Rozdział 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zamek był wielki. Miał trójkątny kształt, skonstruowany był z trzech wież. Czwarta, dodatkowa pośrodku.

Zaczęłam tam iść. Po drodze minęłam wioskę: ci ludzie dziwnie się na mnie patrzyli. Teraz zauważyłam, że mam na sobie jeansy, i niebieską koszulkę- tak byłam dziś ubrana w szkole. Wydawało mi się dziwne to, że mieli oni na sobie porwane ubrania, chusty na głowach... I niektórzy jeździli na koniach, wozach...

Kiedy dotarłam przed zamek i przystanęłam, usłyszałam stukot końskich kopyt. Odwróciłam się. No nie! To ta dziewczyna...

Podjechała do mnie, ale zaraz minęła i pogalopowała na koniu do wartownika zamku, po czym pokazała mu brązowy liść dębu. Zmarszczyłam brwi. Liść dębu... coś mi to mówiło, ale jak na złość nie mogłam sobie przypomnieć, co dokładniej.

—Dzień dobry— przywitała się, ale nie ze mną. Jej wypowiedź kierowana była do strażnika. Miała poważny, ale i za razem lekko rozbawiony ton głosu.— Strażniku Charlie— kontynuowała— czy możemy pożyczyć konia ze stajni w zamku?

—Oczywiście!—odpowiedział Charlie. Był on mężczyzną raczej w średnim wieku, o ciemnobrązowych, krótko przyciętych włosach. Jak to się można było penie domyślić, bo był strażnikiem, wcale nie był drobnej postury. Strażnik otworzył bramę.

Dziewczyna o zielonych tęczówkach spojrzała się na mnie.

—Będziesz się tak gapić i stać przez cały dzień, czy się ruszysz?— zapytała, tym samym wyprowadzając mnie ze stanu odrętwienia w którym się chwilowo znajdowałam, przez tą sytuacje. W końcu wszystko wyglądało na średniowieczne, i w dodatku ten liść dębu... coś mi on mówił. Kiwnęłam głową na znak, że już idę, i podążyłam za nią truchtem, bo ona w końcu jechała na koniu.

Kiedy dotarłyśmy na miejsce, które oddalone od bramy było o kilkanaście metrów, dziewczyna wręczyła młodemu stajennemu dwie srebrne momonety a zaraz potem wyprowadził on konia ze stajni. Zawrócił jeszcze by zabrać siodło i założyć je na kark zwierzęcia, ale dziewczyna przecząco pokręciła głową.

—Nie musisz. Odpocznij przez chwilę, sama mogę to zrobić.

Stałam w miejscu, nie wiedząc co mam ze sobą zrobić. Dziewczyna zdążyła już wcześniej zejść ze swojego wierzchowca, więc oszacowałam w głowie jej wzrost. Była trochę wyższa ode mnie, a ja byłam całkiem wysoka jak na swój wiek. Wyrwała mnie ona jednak z rozmyślań, pytaniem czy umiem jeździć konno.

- Niestety nie...

- Trudno, to nie jest aż takie trudne— powiedziała. Wtedy zaczęłam się zastanawiać, czemu właściwie chce ona, bym za nią pojechała...— Włóż stopę w strzemię...—rzuciła na mnie pytajace spojrzenie. Domyśliłam się o co jej chodzi. Jeżeli nie umiem jeździć konno, to moge nie wiedzieć co to strzemię. Poytakująco kiwnęłam głową, bo wiedziałam co to. -...i podnieś się i wskocz. Okej?

- Mhm- mruknęłam. Zrobiłam co mi kazała, przy jej lekkiej pomocy, bo nigdy przedtem nie jechałam na koniu, i siedziałam już w siodle. Poinstruowała mnie trochę, i po chwili mogłam już jako tako „sterować" koniem.

- Okej. I teraz jedź za mną- rzuciła, trzymając cugle mojego konia.

Cóż, szczerze mówiąc, nigdy wcześniej nie jechałam konno, ale ta przejażdżka była udana. Trochę się bałam, myśląc, że na przykład spadnę, ale na szczęście tak się nie stało. Wiadomo, podczas tej jazdy kilka razy prawie spadłam, i nie było łatwo. Jednak jakoś dałam sobie radę. Zawsze jak patrzyłam na osoby jeżdżące na koniu, myślałam, że jest to całkiem łatwe. Ale prawda była inna, bo nie do końca tak było.

Zawsze chciałam, aby mama zapisała mnie na jeździectwo konne, ale ona zawsze tylko odpowiadała: Spadniesz, złamiesz kręgosłup, coś ci się stanie... i co wtedy? Albo po prostu zbywała mnie ręką.

Właśnie... Kiedy tak jechałyśmy, nawet nie do końca wiedziałam gdzie, przez głowę przechodziły mi myśli w stylu „Gdzie ja jestem?", „Kim jest ta dziewczyna?", albo „Co to za miejsce?". Jednak żadnego z tych pytań nie wypowiedziałam na głos, uznałam, że lepiej będzie jeszcze trochę poczekać.

Ale musiałam przerwać rozmyślania, ponieważ wjechałyśmy na polanę i zatrzymałyśmy się przed stajnią. Nieopodal stał mały drewniany domek z gankiem i stajnią nieopodal.

- Witaj na polanie Zwiadowców— powiedziała... Maddie (domyślałam się tylko, bo nie przedstawiła mi się, ale... Zwiadowczyni? Jedyną dotychczasową zwiadowczynią w korpusie zwiadowców jest właśnie Madelyn Altman.).

I wtedy właśnie uświadomiłam sobie, co przypominał mi ten liść dębu. Przecież to znak Zwiadowcy!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro