NIEZWYCIĘŻENI - /trailer/

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Will cieszył się, że udało mu się wyrwać z łapsk Skandian... Był dumny, że uratował Cassandrę od parszywego życia aralueńskiej niewolnicy, lub nawet śmierci z rąk Ragnaka. 
Właśnie teraz skradał się na polanę, gdzie zaraz miała odbyć się jedna z najważniejszych wojen Araluenu. Wojna z Morgarathem... 
Chłopak czuł na obecność swoich towarzyszy, co dodawało mu otuchy. Byli ze sobą tak doskonale zgrani, że ten był w stanie wyczuć ich emocje. Czuł ich strach ale i podekscytowanie mieszające się z nieprzyjemnym uczuciem w żołądku, które zwiastowało bardzo bolesną śmierć. Czuł poruszające się źdźbła trawy pod opuszkami palców, które nieprzyjemnie łaskotały go w dłonie. Jego najwierniejszy przyjaciel był zaraz za nim. Jego noże i rzutki lśniły w lichym świetle, które wpadało przez liście i gałęzie krzewów. Mieli zamiar zaatakować od środka. Zanim rozpocznie się ta cała bitwa. Każdy z nich miał wcześniej ustaloną pozycję, na której musiał się stawić. Każdy z nich obawiał się wykrycia. To była bardzo delikatna, a zarazem niezwykle szybka operacja. Byli doskonale wyszkoleni. Nawet najmłodsi z nich byli niezwykle niebezpiecznymi wojownikami. 
Will słyszał donośny głos króla Duncana i wykrzykiwane przez niego rozkazy. Wiedział, że gdzieś obok niego jest Halt... Jego mistrz, który zapewne nadal myślał, że Will siedzi związany u Skandian i błaga w myślach, by ten go uratował. Chciał podbiec do niego... Przytulić go i powiedzieć, że jest bezpieczny i nic mu nie grozi... Wiedział, że nie może się ujawnić. Jeszcze nie... 

>>------->

Zatrzymali się na granicy krzewów. Will rozchylił lekko gałęzie, by mieć dobry widok na pole. Widział wojska Morgaratha ustawiające się w szyk. Jego kusznik miał doskonałą pozycję do strzału. Wszyscy z nich widzieli paskudną mordę Władcy Gór Deszczu I Nocy. Każdy z nich chciał jak najszybciej pokonać parszywego barona. Ale wiedzieli, że muszą poczekać. Nic nie zrobią, jeśli wypadną jak bydło z jednej strony. Muszą zaatakować całą armię na raz, w kilku różnych miejscach. 

>>------->

- Gotowi? - Szepnął Will uważnie lustrując pole bitwy. Odpowiedziały mu skinienia jego drużyny. Nie widział ich ale za to doskonale je czuł. Czuł, że są gotowi. Każdy z nich. 
Machnął lekko ręką dając znak, że mają się rozdzielić. Odpowiedziały mu czułe spojrzenia oczu i pewne skinienia głową. 
Odwrócił się i zaczął się skradać na swoją pozycję. Sobie dał tą najbardziej ryzykowną. W samym sercu wojska. Zaraz obok Morgaratha. 
Chłopak czuł jak adrenalina rozsadza mu ciało i podpowiada, by atakować teraz, natychmiast, póki nie rozpętała się walka. Chłopak zatrzymał się, uspokoił oddech, po czym znów zaczął się skradać. 

>>------->

Proces ten był niezwykle żmudny i męczący ale w końcu, po długich minutach udało mu się wślizgnąć między żołnierzy. Czuł, że strach rozsadza mu umysł, gdy przechodził pod kolejnymi końmi, które w każdej chwili mogły ruszyć do ataku i albo przebić jego ciało kopytami, albo go stratować... Albo jedno i drugie... 
Już widział paskudnego barona. Zdrajcę, przez którego stracił rodzinę... Czuł smak zwycięstwa na języku. Zaraz jednak upomniał się w myślach i przypomniał sobie starą radę, żeby nigdy nie chwalić dnia przed zachodem słońca. Uspokoił się i podkradł się wprost pod konia barona. 

>>------->

Kusznik przeszedł niezauważony między końmi i wargalami i powoli wsunął się między pobliskie zarośla. On również miał idealną pozycję, aby zabić Morgaratha. Miał inny cel. Jego celem był główny łucznik, który kierował swoim oddziałem. On rozkazywał im, gdzie mają strzelać i jak mają strzelać. Bez niego ludzie, jak i wargale, byli bezużyteczni. Człowiek położył się na brzuchu, z naciągniętą kuszą, w której tkwił już bełt. Wymierzył w głowę łucznika i czekał. Czekał cierpliwie na sygnał od swojego dowódcy. Czekał, na znak do rozpętania piekła. 

>>------->

Nożownik skradał się właśnie na tyły armii, gdzie było najwięcej ludzi Morgaratha. Przodem szły wargale wraz z paroma łucznikami ale to tyły armii były kluczowe. Tam znajdowali się najdoskonalsi żołnierze barona, którzy mieli ruszyć do ataku, gdy wargalowie zajmą się wrogiem. Człowiek zajął pozycję i powoli oblizał spierzchnięte od nadmiaru emocji, wargi. Przykucnął pomiędzy końmi i czekał. Również czekał na znak do rozpętania piekła. 

>>------->

Osoba w szarym płaszczu dotknęła delikatnie swoich zabawek, po czym wspięła się na pobliski, niski dąb. On jej wystarczył. Musiała być dostatecznie blisko, by wrzucić jedną ze swoich ukochanych broni w samo serce armii wargalów. Wystarczył jeden sygnał od dowódcy... Jednen gest, by rozpętać piekło.

>>------->

Reszta ludzi miała za zadanie podkraść się do pozostałych trzech stron i ukryć się między żołnierzami. Wiedzieli, że wargalowie nie zaatakują ich, ponieważ ich pan nie wyda takiego polecenia. Taką przynajmniej mieli nadzieję... 

>>------->

Każdy członek podkradł się do swojej strony i sprawdził, czy ma przy sobie swoją najlepszą broń. Przełknęli ślinę czując na sobie ciężar całego królestwa. Kusznik nerwowo poprawiał swój celownik modląc się, by nie spudłował. Zaczął głęboko oddychać, aby się uspokoić. Gdy w końcu opanował oddech znów wycelował w głównego łucznika i zaczął odliczać czas do rozpoczęcia akcji. 
Nożownik przełknął ślinę i jeszcze raz zwilżył usta, które z każdą sekundą robiły się coraz bardziej suche. Dotknął swoich dwóch, ukochanych noży i złapał za ich rękojeści. Poczuł się pewniej czując ich ciężar na biodrach. Odetchnął bezgłośnie i rozluźnił spięte mięśnie, by nie marnować energii. 

>>------->

Will spojrzał w górę i zobaczył brzuch białego ogiera Morgaratha. Wyciągnął nóż i odrobinę zmienił pozycję. Podkradł się trochę w bok, by mieć piękny dostęp do tego znienawidzonego człowieka. Był tak podekscytowany, że co rusz zapominał o spokoju, który jest tak potrzebny podczas tak delikatnych operacji. „Teraz! Zaraz!”, pomyślał czując jak jego serce przyspiesza. Mimo, że żadna z armii nie mogła tego dostrzec, teraz ważyły się losy królestwa. Wiedzieli o tym... Doskonale o tym wiedzieli... Ale ani król Duncan, ani Morgarath nie miał pojęcia, jak wielki szok przyniesie ta wojna... Nikt, oprócz niskiego chłopaka w zwiadowczej pelerynie. Will wziął głęboki wdech czując niepokój otoczenia. Widział barona, który już szykował się do wydania sygnału do ataku. Złapał swoją saksę w dłoń i wydał z siebie głośny gwizd. W tym samym momencie skoczył w górę i rzucił się na barona. A potem, zgodnie z jego poleceniem rozpętało się piekło... 

***

Tak prezentuje się trailer do mojej książki, która pojawi się ale nie wiem kiedy ^^ Na razie mam za dużo książek, plus nauka mnie wykańcza. 

Napiszcie mi, co o tym myślicie, bo osobiście bardzo mi się to podoba. 

Stay calm and safe~

Do przeczytania, 
- HareHeart.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro