ze strachu. ,,NIE!", wrzeszczał w myślach, mocno przytulając do siebie dziecko, które chyba wyczuło, że coś jest nie tak, bo spojrzało na Willa z pytaniem w swoich kolorowych oczkach. 
Nagle ktoś pociągnął go za pelerynę zrzucając tym samym Feather z konia, a ktoś inny siłą ściągnął Silver z wierzchowca.
Dziewczyny uderzyły o ziemię, a ktoś przypadł do nich i złapał jedną za ramię.
- Naprawdę myślałyście, że tak po prostu uciekniecie?! - Wysyczał jakiś facet, a Silver zamarła w bezruchu. 
Will niczym w zwolnionym tempie widział, jak jakaś kobieta wyciąga swoje paskudne łapy do Feather, która jeszcze nie do końca otrząsnęła się po upadku. Zobaczył jakiś dziwny błysk, a gdy przeniósł tam wzrok ujrzał niewielki nóż. Poczuł, jak serce staje mu z nerwów, a potem usłyszał cichy krzyk. 

***

JEST!!! NARESZCIE!!! UDAŁO MI SIĘ TO NAPISAĆ!

MOI DRODZY, SIEDZIAŁAM NAD TYM OD RANA!

W następnym rozdziale Shadow będzie zły c:<

Do przeczytania,
- HareHeart.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro