5.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Brandon obiecał, że nie zostawi mnie samej, a jednak nie było przy mnie teraz nikogo. Minął tydzień od wypadku. Od dwóch dni byłam w domu. Nikt od tamtego czasu mnie nie odwiedził. Nikt oprócz Lily, która chyba nie potrafiła znaleźć sobie miejsca. Nie rozmawiałam z nią, ale to chyba w ogóle jej do mnie nie zniechęcało. Czy tu była, czy nie i tak czułam się tak samo? Nie powinno mnie tu być. Powinnam nie żyć jak Liam albo zamiast niego.

– Powinnaś z nami wyjść. - Słyszałam to po raz kolejny.

Ile razy można mówić to samo? Przestałam tłumaczyć za drugim razem. Skoro nie rozumiała, musiała jej wystarczyć prosta odpowiedź.

– Nie mam ochoty – burknęłam.

Wyszła. Tak po prostu. Jak zawsze, ale później wracała i znowu próbowała wyciągnąć mnie z domu. Ja bym odpuściła dość szybko. Chyba że chodziłoby o moich przyjaciół, których teraz przy mnie nie było.

Później pojawił się u mnie Brandon. Nie widziałam go od rozmowy w szpitalu. Byłam na niego zła, ale też zadowolona, że w końcu przyszedł.

– Co ty ze sobą robisz? - Spojrzał na mnie. – Wyjdź do ludzi.

– Do tych, którzy mnie nawet nie odwiedzili? - Spojrzałam na niego z pogardą. – Nie warto.

– Nie mogłem.

Nie chciałam, żeby się tłumaczył. Wymówki były słabe. Jeśli ktoś nie zamierzał spędzać ze mną czasu ok, rozumiałam, ale wystarczyłoby mi to powiedzieć.

– Jasne.

– Kurwa, Suzie. - Usiadł naprzeciwko mnie. – Twoi rodzice nie chcieli mnie tutaj wpuścić.

– Nathana i Meg też nie? – spytałam obojętnie.

Nawet nie zadzwonili. Jeden SMS po moim wyjściu ze szpitala i myśleli, że to wystarczyło. Myślałam, że mogłam na nich liczyć.

– Nie wiem, dlaczego ich u ciebie nie było. Z nimi to sobie wyjaśnij.

– Nie będę z nimi rozmawiać – odburknęłam.

Nie obchodziło mnie, dlaczego ich tu nie było, a po prostu to, że ich nie było. Miałam prawo być zła.

– Wiesz, że twoi rodzice uważają, że to ja miałem was pilnować?

Jak zawsze rodzice woleli zwalić winę na kogoś, zamiast przyznać się do błędu. Oni powinni mnie pilnować albo wbić mi do głowy, że skoro miałam prowadzić samochód i jechałam na imprezę to oczywiste, że nie mogłam pić. To moja wina. Gdybym nie wypiła, Liam nie musiałby prowadzić. To ja byłam winna, a nie Brandon albo Liam, ja.

– I myślisz tak samo, jak oni? Nie mam pięciu lat. - Wstałam.

– To im próbowałem wytłumaczyć. Tyle że usłyszałem, że myśleli, że jestem mądrzejszy. - Zaśmiał się. – Czy kiedykolwiek uważałaś mnie za mądrzejszego?

– Jestem zła. Nie rozśmieszaj mnie. - Próbowałam powstrzymać uśmiech.

– Ty z nas wszystkich byłaś zawsze najmądrzejsza.

To prawda. Zawsze, gdy wpadali na głupie pomysły, starałam się sprowadzać ich na ziemię. Oczywiście było parę głupot, które odwalałam z nimi, ale nigdy nie na tyle poważne, żebym kiedykolwiek musiała ich żałować. Jednak tej jednej rzeczy będę żałować do końca życia, bo mogłam nie dopuścić do wypadku.

– I dokąd nas to zaprowadziło? Liam przeze mnie nie żyje.

– Nie mów tak. - Stanął przede mną, łapiąc mnie za ramiona. – Nie mów tak, Suzie.

– Ale to prawda – powiedziałam cicho, patrząc mu w oczy.

Widziałam w nich smutek. Był bezradny, bo nie potrafił mi pomóc. Nie szkodzi. Teraz nikt nie umiał mi pomóc. Nie wiedziałam, czy będę jeszcze tą samą osobą, czy będę umieć beztrosko patrzeć na życie. Chciałabym, żeby śmierć Liama nie zrobiła na mnie wrażenia, żeby na mnie w ogóle nie wpłynęła, ale to niemożliwe.

– Ulży ci, jak przytaknę? Jak powiem, że masz rację? - Wkurzył się. – Tak, nie powinnaś wsiadać z nim do samochodu! Cholerny idiota ryzykował waszym życiem i wybacz, że wcale nie twierdzę, że nie zasłużył na karę.

– Przestań! - Zasłoniłam sobie uszy dłońmi.

Nie chciałam tego słuchać. Zdawałam sobie sprawę, że był zły na Liama, że przez niego mogła zginąć Lily. Ale on poniósł za to najgorszą karę, a mi nawet nic się nie stało. To mnie powinien znienawidzić.

– Ale nawet według mnie śmierć jest zbyt okrutna. Wystarczyłaby złamana noga, ręka, żebro. No w najgorszym wypadku kręgosłup, ale nigdy nie życzyłbym mu śmierci. - Złapał mnie za dłonie. – Nieważne, co myślisz, też źle mi, z tym że nie żyje, rozumiesz? Mógłbym być na niego wściekły, a tak nie mogę zrobić nic. Nie mogę być na niego zły, bo przypłacił to życiem, ale nie potrafię cię obwiniać za to, że go nie powstrzymałaś. Suzie, mogę obwiniać cię tylko za to, że z nim jechałaś. - Chwycił moją twarz w dłonie. – Też jest mi ciężko i nie potrafię wyobrazić sobie tego, co czujesz.

– Czuję się okropnie. - Wtuliłam się w niego bardziej. – Nie mogłam nic zrobić i masz rację. Może gdybym z nim nie jechała, czułabym się, mniej winna.

– Wcale nie będzie dobrze – głaskał mnie po plecach – ale z czasem...

– A czy to nie ty mówiłeś, że czas nie leczy ran? - Spojrzałam na niego.

– Tak, ale przyzwyczaja do bólu. Zobaczysz, że nauczysz się z tym żyć.

Nauczę się z tym żyć. Nie chciałam z tym żyć. Chciałam zapomnieć najszybciej jak to możliwe.

Brandon siedział ze mną do wieczora. Było mi trochę głupio, że zrezygnował ze swoich planów. Jednak nie na tyle, żeby powiedzieć mu, żeby zostawił mnie samą. W końcu mogłam, chociaż na chwilę poczuć, że było jak dawniej. Rozmawialiśmy o naszych planach na przyszłość. Jak na razie postanowiłam, że skupię się na studiach. Nie chciałam się jeszcze zastanawiać, co dalej i jak za kilka lat będzie wyglądać moje życie. Odkąd poszłam do liceum, przestało mieć to dla mnie znaczenie. A właśnie wtedy powinnam się skupić na planach na przyszłość. Nie byłam jeszcze pewna, co chciałam robić. O studiach prawniczych mogłam zapomnieć, a studiów, które wybrałam pewnie, nie skończę. Teraz dopiero dotarło do mnie, że uszczęśliwienie rodziców nic nie da. Będę się męczyć, robiąc do końca życia coś, czego nienawidziłam. Może uda mi się zmienić kierunek. Tylko w tej chwili sama nie wiedziałam, co chciałabym dalej zrobić ze swoim życiem.

– Będę leciał.

– Dziękuję. - Przytuliłam się do niego. – Zrobiłeś dla mnie dzisiaj o wiele więcej niż oni wszyscy przez ostatnie kilka dni.

– Nie odtrącaj Lily. - Objął mnie ramieniem. – Wiem, że to ty odczuwasz największą stratę, ale jej też jest ciężko. Była tam.

To jego siostra i oczywiste, że chciał dla niej jak najlepiej, ale jeszcze nie potrafiłam przestać być obojętna. I potrzebowałam jeszcze trochę czasu, zanim to minie.

– Chyba jeszcze to do mnie nie dociera, przepraszam.

– Suzie. - Patrzył na mnie. – Nie zamykaj się w domu, bo to cię zniszczy.

Gdy wyszedł, postanowiłam wziąć kąpiel. Rodzice nie próbowali ze mną rozmawiać. Zawsze, gdy miałam jakieś problemy, udawali, że tego nie widzieli. Wydawało im się, że jeśli będą udawać, że nic się nie działo, to tak właśnie będzie. Nigdy nie prosiłam ich o wsparcie, mimo że wiele razy go potrzebowałam. Często czułam się przez nich odrzucona, ale chyba już nie czas, żeby oczekiwać ich zainteresowania. Teraz poradzę sobie bez pomocy rodziców. Będąc na studiach, nie będę się z nimi często widywać i bardzo mnie to cieszyło. Ich pewnie też.

Weszłam pod prysznic i stałam tam kilka minut pod zimną wodą. Po chwili jednak nie mogłam się opanować i zaczęłam płakać, znowu. Zanim osunęłam się na ziemię, zdążyłam zakręcić wodę. Płakałam tam z dobre pół godziny, zanim znalazłam w sobie siłę, żeby wstać. Nie czułam zimna, a jedyne, co to ból. Nie wiedziałam, ile jeszcze minie, zanim przestanę cierpieć, ale byłam pewna, że najbliższe kilka miesięcy będzie dla mnie ciężkie.

– Suzie, co się dzieje? - Mama zapukała do drzwi łazienki.

Ciekawe, czy to dlatego, że się martwiła czy dlatego, że czegoś stąd potrzebowała.

– Za chwilę wyjdę! – odkrzyknęłam i pośpiesznie zaczęłam się ubierać.

Próbowałam ją wyminąć, ale złapała mnie za ramiona.

– Dlaczego nie chcesz ze mną porozmawiać?

– Rozmowa to ostatnie, na co mam teraz ochotę. - Wyrwałam się i uciekłam do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi.

Opadłam ciężko na łóżko, chcąc po prostu zasnąć. Na chwilę zapomnieć o bólu, ale nic z tego.

Dostałam SMS od Meg. Nawet nie miałam ochoty go czytać. Nie obchodziło mnie, co napisała. Później jednak dostałam drugiego i chcąc nie chcąc odczytałam, zanim przyjdzie jej pomysł, żeby zadzwonić.


Jutro impreza u Natha, będziesz?


Wiem, że ci ciężko, ale to minie. Im dłużej będziesz siedzieć w domu sama, tym gorzej. Chcesz zwariować od tych myśli? Nic już nie zmienisz, więc przestań się obwiniać.


Dla niej wszystko zawsze było proste. Miała w dupie innych, dlatego tak łatwo jej z tym wszystkim żyć. Postanowiłam jej odpisać.


Chyba wolę przesiedzieć to w domu, niż z przyjaciółmi, którzy nawet mnie nie odwiedzili. Dzięki za pamięć.


Odrzuciłam telefon na bok, mając nadzieję, że jednak uda mi się zasnąć, ale dostałam kolejną wiadomość.


Nie musisz się na mnie wyżywać. W dupie mam, czy tu będziesz.


Świetnie. Ja też miałam w dupie, czy ona chciała mojego towarzystwa, czy nie. Miałam ochotę wrzeszczeć. Nie tego spodziewałam się po przyjaciółce, ale w sumie na nią też nie zawsze można było liczyć. Bardziej zależało jej na tym, żebym to ja była na każde jej zawołanie, żeby się miała komu żalić. Nie mogłam liczyć na to samo. W sumie to nigdy nie było jej przy mnie, gdy potrzebowałam czyjejś obecności, a moje problemy zawsze ją bawiły. Dlaczego dopiero teraz do mnie dotarło, jaka była fałszywa i że nasza przyjaźń opierała się na kłamstwie? Dlaczego nie zauważyłam tego wcześniej?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro