8.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Spóźniłam się pierwszego dnia. W sumie żadna nowość. Przez całe liceum uważałam, że przysługiwał mi kwadrans akademicki, więc teraz nie miałam żadnego problemu, żeby z niego skorzystać. Jednak w nowym miejscu powinnam najpierw się przystosować i ocenić, na ile mogłam sobie pozwolić. Trudno, może uda mi się jakoś zatrzeć pierwsze złe wrażenie.

Odwiózł mnie Brandon, bo chciał zobaczyć czy wyrwie tu jakąś panienkę. Może mu się uda. A jak nie to chociaż porucha, bo chętną na pewno znajdzie.

Dziewczyny z pokoju wydawały się spoko, ale nie wiedziałam, jak się będziemy dogadywać. W ostateczności nie musiałyśmy ze sobą rozmawiać i wystarczyło, że będą mi schodzić z drogi. Może z czasem będzie mnie stać na wynajem jakiegoś skromnego mieszkanka.

Martha przyjechała na studia z Irlandii Północnej, dokładniej z Bangor. Fajnie, zawsze chciałam odwiedzić tamte rejony. Jeśli się zaprzyjaźnimy, może w końcu będę miała okazję. Druga współlokatorka to Ashley. Do tej pory mieszkała w Phoenix. Uwielbiałam to miasto. Byłam tam kilka razy za dzieciaka. Nigdy nie przeszkadzał mi upał, na który ona narzekała. Była trochę lalusiowata, ale po chwili rozmowy z nią okazała się nawet fajna. Pewnie zakoleguję się z nią szybciej niż Marthą, która wydawała się typem kujona. Może tylko chciała sprawiać takie wrażenie?

Rozpakowanie moich rzeczy zajęło niecałą godzinę. Nie miałam tego dużo, bo wolałam nie zabierać wszystkiego. Bałam się trochę, że większość cennych rzeczy mogłabym tutaj stracić. Ze względu na imprezy, oczywiście. Zamierzałam przystopować z imprezowaniem i alkoholem, ale to wcale nie oznaczało, że się ograniczę do zera.

Miałam zamiar przespać resztę dnia, ale oczywiście dziś wieczorem wraca Meg i nie obędzie się bez imprezy powitalnej. Podjadą po mnie z Krisem, gdy będą wracać z lotniska. Miałam trzy godziny, żeby się ogarnąć. Liczyłam na to, że nie będzie z nami dziewczyny Nathana.

Siedziałam na łóżku z laptopem, przeglądając jakieś strony z wiadomościami. Dziewczyny przed chwilą wyszły, więc miałam trochę czasu tylko dla siebie. Nie mogłam uwierzyć, gdy usłyszałam, że Martha poszła zapisać się na dodatkowe zajęcia już dzisiaj. Kto normalny robi to pierwszego dnia na nowej uczelni? Może będzie na tyle pomocna, że użyczy mi czasami swoich notatek, bo wątpiłam w swoje zdolności notowania. Przez całe liceum zanotowałam tylko zagadnienia na egzaminy. Jakoś udało mi się zawsze uniknąć kary za brak notatek.

Rozmawiałam chwilę z mamą. Wkurzyłam się, gdy powiedziała, że Maia zajęła już mój pokój. Przecież tam były jeszcze moje rzeczy. Lepiej dla niej, żeby ich nie tknęła, bo mogło dojść do rękoczynów. Nie ma co. Myślałam, że rodzice poczekają trochę, aż oswoję się z mieszkaniem w akademiku, a dopiero później przygarną pod swój dach moją kuzynkę. Ale widać nie byłam ich, aż tak kochaną córeczką, żeby to miało dla nich jakiekolwiek znaczenie. Zapewne nie widzieli w tym nic złego. Oni nigdy nie zauważyli nic złego w swoim zachowaniu. Uważali, że to ja wszystko wyolbrzymiałam. Niech im będzie. Całe zło to ja.

– Myślałam, że zajmie wam to trochę więcej czasu. - Minęłam się z dziewczynami w drzwiach.

Martha przeszła obok mnie bez słowa. Nie chciałam z nią rozmawiać, bo szczerze mówiąc, nie interesowało mnie, czemu była taka wkurzona.

– Mamy na ciebie czekać? - Zaśmiała się Ashley.

Jasne, że nie. Nie wrócę tutaj na noc. Nawet nie wiedziałam, czy nie spóźnię się jutro na pierwsze zajęcia, ale miałam to gdzieś.

– Najprawdopodobniej wrócę rano po zeszyty.

– Udanej zabawy! – krzyknęła za mną.

Na pewno będzie udana.

Przed akademikiem zauważyłam samochód Krisa, więc ruszyłam w jego stronę. Gdy do niego wsiadłam, Meg kłóciła się ze swoim chłopakiem Świetnie. Z tego, co zdążyłam usłyszeć, miał pretensje o jej wyjazdy. To, że próbował ograniczyć Megan, wkurzało ją strasznie. Nie pozwoli, żeby ktokolwiek mówił jej, co miała robić. Prędzej by go pogoniła, niż pozwoliła się ograniczać.

– Mam wyjść? - Zerknęłam na nich.

Chętnie bym to zrobiła byle tylko ich nie słuchać.

– Lepiej niech ta jędza wyjdzie – burknął, odjeżdżając z piskiem.

– Może mam teraz skakać?! Dodaj gazu, będzie więcej frajdy! Cześć, Suzie.

– Jak Londyn?

Czas zmienić temat, bo się jeszcze pobiją.

– Super, kiedyś tam zamieszkam. - Wyjęła telefon i zaczęła pisać SMS.

Zapewne do Brandona i Nathana. Ciekawe co zafascynowało moją przyjaciółkę, w Anglii, że chciała tam zamieszkać. Albo raczej kto.

– Beze mnie. - Spojrzał na nią. – Nie mam ochoty się stąd wyprowadzać.

– Wali mnie czy będziesz tam ze mną, czy nie.

Jak tak dalej pójdzie, nie wróżyłam im długiego związku. W sumie jak na Megan dwa tata z Krisem to już i tak jej życiowy rekord. No w sumie to nawet nie miałam co jej zazdrościć albo jemu, bo zdradzała go prawie od roku. Nie rozumiałam, czemu z nim była skoro i tak co weekend spotykała się z innymi chłopakami, ale może ją to jarało i dlatego z nim nie zerwie.

Wysiedliśmy pod blokiem Nathana. Myślałam, że pojedziemy gdzieś do baru. Jednak nie będę narzekać. No przynajmniej, dopóki nie zobaczę tej młodej suki. To znaczy dziewczyny Nathana.

Zostawiłam kłócących się Megan z Krisem, na parkingu i zapukałam do drzwi znajomego. Bo jak sam stwierdził, przyjaciółmi nigdy nie byliśmy. Nadal bolało mnie to, co powiedział i nie będę w stanie już mu ufać jak dawniej.

– Wchodź. - Wpuścił mnie do mieszkania, jakby w ogóle miał wybór. – Gdzie Meg?

– Chyba wygra bitwę... o Anglię. - Zaśmiałam się. – Kłócą się, odkąd wróciła.

Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu tej małej wywłoki. Nie było jej. Chyba że siedziała w kiblu, ale nie zamierzałam tego sprawdzać. Niech siedzi tam najdłużej jak się da.

– Natasha przyjdzie później.

Nawet nie ukrywałam, że mnie to cieszyło. Najlepiej jakby nie przyszła w ogóle, ale liczyłam na to, że za godzinę będę tak pijana, że jej towarzystwo nie będzie mi przeszkadzać.

– Nie uważasz, że to imię jak dla rosyjskiej dziwki? - Spojrzałam na niego.

Nie mogłam się powstrzymać, ale wcale nie zamierzałam ukrywać, że ta dziewczyna mi przeszkadzała.

– Przeginasz. - Podał mi piwo.

– No co? - Upiłam łyk. – Jakiś miesiąc temu moje poczucie humoru ci nie przeszkadzało.

Usidłam na kanapie, upijając kolejny łyk piwa. Jak tak dalej pójdzie, to wypiję o wiele więcej, niż zamierzałam. Chciałam coś powiedzieć, ale z hukiem wpadła Megan. Spojrzałam na nią, marszcząc brwi, na co machnęła ręką.

– Dawaj to piwo. - Wyrwała Nathanowi butelkę z ręki.

– Skąd u was dzisiaj to bojowe nastawienie? - Zmarszczył brwi. – Okres czy co?

Fajnie, że zły humor zawsze można zgonić na okres. Kiepsko, że faceci wszystko, co nas wkurzało, uważali za winę buzujących hormonów. No kurwa, kobiety to w ogóle były złe, ale jak chciało im się bzykać, to byłyśmy super.

– Zamilcz. - Uciszyła go. – Brandon kupi wódę i będzie za godzinę.

Miałam nadzieję, że przyjedzie za chwilę.

– Najpierw kupi wódę? - Spojrzałam na nią. – I zajmie mu to godzinę? Ej, on ją wychla.

– Głupia. - Usiadła obok mnie. – Gadaj co się tutaj działo, bo ten debil – wskazała głową na Natha, ale nawet na niego nie spojrzałam – nie miał czasu. No kurwa, ile można się ruchać?

Po długiej wymianie zdań w końcu doszłam do słowa, a raczej zostałam dopuszczona do głosu. Opowiedziałam jej, że wychodziłam czasami z Brandonem. O Nathanie nie chciałam gadać i to wcale nie dlatego, że siedział z nami. Olał mnie. W ogóle nie chciał się ze mną spotkać. Pierdole, nie będę się prosić. Szok, że teraz nie miał nic przeciwko, ale chodziło pewnie o to, że była z nami Meg, a ja byłam jej przyjaciółką. Nadal nie wierzyłam, że mogłam się tak pomylić i mu zaufać. Chciałam jej powiedzieć o dziwnym zachowaniu Krisa w stosunku do mnie, ale wolałam nie zaczynać teraz tego tematu. Była na niego wściekła. Poza tym nie wiedziałam, czy w ogóle chciałam o nim rozmawiać. Przecież mogła odebrać to, że to ja zaczęłam z nim kręcić. Udałam, że nic się nie stało. Megan wróciła, więc jej chłopak w końcu przestanie zawracać sobie mną głowę. Powiedziałam o pierwszym dniu na uczelni, o nowych współlokatorkach.

– A faceci? Suzie, faceci! - Zaśmiała się.

– Jeszcze się nie rozglądałam.

Nie zwracałam uwagi na chłopaków, bo postanowiłam na jakiś czas dać sobie z nimi spokój. Nie chciałam się z nikim związać. Musiałabym opowiedzieć o wypadku i o swoich przeżyciach, a nie byłam jeszcze gotowa dzielić się tym z kimkolwiek. Nie wiedziałam, czy kiedyś będę na to gotowa.

– Weź, nie marnuj czasu.

– A ty już kogoś zakręciłaś, że chcesz wracać do Londynu? – odezwał się Nathan.

– Bo to jednego. - Zaśmiała się. – Upatrzyłam sobie murzyna. Wiesz, lepszy seks, większe...

Nie dokończyła, bo zakrztusiłam się piwem i musiała poklepać mnie po plecach. Wiedziałam, co się mówiło o murzynach, ale nie podejrzewałam, że zdążyła już potwierdzić teorię. Na bank wyruchał ją jakiś czarnoskóry facet. Byłabym zawiedziona, gdyby okazało się, że nie.

– Spróbowałaś już? – dopytywał.

– Ciekawy czy miał większego od twojego? - Spojrzała na niego. – Tak.

Okazało się, że Natasha nie mogła przyjść, więc Nat wyciągnął nas z domu, żeby do niej iść. Zmyłam się po drodze, zabierając ze sobą Brandona, który właśnie do nas szedł. Siedzieliśmy u mnie przed klatką, na ziemi, śmiejąc się jak idioci. Zastanawiałam się, kiedy tamta dwójka zorientuje się, że im uciekłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro