Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wyjął z płótna kolejny przedmiot- łuk.

—To jest łuk refleksyjny. Nie mogę dać ci zwykłego, bo jest dla ciebie trochę za duży. Przypuszczam, że umiesz już coś z łucznictwa?—spytał

—Oczywiście— odparłam. Po przeczytaniu czwartej księgi „zwiadowców" zażyczyłam sobie na urodziny zestaw łuczniczy. Może nie był on aż tak profesjonalny jak ten zwiadowczy, ale starałam się wtedy ćwiczyć w miarę systematycznie i dobrze.

Podał mi łuk, ale bez założonej cięciwy. Trzymał ją w drugiej ręce, z czego wywnioskowałam, że sama mam ją założyć. Przejęłam od Willa łuk, i z lekkim trudem nałożyłam cięciwę. Na szczęście chociaż wiedziałam, jak to się robi.

—Wystrzel.... Tam- -Will pokazał pień jednego z drzew.

Wzięłam głęboki oddech. Czy to naprawdę ta chwila? Chwila, w której strzelam z łuku, pod nadzorem zwiadowcy? Już wycelowałam, miałam wystrzelić, ale nagle zluzowałam cięciwę.

—Czy mogę rękawice i to na ramię?—zapytałam. Nie dam się nabrać oznajmiłam sobie w myślach. Muszę przypomnieć sobie wszystkie szczegóły jakie opisał Flanagan, a wtedy może będzie mi łatwiej.

Przez twarz Willa jakby przeszedł cień rozczarowania, ale szybko to zamaskował. Podał mi rękawice i naramiennik i wycelowałam.

Przeważnie w domu nieźle szło mi strzelanie, ale ten strzał był naprawdę wyśmienity. Trafiłam w sam środek celu! Prawie krzyknęłam z radości, ale się opanowałam i przybrałam (na ile się dało) obojętny wyraz twarzy.

—Nieźle... A teraz strzel tam—tym razem wskazał pień brzozy, oddalonej o jakieś dwadzieścia metrów.

Ponownie wzięłam głęboki wdech. Wycelowałam, wystrzeliłam, i ku mojej lekkiej irytacji strzała przeleciała pare centymetrów od celu. Chyba za bardzo podekscytowana się pierwszym strzałem, i stałam się zbyt pena siebie.

—Jaka szkoda— powiedział tylko Will.

Ale po chwili podszedł do mnie, pokazał mi jak celować, i inne rzeczy do tego potrzebne.

— I teraz..—zaczął Will.

—Ćwiczyć, ćwiczyć i ćwiczyć— dokończyłam. Już widziałam w myślach siebie strzelającą dziś z łuku godzinami...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro