Pięćdziesiąt lenn? Nie przesadza pan?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Trochę mnie tu nie było, ale postaram się, aby kolejne marudzenia pojawiły się szybciej! Chociaż nic nie obiecuję, bo tę część pisałam kilka miesięcy...

A dzisiaj pogadamy sobie krótko o bezsensownym podziale administracyjnym Araluenu.

Wiecie, że Araluen, Celtia i Picta bardzo przypominają Szkocję, Irlandię i Anglię? Na pewno to zauważyliście. I wiemy, że nie jest to jakoś wybitnie wielka wyspa. Widać to nawet po tym, jak krótko trwają podróże z jednego lenna do drugiego, zaledwie kilka dni. Nawet dojazd Willa z Seacliff do Norgate nie zajmuje zbyt wiele, choć chłopak nie podróżował tam w niezwykłym tempie zwiadowcy. Jeśli dobrze pamiętam, dotarcie z Seacliff do Redmont przez człowieka rozwożącego listy trwało około tygodnia. To niewiele, biorąc pod uwagę, że kurierzy z dużymi przesyłkami, obsługujący kilka czy kilkanaście lenn, zazwyczaj nie podróżowali wyjątkowo szybko.

Jakim więc cudem ten nieduży kraj ma aż pięćdziesiąt lenn? Czy one są wielkości podwórka? Bo tak to wygląda. Szczególnie że podobno Araluen, Redmont, upadły Gorlan, Merric i Kerack to wielkie tereny. Co z pozostałymi lennami? Jasne, Seacliff to wysepka, a reszta? Wygląda to tak, jakby tłoczyły się jedno na drugim i naprawdę zajmowały podwórko. Wiadomo, że sporo jest małych, ale bez przesady. Mapa jednak pokazuje, że lenna są poupychane wręcz na siłę. O wiele sensowniej byłoby je złączyć w kilka większych, bo tak duża ilość lenn to nic więcej niż tylko problemy dla kraju. Burdel w administracji, gospodarce... Bo w końcu ci wszyscy baronowie byli, przynajmniej ofcjalnie, tak samo ważni. Czyli król musiał się zajmować pięćdziesiątką wysokich…. raczej wysokiej rangi, bo wzrostu panów nie znamy, urzędników. Nieoficjalnie wiadomo, niektórzy mieli mniej do powiedzenia, ale każde lenno to i tak góra dodatkowej papierkowej roboty. Nawet większe (prawdopodobnie) od Araluenu kraje w naszym realnym świecie nie mają zazwyczaj więcej niż dwadzieścia czy trzydzieści najważniejszych części w podziale administracyjnych. Więc dlaczego nagle taka wyspa wielkości Anglii ma ich pięćdziesiąt?

Żeby było zabawniej, lenna w Araluenie dzielą się na hrabstwa. Skąd to wiemy? Ano z „Czarnoksiężnika z północy". Gdy Crowley pokazuje Willowi, gdzie ma pojechać, mówi mu, że Macindaw to jedno z hrabstw Norgate i zarazem jedyne w kraju, które ma własny zamek. Czy ktoś mógłby wyjaśnić mi, jak to ma działać? Czyli wszystkie lenna dzielą się na hrabstwa, ale najwyraźniej żadne z nich (z wyjątkiem Macindaw) nie ma własnego zamku i pomniejszego namiestnika, który podlega baronowi? A może ci lordowie mieszkają w głównym zamku lenna i dbają o hrabstwa na odległość? Albo nikt nie zarządza hrabstwami?

Podział administracyjny Araluenu po prostu nie ma sensu. Warto też zauważyć, że nawet tak duże lenna jak Redmont nie mają żadnych miast, bo pod zamkami są… wioski. Nawet we wczesnym średniowieczu mieliśmy już pierwsze miasta, a czasy „Zwiadowców” podchodzą jednak pod wieloma względami pod późniejsze średniowiecze, może nawet początek naszego renesansu. Dlaczego w kraju nie rozwinęło się żadne miasto z prawdziwego zdarzenia? Czy to w ogóle możliwe? Moim zdaniem nie i budzi pewien niepokój, bo w każdym dobrze prosperującym kraju miast powinno być przynajmniej kilka. No jedno na lenno, pod samym zamkiem chociażby! Araluenowi dawałoby to pięćdziesiąt większych lub mniejszych miast i mieścin. I o ile oczywiście samo istnienie wiosek sens ma i jest całkicie normalne, to to, że nawet pod zamkiem Redmont mamy właśnie wieś, a nie miasto, już nie. A podobno Araluen to fajne, ładnie rozwinięte państwo. W takim razie boję się o pozostałe.

Tak naprawdę podział na pięćdziesiąt lenn, jak widzimy, to tylko wierzch błędów w planowaniu podziału administracyjnego tego królestwa, które jest po prostu za małe na takie szaleństwa. Jasne, pięćdziesiąt to ładna liczba i w ogóle, ale przykładowo dziesięć też. I to bardziej sensowna. Pięćdziesiąt to mogłoby być tych nieszczęsnych hrabstw, o których wiemy tylko, że istnieją na potrzeby jednej części i tylko w jednym znajduje się zamek, bo albo nikt nimi nie zarządza, albo zarządcy mieszkają w zwykłych chałupach lub u baronów na garnuszku. Dodajmy do tego jeszcze przedziwny brak jakiegokolwiek średniowiecznego miasta z prawdziwego zdarzenia, a będziemy mieli istny korowód bezsensownej kreacji świata. I chociaż Flanaganowi trzeba przyznać, że nie kłuje to zbytnio w oczy, głównie przez jego sposób pisania i opowiadania fabuły kolejnych części, to po dłuższym zastanowieniu robi się to coraz bardziej szyte grubymi nićmi.

Na dzisiaj to wszystko, tak krótko i po długiej przerwie. A w kolejnej części może pogadamy sobie o aralueńskim systemie edukacji. Chyba że macie swoje pomysły?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro