Rozdział 52

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Byłam w pokoju sama, bo Foldar „dał mi czas na przypomnienie  sobie jak przenosić się ze świata do świata". W tym jednak problem, bo ja nie do końca wiedziałam jak.

Z tego co zauważyłam, do tego musiałam być skupiona, zdenerwowana, zrozpaczona, zdezorientowana, smutna albo poirytowana. Czemu? Nie wiem!

Ale jeśli Foldar myślał, że da się tego nauczyć to grubo się mylił. Bo w końcu jeśli potrzebna jest do tego chociaż jedna z wymienionych emocji, to całe dwa światy co sekundę by się stykały. Przecież ponad tysiąc ludzi w jednym momencie może poczuć na przykład smutek! To bez sensu. Czy to jakiś dar, czy co?

Gdy wydawało mi się już, że siedzę w tym pomieszczeniu związana na krześle całą wieczność, i nogi tak mi zdrętwiały, że jeśli nie wstanę i się nie przejdę to mi je amputują, drzwi się otworzyły.

Podniosłam mój zmęczony i znudzony wzrok na przybyłego. Spodziewałam się Foldara, albo przynajmniej strażnika, ale nie. W drzwiach stał Will. Tak się ucieszyłam, że aż zawołałam jego imię, ale on tylko pokazał mi palec na ustach w geście ciszy. Posłuchałam go. Ale na nasze nieszczęście to nie podziałało, bo nagle do pomieszczenia wszedł Foldar!

—No, no, no— powiedział.— Kogo my tu mamy? Willa Treaty'ego, i jego uczennicę informatorkę Alex?— mówił dalej. W tym samym czasie Will ostrożnie i dyskretnie wyjął swój nóż w moją rękę. Co prawda on stał a ja siedziałam przywiązana do krzesła, ale Will był na tyle niski że mógł to zrobić z łatwością. Schowałam za sobą nóż, a właściwie to na nim usiadłam by nie wyglądało to podejrzanie, że trzymam coś w ręce.—Wiedziałem, że tu przyjdziesz!— kontynuował Foldar.—To było takie proste i przewidywalne! A teraz moi strażnicy cię rozbroją i zostaniesz związany obok tej dziewczyny.

Strażnicy złapali Willa za ramiona i wynieśli z pokoju, a ten nawet nie protestował. Ponownie zostałam z tym okrutnym człowiekiem sam na sam.

—Już się zastanowiłaś?— zapytał mnie, nawet na mnie nie patrząc.

—To ty mnie tu ściągnąłeś— oznajmiłam mu po dłuższych rozmyślaniach.— Potrzebowałeś mnie, więc w jakiś niewiadomy dla siebie sposób mnie tu ściągnąłeś— kontynuowałam, wykorzystując okazję, że byliśmy tylko on i ja. Lekko wyjęłam nóż spod siebie.— Do czego mnie potrzebowałeś? Do tego, co sam mówiłeś na zwiadowców? Ale ja byłam głupia, że wam uwierzyłam!

—Bo tak...— zaczął się tłumaczyć, ale ja ponownie mu przerwałam.

—Mam nadzieję, że już nikt nie Pomoże ani tobie, ani żadnemu popleczników Morgaratha. Że Halt zajmie się Kerenem, i wraz z innymi cię znajdą, tym samym uwalniając mnie i Willa— powiedziałam spokojnie.

—Poczekam aż ochłoniesz— oznajmił, odwracając się do mnie plecami będąc tym samym pewnym, że nie mam żadnej broni i jest bezpieczny. Postanowiłam wykorzystać okazję i rzuciłam nożem prosto w krzyż Foldara. Ten odwrócił się do mnie, miejąc na twarzy przebłysk zaskoczenia. Patrzył się na mnie nierozumiejącym wzrokiem, po czym opadł na podłogę bez życia.

A ja, nadal związana i siedząca na krześle patrzyłam się na człowieka leżącego na ziemi. Dopiero po kilku sekundach uświadomiłam sobie, że go zabiłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro