Rozdział 30

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


-Co? Ty? Zwiadowcą? Chyba żartujesz!- darła się na mnie Cassandra w zamkniętej na klucz komnacie królewskiej.

Łzy lekko zaczęły napływać mi do oczu. Zaczęłam się złościć.

-No co, zaczeniesz płakać? Tak się zachowujesz przed rodem królewskim?! Phi! A w dodatku...- zamyśliła się chwilowo- Nigdy Will do ciebie nic nie poczuje!

Łza spłynęła mi po policzku. Poczułam złość, tego już za wiele. Z kąd ona wiedziała, że kiedyś zakochałam się w Willu? Co prawda było to tylko w czasach, gdy czytałam książkę, ale jednak. Nie myśl o planie. I wtedy zaczęły się jeszcze większe katusze. Nie mogłam znieść krzyku regentki.

Aż wreszcie zadziałało.

Ale nie tak, jak miało.

Miałam znaleźć się w siedzibie Foldara, dowiedzieć się czegoś o miejscu, w którym przetrzymuje ich wszystkich. Z przyszłą królową doszłyśmy do wniosku, że mam te wizje, gdy poczuję, że jestem do niczego. Zazwyczaj wtedy.

Tym razem widziałam wszystko z perspektywy moiego kuzyna, Antka. Patrzyłam jakby przez jego ciało. Bawił się spokojnie klockami przy niskim stoliczku, w przytulnym salonie babci.
Wizja minęła.

-Aaaa!- wrzasnęłam.- To nie tak miało wyglądać!- i na dobre się rozpłakałam. Ale ta reakcja nie była sztuczna, wiec zadziałało, jak miało.

Teraz patrzyłam z perspektywy lady Pauline. Była chyba na jakimś tarasie, przechadzała się w wolnych dla siebie kilku metrach sześciennych. I tak nie miała za dużo miejsca. Przyjżałam się mocniej i starałam się jak najbardziej zapamiętać ten krajobraz. Po chwili, wizja zniknęła.

-Co widziałaś?- powoli podeszła do mnie córka Duncana. Przez chwilę miałam chęć, żeby nic jej nie powiedzieć, uciec i wpaść w sidła Morgaratha. Ale się opanowałam.

-Pszepraszam. Ja... Widziałam co mój kuzyn robi. A nie według naszego planu. Więc się wkurzyłam na poważnie, i widziałam wszystko jako lady Pauline- wykrztusiłam.- Jest tu gdzieś do pisania?

-Pewnie- odpowiedziała i podała mi pędzel i cienką kartkę. Przez chwilę przyglądałam się nieznanemu mi do tąd przyrządowi. Za chwilę jednak zaczęłam malować widok tego, na co patrzyła Pauline. Królowa zmarszczyła brwi, gdy wyjaśniłam jej co to.

-W Araluenie raczej nie ma takiego widoku. Chyba- podkreśliła. Podeszła do okna zasłoniętego zasłoną i wyglądnęła.- Ściemnia się już- oznajmia.- Połóż się na kanapie, zwiadowczyni- dodaje.

-Ale ja...- ucisza mnie ręką.

-Musisz odpocząć.

-I jeszcze... Z kąd Pani wiedziała, że ja... Will...

-Zgadywałam- uśmiechnęła się.- No proszę cię! Z daleka widać, co do niego czujesz. A teraz: idź spać. Nie przejmuj się mną, proszę.

I poszłam i się położyłam, zdana na łaskę regentki.

***

Obudziłam się. Usiadłam gwałtownie.

-Wiem, gdzie to było!- krzyknęłam, ale zauważyłam, że Cassandra śpi.- Jutro to przemyślę- powiedziałam już ciszej. Bo w końcu kobieta spała tuż obok. Albo i nie. Podniosłam się nieco bardziej, i to, co zobaczyłam, mnie lekko zamurowało.

Regentka spała na ziemi, tylko z poduszką i cienkim kocem. Mi pozwoliła na takim miejscu jak kanapa spać, mi, nędznej dziewczynie, która prawie nic nie umie, a sama, położyła się na podłodze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro